czwartek, 11 sierpnia 2016

Bath - spacerkiem po mieście


Parę lat temu bawiąc z  wizytacją w Albionie udałyśmy się z Mamelonem  do wód, bardzo dosłownie do wód, czyli wylądowałyśmy w Bath. Kurort z tradycjami co się zowie, już starożytni  Rzymianie tralala... i to dosłownie bo Bath  to nic  innego tylko  rzymskie kąpielisko Aqua Sulis. Rzymianie rzeczywiście zainwestowali w  infrastrukturę czyli wybudowali łaźnie z okolicznościową świątynią, kiedy tylko zorientowali się że łaźnie będą  tanie  w utrzymaniu bo  wody  do tepidarium i caldarium nie trzeba podgrzewać. Celtycką boginię Sulis zamienili na  rzymską  Minerwę, autochtonów którzy do tej  pory korzystali z ciepłych źródeł w warunkach dzikiej natury postanowili  uraczyć basenami w najlepszym stylu  "prosto ze stolicy Imperium" i stworzyli chyba najbardziej znaną, oprócz Muru Hadriana rzecz jasna, pamiątkę  swego pobytu na Wyspach Brytyjskich.



Wody geotermalne, rzeka Avon i bliskość  wybrzeża, wielowiekowa tradycja  - idealne miejsce na wypoczynek, nie ma się zatem co dziwić że Anglicy od wieków  pielgrzymowali do Bath. Niby w celach  prozdrowotnych ( to jedyne źródła geotermalne w Anglii ) ale cele prozdrowotne w spętanych swoistymi konwenansami epokach minionych,  były często tylko pretekstem do udania się w miejsca gdzie życie płynęło dzięki przybyszom z różnych stron królestwa, znacznie żwawszym nurtem niż miało to miejsce w wiejskich dworach czy nawet zamkach. Dlaczego dworach a nie w domkach, chatkach czy tam innych miejscach w których mieszkali mniej zamożni obywatele królestwa. Ha, na wakacje dla poratowania zdrowia  w dawnej Anglii to mało kogo było stać, tylko ludzie posiadający jakiś tam majątek, stały dochód na poziomie umożliwiającym utrzymanie paru dorosłych, niepracujących osób, mogli sobie bytować w Bath. Opowieści o  biednych pastorach z Bath odczytujemy  dziś często przez  pryzmat  biedy trzecioświatowej a to była zupełnie innego rodzaju bieda ( choć też paskudna ).



Bath jak każde miasto przeżywało wzloty  i upadki. Po wyprowadzce  Rzymian z wysp, podupadło jak niemal wszystko, potem zaczęło się mozolnie dźwigać, szczęśliwie założono w nim opactwo, więc nie zniknęło z mapy. Bath Abbey powstało coś tak koło  675 roku, ponoć na miejscu dawnej pogańskiej świątyni. Musiało być ważnym ośrodkiem kultu skoro odbyła się w nim  królewska koronacja ( w roku 973 Edgar został ukoronowany jako King of the English ). W XI wieku świetność opactwa była tak  wielka że rozpoczęto budowę katedry. Niestety budynek został przez historię potraktowany dość okrutnie ( zniszczał w XV wieku, niby miał być odbudowany ale kiepsko to szło ), po awanturach religijnych  Henryka VIII opactwo zakończyło życie jako monastyczna wspólnota, katedra nie była  już do niczego potrzebna i dopiero  córka Henryka, Elżbieta I podjęła  jakieś działania w celu odbudowy ( dobra królowa Bess w ogóle miło zapisała się  w historii miasta - nadała mu w 1590 roku status city ). Obecnie stojący budynek to resztki  historyczne i neogotyk angielski, zresztą bardzo miły dla oka. Warto się pogapić bo jest w sumie dość nietypowy. Wpisuje się pięknie w kamienne miasto, bo żółtawy kamień z Bathampton i Combe Dawn to główny budulec miasta.




W  końcu XVI i  w XVII wieku Bath  zaczęło zyskiwać na znaczeniu jako miejsce lecznicze, ale swoją drugą młodość  przeżyło jednak dopiero wraz z zasięściem na tronie brytyjskim importu z Hanoweru, to w epoce georgiańskiej ( nazwanej  tak od  czterech królów  Dżordżów miłościwie panujących  nad Great Britain ) powstało miasto które staje przed oczami  czytelników prozy Jane Austen. Nie można jednak odmówić niezbyt mądrej królowej Annie Stuart ( panującej na chwilkę przed pierwszym Dżordżem ) pewnych zasług dla miasta. Nie było wielkiej rozbudowy za  czasów jej panowania, ale to właśnie wtedy Bath stało się modne. Ponowne chwile  chwały zaczęły się od  pięknoducha, birbanta i w ogóle letkiewicza - pana Richarda Nash'a zwanego Beau. Znacie angielskie pojęcie dandy,  no, to był dandy stuprocentowy - wzorzec gatunku ( choć samo pojecie  dandy narodziło się  nieco  później , w czasach kolejnego beau, czyli Beau Brumell'a ). Facet wymyślił sobie genialne zajęcie, został  Mistrzem Ceremonii. Nie miało to nic wspólnego z urzędem powstałym za czasów Jakuba I Stuarta. Fucha mistrza to była początkowo sprawa zupełnie "na dziko", nie jestem nawet pewna czy on się sam na nią nie powołał. Co robił taki Mistrz Ceremonii w kurorcie? Mistrz Ceremonii odprawiał ceremonie, dość durne,  przynajmniej z naszego punktu widzenia. Dla współczesnych Beau Nash'a , pochodzących jak i on z "lepszych sfer",  życie  w kurorcie  bez przewodnika który tworzył warunki towarzyskiej egzystencji byłoby  trudne. No człowiek nie wiedziałby co wypada  zrobić jak Iksińska  sunęła z srebrnym kubeczkiem po te wody lecznicze ( bo w Bath nie  tylko się pławiono w  wodzie lecz też ją w celach leczniczych pijano ) - dygnąć, udać  że się nie widzi, konwersację z pomocą wspólnego znajomego  zacząć ).  Beau rozwiązywał takie problemy, elegancko  i z wdziękiem, jak to Beau. Stworzył swoisty kodeks zachowań,  nieco poluzował gorset etykiety i z lekka  otworzył klasowe szufladki, tak  lubiane przez społeczeństwo brytyjskie - w końcu odpoczynek  u wód wymagał większego  luzu. Rok 1704 to złoty rok w  historii miasta, Beau został Mistrzem Ceremonii, nieważne  czy z samopowołania czy ktoś mu ten urząd przyznał, został i Bath złapało falę która wyniosła je wysoko - nie dość że pierwszy kurort królestwa, to jeszcze miejsce gdzie podobnie jak w Londynie uprawiano politykę przez duże P. Nieoficjalnie i czasem hym... tego... buduarowo - sypialniane, ale życie polityczne w tej  w sumie małej mieścinie osiągało niezwykłą temperaturę. Bardzo ważne dla historii Wielkiej Brytanii ustawy w Bath przepychano,  w parlamencie  w Londynie potem je tylko przyklepywano.



Jak pisałam prawie cały wiek  XVIII, epoka  georgiańska to dla Bath czas budowy. Słynne miodowe wapienie, tzw. Bath Stone i wszechobecna klasycystyczna architektura sprawiły że urbanistycznie miasto wydaje się niesamowicie wręcz  jednorodne. To takie miasto które zwiedza się nie tyle z powodu poszczególnych zabytków ale z powodu całego miasta, jego urody wpisanej w łagodne wzgórza wschodniego Somerset. Nawet krótka przebieżka po nim uświadomi człowiekowi dlaczego znalazło się na liście światowego dziedzictwa  kultury UNESCO. Bath oberwało podczas ostatniej wojny, mało osób zdaje sobie sprawę że  leżące w zachodniej Anglii  miasto mogło być bombardowane, a było  i to solidnie. 25 - 27 kwiecień 1942 to dla  Bath czarne daty, ponad 19 tysięcy budynków zostało uszkodzonych, niektóre z nich całkowicie zniszczone, wypalone, 400 osób zginęło. To był odwet  za naloty  na Lubekę  i Rostock. Teraz właściwie już po tych wojennych ranach na Royal Crescent ( to taka uliczka w kształcie półksiężyca  z domami które są ustawione w  zakrzywionej linii - nr. 3 do zwiedzania po rzymskich łaźniach ), Circus ( plac z domami postawionymi tak by tworzyły okręg - nr 2  na liście zwiedzaczy ), Paragon ( długa wijąca się ulica z domami "wijącymi" się wraz z nią ) nie ma śladu. I dobrze  bo te wszystkie miejsca zaprojektowane przez Thomasa Warr Attwood'a, postać bynajmniej  nie świetlaną, to światełko najczystsze, blask palladiańskich koncepcji architektoniczno - urbanistycznych, świecący  w Anglii w XVIII wieku. Koniecznie do  oblookania ( jak  nie żywcem to choć przez neta ), bo ta koncepcja broni się jeszcze dzisiaj, mimo  tych cholernych samochodów pędzących po mieście.




Nad  ścisłym miastem na wzgórzach dla oglądaczy ogrodów perełka czyli  Prior Park Landscape Garden, jeden z tych ogrodów od których zaczęło się tak naprawdę angielskie ogrodnictwo krajobrazowe. Dzieło wspólne angielskiego poety o wyjątkowo ciężkim charakterze i lekkim piórze czyli Aleksandra Pope'a i ogrodnika Capability'ego Browna. Pierwszy teoretyzował i narzekał na sztuczności ogrodowe typu strzyżone bukszpany czy inne cisy ( tfu, to wcale nie wynalazek holenderski, to jest coś znacznie bardziej dla Anglii niebezpiecznego - francuszczyzna! ) drugi po prostu tworzył. Ogrody piękne i wpisane w naturę - gładkie sukno falującej trawy, pośród której stały stare domostwa jak i nowe domy, wzniesione w nowym klasycystycznym stylu , rozproszone kępy drzew, pasy lasków, stawy, które miały przypominać jeziora w tafli których przeglądają się ściany domu, serpentyny strumyków utworzonych przez sprytne spiętrzenie rzeczek. Niby nie natura a jednak natura. Capability uchodził za najlepszego ogrodnika Anglii, choć my nazwalibyśmy go raczej architektem krajobrazu ( ogrodnik to tak się bardziej kojarzy z facetem od marchewki i buraczków ). O dziwo  po  śmierci został szybciutko zapomniany. Anglikom coś było za spokojnie w jego ogrodach.


To tak króciutko o Bath, miasta spacerkiem niespiesznym przechodzonego. Turystów oczywiście w bród, choć nie jest tak tłoczno jak w Pradze. Samochody za to są dobijające.
Teraz kolejny komunikat o kotach - Jupi oczekuje na to by kogoś adoptować Niezależna Jupi już może startować na podbój świata , lepiej się pospieszyć bo kocina już kombinuje jak by się tu zaląc na tymczasie ( bestia znaczy z tych bardzo inteligentnych ) a u Gosi, za jej drzwiami Białaczkowa ruletka . Tytuł niby okropny ale wieści dobre - tam na tymczasie oczekują zdrowe i zdrowiejące kotowskie, wszystkie pikne co cud! A mnie właśnie włazi na klawiaturę Szpagetka, chyba wyczuwa że piszę o innych kotach, he, he.

13 komentarzy:

  1. Ale tam pięknie! Tak by se człek pospacerował... Kolorystyka faktycznie oka nie męczy, a z tego co widzę, to nie ma nic wyższego niż cztery kondygnacje - czyli miasto akceptowalne w formie :)
    Jupisiek z dnia na dzień coraz sympatyczniejsza i oswojona - poleca się do zasiedlenia domu lub mieszkania. Warunek - musi już w nim być kot, lub musi być adoptowana z innym kotem. Sama zwiędnie, uschnie i będzie nieszczęśliwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miasto rzeczywiście nie jest z tych męczących, choć te wszędobylskie autka potrafią człowieka nieźle wkurzyć. No ale w końcu miasto było budowane pod konne zaprzęgi a nie pod śmigające auta.
      Jupisiek do domu z kotami znaczy - uwaga, uwaga kot do zakoconego domu. Gdybym nie bała się bezczelności i paskudności charakterów mojej rozpuszczonej piątki to sama bym jeszcze zapuściła. Niestety brzydkie kocie postępki + finanse mnie nie dozwalają na kolejne zapuszczenie ( czego żałuję ). Spróbuję popracować z kocim problemem nad Tatusiem, choć on ma teraz inne zmartwienia na głowie więc gwarancji żadnej nie ma że to się zakończy pozytywnie. Jak by Tatuś był luzak to ho, ho! Tymczasy byłyby zadomowione z biegu.

      Usuń
    2. Dzięki Ci, ach dzięki! Bardziej obawiam się tej adopcji Jupi tzw. normalnej rodzinie. Bo to kot radosny ale nie przytulny. Głaskać można - mruczy kontenta, ale o braniu na ręce mowy nie ma. Znowu mam dziurę w palcu i sznyty na nadgarstku, bo próbowałam srólewnę do miseczki podsadzić. Kotowatość pełną gębą. O kocie postępki się nie boję. U mnie też wszystkie nasze panny tłucze, a smark ledwo od kafli odrósł. Poradzi sobie w najgorszej bandzie.
      Ale finanse... Przecież jeszcze sterylka, no i tak całkiem to ucho nie jest wykluczone i gdzieś mi w głowie siedzi, że może, że jednak... ech :(
      U nas przestrzeń i finanse, to są dwa ograniczniki. Teraz względnie wychodzimy na prostą, bo całe kocie towarzystwo poleczone, poszczepione, wysterylizowane, zapalenie śluzówki żołądka u Krechy opanowane (ekskluzywną karmą), no to Pyza zaniemogła, bo się na coś uczuliła... Jak nie urok, to przemarsz wojsk.
      Za te ostatnie pół roku moich wizyt to Wet się zabierze na Malediwy last minute ;)
      Tak że Tabasiu bardzo bym się cieszyła, bo lepszego domu nie mogłabym sobie wymarzyć (osobiście bym smarkulę nawet dostarczyła z kukardką u szyi - pal licho moje ręce, może da radę kukardkę zawiązać w roboczych rękawicach :) ale nie naciskam :)

      Usuń
    3. U Tatiego są obecnie dwa koty, problemem jest tylko sytuacja zdrowotna w domu ( Tati zdrowy ale Macoszka dializuje ). Koty u Tatiego wychodzą, w domu jest baza czyli sypialnia i stołówka ( czytaj restauracja z menu degustacyjnym - ustępują kotom po całości, Figa całe życie katowała rodzinę wymaganiami kulinarnymi ). Muszę się zebrać w sobie to poważna rozmowa będzie.

      Usuń
    4. Tabasie, to tam jest ogród? Jak u Ciebie? Bo przy ulicy to bym się bała tę wariatkę puszczać.

      Usuń
    5. Nie do końca tak jak u mnie, co może być problemem. Nic to, nie ma się co zamartwiać trzeba wziąć byka za rogi. Tatiego spodziewam się na początku przyszłego tygodnia, doszłam do wniosku że rozmowa żywcowa jest lepsza niż naciski telefoniczne. Zobaczymy ile Tati może czasu poświęcić na małą i czy w ogóle jest szansa na zapuszczenie. Trzeba być dobrej myśli, gdzieś się Jupiszona upchnie w dobrym domu ( ważne żeby dom był dobry ). Postaram się być na maksa przekonująca ( mój Ojciec uwielbia koty ).

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Naprawdę piękne, gdybym miała w którymś z angielskich miast dłużej zabawić to byłoby to właśnie Bath.

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Jest ładnie, mimo turystów i samochodów. Cud swoisty.;-)

      Usuń
  4. Kurcze... tylko mnie chwilę nie było i wielkie zmiany, gdzie Twój ogród? - hahahaha...
    jutro poczytam, dzisiaj się witam :D życząc miłych snów :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ogrodzie nie piszę bo w ogrodzie to ja rozpoczęłam tzw. tyrkę. Znaczy wykopki, przycinania a nawet wycinania i insze radości. Po prostu muszę trochę od Alcatrazu odpocząć. No a w ogóle to byłam na trzydniowych wakacjach!:-)

      Usuń
  5. Bardzo ładne kwiaty i budynki oraz krajobrazy

    OdpowiedzUsuń