sobota, 1 kwietnia 2017

Smrodek i reszta

Rzecz będzie o  ekscesach i ich skutkach nadejszłych z całkiem niespodziewanej  strony. Podczas mojej nieobecności ( zaprawdę krótkiej ) opiekę nad kotami poruczyłam tercetowi w składzie: Cio Mary, Małgoś - Sąsiadka, Ciotka Elka. Tercet opiekował się kocyndrami aż za. Znaczy kiedy około  drugiej w nocy, odlotniskowana weszłam do domu zastałam dziewięć  kotów, z czego cztery były niewykastrowanymi kocurkami. Fala smrodu niemal mnie powaliła. Obce kocurki niespiesznie oddaliły się z byłej wolnej chaty ( mimo gromkich protestów Okularii ) a ja rzuciłam się do czyszczenie  wszystkiego! Kocurki obficie poznaczyły a Lalenty z Felicjanem nie mogli znieść tych woni więc choć  podsikali, coby  prawa zaznaczyć. O poranku dokonałam w lokalu jadącym octem i chlorem z cynamonową nutą przesłuchu Małgoś - Sąsiadki wyraźnie plączącej się w zeznaniach, następnie był  przesłuch Cio  Mary,  która poszła w zaparte i twierdziła że ona zastała "stan zastany".  Dopiero zdanko które wymknęło się  Ciotce Elce,  przesłuchiwanej jako trzecia - "Ja im mówiłam że to nie ona!", uchyliło nieco rąbka tajemnicy powstania smrodu.

Otóż moje cioteczno - sąsiedzkie  gwiazdy pomyliły Okularię z nieznanym kocurkiem ( rzeczywiście bardzo ale to bardzo podobnym, tym niemniej posiadającym widoczne gołym okiem klejnoty ) i zamykały pultających się w słusznej sprawie Lalka i Felicjana w łazience, żeby domniemana Okularia w spokoju pożarła jedzonko. Za domniemaną wkroczył Ocelot, Epuzer i Niescęście, no i  zrobiły bal. Obecnie chałupa jest bezwonna a Smrodek (tak nazwałam tego okulariopodobnego ) kulturalnie kusza na zewnątrz, rycząc domaga się porannego posiłku ( potem stołuje się gdzie indziej ). Na tym nie koniec, Sztaflik przechytrzyła Cio Mary i przemyciła do domu upolowaną myszkę, którą byłam znalazłam kierując się śladem zapachowym ( wciśniętą pod moje wyro, z wyrazami miłości rzecz jasna ). Myszce urządziłam pogrzeb morski ( sedes i to w tempie ekspresowym, tak woniało ). Kiedy tylko uporałam się ze stanem "po myszce" musiałam na biegu dyskretnie umyć drzwi Maćka sąsiada, który pokazywał mi swoją małą, mieszkającą u niego od września koteczkę ( czysta Szpagetka, tylko nosek jak u Epuzera ). Trochę za głośno  się zachwycałam i Szpagetka z rykiem wtargnęła na schody ( co jej się nie zdarza  ), a pod Maćkowymi drzwiami następnego dnia rano była kałuża ( bez rozbryzgu naściennego, damska - Szpageton mściwa bestia ).

I to wcale nie są opowieści prima aprilisowe - to zdarzyło się naprawdę. Nawet krótkie wyjazdy są w moim wypadku obarczone sporym ryzykiem! Jak i zachwyty nad kotami spoza stada, he, he ( choć sąsiedzkimi ).

6 komentarzy:

  1. To jest historia mrożąca krew w żyłach. Trzyma w napięciu do ostatniego zdania. Genialna opowieść okraszona humorem. Zazdroszczę okropnie takiego pióra. Pozdrawiam całe stadko. Moja kicia właśnie ściągnęła do domu i zmęczona zasnęła. Idę jej śladem!

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie wręcz hotel z powodu pogody, ściągają tylko wtedy gdy nocka chłodniejsza. A poza tym tańce , hulanki, swawole jak to wieszcz wywieszczył. Historia była rzeczywiście z tych zamrażających , choć wolałabym żeby głównie przymroziło mi węch, krew w żyłach potrzebna do sprzątania. Kocham je bardzo ale nie da się ukryć że to banda śmierdzieli i gdyby im pozwolić to "wyrażałyby siebie" moczem. Znaczy obce kocurki obcymi kocurkami ale zły przykład znalazł wdzięcznych naśladowców i musiałam wprowadzić sankcje ( trzepanie tyłków i przede wszystkim spryskiwacz ) żeby było jak było czyli grzecznie dwórek, kuweta i sedes.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm... Otrząsa na myśl, co może się zdarzyć, jak ludź się zechce z rzadka oderwać od Kociarni Augiasza. Z moich doświadczeń w tej kwestii: klatka-łapka, dogadanie dobrej ceny z jakimś zaprzyjaźnionym wetem i odjajczenie dochodzącego towarzystwa. Lat temu z 10 zrobiliśmy taką akcję i bardzo pomogło, na długo w dodatku. Ostatnio pojawiły się "nowe siły" w okolicy, ale cały czas mam nadzieję, że świadomość społeczna nieco wzrosła i odjajczenie załatwi światły opiekun, niekoniecznie obca baba, czyli ja. Zwłaszcza że nasza klatka-łapka od lat pracuje społecznie i chyba już straciłam z nią resztki kontaktu emocjonalnego ;-)
    A do neutralizacji zapachów polecam jeszcze sodę oczyszczoną i EM-y. Jakby co.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się tylko obawiam że oprócz fabrycznych to koty niekoniecznie są bezpańskie( u fabrycznych tak do końca też nie są bezpańskie, tylko że oni tam sterylizują głównie dziewczynki ze składkowej kasy, słusznie zresztą ). Odjajczę a potem rozjuszony pan albo pani kota ( nie wiem czy to nie oksymoron ) przylezie że mu lub jej kota okaleczyłam czy cóś. Odstraszam nachalnych kocich gości spryskiwaczem z wodą toaletową "Nicole" - działa jak repelent, he, he. Co prawda Smrodek jest wytrwały ale kulturalnie oczekuje na podanie śniadania na zewnętrznym parapecie i zakusy na odwiedzanie domu mu przeszły ( Laluś i Felicjan czuwają żeby nie wróciły ).;-)

      Usuń
  4. Te ciachane za naszym pośrednictwem (subtelnym, he he) też bezpańskie nie były. Wetka miała dobrą rękę, zostawały ładne woreczki, do złudzenia przypominające takie z zawartością. Zresztą kocurki odjajczone nadal znaczą, tylko smrodek staje się mniej uciążliwy. I to w zasadzie główna zmiana. Przeciętny pseudoopiekun nawet nie zajarzy, że coś kotu ubyło ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Różnica pomiędzy smrodkiem odjajczonych a smrodkiem nieodjajczonych jest kolosalna! One chyba wyczuły że cóś knuję, dziś słyszę je u sąsiadów ale na naszym podwórku cisza. Klatka łapka , do załatwienia w fundacji, na wszelki wypadek przejdę się i wypytam jak to jest z tymi właścicielami sąsiedzkich ( to będzie wzniesienie się na szczyty dyplomacji ) potem pogadam z dohtorem.

    OdpowiedzUsuń