sobota, 24 lutego 2018

Karygódki

Karygodne zachowania cóś majo  ostatnio u nas miejsce - a to  premier nasz złoty i cacany w ramach ofensywy zwanej z nieznanych przyczyn dyplomatyczną się wziął i zaprodukował a towarzyszący chórek rewelersów twardo chórkował, a to  Okularia zachowała się skandalicznie i groziło wezwanie straży pożarnej do ściągania koty ( wlazła za wysoko  na drzewo żeby zaimponować  Epuzerowi i był problem z zejściem ), a to Małgoś  - Sąsiadka potajemnie udała się na ploty pod pozorem zrobienia  pilnych zakupów ( latałam po sklepach w poszukiwaniu, karetka pogotowia stojąca przed jednym z nich  przyprawiła  mnie o palpitacje serca ), a to Ciotce  Elce poszedł prund i okazało się w trakcie naprawy że panowie  z elektrowni podpięli przewody elektryczne do  licznika niezgodnie ze sztuką (  była operowa awantura u tzw. dystrybutora ). A na  koniec tej listy karygódek trafia potłuczony szklany blat stołu! No same wpadunki okraszone stratą mniejszą czyli stłuczeniem jednej z moich ulubionych szklanych figurek ( ten słodziak  Lalek zamienił się w bandytę ). Na dodatek  winter is coming! Łee! Nadal zalegam, choć szczęśliwie mam tzw. ozdrowieńcze symptomy.  Jedno co dobre z zalegania że trochę luziku i czasu na lekturę ( co prawda mało bo cóś szybko nad drukiem zasypiam ).  A tymczasem  tam pod lasem  wiesna powinna się zalęgać ale z powodu wściekłej aury się nie zalęga a ja jestem skazana  na domowe  żonkile ( via Ryneczek Lidla ). A domowe  żonkile to jednak lekki wyrzut sumienia ( ślad węglowy ). Co prawda  na tle premiera i chóru rewelersów, Okularii  i zbandyciałego Lalka, monterów  elektrowni i mykającej podstępnie Małgoś - Sąsiadki, nawracającej zimy grożącej wymrożeniami, potłuczonych szkieł  to te moje  żonkilowe przestępstwo to prycho. Ekscesik ledwie w morzu karygódek. No to postanowiłam sobie zrobić dobrze za pomocą słodyczy  i kawuni. Słodycze kupne bo cóś lenistwo wypiekowe mnie ostatnio dopadło ale zacne - prawdziwe  anyżki, dobre bezy i nawet niezły  nugat ( nie do końca kupne bo  Ciotka Elka karygodnie  rogalików drożdżowych  napiekła ). Kawunia solidnie naparzona, w stylu szatanek dający kopa żeby rozruch był.




 Uziemienie domowe nie oznacza że nie rozglądam się ja po sklepach z zielonym i  nie planuję zakupów karygodnych z punktu widzenia "rozsądnego ekonomisty" ( no bo jakże to tak , wydatki  wcale niemałe a konieczne w tym roku mnie czekają a ja tu ten... tego... zielone plany sobie snuję ). Gdyby jednak  życie składało się z ciągu samych  konieczności to sznurki dla wisielców trza by szykować, mało kto by taki hardcore wytrzymał. Na szczęście dla portfela czyli porpony byliniarze w większości  jeszcze śpią, pogoda nie sprzyja szkółkom bylinowym, ale szkółki z różami  i pnączami  już się budzą. Właśnie po raz kolejny rozmyślam  nad popełnieniem karygodności pod  tytułem zakup powojnika  wonnego Clematis x aromatica.  Jedyne co mnie powstrzymuje  to wspomnienie odmiany 'Sweet Summer Love', która miała siać słodkie wonie a cóś mało siała ( w zeszłym roku ta właśnie okoliczność mnie od powojnikowych zakupów odstręczała ). Pewnie skończy się jak co roku na niczym ( szczęśliwie ) bo zakupy powojników uskuteczniam jednak żywcem, ale  co  pooglądam i poczytam to moje. Poza tym  gryplany powojnikowe, w większości przypadków nierealizowane,  to taka  coroczna lutowa tradyszyn. Z ofertą liliową jest bardziej niebezpiecznie. Postanowiwszy spróbować  ponownie uprawy martagonów w Alcatrazie. Już w zeszłym roku  zakusy były,  jakoś  się to jednak rozmyło. Sprawa z martagonami nie jest prosta bo będę musiała solidnie przygotować stanowisko, gdzieś tam pomiędzy paprociami a Ciemiernikowszczyzną. No i cebulki martagonów do najtańszych nie  należą.  Niespecjalnie kuszą mnie mieszańce martagon, zdecydowanie bardziej podoba mi się gatunek w obu  formach ( przy czym ta biało kwitnąca jest stawiana o oczko wyżej ). A cebulki gatunku drogawe, oj drogawe! Cóś kole dwudziestu złociszy za cebulkę. A jak franca  nie wylezie? A jak zgodności odmianowej nie bandzie? A może jednak zacząć  od mieszańca, taka  'Pink  Morning' o połowę tańsza i zdaje się prostsza w uprawie. Takie tam gdybania uprawiam. Pewnie zrealizuję niewiele z tych chciejstw, na ogól z lutowych gryplanów guzik wychodzi,  ale mam wrażenie że ogroduję  pełną parą ( a  niektóre z krzewów  proszę  się o cięcie a  ja tu Panie tego uziemiona domowe  ogrodniczenie uprawiam! ). Na razie  jednak popełniłam inną karygódkę, cóś mnie kusiło na cięte tulipany i frezje ( kolejny ślad węglowy ). Na przekór  tej cholernej zimie która postanowiła  się objawić prawie w marcu ciągnie mnie do zieleniny.



Z rzeczy mniej karygodnych - nadal wysiewam, już prawie wszystkie nasionka com je u nas mogła dostać mam doma. Groszki są jakie są, zobaczymy co wylezie ( chodzą straszne słuchy  po ogrodniczych sklepach że z niektórych nasionkowych paczuszek to wylezie niewiele ).  Problem jest teraz z doniczkami rozkładalnymi, zdaje się że nasza firma produkująca ten asortyment wyleciała z rynku  bo zagramaniczne doniczuszki rozkładalne widzę tylko w cenach nieodpowiednich.  Nic to, trza  się szykować na pikowanie Co prawda nie  cierpię tej czynności ale wydawania sporej kasy na jednorazówki nie cierpię jeszcze bardziej. Może spróbuję ponarzucać się pani Ewie która cóś tam jeszcze ma doniczkowo - rozkładalnego ze starych zapasów. A tymczasem moje  łupy doniczkowe napełniam siejną  ziemią i odwalam zasiew w stylu Boryny ( mogę  paść nad siejną glebą bo ilość  nasionków spora a ja jeszcze męczliwa ).

Odnotowawszy że cóś się rusza w sprawie Puszczy Białowieszczańskiej, jakby jakiś obywatelski ruch oddolny kiełkuje dążący do egzekwowania odpowiedzialności za wycinkę i sposób jej prowadzenia.  No i bardzo dobrze bo wreszcie trzeba wprowadzić jakąś formę rozliczeń za podjęte działania.  I nie ma  że nie ma!  Dzisiejsze fotki to domowe pielesze - słodyczuchny czyli zemsta diabetyka ( że też  Ciotkę Elkę podkusiło na te rogaliki ), zasiewy, ekscesowe tulipki i Szpagetka w pozie spoczynkowej ( tzw. kąpiel słoneczna nielegalnie brana na mojej  pościeli ). A na dworze mróz! Może jutro go sfocę.

5 komentarzy:

  1. Nie ma to jak dobre anyżki! Zdradliwe anyżki ;) takie malutkie na jeden chrup. Potem drugi chrup i trzeci chrup i... pusta torebka. Sama bym tak jak Szpagetka się powylegiwała!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdradliwość anyżków znana od dawna w naszej familii, jeden chrup a doopsko rośnie! Po prawdzie ja tyż się wyleguję jak Szpagetka, no może tylko piętkami bródki nie podpieram. Grypsko mnie nie dopadło ale było blisko, Cio Mary i Wujek Jo chorują. Zaleganie traktuję jako regenerację przedwiosenną.;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ wiosennie już u Ciebie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Po prawdzie to ja już tak od połowy lutego dyszę tym oczekiwaniem na wiosnę. Ten pogodowy siurprajz który luty nam wywinął bardzo ale to bardzo mnie się nie podobie bo zakłóca moje wiosennienie. Przedwiośnie ma być do cholery i już! Na zimę się zebrało u progu marca, bezczelność!

    OdpowiedzUsuń