wtorek, 7 stycznia 2020

Czas na karnawał!


Napakowana środkami  napotnymi  ( domowa produkcja ) i  zbijającymi  gorączkę (  apteczna  chemia ) spałam  i  nadal śpię wyczynowo.  Na  szczęście  grypsko  mija, najprawdopodobniej  dzięki  temu   niedźwiedziowemu  zimowemu  spaniu.  Może  i  dobrze  bo  nie miałam  siły  oglądać  świata  w  necie ( Australia,  Mój  Ty  Najwyższy!!! ) ani  kolejnej  rozczarowującej  mła produkcji  filmowej.  Sen  może  nie  błogi  ale  uzdrawiający i  na  pewno  znieczulający na  różne  takie  bóle  które  mła  odczuwa  czytając   info z  kraju  i  ze  świata. Mła oczywiście  rozczarowana  tym że  nie mogła  obudzić  w  sobie   dziecka  i  poleźć na  królową paradę.  Od pewnego  czasu  (  a konkretnie  to  od  obchodów  święta św.  Agaty  z  Katanii ), mła odczuwa  jakąś  potrzebę oblookiwania świątecznych  obchodów (  może   tak z  boczku,  w  mniejszym  tłumie  ale  jednak  ciągnie  ją  by  pobiec  za  cyrkiem ).  Mła  nie  chce  uczestniczyć,   ona  na  to  za  stara i z  za  dużym  dystansem  ale  przyglądać  się jako  widz  to  jak  najbardziej. Zamiast  tego  mła  ma  domówkę  z kotami, z  Mrutkiem  w  roli  Trzech  Królów  naraz.  Dziewczynki  jak  zawsze  robią  za  aniołki, choć Okularia  to  zdaje  się  anioł upadły.  Mła bolała   głowa i  bolały  oczy, w  związku  ze  związkiem  nie  doczytała  jak  to  było  z  tym  przejściem  strojów  z  comedia  dell'arte do  karnawału  i  cyrku.  Jedyne  na  co  ją  było  stać  to  na zrobienie  reserczu ( takie  piękne  nowe polskie  słowo, prawie  tak  cudne  jak  czasownik  zwyzwać ) fotek karnawałowych  w  stylu  mocno  retro.

Mła  sobie  uświadomiła że nie  ma  sensu ubierać  laleczek śmieciowych  w  stroje z  comedia  dell'arte, laleczki  bowiem  nie  są w  żaden  sposób  starożytne i  trochę  by  to  nie  grało  z  ich  facjatami (  zresztą  aktorzy  włoskiej ulicznej  komedii  nosili maski  a  zdaniem  mła  tylko  jedna  z  facjat  jest  na  tyle  niewyjściowa że  przydałoby  się  ją  czymś  przykryć ). Zatem  nie  ma  co  z  nich na  siłę  robić  Arlekina,  Kolombiny,  Pierrota czy  Poliszynela, trzeba  raczej  pójść  w  stronę pagliacci czyli zrobienia  z  nich  pajaców. Pajace  to  instytucja  starsza niż trupy  comedia dell'arte, wywodzą  się  z  tradycji  dworskich błaznów.  Niegdyś  bardzo  kolorowi, później  odziewani w  biel naszywaną  pomponami, jeszcze  później przejęli  arlekinowe  domino. Na  przestrzeni  wieków pagliacci wydali  z  się  linię  boczną  nazywaną klaunami  (   słowo  clown zadomowiło  się  w  języku  Shakespeare'a na  przełomie  XVI -  XVII  wieku, pochodzi  od  skandynawskiego klunns  lub  klunni ).  Ci  z  kolei  zawsze  byli  bardzo  kolorowi a  ich twarze nosiły "wojenne  barwy  karnawału".  Dziś ludzie  są  nieświadomi  jak  stara  jest  sztuka klaunów, nie  znają  już   reguł  wg.  których  grają. Odbierają bardzo  powierzchownie  sztukę  klaunów, uważając że  to  coś  tylko  dla  dzieci.  Tymczasem bycie  dobrym  klaunem  wymaga  bycie świetnym  aktorem (  aktorstwo  komediowe  jest  zdaniem  mła  trudniejszą   dziedziną  sztuki  aktorskiej  niż  aktorstwo  dramatyczne ). A  scenariusze proste  do  bólu (  o wziął i upadł ) takimi  a  nie innymi  się  wdają  bo współcześni  biorą  je  bardzo  dosłownie, kodów  nie  odbierajo. Normalka, z  bardzo  starą sztuką  tak  właśnie  się  robi.

No  dobra, miało  być o  ciuszkach karnawałowych wywodzących  się  z  tradycji  włoskiego  teatru  ulicznego i  weneckich  szaleństw  karnawałowych (  mła  stłumiła  w  sobie  pokusę wykonania  ubabranek  "zwierzątkowych", takich  jak  ten kostium ze zdjęcia  zamieszczonego  obok ). Do  mła  dotarło że będzie  się  musiała  przyłożyć  do  nakryć  głowy.  Tak  jak trzyrożna  czapeczka  z  dwoneczkami robi średniowiecznego błazna  tak stożkowate  nakrycie  głowy robi  pajaca. Tak  po prawdzie   to  równie  często  występują   stożki  ścięte  lub kapelusze podobne  do  tych  które  nosił  Napoleon Bonaparte, tzw.  bikorny (  to  jest  spadek  po  Arlekinie, który właśnie  w  takim  kapeluszu  był  najczęściej  przedstawiany ). U  pajaców nakrycia  głowy  są  zawsze  słusznego  rozmiaru  (  w  przeciwieństwie  do  mikrorożków  które  nosili    klauni ery  przedmelonikowej ).  Oczywiście  chińska  produkcja laleczkowa nawiązuje  w  strojach  raczej  do  XX  wiecznej wersji karnawału, te  kiepsko  wykonane  ubabranka ze  sztucznideł, w  kolorach walących  po  ślepiach i obsypane  jakimiś  nabłyszczeniami to  nie  jest jednak  to  co mła  kojarzy  się  ze  słowem  retro  karnawał. To  raczej są uroki  straganów z  tanizną - chińszczyzną, cóś  z czym  mła  ma  pewien  problem. Problem  polega  na  tym że  choć   np. urok  kaloszków u  jej ceramicznych  zajęcy wykonanych  w  Chinach  jest  zaprawdę  powalający  to jednakże oprócz tego  przykładu "sztuki  wybitnej" ( he,he, he ) CHRL produkuje  tony śmieci. Często, gęsto  za pomocą  pracy  niewolniczej. Mła  w  wypadku  laleczków  czuje  się  nieco  rozgrzeszona  bo one  wyglądają  na  zakup  z  drugiej  a może  nawet trzeciej  ręki. No  ale mła  uczestniczy  w  przerobie "chińskiego  śmiecia".

Pewnie tony  takich  laleczków spoczywają  na  wysypiskach w  tych  swoich  trudnorozkładalnych  ubabrankach. To  nie   jest  myśl  miła  dla mła. Mła  dla  swoich  laleczków  zaprojektowała  zatem  ubabranka  z  tworzyw  naturalnych, wywalone po prostu  zostaną  zeżarte  przez  jakieś  mole albo  inne  nie  mniej  pożyteczne  zwierzątka ( jak wymyślą  mola zżeracza nylonu, stylonu  i  bistoru to będzie  cóś ). Ubabranka będą  w  kolorach  pastelowych  bo  mła  ostatnio  ciągnie  cóś  do  pasteli. Mła  zakupiła  też kiedyś  tam  pompony i  one  niestety  są  sztuczne (  i  rzecz  jasna  chińskie ). Brokatów, cekinów i  innych  lśnień  mła  na  laleczkowych  uababrankach  nie  przewiduje, mła  jest  dla  strojów laleczków  jak  ten  Lagerfeld  z  lat 90, surowa. A  teraz  dlaczego  mła  się  w  ogóle  laleczkami  zajmuje  a  nie malowaniem  mebelków?  Bo na malowanie  mebelków,  jak to  miała  w  planie,   przez to  cholerne  grypsko  nie ma  siły! Mła  jest  po  tym odpoczynku świątecznym zakończonym  zarazą po prostu  wypluta! Po uprzednim  przeżuciu! Ona  jeszcze  wczoraj cóś  tam usiłowała  zrobić, farbę  przygotowała  i  w  ogóle.  Po  czym  wzięła  i  padła i spała! No  to  wyciągnęła   te  leżące odłogiem  laleczki, odarte  ze  sztucznideł  i  solidnie  wyprane i cóś  majstruje żeby wydawało  się że  ona  sama  odłogiem  nie  leży. Strasznie  jej  nie  w  porę  to  choróbsko  przylazło, takie  były  gryplany.

Poniżej -  fotki  strojów  cyrkowych (  pannę  Jenny  umieściłam  ze  względu na  podziw dla możliwości  gorsetu ).







Kolejne fotki - dziecięce  portreciki  w strojach  karnawałowych.







No  i  absolutna  klasyka, brakuje  tylko  stożka  na  głowie, jest  za  to  mycka  Pierrota.


A  tak   chciałaby  się  czuć  mła!


A tak  się  niestety czuje!

8 komentarzy:

  1. Buhahahahahaahah Toż koniec mnie normalnie rozśmieszył na całego. :D Hahahahaha Przeca ja się tu śmieje totalnie. :D Oczywiście życzę, byś czuła się tak, jak chcesz. Won choróbsko bezczelne, won!!!!!!!

    Lubię oglądać takie stare zdjęcia, fajne i zabawne mieli te stroje karnawałowe. Inspirują mnie takie zdjęcia. :) Wracaj do zdrowia, odganiam wszelkie zarazki, bakterie przebrzydłe! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu nie ma co hehheszek robić tylko współczuć należy! ;-) Mła dziś wychynęła po pieczywo i ledwie do domu wróciła, zmęczona jakby rowy cały dzień w glinie kopała. No dodupnie jest. :-/ Szczęście że są koty do obłożenia. :-)

      Usuń
  2. Przerastają mnie te klauny i pierroty, i subtelne różnice w stroju owych.
    Czy nie lepiej byłoby w te grochy czy romby poodziewać koty? Taki Mrutek, myślę sobie, wyglądałby wspaniale. Spróbowałam policzyć butelki na ostatnim zdjęciu, ale się poddałam.
    Życzę powrotu sił.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mła pracowicie odziewa kukły, koty zostawia w spokoju ( choć Mrutek wyraźnie domaga się czapeczki ). Mła już znacznie lepiej, może jeszcze nie hej ho, hej ho ale już nie ma takiego poczucia jakby miała zbyt duży kontakt z napojami w wiadomych butelkach. Znaczy ma się na życie i można sobie jakieś pióro wetknąć! Kukły na ukończeniu i słoneczko jakby wychodziło, kto wie czy jutro się za mebelki nie wezmę! To jest... tfu, tfu tfu! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Panna Jenny żyć ma słuszną!Zresztą nie tylko ona!
    Burbon Lady w pozycji zgoła nienaturalnej (czyżby omsknęła się z dachu?)
    Ale takie pióra do kupra sama bym sobie przyczepiła :-)
    jesteś i tak dzielna, bo ja w stanie chorobowym nie jestem w stanie robić nic! Tępo patrzę w telewizor, albo śpię.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale za to jaką ma talię, gorset czynił cuda!
    Co prawda moje pijaństwa nigdy nie doprowadzały do sytuejszyn w jakiej znalazła się Burbon Lady ale widziałam zawodników i zawodniczki osiągających podobne wyniki. Raz to nawet akcję z pogotowiem wspólnie przeprowadzałam bo wydawało mła się że facet jest nieprzytomny po złamaniu kręgosłupa ( owszem był prawie nieprzytomny ale od promili, kręgosłup też w porządku bo na widok sanitariusza z trudem bo z trudem ale się spionizował ). No pióra, schody i cekiny - tak się teraz marzy mła, żeby ona takie samopoczucie jakby była gwiazdą rewii wzięła i osiągnęła. Moje chorobowe się szczęśliwie kończy, telewizora ni mam, od kompa bolała mła głowa, ubieranie kukieł mła z lekka uspokajało ( mła jak się robi chora to zaraz jest wkurzona ). :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Moja Mamcia, jak ja chorowałam, a Ona miała coś do zrobienia, to dawała m do zabawy niemiecką encyklopedię robót ręcznych, a ja jako rzeczne dziecko oglądałam ją do pewnego czasu, bo później ile razy ją dostałam do łap, to uczyłam się czegoś nowego, od robót na szydełku, po koronki klockowe i kłóciłam się z Mamcią o ramę do robienia firanek, lub makramy. Wtedy miałam cierpliwość do takich robótek. Teraz za skarby świata nie wzięłabym kołeczków do robienia koronek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja rzadko robótkuję, tyż mam obrzyg robótkowy bo swoje już wyrobótkowałam. Jednakże cóś czeba było robić a literki mła się w oczkach zlewali a od komputra główka napien... tego ten. No to mła się wzięła za wyrzut sumienia co w szafie na swoją kolej czekał. Koronki klockowe zawsze mła kusiły, jej babcie potrafiły i kołeczkami ( filet ) i klocuszkami się bawić. :-)

      Usuń