piątek, 4 marca 2016

Czar dawnych ogrodów - czyli o ogrodowych koszmarkach zdobniczych rodem z PRL-u



Jak wiadomo za komuny było ciężko. Czasy co prawda nam się zrobiły politycznie podobne ( mamy  miłościwie panującego nam sekretarza partii, he, he ) ale półki zawalone dobrem wszelakim, nijak to się ma do czasów komuny, zwłaszcza tej schyłkowej. Za komuny Polska to był taki Ersatzland, kraj w którym spodzień marki "Odra"udawał wyrób  pod tytułem Levi's, a tzw. juniorki udawały tzw. adidasy ( taaa, dla młodszych potrafiących jeszcze czytać - Adidas to pre Nike ). Generalnie niemal wszystko udawało wszystko, obywatele demokracji ludowej wolnych obywateli, władza głębokie zatroskanie, a ogródki działkowe ogródki przydomowe. Tylko cudem wystana wędzona polędwica nie udawała niczego ( co ją odróżnia od współczesnej wersji w typie wyrób wędlinopodobny ).

Ogródki działkowe były bidne. Głównie robiły za skrzyżowanie sadku z warzywniakiem, żeby ludność pracująca miast i wsi mogła sobie uprawiać zieleninę i uzupełniać niedobory warzyw i owoców, powstałe w skutek nieustających przejściowych trudności na odcinku produkcji  rolno - spożywczej. Rośliny ozdobne to się uprawiało tak mimochodem, ot żeby wazony napełnić ( gdzie takim uprawom do dzisiejszych wypasionych ROD - ów ). Ogródki przydomowe wyglądały podobnie, ogrodnicze aspiracje znajdowały wyraz w sadzeniu srebrnych świerków, najlepiej tuż przy domu, za oknem, a tak poza tym to proza życia czyli pietruszka i szczypiorek. Plany ogrodów  istniały głównie w książkach o ogrodnictwie, w ogródkach królowały rabatki typu "grobek" i mało komu przychodziło do głowy żeby coś zrobić inaczej. Edukacja ogrodnicza polegała  na podglądaniu sąsiadów, dlatego ogrodujący na działkach byli "hop do przodu" w stosunku do posiadaczy ogródków przydomowych. Większe możliwości inwigilacyjne, że się tak wypiszę ( Stirlitze prawdziwe tam się wyhodowały ). Niby była literatura i magazyn "Działkowiec", ale co z tego kiedy o roślinach i mój bosz.....co za rozpusta,  ich odmianach,  mogliśmy  tylko sobie poczytać. Rośliny się załatwiało, wymieniało, przywoziło z delegacji zagranicznych. W ogrodniczych królowały nasiona warzyw i jednorocznych, nic tylko usiąść i zapłakać,  ewentualnie w ramach dobicia włączyć w niedzielę rano telewizornię i wgapiać się w program "W domu  i  w  zagrodzie", który leciał w tym samym paśmie w którym dziś leci "Maja w ogrodzie".

Jak nie było roślin ozdobnych to czymś należało je zastąpić, uzupełnić te braki  w pięknie. No i rozpowszechniła się moda zastępowania roślin ozdobnych  innym pięknem. Nowe piękno też było ersatzopochodne, w końcu nieustające przejściowe trudności były nie tylko w branży rolno - spożywczej ( choć tam chyba największe, ze względu na ten cholerny sznurek do snopowiązałek, którego produkcję sabotował wraży zachód z Reganem, mordercą polskich kurcząt, na czele ). To wtedy narodził się najpiękniejszy ptak polskich ogrodów ( Wiesia Talibra chyba się ze mną nie zgodzi, he, he ), słynny "Biały Łabądź z opony" i rozpleniły nam się wiatraczki z resztek po boazeriach. Cholera, wygląda na to że to Regan stoi za białym ptakiem, może gdyby sankcji nie było....? Kto wie czy plastikowy chłam z lat  dziewięćdziesiątych zrobiłby na polskich ogrodujących aż tak duże wrażenie? Może to był szczwany plan środowisk stojących za NWO ( "Baldrick, znów benzynę piłeś" ), no spisek żydowsko - wegańsko - masońsko - cyklistowski?  Nie ma co gdybać, czas na listę przebojów łatwych i prostych, czyli nadających się do samodzielnego wykonania, koszmarków ogrodowych rodem z PRL. Pięć shitów które koniecznie musisz mieć w  swoim ogrodzie jeżeli chcesz ogrodować w stylu  lat Gomułki i Gierka! Nie czekaj - wykonaj!

Kamienie pomalowane białą farbą 

Jak powszechnie wiadomo przeciętny modny ogród peerelowski musiał być różnorodny  do bólu, ogród bez skalniaka  właściwie się nie liczył. Skalniak wykonywa się następująco: zbiera się wszelkie kamienie jakie człowiekowi wpadają w ręce ( najbardziej ceniono granitowe okrąglaki ) i robi z nich ziemno - kamienną kupę, najlepiej na środku ogrodu. Potem to już tylko musi być w użyciu największy przyjaciel ogrodnika  - bielidło ( wersja oszczędna wapno  do bielenia drzew, wersja na bogato to emalia ftalowa ),  potraktować  nim wystające części kamieni. Następnie w ziemię między kamieniami wsadzić  tzw. roślinki skalne, które niekoniecznie muszą być takie skalne ( pierwiosnki kluczyki pamiętam na jednym takim ustrojstwie ). Sama cudność to była,  jej echa pobrzmiewają jeszcze gdzie niegdzie. Czasem "biały kamień"służył do zaznaczania brzegów rabat  lub ścieżek, jednak właściwym sposobem jego użytkowania było budowanie skalniaków.

Opony samochodowe pomalowane białą farbą

Geneza wkopywania opon ma podłoże terytorialne. Samce alfa zaznaczały tak swój teren ( "Żaden mi tu nie wjedzie" ). Wkopane opony świadczyły ponadto o statusie społecznym właściciela ( "Zobacz, opony sobie załatwił skurczybyk!" ). Opony wkopuje się tak aby wystające części tworzyły wdzięczne łuczki i żeby żadnemu skurczybykowi nie za łatwo  przyszło ich wykopanie.  Potem traktować je  najlepszym przyjacielem ogrodnika. Opony zazwyczaj wyznaczały granicę działki, ale zdarzało się że wykorzystywano je do tworzenia wewnętrznych podziałów ogródka. Ten rodzaj tworzywa opłotkowego zaczął zanikać w latach  dziewięćdziesiątych, markety budowlane z nową ofertą opłotkową  wykończyły recykling opon.

Biały Łabądź

Zacznę od przeproszenia wszystkich łabędzi, choć w gruncie rzeczy co mi tam - Biały Łabądź ma się tak do łabędzia jak uczciwość do polityki. Jedyny w swoim rodzaju wyrób świadczący o wyrafinowanym poczuciu piękna u posiadacza. Dzieło zainspirowane słynnym programem Adama Słodowego pod tytułem  "Zrób to sam" ( pasmo emisyjne w terminach zbliżonych do "W domu i w zagrodzie" ). Z tego co pamiętam to ta forma recyklingu jest dość późna, schyłkowe  lata osiemdziesiąte - kryzysowo, opony zjechane do maksimum i łatwa obróbka. Biały Łabądź był dla polskiego stajlu ogrodowania tym czym utwór muzyczny "Biały Miś" był w latach dziewięćdziesiątych dla polskiej muzyki - absolutnym shitem! Białego Łabądzia wykonywa się tak: wykombinuj dużą oponę ( jak się da to od traktora )  ozdobnie ponacinaj tak by utworzyła się szyjka, łuczek grzbietu, skrzydła rozpostarte do lotu i sterczący ogon. Pomaluj najlepszym przyjacielem ogrodnika, a dziobek zaznacz minią ( jeżeli Biały Łabądź ma być niemy zdobądź czarną farbę, ewentualnie użyj smaru ).  Wszystkie te prace wykonaj po dość głębokim wkopaniu tworzywa ( żeby Białego Łabądzia nie ukradli ). Ozdobę ustaw w miejscu widocznym z każdego punktu ogródka ( wskazane jest takie ustawienie żeby  'ludzie zewnętrzni" też mogli Białego Łabądzia podziwiać ). Nie do uwierzenia ale Biały Łabądź przetrwał najazd krasnoludów w latach dziewięćdziesiątych   i dalej .....zdobi. Taka jest siła wielkiej sztuki!

Rollborder z butelek

Zaczęło się od metody wali z kretami - wkopywanie kijów i umieszczanie na nich butelek miało działać odstraszająco na krety i  wszelkie gryzonie ( hałas ). Oczywiście najlepsze były grzechoczące plastiki ale  sięgnięto też do szkła. Szlachetniejszy materiał zainspirował ogrodujących do stworzenia rollborderów ze szkła. Szklany rollborder wykonywa się tak: wyszukaj wśród znajomych alkoholika lub choćby tylko pijaka i przekonaj go że dasz za puste butelki parę groszy więcej niż punkt zbiórki surowców wtórnych ( dawniej to był na ogół sklep, płaciło się kaucję za butelkę, a przy kolejnym zakupie zwracało się naczynko - sklepowa odliczała wartość kaucji od zakupu i tak w kółko, obieg zamknięty ). Wsparcie pijącego jest niezbędne ponieważ : rollborder najładniejszy jest ze szkła barwionego (  w komunie głównie butelek po piwie i z takowych powinien być wykonany klasyczny szklany rollborder ), sama lub sam nie dasz rady z fazą opróżniania butelek ( przeca nie będziesz wylewała / wylewał piwa! ). Opróżnione butelki po piweńku, najlepsze te większe, wkopujemy szyjkami w dół a denkami do góry - ciaśniutko, jedna przy drugiej. I już!  Rollborder gotowy. Pracy nie należy wykonywać etapami, tuż po fazie opróżniania. Nawet rozpięcie sznurka wyznaczającego linię prostą  nie jest nas wtedy w stanie uchronić od niewłaściwego wkopywania butelek. Najlepjej jest zebrać najpierw materiał, wytrzeźwieć i dopiero wykonywać rollborder.

Muchomorki  z misek

Za najpiękniejszego grzyba uchodzi muchomor czerwony Amanita muscaria . Już w latach sześćdziesiątych podjęto próby wprowadzenia tego pięknego przedstawiciela mykoflory do polskich ogrodów. Wydatnie przyczyniła się do tego fabryka naczyń emaliowanych w Olkuszu ( podziękowania w tym miejscu ), której produkcja stanowiła istotne wsparcie ogrodnictwa w temacie ozdóbstw. Muchomorka wykonywa się tak: weź starą miskę o półokrągłej formie, miednicę i ewentualnie inne naczynka o obłym kształcie. W ciągu paru lat uzbierasz sporo materiału gdyż emalia fabryczna dość szybko odpryskuje i schodzi ( tak było z emalią za najlepszych lat komuny ) z naczynek. Poszukaj drewna na nóżki grzybków - możesz użyć drewna starych drzew owocowych pozostałego po prześwietleniu ogródka ( przy okazji unikasz wykopywania korzeni ). Pocięte na zgrabne  nóżki drewno malujesz najlepszym przyjacielem ogrodnika, w przypadku pozostawionych w gruncie pieńków bezwzględnie używasz farb olejnych lub emali ftalowej. Wnętrza misek również pomaluj na biało. Zewnętrzna storona misek powinna być pomalowana minią, która zabezpieczy muchomorka przed korozją. Białą emalią ftalową należy zaznaczyć kropki. Na białe nóżki nakładamy miski i inne naczynka dnem do góry. Pięknie prezentują się w grupie na zielonej murawie. Obecnie muchomorki z misek zostały zastąpione muchomorkami z plastiku, grzybki najczęściej towarzyszą krasnalom.

Nie wszystkie ozdóbstwa ogrodowe były tak proste w wykonaniu.Takie donice ze stłuczki włoclawskiej czy wiatraczki z odpadów po układaniu boazerii wymagały większych zdolności manualnych a czasem też wiedzy z różnych  dziedzin  (  podświetlenie wnętrza wiatraczka z okienkiem wymagało wkopania kabelka i w ogóle ). Nie podaję przepisów bo wykonanie może sprawić trudność nawet zaawansowanym ogrodnikom. Antyczne wiatraczki i mozaikowe wyroby ze stłuczki włocławskiej można pozyskać odwiedzając jakieś zapyziałe altanki czy inne szopki ogrodowe. Nowoczesne wersje ozdóbstw ( niestety bez włocławskich fajansów ) można dorwać w składach z krasnalami ( trafiają się nie tylko wiatraczki ale i inne miniaturowe budowle ).
Zbiór takich pięknych przedmiotów zdobnicta ogrodowego, samodzielnie wykonanych lub pozyskanych drogą wyłudzenia bądź kupna pomoże odtworzyć nam bidny urok  ogrodów z czasu komuny. Starsi w ogrodach w stylu epoki Gierka poczują się cudownie, zupełnie jak w czasach  minionej  młodości, młodzi odkryją nowe piękno tam gdzie nikt go się nie spodziewa. W końcu tęsknota za PRL- em z nas wyłazi uszami, tak cudnie wtedy było ( dziadki opowiadają wnuczkom, wnuczki wierzą, bo jeszcze nie wiedzą że niemal każda młodość jest we wspomnieniach cudna ). Ponieważ ostatnio zauważam symptomy powrotu do komuny to może by tak wrócić  do szczerzepolskiej tradycji  ogrodnictwa tych czasów? Pięknie będzie, jak na Państwa szyte!

31 komentarzy:

  1. TabaAzo Droga,
    wspomnienia wróciły jako żywe! Łezka się w oku zakręciła... ;)))
    Ubawiły mnie setnie Twoje porównania, ale przyznać trzeba, że "znać znawcę tematu". Świetny pomysł na post, bo tak serio, to ciągle jeszcze te łabądki i inne oponiasto-bielone ikony designu ogrodowego "po polsku" ciągle jeszcze mamią swoją wątpliwą urodą. W moim ROD coraz mniej takich pomysłów, ogrody stały się bardziej rekreacyjne niż warzywniczo-sadownicze. Chyba mam trochę materiału fotograficznego na fajne realizacje ROD. Że też nie przyszło mi na myśl uwiecznić koszmarki, może powinnam strategię zmienić?
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, stare koszmarki zostaną zastąpione nowymi. Lepiej te fajne pomysły prezentować i nie straszyć Białym Łabądziem ( strach focić a co dopiero zamieszczać ).

      Usuń
  2. Ach, TabaAzo, jaką mi nostalgiczną podroż w czasie zafundowałaś!
    Na takich ogródkach się wychowałam we wczesnym szczenięctwie. Nawet zgłaszałam pretensje to mojej Babci- działkowiczki, że wszędzie tak śśśśśśśśśśśślicznie, a u nas NIE! Bo ja chciałam takiego łabądka i muchomorka i wiatraczek, a kochana moja Babcia, co w innych kwestiach nieba by mi przychyliła, w temacie łabądków i muchomorków była nieugięta! (Dzięki Ci Babciu moja droga!)
    A najbardziej w owym wczesnym szczenięctwie mi się podobały dwa domy w sąsiedztwie, co to nie tylko miały ogródeczki na mój ówczesny, przedszkolny gust skrojone, ale też zachwycającą architekturę! Jeden miał portale, jak i zarówno imitację okiennic pokryte mozaiką tłuczonych luster na wściekle pomarańczowym tle (Oesu, jak to lśniło we słońcu! Jak lśniło!). Drugi miał calusienieńką elewację z ułożonych w misterny wzór tłuczonych talerzy. Dnem do góry. Ciemno miodowych i zielonych - sądzę więc, że produkcja Tułowic i/lub Mirosławic. Mogłam stać i gapić się w te cuda godzinami!
    Moi rodzice nie mogli. W pobliżu tych domostw cierpieli na ból zębów ;)
    Ludzie kochani, czy gdzieś jeszcze są dzisiaj takie baśniowe cuda?!
    I nawet fabrykę w Olkuszu zamknęli ku mej rozpaczy, bo garnki akurat dobre robili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojoj, domki z fasadą z lusterek pamiętam - wielki hit lat siedemdziesiątych! Jako okładzinę ceramiczną to zapamietałam głównie wocławską mozaikę stuczkową, pewnie hurtowo mieli do tego dostęp w moich okolicach. Jak to wtedy pięknie budowano! Mniam!;-)

      Usuń
  3. I wiele się zmieniło? Wiele! Nie ma ozdóbek własnoręcznych, są chińskie krasnale i inne straszydła, wiatraki z zakładów stolarskich, kolumny, lwy i płoty z betoniarskich, wiklinowe zwierzęta typu żyrafa z wikliniarskich. I jest popyt! Jedno się nie zmienia - podły gust. Ten ma się dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Taaa, gust narodowy to u nas taki jakby skrzyżować niemieckie upieprzalnictwo z rosyjskim umiłowaniem wystawności. Przypomina mi się storczyk upominkowy z chicagowskiego Jackowa - nieszczęsny sabotek przybrany eukaliptusem i malutkim asparagusem, posypane to srebrnym proszkiem typu brokat i okraszone dwiema kroplami wody wykonanymi z plastiku. Do tego zielono - srebrna wstążka. Sam smak i elegancja!

    OdpowiedzUsuń
  5. polemizować będę.
    jako osobnik zamieszkały w innych okolicznościach (kapitalistycznych od zawsze) stwierdzam, ze tego typu dekoracje ogrodowe nie maja nic wspólnego z ustrojem, to stan umysłu jest. 2000 km na zachód od postpeerelowskiej rzeczywistości w przedogródkach oprócz modnej aktualnie rośliny (trawa pampasowa, araukaria, ostatnio palma - sadzone obowiązkowo na środku) stoi starożytna brona lub inna glebogryzarka, snopowiązałka czy wiatrak do rozrzucania siana koniecznie na konia, pociągnięta olejnica a czasem (jak u gupiej somsiadki) w rzucik naśladujący kwiaty hortensji, bo somsiadka ma dusze artystyczno. takie rolnicze narzędzie znaczy, jesteśmy tu od zawsze i mamy tego świadomość. jest i opona ze traktora deer czy inny ferguson, każdy fragment bieżnika pociągnięty innym kolorem, w tym rosną żonkile na początku sezonu potem aksamitki aż do końca, bo kto by się tam bawił w zmiany. tych, ktorych stać (a stać wszystkich bo to tańsze od wody jest) wstawiają Wenusy z 5 grupa inwalidztwa, aniołki z wodogłowiem i szyciem po odlewie, maluje się to na kremowy kolorek, żeby warunki atmosferyczne tak szybko tego cudu nie zjadły, som wiatraczki, plajstikowe osiołki ciągnące wózki z pelargonio. wszelkie ptastwo wodne i lądowe wykonane z plajstiku albo metaloplastyczne, we wszystkich kolorach tęczy, po modzie żarówiaste donice i wiatraczki z lidla. i długo bym tak mogła bo sklepy pełne tego badziewia a i twórczość ręczna czyli brikolerstwo kfitnie. wstawiłabym fotki ale gupi blogger nie pozwala jest za gupi.
    bronic bede bordiur ze szkła, szkło to szlachetny materiał i pasuje do natury a można naprawdę fajnie te butelki wykorzystać, sama robię oporniki do węża ogrodniczego, wbijam kawal druta zbrojeniowego i na to wciskam butelkę. latem pijam sporo białego piwa i pewna jego odmiana jest sprzedawana w pięknych, kobaltowych butelkach, które zwrotne są ale ja nie zwracam ;)
    lubię tez skorodowany metal. po poprzednikach odziedziczyłam spora ilość złomu (narzędzi ogrodniczych) wykorzystuje je jako wsporniki do roślin, znaczniki, czasem z wideł i motyki zrobi mi się diabeł, etc.
    w dziurawych cynowych wiadrach sadze rozchodniki, muszle po ślimakach wtykam na cienkie podpórki bo mam wizje nadzianego oka gdy nagle się schylę i nie zauważę i tak dalej, i tak dalej ..., spytaj MegiMoher widziała ten bajzel swemi oczemi ;)
    może taka różnica miedzy mną a sąsiadami, ze te moje "obzdóbki" są dopełnieniem, które ginie w końcu w gąszczu roślin i chwastów.
    proponuje wejść na pinteresta i wrzucić mu "glass, garden, art" albo "metal, garden, art" a na pewno "tire, garden, art"
    w kwestii ogródków działkowych z czasów peerelu, coś mi się majaczy, ze część rekreacyjna nie mogla przekraczać 30% całej powierzchni. wiadomo, ludź pracujący odpoczywa pracując :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. opona - biały, różowy, niebieski czyli to co zostało z malowania łazienki. klasyk.

      Usuń
  6. ps. nie pogardziłabym stylowym krasnalem ogrodowym ale nie z Chin tylko z jakiejś porządnej, mniemnieckiej manufaktury :)

    OdpowiedzUsuń
  7. nie wytrzymałam, są i łabędzie
    http://www.icreativeideas.com/40-creative-diy-ideas-to-repurpose-old-tire-into-animal-shaped-garden-decor/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaa, inni też mają swoje potwory. Nie wiewm tylko jak to jest z tą masowością występowania. W Niemczech cacuszka spotkać można niemal na każdym kroku ( ostatnio duże wrażenie zrobiła na mnie Angela Makrela jako zwerg ekshibicjonista, ustawiona na tle kwitnącego żarnowca - samo piękno ), ale w takim Albionie ogródki jednak trochę słabiej w radości wyposażone. Tradyszyn chyba inna. Co do szkiełek to różne rzeczy w ogrodzie ze szkłem uchodzą pod warunkiem że szkło ładne. Szklane rollbordery wkurzały głównie tym że denka miały te butle paskudne, a poza tym jakoś mnie rollbordery nie kręcą. Palisadki się mnie źle kojarzą, średniowiecze obronne i te klimaty. Opis traktorowej opony w roli cud kwietnika do mnie przemówił, choć coś mi du ucha szepcze że ta donica do aksamitków pewnie pomalowana w nieaksamitkowe kolory ( żeby weselej było to najlepiej zastosować oczojebnictwo - nie mam pojęcia dlaczego weselej kojarzy się większości rodzaju ludzkiego z jaskrawiej ).

      Usuń
    2. potwierdzam, że to stan umysłu jest, a im większy dostęp do dobroci wszelkich, tym większy szajs, więc PRL jest bez szans z chwilą obecną, wiatraczki, mrówki kiwaczki, Alienów widuję w ogródkach co krok.
      (tylko widuję, bo i ja jestem bez szans, aby to zmienić. Tak jak nie udaje mi się wysyłanie w kosmos stert starych okien zgromadzonych w kątach działek.)
      Potwierdzam też, że leloop ma ogródek prześliczny, zrobię kiedyś o nim posta, tylko materiału zdjęciowego mam niemnogo, fstydziłam się tak na bezczela te niebieskie butelki, łóżko ogrodowe zdejmować... i dostałam od niej niebieską butelkę, a mam i swoich trochu, te opory dla węża z nich zrobie sobie, połamawszy jednak w zeszłym sezonie wiązówki i sadźce. Wina nie zwracamy, butelek też nie.
      Ten stan umysłu to nie bezguście chyba, tylko siakaś dziecięca świeżość, nieskażenie kulturowymi skojarzeniami, skoro tak wielu osobom za dziecka się podobały te lustrzano- butelkowe elewacje (mnie też! mnie też! i nie jestem pewna, czy z sentymentu bym takiej se nie wykonała, i czy nie wrócą za kilka lat jako nostalgiczno- upcyklingowy trend...)
      Ot, i kolejne przemyślenia, nadbudowa do tych zdjęć z wilkowego ogródka... wszechświat mi sprzyja, jak mówi słodki Paulo C.

      Usuń
    3. Dzieciom podoba się wszystko co jaskrawe i błyszczy, ponoć młody mózg jest stymulowany najsilniejszymi bodźcami. Rozruch na pych, znaczy fizjologia. Jedni wyrastają, inni nie, a jeszcze inni szukają powrotu do źródeł ( witaj w klubie! :-) ). Zawilkuj czyli wystaw klimaty Wilkowskiej na widok publiczny. Co do dobroci zdobniczej dostępnej w sklepach to ona jest dla mnie jakoś mniej ciekawa niż tzw. wytwory własne, choć wcale nie mniej straszna ( śmiem nawet twierdzić że przez banalność jest bardziej złowieszczo paskudna ). Czasem jednak odczuwam u się głęboką chęć upodlenia przeprowadzonego w markecie budowlanym czy składzie krasnali, najczęściej po wyczytkach o prawdziwej sztuce zapraszanej do ogrodu.;-)

      Usuń
    4. to tak jak moja kumpela, która raz do roku musiała się upodlić bigosem z dworca. za komuny to było, ofkors. chora była przez tydzień ale za rok historia się powtarzała ;)
      jak każde dziecko uwielbiałam mozaiki z lusterek i nie rozumiałam rodzicielstwa, które mojego zachwytu nie podzielało i nie chciało ozdobić balkonu w ten oryginalny sposób. przez lata zgromadziłam parę kilo ceramicznych wytłuków z własnej kuchni i tego co znalazłam kopiąc w ogrodzie. pewnego dnia popełnię dzieło życia :D

      Usuń
    5. Gaudizm znaczy się szykuje. Efekta mogą być różne, nie koniecznie wcale takie że uciekać natentychmiast. Dusza artystyczna z Ciebie wylezie i Ci stworzyć klasycznego kiczora nie pozwoli. Jak materiał szlachetny to zawsze jest szansa na coś ciekawego. I co wtedy?;-)Dopóki nie oświadczysz że zamierzasz tworzyć w gumie opon jakichkolwiek nie jest źle!

      Usuń
    6. Wow, dojrzałam opodpowiedź oponową. Niespodziewawszy się pastela na bieżnikach, to już jest wyrafinowana kolorystyka.

      Usuń
  8. A mnie te ozdoby nie były znane. Kilka lat temu dopiero dojrzałam rollbordery z plastikowych butelek i mnie się spodobały. Nie mam u siebie bo jakoś tak... brak czasu? Lenistwo? Kończy się na samej fascynacji czy zaciekawieniu :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Agatku, szkło jednak lepsze od plastika. Jak już rollborderować to porządnie, szkiełkować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak się wdepnie bosą nóżką? I się stłucze?
      Podoba mi się pomysł szklanego obramowania, ale ze wzgl. bezpieczeństwa raczej bym nie wykonała.
      Kiedyś miałam z kamieni - fu - trawa rośnie pomiędzy, potem z recyklingowych dachówek z łupka - kruszy się, ostre, trawa rośnie pomiędzy.
      Teraz mam kostkę wkopaną na równi z gruntem. Ok. Może być, chociaż nie jest to estetyczny przebój.

      Usuń
    2. Butelka po piwsku denkiem do góry wbrew pozorom wcale łatwa do stłuczenia nie jest. Takie rollbordery to lata potrafią przetrwać, mróz rady nie daje, upał rady nie daje, kamorem trza mocno walnąć żeby się stłukło. No niestety z rollborderami to jest tak że za urodne nie są ( znaczy ja nie prepadam ), trwawsko i chwasty wrastają. Człowiek łazi z "niemcem" czyli szpadelkiem do "obrębiania" Tyrawnika.

      Usuń
  10. A zauważyłyście, czym zastępuje się teraz sielskie oponki i butelki. Hiciorem ostatnich lat są lampki na baterie słoneczne. A że dostępne i tanie, to ustawia się z tych lampeczek całe cmentarzyki. Nieustające zaduszki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, ta moda jeszcze do nas nie dotarła. Nieustające zaduszki kuszą niczym światła Las Vegas ( Parano )!

      Usuń
    2. moja gupia somsiadka ma takie obowiązkowo, niektóre pulsują w kolorach tenczy ;) są jeszcze świecące trupim światłem kule wrzucane do oczka, o sztucznych dymach nawet nie wspomnę.

      Usuń
    3. No światło jest, obawiam się że zaraz może dojść dźwięk.

      Usuń
    4. Ojej, jakie ciekawe!
      No tak, sama mam parę takich lampek, ale u nas w obejściu ciemno jest jak w d.u.M. , kultywujemy sobie taki prywatny rezerwat ciemnego nieba, chociaż bez przesady, kiedy chłop po ciemku spadł z mostka i skręcił nogę dość konkretnie, to zainwestowaliśmy w kilka kluczowo rozmieszczonych lampek. Niestety, nie są one trwałe.

      Usuń
    5. Jak oświetlenie spełnia funkcję to jest w porzo, natomiast jak jest to akcja typu lampki choinkowe na start, to tylko brakuje mariachi i muzyki Tejano do pełni szczęścia. Mnóstwo małych światełek zawsze mi się kojarzy z meksykańskimi klimatami. Lampki rozmieszczone kluczowo to jest kwestia bezpieczeństwa, upieprzenie wykonane z lampek to jest viva Mexico. Olé!

      Usuń
  11. Nie wiem jak było za pRL-u w ogródkach działkowych, może tak było. Teraz często spaceruję po okolicznych ROD-ach. Owszem zdarzają się elementy o których piszesz. Pewnie zostały z sentymentu. Te satare ogrody z tradycją kilkudziesięcioletnia są jednak swoistym matecznikiem i ostoją dla tradycyjnych ogrodowych roślin. W nowszych brak tej różnorodności. Jednak widzę, że te stare ogrody dotyka nowy trend. O wiele gorszy niż te wszystkie osiągnięcia "dizajnu" ogródkowego. Ogródki przejmowane są (kupowane?) przez młodych ludzi. Wszystko jest usuwane (domek - fakt często zdezelowany, ale czasami dało by sie te urokliwe szopki przekształcic w domek na narzędzia). Dosłownie wszystko do gołej ziemi. Następnie pojawia sie drewniana budowla z katalogu. Siana jest trawa, a potem pojawia się rodzina z dzieckiem w wóżku (lub bez dziecka, ale za to imprezująca publicznie). Krasneale siedzące na butelkach pod jabłonką stają się nagle błogim widokiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany jakbym czytała swój wstęp do tekstu o hejtowaniu krasnali. Tereny zielone zamiast ogrodów. Powszechna sprawa, z tym że nie wiedziałam że dotyka też ROD - y. Wypoczynek w zieleni to głównie grillek i oddychanie "świeżym powietrzem". Qrcze, myślałam że ogródki działkowe jakoś się obronią przed takim traktowaniem, pewnie dlatego że znani mi użytkownicy ROD - ów są zapalonymi ogrodnikami. Źle się dzieje w państwie działkowym.:-/

      Usuń
  12. Chyba nigdy tu jeszcze nie byłąm, to się przedstawię, jestem Agniecha i też mam ogród. Ciekawe tematy i będę tu bywać.
    W kwestii kiczu - wydaje mi się, że to bardzo trudny temat. Gdzieś tam w człowieku tkwi taka potrzeba ludowej, kolorowej, jaskrawej ładności.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to witaj w blogim. Kiczyk nasz powszedni ostatnio na tapecie, ale nie ma co się stresować że ja tu tak zwalczam wszystko to co w powszechnym mniemaniu uchodzi za kicz. Uczulenie mnie się czasem robi na powszechne mniemanie, he, he. ;-)Kicz jest rodzeństwem sztuki, odpowiednio pojechany zyskuje miano kultowego "campu" i czasem mu do tej sztuki wcale nie daleko. Byle jaki kiczyk jest przez większość ludzisków w ogóle nie uznawany jako kicz, takie niewydarzone rodzeństwo. Qrcze, ten drugi bardziej boli. A sztuka ludowa to jest jednak sztuka, czasem przez bardzo duże S.

      Usuń
  13. Ogród 30 lat temu....to krasnal z muchomorkiem, pod świerkiem, a jakże, przy którym każde kilkuletnie dziecko w rodzinie miało zdjęcie. To wykorzystywanie każdej dostępnej przestrzeni na warzywa lub owoce. Trawnik? Przy domu, kawałek tylko, od frontu i wyłącznie wzdłuż domu, jak się kończył mur to już było miejsce dla warzyw do samego wystawnego ogrodzenia z prętów zbrojeniowych. Żadnych miejsc typu taras czy altanka- siedziało/próżnowało sie w domu, pracowało na zewnątrz. Za to było w kazdym ogródku po kilka ławeczek by ulżyć nogom- ławeczki miały jednolity dizajn czyli dwa krótkie pieńki i deska bez oparcia. Wszak to na chwilę jeno. Obierało się tam warzywa (do kompostownika blisko), przeglądało zawartość miski by wyrzucić to, co nieopatrznie sie tam załadowało (zgniłki, robale), odcinało łodygi i niejadalne liście. Z czasem nieśmiało pojawiały się stare stoliki przed ławeczka obite ceratą- tam ewentualnie pito kawę, ale na pewno nie jedzono obiadu. Czasem na takiej bardziej reprezentacyjnej ławeczce siedziały plotkujące nastolatki, czasem dziadkowie...Obowiązkowo musiał być wychodek - ogródek warzywny, kurnik, króliki, sad....to było dużo pracy, ludzie nie chcieli wnosić brudu do domu i korzystano z toalety na zewnątrz. Sadzono niesmaczne winogrono na południowej ścianie, żeby się miejsce nie marnowało. Nikt nikogo nie pytał czy lubi pracę w ogrodzie- jest ziemia, ma być zasiane co tam trza. A już na pewno ogórki i pomidory (lato bez pomidorów i zima bez słoików z ogórkami się nie liczy). Ale też najpyszniejsze, wygrzane w słońcu maliny, truskawki, agrest, porzeczki, najlepsza na świecie kalarepa (surowa) i rzodkiewka. Moje ulubione warzywa- sprawdzałam co chwilę czy już sie nadają do spożycia grzebiąc paluchem w ziemi. Wiosna zaczynała się kiełkującymi warzywami w plastikowych pojemnikach na parapecie. Lato to namiot pod drzewem dla dzieciarni w ramach wakacyjnego surwiwalu. Ognisko dla nich z pieczonymi ziemniakami co chwilę i zbierane wspólnie na łące pieczarki. Pamiętam ostry zapach porów wyrywanych do niedzielnego rosołu. Podglądanie sąsiadów- mają już pomidory? A jakie? A dużo ich? To se ne wrati...

    OdpowiedzUsuń