środa, 18 stycznia 2017

Wredne zielsko czyli radosne narzekania na niewdzięczność roślin

O radości utyskiwania! Wiecie co to znaczy utyskiwać, znaczy to polskość w sobie pielęgnować, he, he. Nie, nigdy nie jest dobrze tak całkiem, zawsze musi być ta cholerna łyżka  dziegciu  co cały miód popsowa. Styczeń tak mi mija na rozpamiętywaniu klęsk i półklęsk ogrodniczych, tych wszystkich miało być tak pięknie a wyszło jak zawsze ( "jak dupa z pokrzywy"  wieszcz Jeremi wieszczył ). Smętnie dochodzę przyczyn takiego a nie innego zachowania roślin w Alcatrazie, zastanawiam się gdzie popełniłam błędy i czy i jak te błędy  naprawić. Czy naprawić pytam siebie dlatego bo czasem naprawiać nie warto ( czuję przez skórę że i tak rzeczywistość  wierzgnie i guzik z usiłowań  wyjdzie ), jak naprawiać sprawa jeszcze trudniejsza - kosztuje mnóstwo czasu spędzanego na wertowaniu info o roślinach i szukaniu przyczyn dlaczego niektóre  zielone może odmawiać współpracy. Czuję się jak ten Sherlock, dedukuję tak wytrwale że mi grozi dekukcja. Otoczenie nie pomaga, zespół pań  starszych niczym  chór z greckiej tragedii rzuca  komentarzami w stylu "Pytasz dlaczego ogórek nie śpiewa", za nic mając  moją wizję ogrodu i rarytetność problematycznych roślin ( "Posadź pietruszkę, ona rośnie nawet jak korzonek udziabiesz" ). W chwilach największego zwątpienia gdzieś mi tam zaczyna w głowie wyświetlać się  obrazek  - Alcatraz zapietruszkowany. Czym prędzej porzucam ten upiorny widoczek i ładuję się w sieć zgłębiać, zgłębiać i jeszcze raz zgłębiać problem  ogórków które nie chcą  śpiewać. Czasem idą te studia bardzo ciężko, znajduję info ale ono jest napisane przez osobę uprawiająca wredną roślinę w innych warunkach klimatycznych albo w ogóle nie znajduję niczego przydatnego o uprawie. Psuję oczy wślepiając się w monitor i klnę na na internautów, którzy miast zająć się problemem mnie gryzącym wypisują morze głupot. Pracowicie zimę spędzam, tyram ogrodniczo!

Problem nr 1 - bergenie posiadam różne ale to bergenia orzęsiona Bergenia ciliata jest tą najbardziej wredną. Miejsce pochodzenia - południowy Kaszmir i południowo - zachodni Nepal, wschodni Pakistan. No tak, naturalny zasięg występowania rośliny powinien zadziałać studząco na entuzjazm chcących sadzić tę roślinę w  ogrodach centralnej i wschodniej Polski ale jakoś nie działa. Pewnie przez  to że w sieci łatwo natknąć się na info że luba bergenia spokojnie znosi strefę piątą, a większość z nas ogrodujących "wyczynowo" wypiera z siebie świadomość że strefy USDA przystają do naszej rzeczywistości mniej więcej jak cudny kraj  San Escobar do rzeczywistości w ogóle. To nie jest tak że ta bergenia daje ciała kompletnie, ona tylko nie przyrasta u mnie w takim tempie w jakim ja bym chciała ( choć ponoć i tak rośnie  się  jej u mnie nieźle, w końcu już  ją dzieliłam ) i bardzo źle znosi nasze wiosenne zawirowania aury typu majowe przymrozki. Uprawiam jej dwie formy - orzęsioną po brzegach Bergenia ciliata var. ligulata i  orzęsioną "po całości" Berenia ciliata var. ciliata. Ta druga wg. moich obserwacji jest trudniejsza w uprawie. Sporym problemem oprócz zimowania ( dobrze okryć stanowisko ale w marcu trzeba szybko usuwać okrycie żeby roślina nie zagniła ) jest tzw. miejskie lato. W miastach  temperatura zawsze jest nieco wyższa a tej bergenii to nie służy. Umiarkowane ciepełko, dużo wilgoci w powietrzu i półcieniste stanowisko to przepis na udaną uprawę orzęsionej.  Niestety u mnie za sucho i za gorąco, w związku z czym roślinę ratuje całkowity cień. Tylko  że w całkowitym cieniu ona jest cieniem samej siebie. Tak, bergenii takich jakie widziałam w Devon to ja  się raczej nie doczekam, chciałabym jednak  żeby rozrosły mi się w jakąś widoczną z daleka gołym okiem grupę. Na fotkach poniżej widzicie jak to bergeniowe stanowisko wygląda. z daleka  cóś niezauważalnie. To jedna z wolniej rosnących bergenii ale  żeby tak się ślimaczyć?!



Problem nr 2 - cholerny ambrowiec  Liquidambar styraciflua 'Gumball'. Gnojek, paskudnik i jak mawia Mamelon karłowate samo  zło ( egzemplarz Mamelona zszedł był z tego świata z powodu  tajemniczej choroby objawiającej się całkowitym zaschnięciem liści a potem całej reszty krzaczka ). I u mnie i u Mamelona ambrowiec zachowywał się  mało książkowo - niechętnie się przebarwiał jesienią.  Mój 'Gumball' posadzony na naprawdę słonecznym stanowisku starał się prezentować te przebarwione liście, najczęściej tak pod koniec października przypominało mu się  że dobrze byłoby przynajmniej parę liści czerwonych pokazać. Mamelonowy krzaczek posadzony w lekkim półcieniu dzielnie prezentował zieleń aż do pierwszych mrozów. W tym roku moja roślinka poszła tym śladem - jadowicie zielone liście przywitały grudzień. W miarę jak 'Gumball'  rośnie coraz dłużej trzyma liście a one coraz później zaczynają się przebarwiać. Pocieszam  się że brak przebarwień to może wina  deszczowej jesieni ale niepokojąco stoi  mi przed oczami obrazek sprzed dwóch lat - sucha jesień a na  krzaczku ledwie parę czerwonych listków. Owszem czerwień z tych odblaskowych ale dużo tego dobra nie było. Podczytuję  że ambrowce w Polsce przebarwiają się bez problemów więc błąd leży gdzieś po mojej stronie, ale gdzie? Wystające spod   śniegu zmarznięte  zielone liście ambrowca nie dają zapomnieć o tym niepowodzeniu ogrodniczym. Cała jestem w nerwach na myśl  że może inne rośliny pochodzące  z Hameryki, takie o świetnym jesiennym kolorze liści,  mogą mi taki numer wywinąć. Qurcze, nasadziłam fotergilii licząc na ogniste październikowe oczarowania!

Problem nr 3 - nerecznica Siebolda Dryopteris sieboldii, zimozielona w lepszych warunkach paproć. U mnie  warunki rzadko bywają lepsze także nerecznica budzi się do  życia późną wiosną. Coraz  późniejszą. W ubiegłym roku późna  wiosna wypadła na początku lipca, po tak zwanym odżałowaniu starej rośliny i zakupie nowej.  Nowe stanowisko, nowa nadzieja - wybrałam mniej książkowe, nie tak dużo wilgoci, nie za duży cień, tylko  gleba należycie kwaśnawa. Może na mniej starannie przygotowanym miejscu roślina poczuje  że musi i zacznie jakoś przyzwoicie rosnąć, w końcu jak w innym  miejscu Alcatrazu rosną zimozielone paprocie i dają radę. Niektóre nawet dzielnie trzymają  frondy ( dobra nie  wymagam  żeby ten azjatycki skurkowaniec też  trzymał ale budzić ma się w kwietniu ).
Problem nr 4 - kielichowiec  mieszańcowy Calycanthus x raulstonii 'Venus'. No u mnie to ten krzaczek nie ma w sobie nic ze słodkiej  Wenery, to jest ucieleśniona ( ukrzaczona ) Discordia. Wredne zielsko od początku nie chce współpracować z Alcatrazem, zachowuje się gorzej niż jedno z rodziców czyli Sinocalycanthus, wiecznie zagrzybiony. Marność nad marnościami oba egzemplarze tej odmiany kielichowca rosnące w moim ogrodzie - o kwiatach zapomnieć, o pokroju roślin zapomnieć, o szybkim tempie wzrostu zapomnieć. Pamiętać jak wyglądał krzew posadzony w Wisley i mieć nadzieję że kiedyś tam roślina odwdzięczy się za zaproszenie jej do Alcatrazu. Sprawa jest o tyle dziwna że inny mieszańcowy kielichowiec rosnący na tej samej rabacie 'Hartlage Wine' rośnie naprawdę świetnie i w dodatku wyprodukował owoc ( na fotce poniżej ). No i popatrzcie jak fajnie wygląda kwitnący, a 'Venus' nic nie produkuje, jakby chorobę weneryczną w sobie miała. Cztery problemy wystarczą, dalszymi moimi narzekaniami na zielone nie będę Was nudzić ( dzisiaj, ponarzekam przy innej okazji ku poprawie samopoczucia ).



2 komentarze:

  1. żebym w codziennym życiu stosowała filozofię zycia jaką stosuję w ogrodzie to stresów by mi ubyło. Obserwuję, że owszem martwię się roślinami, staram się nimi opiekować i wspierać, ale kiedy coś się dzieje to po prostu wpisuję ją w listę roślin, które ,,nie nadają się do mojego ogrodu" i szukam innych. Czas kiedy traciłam pieniądze, energię i czas na uporczywe dostrajanie rośliny do mojej ziemi mam juz za sobą. ,,Nie da się to się nie da" taką przyjęłam filozofię w ogrodzie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niekiedy się nie da ale niekiedy się da, tylko trzeba określone warunki spełnić. Znaczy najlepiej czytać o roślinie i jej wymaganiach zanim się ją do ogrodu sprowadzi. Wyczynowym uprawiaczom roślin takie wyczytki nie przeszkadzają nadal wierzyć że np. taki prusznik wytrzyma zimę w centralnej Polsce, wyczynowcy tak majo - wierzący mocno są.;-) W pruszniki zimotrwałe nie wierzę ale sporo rarytetów jednak nie okazało się roślinami trudnymi w uprawie i odfruwającymi z powodu byle mrozu ( patrz cyklamenki ).:-) Próbujemy z Alcatrazem różności zielonych, a nuż Alcatraz storczykami obrodzi albo cóś w tym guście.;-)

      Usuń