środa, 21 czerwca 2017

Rozmyślania ogrodowe na koniec wiosny i początek lata

"To co mam, mam czasem ochotę zaorać, zmienić, zrobić od nowa. Tylko jak? Jak bym to od nowa? Tworzę liczne wersje, aż przypomina mi się początek peselu, mija mi i pozostaję przy tym, co jest." - to z wpisu Gajki Wierzba mamowa . Mój  boszsz... to nie tylko ja tak mam. Gaja to jeszcze siada na rączkach i czeka jak jej przejdzie a ja cóś tam rozpoczynam i w połowie utykam bo koncepcja się zmieniła, bo starych roślin  żal ( cinżko przesadzić dojrzałe drzewo ), bo sił nie starcza a dzwonek dyżurny dzwoni  a ja tu muszę być czujna jak koń w straży ogniowej lub ORMO - wiec na wakacjach w DDR. Ech, życie za krótkie, ogród za duży, czas cóś sfilcowany!

Przypominam sobie te wszystkie moje  koncepcje - takie podwórko na ten przykład miało być zaiglaczone, zakrzewione i w ogóle małorobotne. Taa, Pan Andrzejek ostatnio zaćwierkał że musimy bardziej  pokochać  barwinka ( cholera wie jak, już go kochamy na zabój ) bo inaczej  to on padnie ( Pan Andrzej nie barwinek, ma w końcu facet inne łobowiązki a ja się tu jeszcze z ogrodem przymilam ), ja zaraz po nim kończyną  grzebnę i na plecki  się przewrócę ze sztywnymi łapami w górze a sąsiadka  Gienia zagrzewająca nas do boju zachrypnie a następnie zaniemówi na amen. Tylko Małgoś - Sąsiadka i Ciotka Elka zostaną na placu boju bez szwanku ( kierownictwo nadzoru  jest mniej męczliwe ). No i gdzie te podwórkowe iglaki po całości? Kuźwa, byliniarstwo ze mnie wylazło i aż pod różankę podokienną ciągnie się pas bylinowy! A miało być tak pięknie, prosto  do ogarnięcia i w ogóle nieabsorbująco. Jednak nie pasiło bo już zaiglaczony podwórka fragmencik uświadomił mi że nie chcę czegoś takiego "koło siebie". Czym prędzej dosadziłam tam irgi, derenie i brzozy, monotonia iglacza działała przygnębiająco. Mogłam rozsądnie resztę podwórka zakrzewić, jednak jak można zrezygnować z dobrych warunków do uprawy bródek? Nie można! A teraz jest Sucha  - Żwirowa i podpielanie.






A Alcatraz?  O rany ile tu koncepcji ogrodu było wypróbowywanych. Ogród taki ogród siaki a po każdym  pamiątka w charakterze trwałego nasadzenia. Fragmentarycznie  budowany jest dziś okrutnym patchworkiem w którym funkie sąsiadują z małymi iglaczkami i azalkami japońskimi ( to dopiero są "klimaty japońskie", normalnie strach się bać ), peonie rosną z paprociami a wszystko to pochłaniają łany żubrówki i tego ścierwa którego nazwę  pragnę zapomnieć. Ech, a miało być tak cool! Bardziej się teraz Alcatraz przydaje jako rezerwuar roślin przesadzanych na podwórko i miejsce wypasu kotów. Usiłuję alcatrazowy "pierdolnik" jakoś tam połączyć w jedną całość, nadać mu charakter ale on zamiast przemyślanej kompozycji nadal prezentuje tzw. pamiętnik zrywów czyli ślady mojego ogrodowego dojrzewania. Niektóre  rzeczy są po prostu nie do naprawienia bez spychacza i  siekiery a jakoś nie  wyobrażam sobie siebie ogrodującej przy pomocy takich narządków ( ludziów bym też do takiej roboty nie wynajęła, żal mi roślin i miejsc dających możliwości - dużych krzewów, podrośniętych drzewek, dziurwy oczkowodnej.






Cóż więc robić? Wytrwale uprawiać zielone i dążyć do jakiejś harmonii nasadzeń, dokonywanej  z pomocą roślin znoszących dzielenie, przesadzanie w kółko i tym podobne radości. Kochane byliny pracochłonneście ale  w moim ogrodzie jednak niezastąpione. Drzewa  - dżewa, krzaczki - sraczki ale to byliny tworzą  mój Alcatraz, swoją urodą i masą łagodzą błędy projektowe, zmiękczają twarde okrucieństwo niektórych nasadzeń. Czy bylinowanie  namiętne i nieopanowane to błąd w sztuce? W końcu sił mi na opanowanie ogrodu nie stanie, bo ogród  bylinowy ma swoje wymagania. No cóż, jak już nie dam rady to  będę raz do roku kosić wszystko po całości, sianko zbierać i szlus. Tyrawnika  z rolki  i  białego żwyrka nie zapuszczę. Wolę  mieszkać w zarośniętym ogrodzie niż w czyściutkiej przestrzeni, co prawda niby bezkleszczowej ale też bezpszczelej, bezmotylej,  beztrzmielowej. Takie miejsce byłoby  po prostu beztabazellowe, nie moje, obce! Co ja bym więc zrobiła gdyby przyszło mi zakładać na nowo  Alcatraz. Wszystko byłoby inaczej i dokładnie tak samo. Praca z żywym tworzywem zawsze zaskakuje a własnej natury ( byliniarstwo ) nie oszukam. Zostaje mi kiwanie głową ze zrozumieniem i łagodna akceptacja siebie i ogroda. Jest jak jest ale zaraz będzie inaczej. Cieszę się bo tyle jeszcze mogę  zmienić by zachować constans. Na ten  przykład na zdjątku poniżej Okularia i Szpagetka w posiadaniu przyszłej Macierzankowni. Żadna trawa z wyjątkiem ostnic nie da rady na tej pustyni natomiast macierzaki wszelakie będą szczęśliwe że takie cud stanowisko podłapały. Za brzozami jest miejsce na  dwa cisy z tych rosnących w szerz. To "niebiewskie" widoczne za kamulcem to wór popiołu z drewna , dobra rzecz do odkwaszania gleby. Macierzanki będę potrzebowała multum, Alcatraz szczęśliwie nastarczy. Jak dobrze  pójdzie to za rok tej porze koty będą wylegiwały się w macierzance ( one uwielbiają kwitnące kępy, zaleganie w kępie niekwitnącej się nie liczy ).


14 komentarzy:

  1. ahahahhahahahahahahahaahhaahahahhahahahahahahahaahhaahahahhahahahahahahahaahhaahahahhahahahahahahahaahhaahahahhahahahahahahahaahhaahahahhahahahahahahahaahhaahahahhahahahahahahahaahhaahahahhahahahahahahahaahhaahahahhahahahahahahahaahhaahahahhahahahahahahahaahhaahahahhahahahahahahahaahhaahahahhahahahahahahahaahhaahahahhahahahahahahahaahhaahahahhahahahahahahahaahhaahahahhahahahahahahahaahhaahahahhahahahahahahahaahhaahahahhahahahahahahahaahhaahahahhahahahahahahahaahhaahahahhahahahahahahahaahhaahahahhahahahahahahahaahhaahahahhahahahahahahahaahhaahahahhahahahahahahahaahhaahahahhahahahahahahahaahhaahahahhahahahahahahahaahha pękłam ze śmiechu, idę do lekarza :)
    Najbardziej mnie sie podoba "miejsce wypasu kotów"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty się zając śmiej, a tu problem jest poważny. Natury estetycznej! "Opracowywanie" ogrodu fragmentami, niekonsekwencja będąca wynikiem tzw. słomianego zapału, czasem opór tworzywa - no i mam miejsce wypasu kotów ( choć nie zawsze dobrze przyjmowane, Felicjan esteta zniknął wczoraj na cały dzień bo w okolicy lepszy ogródek znalazł - posiadłość Rudego, z którym Felicjan toczy namiętne boje ).:-)

      Usuń
  2. Tyle co zajrzałam, ale metodę ,,siadania na rączkach i czekania aż przejdzie" koniecznie muszę się nauczyć, bo ...:/ Potem ja ta furia zmiany przechodzi to... :( różnie jest...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niekiedy siadanie na rączkach miewa zbawienne skutki. Trzeba uważać tylko żeby cały czas na nich nie siedzieć.;-)

      Usuń
  3. Mam to samo, ciągłe zmiany koncepcji rabatowej w wyniku krytycznego przyglądania się: a tu kolor jakiegoś badyla nie ten wyszedł, bo miał być czerwony a jest fioletowo-wiśniowy. A tu wzrost nie a propos - bo za wysoka bylinka i nie pasi do całości, a to pokrój niekonieczny bo łodyżki rozkładają się na boki a w środku łysy plac. A jak już wszystko ładnie wygląda, to słońce przypala listki i mus przenieść w inne miejsce. Wszystkie plany i koncepcje na papierze lub imaginacji i tak są weryfikowane przez prawdziwe życie ogrodowe. I trzeba zmieniać i dorabiać. Ale to jest właśnie samo serce prawdziwej sztuki ogrodowej. Czy wyobrażacie sobie taką sytuację, że zakładacie rabaty, komponujecie ogród i zostaje tak już na zawsze? Czyli co - siadamy na leżaczku i przez 30 lat kontemplujemy raz założoną rabatkę? To albo chore albo niemożliwe. Nie mam leżaczka właśnie z takiego względu - bo po prostu nie mam czasu na nim leżaczkować. Jak siądę na krzesełku, i wypiję kawkę to w międzyczasie zobaczę pół tuzina spraw do natychmiastowego załatwienia - podeprzeć lilię, podwiązać 3 pędy wiciokrzewu, rozgnieść mszyce na róży, wsypać trutkę na nornice do dziury, bo właśnie wyryły kilka korytarzy, podsypać nawóz pod maliny, podlać miętę w skrzynkach. Następnego dnia inny zestaw spraw: plewię, układam ścieżkę z cegieł itd. i dlatego leżaczek nadal jest w sferze planów odległych. Pozdrawiam wszystkie osoby spod znaku Homo hortensis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, mam dokładnie to samo... Mój ulubiony leżak stoi na strychu zakurzony i nieużywany co najmniej od trzech lat...

      Usuń
    2. Taa leżak, ostatni został wydany lata temu bo marniał nieużywany!;-)

      Usuń
    3. Pewnie że ogród się zmienia i że to dobrze że sobie dojrzewa i w ogóle. Mnie tylko czasem martwi że on nie do końca w tej swojej dojrzałości odpowiada zamysłowi z jakim był tworzony. Wiele w nim rzeczy "z różnych bajek", nieprzemyślanych i sprawiających wrażenie przypadkowych. No straszny misz masz wokół mnie. Natomiast odpoczynek w ogrodzie to na ogół jest czynny, chyba że koty mnie do lenistwa wspólnego na kocyku lub trawce namówią.;-)

      Usuń
  4. hyymmm... Jestem na etapie sadzenia bylin zakładając, że ogród będzie mniej wymagający... hymmm...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogród w ogóle jest wymagający, he, he. Co prawda ludziska z uporem wmawiają że teren przydomowy typu tyrawnik obtujaczony "prawie bezobsługowy" jest ogrodem ale to tak jakby komórkę na węgiel uparcie nazywać salonem. Przy bylinkach nieco się narobisz ale masz ogród a nie ersatz.:-)

      Usuń
    2. To znaczy ja mam rabaty z kwiatami ,,nasrane" jedno przy drugim a chwast i tak włazi :/ A tam gdzie mam przestrzeń pomiędzy roślinami, które są na etapie wzrostu to już totalnie włazi, istny wyścig który szybciej. I tak sobie myślę, że te bylinki zadarnią przestrzeń i będzie piknie :D
      Kochana zajrzyj mi proszę jeszcze raz na moje bodziszki bo na końcu posta dodałam jeszcze jednego, dzisiaj kupionego :D

      Usuń
    3. U Ciebie te o srebrnych liściach tak pięknie wyglądają a ja swoje zaniedbałam :/ W złym miejscu posadziłam i widzę, że nie miały szansy zabłysnąć i tak je ,,spuściłam z oka" muszę się nimi zająć, póki jeszcze są... chyba są... U Ciebie kwitną na słońcu, dobrze widzę?

      Usuń
  5. Ojoj, jakby to moje słowa były, ten cały post. Prawie cały. Bo po latach chwilowych pomysłów, krótkich zachwytów i zmian koncepcji, co pozostawiło oczywiście swoje lepsze i gorsze ślady w ogrodzie, teraz zrobiło mi się tak, że baaaaardzo długo myślę zanim coś wsadzę w grunt, a rośliny miesiącami (rekordzistka już ponad rok) czekają w donicach (sukcesywnie zmienianych na coraz większe) aż znajdę im przemyślane stanowisko. Czasem mnie nachodzi myśl, żeby zrobić wszystko od nowa, wymyślić spójną koncepcję i bez żalu urządzić wszystko od nowa. Ale zaraz przychodzi myśl, no jak to tak? Spychaczem i siekierą potraktować tyle pracy, tyle wspomnień? I myślę sobie, że mój ogród urządzony w 100% od nowa ne będzie miał korzeni. A korzenie są ważniejsze niż idealna koncepcja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He, he, he - radości przyszopia. Spoko u mnie roślinna rekordzistka była przetrzymywana cztery lata cztery lata ( dwa razy przesadzana do większej doniczki ). Następnie została posadzona i po roku była przesadzona na lepsiejsze stanowisko. To się nazywa sadzenie z łakomstwa, czujesz że chcesz mieć tę roślinkę tylko jeszcze nie bardzo wiesz gdzie.;-) Ogród jako pamiętnik - ha, może to jest jakaś koncepcja!;-)

      Usuń