środa, 12 lipca 2017

Sucha - Żwirowa a spójność ogrodowa


Zastanawiawszy się ostatnio nad swoim ogrodem w kontekście zapodanego przez Meg zagadnienia  spójność, która bierze się z pomysłu na ogród  i oczywiście wylazło mi  że nadmiar pomysłów jest dla  ogrodu prawie tak szkodliwy jak ich brak ( na szczęście prawie robi  różnicę, he, he, he,  choć nie jest ona znacząca ). Tak sobie popatrzywszy po swoich rabatach i doszedłszy do wniosku  że co tu  ćwierkać o spójności ogrodu jak rabaty są   od Sasa do Lasa. Taka  Sucha - Żwirowa da się określić krótko - preria śródziemnomorska, he, he. Szałwie lekarskie solidnie architektoniczne, lawendy  co to nie są celowo sadzone w wielkich grupach ( boję się żeby przy  plantacji irysów bródkowych nie wyrosła  mi plantacja lawendy ), łany czyśćca bizantyńskiego, perowskie a do tego rozchodniki , marcinki, jeżówki, podejrzane rozarium na obrzeżach rabaty, morze traw i łup - lilie orienpety. Taa, preria jak się patrzy.  Jest nawet ukłon w stronę naturalizmu, rozsiewające się krwawniki które najzwyczajniej w świecie  mi się podobają. Totalny misz - masz, nijak to się ma to śródziemnomorskich ogrodów i nijak  do preriowych nasadzeń. Dziada z babą brakuje ale za to w tle zwodniczo majaczą iglaki a w samym centrum irysowiska przycupnął mały  ambrowiec ( tam jest taki wilgniejszy kawalątek gleby i zacisznie, w sam  raz radość dla ambrowca i rozpacz  dla spójności  rabaty ). No cudnie, he, he, he!







Pocieszająco  sobie pitulę że przełamuję schematy, czasem to pomaga przy oglądzie osobistych ogrodniczych dokonań ale nie zawsze. I tak sobie rośnie ta moja  Sucha - Żwirowa patchworkowa ( potworkowa ) wpisując się  w kontekst łódzkiego eklektyzmu. Rabata eklektyczna, w sam raz pasząca do klimatu ziemi obiecanej, he, he, he.  No, dorobiwszy ideolo do skrzeczącej rzeczywistości. Sucha - Żwirowa rzecz jasna nadal bez żwiru bo na dachu przyszedł czas na kominy, czapeczki,  "oblachowania"  i tym podobne wymysły mody dachowej. Grunt że rabacisko  szumną nazwę ma i grunt przepuszczalny i po całości nie jest porośnięte przez nawłoć i dziewannę ( dziewanny lubię, na nawłoć jestem wkurzona - podstępna francowatość - po całości to nie lubię żadnych roślin, nawet bródek ukochanych ). Oczywiście rabata  nigdy nie będzie skończona, zresztą uważam że  pojęcie "rabata ukończona" to oksymoron. Rabaty są zawsze wstępnie obsadzone, albo ciągle  nad nimi pracuje ogrodnik albo natura. Rabatowa nirwana, constans i w ogóle absolutna nasadzeniowa doskonałość to tylko chwilka w ogrodowaniu (  i nie tylko w ogrodowaniu ), mija jak wszystko na tym świecie ku satysfakcji wyznawców przemijania i zmartwieniu tych którzy chcą by chwila trwała wiecznie.








A teraz tak do konkretów - największym ( moim zdaniem ) problemem Alcatrazu i  podwórka jest  nienasycony apetyt ogrodniczki na nowe rośliny. Co ja tu będę ściemniać - ilość roślin przetestowanych w moim ogrodzie jest zatrważająca. Na Madagaskar i do Kenii na długie foto safari mogłabym zapodróżować za kasę, którą w ciągu lat wydałam na rośliny. Tak, tak! Oczywiście sporo z kupowanych  zielsk  pożegnało się z ogrodem, cóż miałam złudzenia na temat niektórych magnolek, rodków ( Alcatraz ), santoliny, acaeny ( z tego złudzenia nie chce mi się otrząsnąć ) i nowozelandzkich traw ( podwórko ). Przykro ale tak jak każdy lekarz ma swój mały cmentarzyk  pacjentów tak każdy ogrodnik ma swój własny kompostownik pełen roślinek "którym nie poszło". Ogród nie salonik, roślina nie  konsolka czy tam inny fotelik, które co najwyżej uzłośliwić się mogą w sposób przystający przedmiotom martwym. Roślina jako żywe jest o wiele bardziej nieprzewidywalna, nie sposób jej ustawić tak do końca  zgodnie z naszym widzimisię (  o czym dobrze wiedzą wszyscy przycinający klasycznie prowadzone ogrody ). Ech, dużo by pisać o tym co człowiekowi  się ogrodowo wydaje i o przebudzeniach i powrotach do realu. Ja na razie zamiast acaen na Suchej - Żwirowej  "w parterze" rosną kolorowe rozchodniki, santoliny zastąpiły krwawniki a egzotyczne ostnice ( bye, bye,  Stipa lessingiana i Stipa gigantea ) swojscy przedstawiciele rodzaju.





Na Suchej - Żwirowej kwitną kwiaty o prostej budowie, nie posadziłam tu żadnych wiktoriańskich ogrodowych  piękności ( jedynie kwiaty róż mają więcej niż jeden okółek płatków ), dzięki temu grządka bzyczy  i motyli się od  samego rana do późnych godzin wieczornych. To owadzie życie przyciąga życie ptasie i kocie, a kocie życie przyciąga moje  ( ostatnio była interwencja w sprawie białego gołębia - przeżył ). Oglądając  kocie zdjęcia  ( Laluś i  seksowna Okularia ) doszłam do wniosku że moje ohydne płyty podwórkowe to nie jest najgorsza opcja podłoża koło rabaty, w sumie paszą do fabrycznych klimatów. Zawsze to lepsze niż polbruk a inwazja roślin ( starannie wyselekcjonowanych ) i przybranie kotami  ( uwielbiajo się na płytach  wygrzewać ) pozwoli mi znieść szarą ohydę. A w ogóle to muszę przesadzić nie najmądrzej posadzone na Suchej  Żwirowej drzewa, też mi  ze zdjęć to przesadzanie wyszło. Ot i tyle na dzień dzisiejszy o mojej mało spójnej rabacie wpisanej w industrialny kontekst.




2 komentarze:

  1. Jakoś znajomo zabrzmiały mi Twoje rozważania- i u mnie występuje "nienasycony apetyt ogrodniczki na nowe rośliny"- tyle że mocno ograniczany areałem i portfelem właścicielki mikroogródka :-)
    Na szczęście- chyba podobnie jak Ty- lubię swój busz , chwilami zmieniający się w dżunglę. A jak mnie już doprowadzi do rozpaczy, ruszam z maczetą (czyli piłą i sekatorem w krzaczory, albo szpadlem i motyką, jeśli zamierzam eksterminować barwinki czy tojeść rozesłaną)i jest nowe miejsce do zagospodarowania. Twoja letnia Sucha - Żwirowa pełna kolorów i faktur całkiem mi się podoba :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie areał duży jak na miasto ale portfel czyli porpona to typowo łódzki - bilonik, he, he. Pewnie że mój ogród lubię, czasem nawet trochę więcej niż lubię choć bywa też że mnie wkurza. Ja z maczetą nie dałabym rady Alcatrazowi, nieraz wysługuje się Panem Andrzejkiem, głównym maczetowym a niekiedy sępię usługę u kuzyna albo Wujka Joe. Jutro na ten przykład będę się przymilała o podcięcie ( nie wycięcie ) uschłego grabu na który chcę puścić różę. :-)

      Usuń