sobota, 21 kwietnia 2018

Alcatraz magnoliowo - hiacyntowy

No tak, u mnie ostatnio znów się nawarstwiło aż  czas mi się w szwach rozłazi. Domowymi sprawami  nie zamierzam Was katować, wystarczy że  uraczyłam Was fascynującym i trzymającym w napięciu wpisem o myciu  okien ( no ale to było dla mnie bolesne przeżycie ). Wiosna pędzi nadrabiając opóźnienia w błyskawicznym tempie co mnie się wcale ale to wcale nie podobie bo niczym kwitnącym się dłużej cieszyć nie sposób.  Na domiar złego  słabuje  jeden z moich modrzewi i nie  widzę jego przyszłości w różowych barwach. Dlaczego słabuje nie wiem, w zeszłym roku miał podobny epizod ale wtedy poszło na przymrozki. Teraz przymrozków nie ma a on wygląda po prostu źle. Ech, ciągle cóś - jedno co dobre  że w końcu mamy wyrok w sprawie  Puszczy. Oczywiście wiadomo jaki bo  od początku całej afery z kornikiem cudownym sposobem zmieniającym  dietę i zżerającym dąbrowy jasne było o co  chodzi. O pieniądze, możliwość ukręcenia interesów przez paru kolesi którym wreszcie udało się znaleźć  bezczelnych i bezwzględnych politykierów uznających że ciemny lud kupi wszystko,  w tym wypadku słoiki z kornikiem. Myślę  że czas na ruch pod tytułem  "Chcesz mieć las posadź Szyszkę", taki dydaktyczny przekaz  dla tych co mają zakusy na Puszczę Karpacką. Cóś mi  mówi  że obecna władza raczej się tym nie zajmie bo jest aktualnie zajęta obiecywaniem wszystkiego wszystkim w ramach odsunięcia  od się  widma rozliczeń, które niewątpliwie jej  się należą ( w przeciwieństwie do drugiej  pensji nazywanej dla niepoznaki nagrodą ).  No nic, poczekamy na  kolejne rozdanie pławiąc się w obietnicach starych i nowych. Wiadomo - Bóg, Honorarium,  Ojczyzna! Kocham ten  netowy tekst, rozśmiesza mnie  a wiadomo  śmiech to zdrowie. He, he, he.







A tymczasem, w swoim tempie i za nic mając ludzkie bajdurzenia o człowieku koronie stworzenia,  planeta Ziemia obraca się jak się obracała, Natura wypełnia  nowe nisze które stworzyliśmy bezmyślnym działaniem organizmami które nam  nie sprzyjają i cóś mi się widzi że właśnie jesteśmy w trakcie przygotowywania przyjęcie na którym będziemy  pełnili role zakąsek, dania głównego  i deserków.  Ten tego... przygotowania zaawansowane, że tak rzecz ujmę. Na wszelki wypadek usiłuje zaprzyjaźnić się z Naturą zanim  nam solidnie dokopie. Dobra Natura, dobra! Cacy.  Alcatraz powoli zmierza w stronę dziczy. Znaczy lasek liściasty magnoliowy ( hym... dzicz specyficzna ).  Przyznaję bezczelnie że marzę o rozszerzeniu magnolkowych klimatów, mimo licznych niepowodzeń w uprawie (  Magnolia grandiflora ledwie dycha ).  Kiedy przychodzi czas kwitnienia a pogoda sprzyja zamagnolkowany  Alcatraz  robi się bajkowy, to już nie dzicz tylko  ogród  z krainy Oz. Magiczny! Spokojnie, potem wszystko wraca  do normy czyli zapada w grąd. Rozszerzam  Ciemiernikowszczyznę na byłego Landryna, znaczy tam posadzę nabyte w tym roku ciemierniki. Otoczenie wydaje  mi się odpowiednie. Co prawda po walce z podagrycznikiem który zdradziecko wpełzł był na byłego Landryna ręce mi odpadają ale zrobiło tam się  coś bardziej w "dzikim stajlu". Mam nadzieję że posadzone wcześniej epimedia nie pogryzą się z ciemiernikami.  Zamierzam też przy ciemiernikach zrobić  nowe stanowiska dla fiołków  wonnych i nie tylko wonnych.



Myślę nadal ( a już mi się  zdawało  że mam pomysła ) nad stanowiskiem dla klonika cynamonowego, proste to nie jest  bo  drzewko niewielkie ale musi mieć tzw. odpowiednie tło.  Myślenie musi być mocno in spe, bo klonik rośnie wolno i  swoją urodę pokaże  za jakąś dekadę z hakiem. Teraz pewnie będę się powtarzać ale co tam, prawda to przeca najprawdziwsza czyli towar deficytowy czyli taki w cenie. Sadzenie drzew wymaga większej wyobraźni  niż tworzenie  byliniaków, łąk czy tam innych warzywników. Właściwy efekt przychodzi po latach, wtedy dopiero ogrodnik może ocenić swoje nasadzenia. No i  jakąż to cierpliwością musi się wykazać, ogród zadrzewiony to nie jest coś dla tych kochających ogrody instant. Nic  się komputerowo, Panie tego, nie podpędzi. Real nie tyle skrzeczy co przemawia głębokim basem. Prawdziwie  wiekowe drzewo to nie jakieś tam sadzonki  z doniczek, "dżefka" to tylko w telewizyjnych programach ogrodniczych a prawdziwe drzewa wrastają w ogród, zmieniają jego glebę, warunki wodne i świetlne, tworzą nową jakość. Ogród  bez drzew jest dla mnie półogrodem. Wiem, wiem, łąki czy tam insze różanki tyż ogrody ale dla mnie drzewa muszą być, zboczenie takie. Dzięki zadrzewianiu przezywam niespodziewanki, drzewa rosną po swojemu za nic mając moje wyobrażenia na ich temat.


Teraz sprawozdanko  ogrodowe. Z działań uplanowanych to jak na razie  zostało tylko odfajkowane przymocowanie budek lęgowych w miejscu  niedostępnym dla kotów. Późno cała ta  budkowa sprawa miała miejsce ale nie byłam tu zależna tylko od siebie. Operator  wiertarki niebojący się wleźć na drabinę był potrzebny do realizacji.  Na operatora Ciotka Elka wyznaczyła Włodzimierza ale Włodzimierz nie podołał zadaniu ( "Jezu lecę! ). Nie chcąc dopuścić do bezpośredniego kontaktu Włodzimierza ubranego niewyjściowo w  strój roboczy z Królem Polski,  postanowiłyśmy  kolegialnie ( skład kolegium to całe babskie sąsiedztwo ) że trza zaczekać na ciotczynego zięcia ( "Włodzimierzu proszę Cię zejdź!" ). Tomek z Włodzimierzem występującym w charakterze głównego drabinowego przywiesili budki  "bez strat w ludziach". Koty były bardzo zainteresowane budkową imprezą, w końcu  z ich powodu to  wspinanie się po ścianach więc kręcenie się pod nogami, sprawdzające przebieżki  po daszkach ( a nuż się uda doskoczyć do budki ), ryki uświadamiające ich istnienie zajętym swoimi sprawami ludziom - całe to uczestnictwo w imprezie zostało im wyrozumiale wybaczone.

Przede mną formowanie krzewów, nie tylko tych podwórkowych. Forsycji po kwitnieniu  i owszem należy się porządne przycięcie ale to proste  jak konstrukcja cepa cięcie.   To nad ogrodowymi kalinami będę musiała popracować z głową. Część  moich burkwoodek rośnie w półcieniu co i owszem, pozwala kwitnąć krzewom nieco dłużej ale niespecjalnie cóś służy ich pokrojowi.  Po zaniku kalinowych kwiatów sekator w dłoń i dość radykalne ( jak na kalinę ) cięcie żeby krzaki nie zamieniły się w drapaki.  Przy okazji spróbuje lekko a nawet leciuteńko podkasać magnolkę  'Susan' ( no jak to z drzewami, do łba mi  nie przyszło  że jej  pędy będą tak "ciążyły" ku ziemi że  wprost pełzały po glebie ). Awanturę o śmieci ciągle przekładam, po prostu siły nie mam na występy bo  życie w tygodniu cóś mnie nie chciało pieścić. Na razie załączam fotki z tej lepszej części Alcatrazu, znaczy szybciej  grądziejacej.




Na zakończenie sprawozdania ogrodowego wkleję fotki hiacyntów. W tym roku u mnie kiepsko z narcyzami, mało ciekawie  z tulipanami ale  hiacynty  kwitną naprawdę pięknie. Za nic mają sąsiedztwo wrotycza gotowego do przesadzenia i bezczelnych skrzypów, co im tam zdradzieckie  trawsko z Tyrawnika. Są piękne i pachnące obłędnie, dziś cały Alcatraz pachniał hiacyntami i rozwijającymi się kwiatami kalin.  Po południu zamiast w pocie czółka  pracować w ogrodzie położyłam się  na kocyku i zrobiłam sobie sesję aromaterapeutyczną.  Bosko było, choć niedługo. Występna Szpagetka wypełzła zza bukszpanu i ponieważ nie reagowałam na widok jej "zwłok" ( ona  robi "zwłoki" żebym podchodziła sprawdzić  co z nią jest a ona mnie wtedy znienacka napada czyli urządza sobie zabawę w  szaloną wiewiórkę ) przystąpiła od razu do "wiewiórkowania". Niestety zapach  hiacyntów nie działa kojąco na  ukąszenia kocim zębem, sprałam wariatkę  ( lekko )  po zdrutowanym tyłku. Nie wiem skąd w niej takie  instynkta wobec mła się zalęgły, podejrzewam zły wpływ  Felicjana. Żeby zrobić sobie  miło postanowiłam ściąć nieco  hiacyntowych kwiatów do wazonu, w domu  Szpagetka nie wariuje tylko zachowuje się jak dama więc jest szansa na delektowanie się  woniami. Przy okazji podcięłam trochę kalin, he, he, he. Dom  pachnie teraz wspaniale, koty zdegustowane  zalegają na zewnętrznych parapetach, Szpagetka czeka w wyrze.






P.S. Wczoraj przyszły  wyaukcjonowane na  rzecz Tuśka łupy - kubek, tórebka i nordycki pudel. Cio Mary podejrzanie szybko uprowadziła nordyckiego, Wujek Jo naświetlił mi dzisiaj sprawę zawartości pudla. Cio Mary sprytna bestia, ponoć Cio  i Wujek  Jo jadą z  nordyckim pudlem na działkę  w celach degustacyjnych. Jak zaszaleją to ja nie znam tych państwa, to jakieś łobce ludzie so, he, he. A tera sesja z łupami i weekendowymi narcyzkami ( one nawaniają kuchnię ). Torba już była ze mną na spacerze i zaprzyjaźniła się z kluczami.  Kubek już też służył jako  poidełko, pierwszą kawę do niego nalaną "wypiłam osobiście" . Tzw. kawę codzienną  u mnie rano z niego pitą zabukowała Małgoś - Sąsiadka.




14 komentarzy:

  1. Boszsz - jak u Ciebie pięknie w tych Alcatrazach! Hiacynty - ach czy ja kiedyś błysnę takim konceptem, żeby sobie zaprowadzić taki piękny zakątek!
    I duma mą wątłą pierś rozpiera jakie to towarzystwa zacnego błękitnej kury doczekał kubasek szefowy :)
    Jak wiesz, zakupiłam sobie czarny bez, a dzisiaj znalazłam dwa dzikie egzemplarze w ogrodzie, ale w takich miejscach, że niechże tam zostaną gdzie są, bo przesadzić ich się nie da. No i hurra! mamy też malutką jarzębinkę, którą da się przesadzić :)
    Aha, nic mi nie wiadomo na temat wsadu do nordyckiego pudla - zaprzeczam i się wypieram, jakoby sfilcowany pudel tak mocno ucapił flaszkę, że poszedł do Cio Mary razem z nią :) Mam tylko nadzieję, że się starsi państwo na działeczce nie raczyli octem winnym. My jesteśmy niemal niepijący i czort wie ile to wino miało lat. Mam nadzieję, że dobrze dojrzało i nie skwaśniało... Jeśli jednak, to przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, widziałaś ten chynch z góry, hiacynty to ledwie wycinek wśród drzewsk i ruin ( budyneczek frontowy haciendy to nie ja ale mój jest za to starszy ). Czarny bez zwany kociszczynkiem z racji zapaszku kwiatów to świetny krzew, sama sobie zapuściłam czarnolistną nówkę i dbam coby nie utłukli granicznego egzemplarza. Co do zawartości pudla to podejrzana cisza, no mogli koncertować jak u Kondratiuka - "La cucaracha, la cucaracha - karalucha zwiemy tak".;-)

      Usuń
    2. Już ja wolę Twój chynch niż moją parkową tajgę :( Właśnie karczujemy te podsychające tuje, te plantacje jałowców, a hołubimy każdą samosiejkę jarzębiny i brzozy. Wczoraj wykarczowaliśmy dwa z ośmiu dereni białych, żeby wsadzić kalinę i lilaka. Na dniach musimy rozprawić się z dwiema tujami. Nasz poprzednik wyciął piękne, wiekowe lilaki i BEZ USUWANIA korzeni wsadził na nie tuje. Efekt jest taki, że lilaki odbijają spod owych tuj i pędy mają na ponad metr i wyzierają z gałęzi owych fuj fuj tuj - co idiotycznie wygląda. A jak mam wybierać co ma zostać, a co wyciąć, to wolę lilaki. Przez te tuje w szpalerach i kępkach po całym ogrodzie - pan miał zamiłowanie geometryczne - czuję się jak na cmentarzu. W strategicznych miejscach mam oczywiście świerki - srebrzyste a jakże... Nie udało mu się wyciąć olbrzymiego, starego jesiona, bo zamówił ekipę, ale nie pozwolił im wjechać między święte tuje i jałowce i w ogóle gałęzie mogły mu zniszczyć oczko wodne. I tak się ostał jesion, bo się chłop wziął za wycinkę od d... strony. Czeka nas jeszcze wykarczowanie szpaleru świerków, które miały być żywopłotem, a są zmaltretowaną, upitoloną od góry, obeschniętą od dołu i wrastającą w jabłonki drągowiną (odległości między poszczególnymi egzemplarzami to 50-60 cm), w dodatku pod linią wysokiego napięcia.
      Borze szumiący! Czy ludzie aż tak nie mają wyobraźni jak sadzą drzewa?! Przecież one rosną!

      Usuń
    3. Tajga na niewykarczowanych lilakach - no ten tego... miodzio!;-) Tak to wygląda jakby ktoś ogród instant zakładał, tzw. chybcik wyczuwam. Lilaki są coś bardziej paszące do nasadzeń wiejskich, mam nadzieję że niedługo zaczną wam pachnieć. Kępki tujaste, świerki cud wysrebrzone i iglasty półżywypłotek - normalka znaczy standard. Co do jesionu - pilnujcie siewek, jesionek lubi się siać, cóś na ten temat wiem. A w końcu są i inne drzewa, po co komu jesionkowa monokultura? Co do wyobraźni - żaden program komputerowy nie jest w stanie do końca przewidzieć jak będzie zachowywało się żywe. człowiek w tym wypadku jeszcze głupszy niż maszyna.:-)

      Usuń
    4. Tabs, nic mi tak dobrze nie przypomniało i nie utrwaliło bajki o Małym Księciu jak nieustanna walka z siewkami jesionka, ech. Ale i tak zostaje :]
      No i zapomniałam dodać, że tajga od dołu po całości obsadzona łaciatą trzmieliną... Posiałam łubin - już wschodzi, naćkałam stokrotek i niezapominajek, posadziłam rabarbar. - już puszcza nowe listki. Znalazłam jednego ciemiernika - kwitł z resztą w listopadzie i mamy całą masę tulipanów. Tylko ta sama melodia, co z tują i lilakami, tzn. najpierw powciskał cebulowe gdzie bądź, a potem na tym zasadził krzewy ozdobne. Niektórych jeszcze nie zidentyfikowałam.

      Usuń
    5. Trzmielina nie jest wcale taka zła, o ile nie występuje w nadmiarze. Ładnie zadarnia, coolorki niestresujące ma i sekator wspomaga jej urodę. Nadmiar trzmieliny powoduje że robi się nasadzenie typu zieleń miejska dlatego trzmielina po całości do mnie nie przemawia. Co do bylinów to musisz się zorientować które lubią się z twoim ogrodem a które niespecjalnie współpracują. Nie zawsze jest książkowo, każdy ogród to całkiem inna opowieść. Myślę że jako zagorzałemu miłośnikowi opowieści "wczytywanie" się w ogród sprawi Ci przyjemność.:-)

      Usuń
    6. Już sprawia :) Sieję na zasadzie "tu powinno być dobrze" "a potem się zobaczy". Jak sobie pomyślę, że jesteśmy tutaj niecały rok, to i tak stoję w zadziwieniu ile udało nam się zrobić. Ostatnio był pan strażak i nie dość, że zabrał rybki i traszki do swojego oczka, to jeszcze przywiózł ichnią pompę mułową i wszystko pomógł wypompować do końca - na grządkach mam grubą warstę kompostu z dna oczka :) Teraz Mężczyzna będzie uszczelniał i od nowa napełniamy ale bez rybków. Ot tak - dla żab, traszek i zaskrońców i żeby było gdzie nadmiar wody zrzucać. Nie sądziłam, że tak się wciągnę w tę robotę :)

      Usuń
    7. To jest robota odstresowująca, dlatego tak wciąga.:-)

      Usuń
  2. Poległam widząc torebkę... - zabrzmi dziwnie, ale ogrodowo, ogrodowo i ogrodowo bum torebka :D To pole hiacyntowe to tak sobie siedzi w ziemi zimą i nic go nie zjada? Wygląda bajecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tórebka jest już stałym towarzyszem, dobra bo taka do mojego wzrostu. Należał jej się wpis razem z szefowskim kubeczkiem i uprowadzonym nordyckim pudlem ale ja już siły nie miała to tylko tak podłączyła fotki.:-) Hiacynty siedzą całą zimę w gruncie bez koszyków, ale ja mam w sezonie ogrodowym istne łowisko. Wygląda na to że mogłabym jak była szyszka polowania z naganką urządzać. Mam co prawda podejrzenia że moje koty importują nieustannie zwierzynę ale w tzw. sezonie ogrodowym z gryzoniami w pyskach wyłażą na ogół z tzw. dużego ogrodu ( chyba polują na terenach sąsiadujących z Alcatrazem bowiem są tam widywane ). Zimą łażą na gryzonie gdzie indziej, bliżej fabrycznych zabudowań czyli mam wrażenie że to co zimuje w ogrodzie śpi snem głębokim i nie myśli o żarciu a jak już się obudzi to akurat na rozpoczęcie sezonu i jest natychmiast kasowane. Niestety moje narcyzki są niszczone przez wrażą muszkę której koty nie uznają za zdobycz godną uwagi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Twój Alcatraz jest urzekająco piękny, aż mi żal duszę ściska, bo mój poszedł się... Do namiastki, którą mam teraz, ni mom serca. Ot, tylko tu sprzątam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to wcale nie jest tak. Alcatraz leży w otoczeniu solidnie postindustrialnym, budynek frontowy naszej posesji to jest cóś zapierającego dech w piersiach ( współwłaściciel nim zarządzający stworzył tzw. ruinę pokazową ), nasza kamienica jest stara i wymagająca nieustających remontów ( budowana była "po łódzku" ), droga krajowa tuż - tuż, sąsiedzka fabryka i tiry - naprawdę ciężko w takim miejscu zrobić ogród i sprawić żeby był tym "oddechem od wszystkiego". Na dodatek to co niby jest zaletą Alcatrazu czyli spora jak na miejskie warunki wielkość robi się wraz z upływającym czasem moim przekleństwem ( no dziczenie jest częściowo wymuszone ). Serca może i do nowego - starego ogrodu nie masz ale kreatywnie myślący zawsze prędzej czy później kawałka przestrzeni wokół siebie "w stanie zastanym" nie zostawią. Tak to już jest.;-)

      Usuń
  5. Po pierwsze - piekne hiacynty!
    Po drugie - jeszcze piekniejsze magnolie!
    Moglabys zdjecia podpisywac, bo nie wiem, co to niektore jest, a moze bym to chciala, i jak szukac?
    Fajnie masz, ze masz duze drzewa, u mnie za malo miejsca, musze ciac na karlowate :(
    Poza tym sasiedzi zabiliby mnie za liscie spadajace na ich trawniki (obcinane rowniotko, czysciutko, higienicznie :))))
    Ale i u mnie da sie na chwile polozyc i pooddychac :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie info roślinne są tylko że porozrzucane po całym blogu, który jest już opasły jak ja. Cóś tam spróbuję z podpisami uskutecznić. Co do drzew i higienistów - od czasu Szychy zrobiłam się jakby mało tolerancyjna dla miłośników przyrody całkiem oswojonej. Pewnie dlatego że każda akcja wywołuje reakcję. Wiadomo że jak w lesie trza drzewa wycinać bo stanowią zagrożenie dla obywateli spacerujących mimo zakazu wstępu do lasu, to gdzieś się tam odzywa w człowieku chęć zapuszczenia dziczy na oswojonych miejskich tyrawnikach. No i we mnie to przekonanie kiedyś tak sobie kiełkowało a teraz to wybiło że ho, ho - tyrawnik jest głupi! :-)

      Usuń