czwartek, 5 kwietnia 2018

Codziennik - powyjezdny poświątecznik

Pewnie już porzygujecie  tą moją Portugalią, blog ostatnio ostro skręcił w kierunku podróżniczym. Powolutku wracam  w kieracik czyli codzienność. Na stołach jeszcze stoją pourządzane naprędce  ozdóbstwa świąteczne, takie z biegu, na raz, dwa i trzy poustawiane, a ja dojadam ostatnie kawałki  Małgosinych wypieków. Poczuwam się średnio, zimny świąteczny dzień zrobił swoje ( nie ma to jak usłyszeć po powrocie z cieplejszych stron że temperatura na Okęciu to cały jeden stopień na plusie ), teraz gdy zaczyna być naprawdę ciepło ja cóś chyrlam i odkrztuszam. Koty powoli dają się przepraszać za moją nieobecność, oczywiście jak  wróciłam doszło  do brzydkiego ekscesu. Felicjan zachował się  klasycznie, znaczy obrazę za moją absencję wylał na moje  buty. No olał gad jeden moje nowe skórzane trepki jak je tylko po powrocie zdjęłam z nóg! Szorowałam natychmiast miotając brzydkie ( dobra, bardzo brzydkie ) wyrazy na tego pomiota. Oczywiście bydlak pokazywał się w domu tylko  w porze posiłków i ostentacyjnie siadał do mnie tyłem gdy mu ładowałam  żarło  do michy. No i łaził na sztywnych łapach. Wychowawczo ignorowałam te przedstawienia i jakoś powoli mu przełazi to okazywanie niezadowolenia.


Pozostała czwórka też jest dobra, choć szczęśliwie nie przyszło  im do tych pustych  łepków małpować  Felicjana.  Lalek wystąpił jednak ze skargami na głodzenie jego osoby dokonywane przez Cio Mary i  Małgoś - Sąsiadkę pospołu, Sztaflik i Okularia postanowiły udawać zdziczałe kocice a Szpagetka zażądała natychmiast jak tylko wlazłam do domu ( naprawdę natychmiast ) okazania jej wszystkich należnych  względów wraz z odsetkami ( znów  brałam  kąpiel z kotem ). Z każdym kolejnym moim wyjazdem rośnie oburzenie kotów na to że śmiem zostawiać je z inszą służbą ( jakby ta służba nie była równie wobec nich spolegliwa jak ja ). Nie zamierzam przejmować się tymi obrazami, obuwie podróżne będę tylko ściągać  z się i przechowywać w odkoconym pomieszczeniu. Teraz w ramach normalizacji stosunków cała  piątka przyłazi na wieczorne zaleganie i ma  żądania. "Podrap tu!", "Pogłaszcz tam!", "Chcę być nynowana!" - normalka, znów czuję że powinnam  mieć przynajmniej jeszcze parę rąk cudownie wyrosłych na brzuchu i przeznaczonych  do zabawiania  towarzystwa.


No a co w ogrodzie? Kiepsko! Niestety widać że mrozy były całkiem nie w porę. Mnóstwo wczesnowiosennych roślin ma  pouszkadzane kfioty. Wyglądają jakby nie wyglądały.  Nieładne, zbyt małe kwiaty krokusów, poprzemrażane kwiaty ciemierników orientalnych  ( gatunku ), pouszkadzane kwiaty ciemierników  hybrydowych ( te szczęśliwie wyłażą najpóźniej więc najmniej oberwały ).  Niby łączki z cebulowych są ale olśnień nimi nie ma.  Pozostaje mi się cieszyć z takich wydarzeń ogrodowych jak przeżycie moich  irysków cebulowych. Iris reticulata nie zawsze przeżywa nasze lata a co dopiero zimy. Poza tym totalne zapuszczenie bo przycinań  nie uskuteczniałam. Teraz  to wszystko przede mną, powinnam szybciutko ogarniać chaos a cóś mi tak brzydko w tyle głowizny szepcze że nie tak  szybko,  że dopiero początek kwietnia a potem to jeszcze  te cholerne majowe przymrozki.  No i przed przymrozkami majowi przynależnymi Wielki  Pogodowy dziwnym poczuciem  humoru powodowany może cóś naprawdę spektakularnego wykręcić. Przypominam sobie zeszłoroczny kwiecień, prognozy niby były optymistyczne po wyjątkowo ciepłej  końcówce marca  a ziąb nie napiszę co ściskał. Aż boję się planowania robót ogrodowych w nadchodzący weekend  bo nie wiadomo co się znów wydarzy z wyżami  i niżami.

W tym roku eksperymentalnie nie odgarniam liści w "części leśnej", same muszą się rozkruszyć i zmienić w próchnicę ( przeca lasu nikt nie grabi, dmuchawą nie dmucha, roślin nie opiela ). Na Podwórku nie ma tak lekko, inny typ ogrodu - Sucha - Żwirowa wymaga solidnego przycięcia krzewinek, spulchnienia gleby  przy  kłączach irysów bródkowych, niewielkiego nawożenia mineralnego i rozłożenia sporej ilości kompostu.  No jest roboty od groma.  Co gorsza czeka mnie odkładana od  dawna awantura sąsiedzka  o śmieci wrzucane do ogrodu, zamierzam w weekend urządzić dintojrę. Rozmawiałam  już  z właścicielką posesji, wytropiony został  śmieciarz i w sobotę ruszamy do boju. Mam solidny wnerw bo trzeba być naprawdę wieprzem  żeby remontowe śmieci  ładować komuś do  ogrodu ( nawet jak ten ogród  duży, zadrzewiony i śmieciów  niby nie widać ). Rozumiem  że koszt wywiezienia takich odpadów to jest w tej chwili parę stów ale dlaczego to niby ja mam je płacić.  Porobiłam zdjęcia, postraszę policją a w odwodzie  pan Andrzejek, Maciek i Włodzimierz Ciotczyny  którzy  "obce śmieci" władują na posesję z której pochodzą. No radości sąsiedzkie w stylu szczerzepolskim przede mną. Ze szczęścia przez to nie szaleję. I to by było na razie  na tyle.

Zajrzycie do Psa w swetrze   - Tuśko - bazarek trwa tam w najlepsze.




9 komentarzy:

  1. Dzięki Tabs za podlinkowanie bazarku! Po raz kolejny się przekonuję, że te blogowe ludzie to są niesamowite i Tusiek nawet do dentysty będzie miał za co iść :))) Chlipię sobie ze wzruszenia.
    Co narzekasz? Ładnie masz w ogrodzie. Poza śmieciami oczywiście. Zabić takiego gada. Jak go nie stać na kontener to można samemu zawieźć po trochu do PSZOKu. My tak zawozimy i korona na odciski nam nie spadła. Weź drania do galopu!
    Od kiedy się przeprowadziliśmy nie zgrabiliśmy ani jednego listeczka. No nie, kłamię - spod orzecha tylko. Reszta listków już "wsiąkła" w glebę, choć mój Chłop nie wierzył, że tak będzie. Małej wiary człowiek ;) A teraz się przekonał i też nie wie, po co ludziska grabią, o!
    Kotostwo roztoczyło cały swój koci urok ;] Jestem ich fanklubem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje kociska są wredne, nie to co Tusiek Sama Słodycz. Dziś znów oberwałam martwym gryzoniem, Szpagetka wlazła na szafkę z paprociami stojąca przy wyrku żeby mi siurprajz ze spadającą myszką zrobić. Nie ma to jak ubita myszka na twarzy o poranku!
      Co do ogrodu - sfociłam najładniejsze fragmenty, reszta to obraz zapuszczenia. Na awanturę powoli zbieram siły, zamierzam zacząc grzecznie a dopiero później włączyć syrenę. Rzadko mi się zdarza ryczeć na całe podwórko ale jak już się zdarza to śmiem twierdzić że okolica zamiera. No łódzkość ze mnie wychodzi, z impetem!
      Chłop niech uwierzy w sprawczą moc natury, natura sama liście recyklinguje.:-)

      Usuń
    2. Umarłam, gdyż albowiem wyobraźnia podsunęła mi obrazy :)))))
      Szpagetka wymiata, kosi punkty za inwencję i realizację! Duża ta mysza?

      Ja bym nie zbierała sił na awanturę tylko wiatrówkę grubą solą nabiła! Przecież to nieeleganckie tak się głośno awanturować ;)

      Usuń
    3. Szpagetka uznajeswój czyn za akt największego możliwego kociego przymilajstwa. Myszka sporawa, zakopałam ją bo moim zdaniem za duża na morski pogrzeb. Niestety nie posiadam wiatrówki, ale być może powinnam nabyć. Jak na razie nadal zbieram siły, Pan Dzidek od Ramony wyraził chęć uczestnictwa w awanturze, zaczynam się obawiać ustawki w wykonaniu "mojej drużyny".;-)

      Usuń
  2. Doznałam szoku... Aż nie mogę uwierzyć, że ktoś Ci wrzucił śmieci do ogrodu... Jak nic trzeba walczyć z takim chamstwem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie mają najróżniejsze pomysła coby nie płacić za własne śmieci. W większości są to pomysła bardzo głupie. :-/

      Usuń
  3. U Ciebie kwiecia w brud :D
    Ze śmieciarzami i sąsiadka ma problem, zgłosiła gdzie trzeba to wypięli się, że to jej teren i niech sprząta bo ich to nie interesuje. Taka codzienność i tacy ludzie teraz :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Aż tak w brud to nie, marzy mi się więcej. Co do ludziów, "Chamstwo należy zwalczać siłom i godnościom osobistom" z moich doświadczeń wynika że głównie siłą bo chamstwo ma problem z godnością.;-)

    OdpowiedzUsuń