niedziela, 1 grudnia 2013

Zima - permanentne próby oswojenia zjawiska

Zima dla ogrodujących to nie pora roku, zima to zjawisko pogodowe. Pamiętam zaśnieżone końcówki października, listopady z temperaturą - 15 w dzień, ba nawet dzięki ostatniej zimie będę miała w pamięci odśnieżanie w kwietniu. Z drugiej strony zrywałam fiołki odoratki pod koniec lutego i pamiętam wybuchy młodej zieleni na początku marca. Zima po prostu jest niestabilna i tak naprawdę za nic ma metereologiczny, astronomiczny i kalendarzowy porządek. Robi co chce i dlatego jest taką zmorą. Co prawda ogrodnicy to nie drogowcy ale w pewien sposób zima zawsze ich zaskakuje. Niby wszystko przewidzieli ale złe czyha. Ciągłe wypatrywanie zagrożenia, "ćapkowanie" czyli nieustanne zimowe uprawianie pogody ( zjawisko opisane przez Karela Ćapka ), wieczne zmartwienia z powodu aury to zimowa codzienność. W dodatku to co cieszy zimą innych dla ogrodników bywa przyczyną niepokoju. Jest trudne do zrozumienia przez nieogrodującą rodzinę i znajomych. Radosne ryki dziatwy bo śnieg tak wali z nieba że narty czy sanki w pogotowiu a tu mars na czole tatusia co to w pamięci szuka czy aby na pewno wszystkie kolumnowe iglaki powiązał albo jakże miłe pocieszające zdanko koleżanki: "No jest cholerny mróz ale przynajmniej śniegu nie ma", wypowiedziane w chwili kiedy człowiek żegna w myślach swoje nasadzenia cebulowe - no jest to spora rozbieżność w odczuciach. Dlatego nie ma się co dziwić że zimową porą ogrodnicy uchodzą za osoby wielce drażliwe. No cóż, ogrodnictwo też ma swoją ciemną stronę - bywa że staje się formą metereopatii.
Jedyne co nam ogrodującym zostaje to wieczny zielony optymizm - właściwie jedyna forma obrony przed tym co nas przerasta. Choćbyśmy nie wiem jak zabezpieczyli nasadzenia zawsze Matka Natura może nam pokazać jacy to my malutcy. Dlatego zimą należy ćwiczyć szlachetny stoicyzm i wzmacniać optymistyczne odczucie w nas drzemiące że "w końcu jakoś to będzie" ( wychodzi na to że najlepsza jest lektura Marka Aureliusza , epikurejskie korzystanie z życia które wzmacnia optymizm i zakup różowych okularów ).
A jakiej zimy sobie ja życzę ( jak już zostałam przymuszona i nijak nie udało się jej uniknąć, gusłami odpędzić czy przestraszyć ) - życzę sobie zimy krótkiej i łagodnej!

Późno przychodzącej chcę, żeby jak najdłużej cieszyć się koralikami śnieguliczek i oszczędzać forsę, którą zamiast na paliwko lepiej wydać na rośliny!


Z szadzią ma być żeby moje oczy dopieściła i żeby świat wyglądał jak ten w starych szklanych kulach ( albo w ich pop-wersji z lat sześdziesiątych XX wieku - okrutnych, trójwymiarowych japońskich pocztówkach ). Spod szadzi kolor widoczny ale przez biel wysubtelniony i spastelowiały, pięknie wtedy jest w Alcatrazie!








Śniegu sobie życzę nie za wielkiego ( zasp ogromnych nie przyjmuję do wiadomości ), takiego w sam raz do okłoderkowania roślin . Byłoby miło gdyby długo trzymał się gałązek. Ma być w miarę drobny, żadnych ciap śniegowych wielkości dwuzłotówki lecących z nieba i natychmiast się topiących albo, co znacznie gorsze, trwających i obciążających gałęzie iglaków sobie nie życzę ( bo jak nie to podejmę kroki i Marzanna oberwie jak nigdy dotąd).



Tak wygląda śnieg optymalny, który jest zarazem śniegiem maksymalnym. Centymetr więcej a Marzanna odczuje!!!




A teraz bardzo ważne choć nie najważniejsze - życzę sobie żeby na wiadome święta za oknem było biało ( pasuje mi do bombkowego wystroju i sprawia że koty chętniej siedzą w domu ).


I tak koło 20 lutego temperatura ma być najniżej do - 2, i to w nocy! A od marca, powolne ( bez kretyńskich przyspieszeń, które załatwiają kwitnienie krokusów w dwa dni ) leciutkie plusowanie w kierunku wiosny.

4 komentarze:

  1. Czego i ja wszystkim ogrodom życzę.
    W koronkowo białej odsłonie to ja sobie Alcatrazu nie przypominam, a bardzo malowniczo się przedstawia. Może i zimowe zdjęcia już tam kiedyś były, ale w czasie gdy głównie szuflowałam własny śnieg i ratowałam łamiące się iglaki, to i mogłam wzrok od białego ze wstrętem odwracać. W niedzielny wieczór leniwy, bezśnieżny dopiero doceniam obrazy szronem malowane.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podłączam się i ja pod te życzenia, oby się one spełniły :) A jak to będzie to się okaże jak zwykle po zimie...
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przewijam zdjęcia i przewijam sięgając ku końcowi postu i już oczy wybałuszyłam, że u Ciebie taaaka Zima !

    No powiem Ci Tabazku, że jakoś łaskawszym okiem patrzę na Twoje poczynania aparatowe ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja sie Miłeczko zamartwiam bo Picassa niektóre zdjęcia czyni straszliwymi. Kolory z cyklu "Bienvenidos Mexico". Oj Faficzku i Wiesiu, jak ja bym chciała żeby już był marzec!

    OdpowiedzUsuń