piątek, 10 stycznia 2014

Styczeń rozwiośniony


No i porobiło się! Zima zwariowała i postanowiła wyjechać do Ameryki. Podejrzewałam że Zima ma nierówno pod kopułą od pewnego czasu - dwa lata temu wycięła numer ostromroźny a bezśnieżny w lutym a w zeszłym roku to w ogóle była jazda z tym odśnieżaniem w kwietniu. Zima nadaje się na jakąś terapię albo cóś, bo chemii lepiej w jej przypadku nie stosować. Zima już się zachowuje odlotowo bez chemicznego wsparcia!

Przy takiej aurze moje wiosenne tęsknoty nabierają siły huraganu nr 5 w skali Fujity, normalnie z trudem się powstrzymuję żeby nie: wyleźć do ogrodu, powalczyć z gwiazdnicą, poprześwietlać krzaczorki, odsłonić delikatniejsze byliny i cebulaki, zabrać się za napowietrzanie trawnika. Muszę siadać na rączkach, tak mnie nosi. A nie ma co ufać szalonej porze roku, stuknięta zima jest nieobliczalna i prognozy metereologów może mieć za nic. Zdroworozsądkowe siedzenie w domu umilam sobie przeglądaniem ofert szkółek netowych i robieniem gryplanów na sezon ogrodowy. Oczywiście jak co roku plany są ambitne ale spoko - spoko, zazwyczaj realizuję jakieś 30% planowanych robót, 25% planowanych zakupów sprzętu ogrodowego i 70% planowanych zakupów roślinnych - ta "planowo - realizacyjna" statystyka nie pozostawia złudzeń co w ogrodowaniu jest dla mnie najistotniejsze. Niestety nie dla mnie zabawy parapetowe, moje próby siewne sabotowane są przez koty. Ani kupna "kocia trawka" ani przyniesiony z natury perzyk nie mają takiego smaku dla wyrafinowanych kocich podniebień jak młode siewki bylin. Rozochocone po "nowalijkach" usiłują dobierać się do roślin pokojowych!

W związku ze związkiem w tym roku nawet nie próbuję wysiewać niczego w domu ( irysy wysiane w zadołowanych doniczkach, zostały wydane na pastwę szczęśliwie mało zimowej pogody ). Po raz kolejny odkładam na rok "zanastępny" zakup czegoś do siedzenia. Alcatraz niby ma kawiaczek ( niewykończony za to starannie schowany ), krzesełka ewentualnie ławeczka bardzo by się przydały. Z drugiej strony placyk podkawiaczkowy czeka na kostkę na którą nie ma kasy w budżecie. Po grzyba mi siedziska jak siedziskowa nie ma! Znaczy obędę się tymi krześlanymi staruszkami co to jeszcze się trzymają. A w ogóle w ogrodzie to ja mało siedzę a Dżizzas woli kocykowanie z kotami ( tzn. walkę o swój kawałek koca ). Gości raczej też mamy swoich to jest takich co to albo kocykują z Dżizaasem i kotami albo ruszają ze mną w piel. Basia miała rację kiedy prorokowała że najczęściej w chwilach odpoczynku będę łaziła z kubkiem kawy po Alcatrazie i "koncepcjonowała". Tak właśnie łażę a moi goście ze mną, znaczy byłaby to tragedia a nie savoir vivre z jakim wypada występować gospodyni gdyby nie wspomniana swojskość gości ( do Alcatrazu nie wpuszczam osób dla mnie "letnich", na ogrodowe bywanie trzeba mieć zaliczony albo dłuuugi staż znajomości albo być ogrodowo zarażonym ).

Jeśli chodzi o plany zakupów narządkowych to pierwszy zakup do Alcatrazu w tym roku mam już za sobą - nowy sekatorek jest schowany w pralnianej szafie. Przede mną zakup wideł amerykańskich a potem przenosiny całej ogrodowej narzędziowni do pomieszczenia kotłowni ( i wtedy pożegnam się z szopką a przywitam z miejscem na żółty magnolnik ). Przenosiny musi poprzedzić malowanie kotłowni, zachwytu tym musem nie czuję ( tak to bywa z tym co człowiek musi ). A teraz najprzyjemniejsze - robię listę chciejstw! W tym roku będzie skromnie bo kasa potrzebna na "prawdziwie niezbędne potrzeby" ale coś tam uda mi się kupić. Dla Ciotki Elki będą "wydulczane" przez nią lilie ( Ciotka jest obecnie w fazie ostrej obsesji orienpetalnej, co i raz słyszę "Tylko pamiętaj" i nie mam szans żeby zapomnieć ), Dżizaas bajdurzy ziółkowo i mamrocze o łanach czosnku a ja bezczelnie mam wizję nowych Pumilotonów wypełnionych esdebiętami. Szykują się w tym sezonie interesujące "wejścia" w tej kategorii irysów. Też mi się łany marzą! Mój Wielki Ogrodowy jest dopiero dziesiąty dzień stycznia, jakiej Ty cierpliwości ode mnie w tej dziwnej pseudozimowej porze wymagasz......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz