czwartek, 5 czerwca 2014

Kielichowiec 'Hartlage Wine'

Sinocalycanthus x raulstonii 'Hartlage Wine' to mieszaniec kielichowca chińskiego Calycanthus chinensis i kielichowca kwiecistego Calycanthus floridus. Wyhodowany w JC Raulston Arboretum w Karolinie Północnej. W optymalnych warunkach krzew dorasta do trzech metrów wysokości i dwóch szerokości, w naszym dość ostrym klimacie będzie chyba jednak mniejszy. Kwitnie w maju i czerwcu, o ile pogoda mu sprzyja potrafi powtórzyć kwitnienie w sierpniu, choć nie jest ono zbyt obfite. W Alcatrazie aura letnia jakoś mu nie sprzyjała i powtórnego kwitnienia jak dotąd nie było ( i może wcale nie być, bo Alcatraz mimo kalifornijskiej nazwy klimacik ma bardzo polski, zadziornie kontynentalny ). I tak się cieszyć że kielichowce dają u mnie spokojnie radę. Jeszcze parę ładnych lat temu byłam święcie przekonana że to grymaśne "rarytety". Wszystko przez lekturę książki Phillips'a i Rix'a pod tytułem "Najpiękniejsze rośliny ogrodowe". W rozdziale "Krzewy wrażliwe na chłody" opisano kielichowca zachodniego Calycanthus occidentalis i jako maksymalną ujemną temperaturę jaką ta roślina wytrzymuje podano wartość - 12 stopni Celcjusza. Nie ma się co zatem dziwić że do hodowli kielichowców podchodziłam z duszą na ramieniu. Dla Alcatrazu zimą taka temperatura to średni mrozik, - 34 to jest dopiero prawdziwy mróz! Wydawało mi się że wszystkie kielichowce są tak wrażliwe jak kalifornijczyk czyli kielichowiec zachodni. Pierwszego kupionego kielichowca "czystego" gatunku ( Calycanthus fertilis ), posadziłam zatem w jednym z najcieplejszych miejsc ogrodu i przy pierwszych jesiennych chłodach zaczęłam się martwić na tzw. wszelki wypadek. Kielichowiec zimę przetrzymał, co prawda "dysząco" gdzyż został solidnie okryty. Dało mi do myślenia to "dyszenie" i już nigdy kielichowców bardzo mocno nie okrywałam. Kielichowiec następną zimę przetrzymał bez okrycia i nawet wziął i obrodził kwiatem. Reklamowany zapach wiśni i "owoców lata" okazał się kwaskowatym odorkiem octu owocowego, na szczęście niezbyt intensywnym.

Jako drugi kielichowiec zagościł w moim ogrodzie "zrzut" co nazwy gatunkowej nie miał ( na fotce obok ). Trafił z przmeblirowki w mamelonowym ogrodzie ( Mamelon potrzebował krzewu o dużych kwiatach, na kielichowcu się przejechał - była samokrytyka złożona publicznie w związku z niedoczytaniem i rzucaniem się na fotki zakupowe ). Zaczęłam solidniej dochodzić jak to z tymi gatunkami jest i dotarło w końcu do mnie że spokojnie w naszym klimacie mogę sadzić kielichowce pochodzące ze wschodnich rejonów Ameryki Północnej a także kielichowca chińskiego. Mój Calycanthus fertilis , zwany z polska kielichowcem plennym to nic innego jak odmiana botaniczna kielichowca wonnego Calycanthus floridus var. glaucus ( systematycy musieli jeszcze dowalić Calycanthus floridus var. laevigatus, Calycanthus floridus var. oblongifolius i Calycanthus nanus, inaczej nie można by się spierać "o najczystszą czystość" gatunkową i paru prac dohtorskich napisać ). Bardzo mocno te wschodnio amerykańskie kielichowce się między sobą nie różnią - małe kwiatki o dwucentymetrowej średnicy takie same, pędy tylko bardziej omszone, no i liście z ogonkami takoż mniej lub więcej omszone od spodu. Tak samo często powtarzają kwitnienie późnym latem. Widocznych dla "normalnego" ogrodnika różnic, takich co to natychmiast rzucają się w oczy raczej nie ma. Istnieje polska odmiana kielichowca wonnego , która ma jaśniejsze kwiaty. Nazywa się 'Lusławice' od posiadłości Krzysztofa Pendereckiego, bowiem w lusławickim ogrodzie została znaleziona ta kwitnąca ponoć ceglastymi kwiatami odmiana. Niestety nie widziałam jej żywcem i właściwie nic konkretnego na jej temat napisać nie mogę.
Następnym kielichowcem który został przygarnięty do Alcatrazu był kielichowiec chiński Sinocalycanthus. No cóż, jedno wielkie rozczarowanie! Najgorsze ze wszystkiego złego co o tej roślinie mogę powiedzieć to powtarzające się jak stara Janiakowa u kresu żywota, ataki paskudnego czarnego grzyba na liściach i na kwiatach ( totalnie oszpecające krzaczydło ). Roślina dla kolekcjonerów albo miłośników chemii ogrodowej. Może w jakimś pięknym naturalistycznym ogrodzie, w tzw. szerokich plenerach ten krzew będzie ciekawie wyglądał ( pod warunkiem że grzyb się nie pokaże ). Z Alcatrazu nastąpiła eksmisja kielichowca chińskiego w szybkim czasie - nie będzie Chińczyk czarnym grzybem rzucał nam w twarz!
Pewnie skończyłabym ogrodowanie kielichowcowe na moich dwóch krzaczkach gdyby nie wizytka w Wisley. Tam po raz pierwszy wpadły mi w oko kielichowce mieszańcowe. Najpierw zoczyłam odmianę 'Venus' a potem w necie przeglądając fotki, które robi Karl Gercens znalazłam 'Hartlage Wine'. Nie da się ukryć że większe kwiaty hybryd zrobiły na mnie wielkie wrażenie - rozmiar jednak ma znaczenie, he, he.


Kiedy tylko pojawiła się możliwość zakupu sadzonek nabyłam obydwie znane mi mieszańcowe odmiany, mimo ceny, która baaardzo bolała. Niestety 'Venus' wypadła pierwszej zimy. Nie sądzę że stało się tak z tego powodu że to słabsza odmiana i nie dała rady mrozom, które spokojnie zniosła 'Hartlage Wine'. Myślę że to raczej kwestia wielkości krzewu miała tu znaczenie - 'Hartlage Wine' była po prostu solidniejszą sadzonką. Jak dotąd 'Hartlage Wine' ma za sobą ładnych parę zim w Alcatrazie. Tfu, tfu, tfu - do tej pory było bezproblemowo! W tym roku zakwitła naprawdę pięknie ( krzew w ogóle z roku na rok kwitnie obficiej ).
Teraz będzie trochę o "ojcach sukcesu", jest ich dwóch - James Chester Raulston i Richard Hartlage. Pierwszy jest legendą amerykańskiego szkółkarstwa, drugi jest bardzo znanym projektantem ogrodów. W czasie pracy Richarda Hartlage w NCSU Arboretum ( obecnie to JC Raulston Arboretum ) to właśnie jemu powierzono pracę nad uzyskaniem nowych krzyżówek kielichowców. Krzyżówki te nazwano xSinocalycalycanthus raulstonii, jednocześnie można też spotkać nazwy Sinocalycanthus x raulstonii i Calycanthus × raulstonii, choć wprowadza to zamęt jak rzadko ( człowiek nie grzebiąc w historii tych krzyżówek nie bardzo wie co z czym krzyżowano ). Oczywiście systematycy żrą się do upadłego i pogodzą ich i uciszą jedynie wyniki badań cytogenetycznych dla całego rodzaju Calycanthaceae ( choć i wtedy jeszcze pewnie będą jazgoty ). Dla zwykłego ogrodnika cała ta łacińska nomenklatura ma tylko wtedy znaczenie gdy usiłuje w necie czy na "zakupach żywcowych" znaleźć wybraną roślinę, ale też bez przesadyzmu. Najważniejsza jest jednak nazwa odmianowa.
Czy warto posadzić tego kielichowca, mimo lekkiego niepokoju zimową porą ( raczej nieuzasadnionego, wszak gatunki rodzicielskie nieźle sobie u nas radzą ). Pewnie że warto - to bardzo piękna i oryginalna roślina i to nie tylko w porze kwitnienia, jesienią jej liście przebarwiają się na soczyście cytrynowy kolor, Nie przyuważyłam też żeby tę konkretną odmianę coś podżerało czy atakowało w inny sposób ( ponoć ten sam grzybek zapaskudzający kielichowca chińskiego lubi atakować odmianę 'Venus' ). Jak dla mnie 'Hartlage Wine' jest absolutną gwiazdą wśród krzewów porastających Alcatraz.

7 komentarzy:

  1. Masz rację 'Hartlage Wein' ma prawo być gwiazdą, choć gwiazd w Alkatrazie masz wiele. Ja mam tylko kielichowca wonnego, pora więc pomyśleć o miłym towarzystwie dla niego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pikutku krzaczek gwiazdorzy ale nie jest z tych co to napastliwą urodę mają ( jak niektóre magnolki, he, he ). Ja spodziewalam się po nim większych grymasów, jak to po gwieździe. Ale on z tych co to są tacy "naturalni i zupełnie normalni".

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Jest piękny i śmiem twierdzić że w ogrodach zrobi karierę! Ma wszelkie dane ku temu.

      Usuń
  3. Zdecydowanie wolę naturalną i niezbyt nachalną urodę, więc pewnie kiedyś u mnie zagości :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj :)
    z przyjemnością ogląda i czyta się Twój blog...z Wielką !
    ...a ten 'Hartlage Wein' jest cudny ,i pełni na miano 'Gwiazdy' zasługuje :)
    Poz.D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć i czołem! Dobrze że wdepnęłaś bo zaraz zaczęłam przeglądać blog merytorycznie ( żeby fachowcom nie podpaść, he, he ), no i natychmiast mi w ślepia wpadł byczor pod tytułem "Jak prześlicznie pokręcić nazwę odmiany?".I to w poście o moim ulubionym kielichowcu. W zeszłym tygodniu dołączyła do mojego kielichowcowego stadka odmiana ' Venus'. Nawet kwiatek jeszcze miał ten nowy krzaczek. Uroczy ale chyba 'Hartlage Wine' zostanie jednak moim "najnajem".

      Usuń