poniedziałek, 2 czerwca 2014

Szaleństwa kulinarne Dżizaasa - jak zatuczyć starszą siostrę za pomocą ciasta z owocami.



Dżizaas jest chyba najbardziej niekonsekwentnym surykatkopodobnym stworzeniem na świecie. Cóż bowiem sądzić o osobie która w jednym zdaniu, wypowiedzianym na tzw. jednym oddechu, umieszcza takie oto dwie radości - "Powinnaś coś zrobić z tym brzuchem, to ja ci ukroję ciasta, co?". Podłamka! Człowiek nie wie czy ma odmawiać bo informacja o tym brzuchu jest sugestią że pod żadnym pozorem nie wolno mu żerować, czy też zaczepnie prosząco - zachęcający ton jakim wypowiedziano drugą część zdanka ma za zadanie zmusić do żeru a odmowa będzie potraktowana jako policzek wymierzony proponującej. Ponieważ jednym z ulubionych zajęć mojej sister jest obserwacja pochłaniania wyników jej kulinarnych działań, doszłam do wniosku że druga część zdanka jest tą ważniejszą częścią i czas zasiąść do jedzonka.
Przepis na ciasto Dżizaas wzięła z bloga "Moje wypieki", który studiuje z wypiekami na twarzy. Ciasto nazywa się "Najłatwiejsze ciasto na świecie", co natychmiast sugeruje że będą spore trudności z wykonaniem ( i sugestia się potwierdza bo to nie jest ciasto dla osób podchodzących luzacko do przepisów, swobodne podejście może skończyć się kluchowato i ciężko, ale o tym potem ). Na szczęście Dżizaas jest na ogół staranny i dokładny jak przykładna księgowa ( kiedy pierwszy raz coś pichci trzyma się przepisu co do słowa ) i ciasto okazało się naprawdę warte uwagi ( a nie beznadziejnie bezsmakowe jak tort z białą czekoladą i bitą śmietaną, że wywołam upiora z przeszłości cukierniczej Dżizaasa ).
Jadłam w swoim nie najkrótszym życiu mnóstwo "łatwych" i "szybkich" ciast z owocami i większość z nich była półjadalna jak klopsiki sklepowe ze słoika, w związku z tym podeszłam lekko nieufnie do dżizaasowego wypieku. O Wielki Cukierniku, jakżem się wstydać za tę nieufność musiała. Ciasto okazało się jednym z najlepszych ciast z owocami, jakie przyszło mi spożywać. Jego największą zaletą jest puszystość, ba, najwyższy stopień puszystości - tzw. puchatość. Rzecz polega na doskonałym ubiciu piany ( w czym jak w czym, ale w biciu piany Dżizaas jest mistrzynią, he, he ) a później całej ciastowej masy. To dzięki temu zabiegowi ciasto jest tak genialne. Powtórzono wypiekanie tego ciasta trzy razy ( na wyraźne "życzenie publiczności" ) - raz z mrożonymi malinami, dwa razy Dżizaas użyła truskawek. Zarówno w wypadku użycia mrożonki jak i świeżych owoców ciasto było cool. Trzeci z kolei wypiek był troszkę mniej udany ale to przez meteoropatię Dżizaasa. Trzeci wypiek jest też dowodem na to że nie należy zmuszać Dżizaasa do gotowania i pieczenia ciast przy nagłych zmianach pogody. Nastąpiło tzw. kropnięcie się przy odmierzaniu mąki - niewiele więcej mąki zostało wsypane do masy ale ciasto nie było już tak puchate ( choć wciąż nie najgorsze, bo pomyłka nie była na tyle duża by z ciasta zrobił się prawdziwy kluszczor, ot takie zwyczajne w miarę puszyste ciasto ). Dżizaas zanim doszła do istoty błędu podejrzewała grubość przemiału mąki ( jakieś bredzenia o szymanowskiej, krupczatce i królowej mąk ), złym wzrokiem wgapiała się w piekarnik ( nieszczęsna grzałka dolna ) oraz miała pretensję do piszącej te słowa o dostarczenie zbyt małej ilości owoców. Na drugi dzień po tej lekkiej wtopie, po zmianie ciśnienia atmosferycznego, Dżizaas odkryła że dodała nieco mililitrów mąki więcej ( sister przepisy "szklankowe" rozlicza na mililitry ).
Osobistym wkładem Dżizaasa w serwowanie ciasta jest dodatek sosu truskawowego. Rany, ciepłe jeszcze ciasto z sosem truskawkowym i do tego dobra kawa! Jeszcze trochę i będę sobie mogła ten zestawik podawać na "własnym bufecie" jak ta pani z fotki! Może powinnam uznać za ważniejszą tę część dżizaasowego zdania w której była mowa o zrobieniu czegoś z brzuchem ?!!!! Od "tego brzucha" do "bufetu" nie jest znów tak daleko!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz