niedziela, 24 stycznia 2016

Hejt na krasnale ogrodowe - kowal zawinił Cygana powiesili!

Szuflandio, moja Szuflandio! Co teraz się porobiło, krasnal ogrodowy od paru lat tracił popularność na rzecz innych ozdóbstw ogrodowych. Degradacja krasnala nie spowodowała jednak że ogródki w Polsce w tym czasie  jakoś nadzwyczajnie wypiękniały. Są jakby nawet mniej ciekawe niż były, w końcu krasnale stanowiły jakiś punkt zaczepienia dla wzroku  w tym zalewającym Pol -Ogrodolandię morzu trawniczków i tuj. Szczerze pisząc jak dla mnie jest gorzej niż było. Polbruk, trawnik ( najlepiej z rolki ), obowiązkowy iglak w charakterze żywopłotu i zastępca krasnala ( co tam kto lubi ) w charakterze zdobnictwa ogrodowego -  tak to teraz wygląda jak człowiek się po ogródkach przydomowych pogapi. Zieleń miejska znaczy z elementem kojarzonym  "z ogrodowością". Smętne to jak przedstawicielka najstarszego zawodu świata na zasłużonej emeryturze. Krasnale były przynajmniej jakieś, w złym guście jak to się teraz o nich mawia, ale jakieś. Nie wiem czy ludzie czują że w sumie rzecz uważaną za kicz zastąpili kiczem innego rodzaju, masowo powielają obrazki z lat osiemdziesiątych XX wieku jakimi reklamowały się firmy deweloperskie w Niemczech Zachodnich. To właściwie nawet nie kicz, w końcu ten jest bratem sztuki, to coś znacznie bardziej smutnego - wyobraźnia unicestwiona. Marzenia o lepszym życiu ( och,  tam na tym Zachodzie ) skrzyżowane z brakiem czasu i potrzeby otaczania się czymś wyjątkowym. "Ładność", porządek i zieleń  instant - tak wygląda większość nowo zakładanych "ogródków przydomowych" w miastach. To właściwie nie są ogrody tylko przydomowe tereny rekreacyjne z niewiadomych przyczyn nazywane ogrodami. Mało kto sadzi jakieś byliny,  drzew liściastych to najlepiej się pozbyć bo to tylko panie tego...... robota. Dobrze jest postawić donicę z czymś kwitnącym i kolorowym i żadnego krasnala bo to kicz. A jak krasnala nie ma to taki "ogródek" to już nie jest kicz tylko "piękno jak z  żurnala". Krasnal unicestwiony i oto pięknieje nam ogrodowa Polska! Wcale nie pięknieje, jest nadal brzydka i sztampowa do bólu, zatyka banałem i bylejakością.  To właśnie bylejakość jest najgorszą zmorą naszych zielonych terenów przydomowych a nie krasnale same w sobie.

Dawniej na terenach Polski, które były pod zaborem pruskim a później niemieckim krasnale występowały bardzo często. Ogródki śląskie czy pomorskie były całkiem nieźle wyposażone w gnomy, śmiem twierdzić że krasnale wrosły w tamtejszą tradycje ogrodniczą ( szczególnie na Śląsku ). Krasnale jako ozdoby ogrodowe pojawiły się już w okresie renesansu. Oczywiście nie wyglądały tak jak teraz,  były to przedstawienia cudacznie ubranych małych ludzików, często o zniekształconej budowie ciała, wzorowane na tzw. Hofzwergen czyli karłach trzymanych w charakterze "rozrywkowych" zwierząt domowych  na  wielkopańskich dworach. Najstarsze  zachowane figury gnomów pochodzą z ogrodu przy pałacu Mirabell w Salzburgu. Tzw. Zwergelgarten zaprojektował Johann Bernhard Fischer von Erlach, znajdowało się w nim dwadzieścia osiem figur wykonanych z piaskowca przedstawiających gnomy. Rzeźby wykonano w latach 1690 i 1991. Zwergelgarten uległ zniszczeniu w roku 1800 a figury uległy rozproszeniu. Szczęśliwie część z nich udało przywrócić się miejscu ich powstania i zostaną one wykorzystane przy odtwarzaniu założeń barokowych w Mirabellgarten. Kamienne gnomy były popularnym "wyposażeniem" barokowych ogrodów zamkowych i pałacowych na terenie Austrii, Niemiec, Czech a także północnych Włoch i Słowenii. Po okresie zafascynowania krajobrazowym ogrodnictwem angielskim, które znacznie ograniczało korzystanie z rzeźb jako elementu wyposażenia ogrodu ( zwracam uwagę że słowo ograniczało nie jest tożsame ze słowem wyeliminowało ), gdzieś koło połowy XIX wieku krasnale ponownie pojawiły się w ogrodach Europy. Zaatakowały w Anglii. W 1847 roku Sir Charles Isham wzbogacił ogród rodzinnego majątku Lamport Hall w hrabstwie Northamptonshire dodając krasnoludkowe figury z terakoty. Dwadzieścia jeden figur w ogrodzie rezydencji to było dla krasnali wyjście z podziemia.

W drugiej połowie XVIII wieku i przez pierwszą połowę wieku XIX krasnale egzystowały bowiem w małych ogródkach, to dla takich ogródków kwitła produkcja terakotowych figurek w manufakturach Turyngii, a nawet w tak znanych wytwórniach ceramiki jak Wiedeń i Miśnia. W roku 1800 w Anglii powstała pierwsza seria krasnoludków rodzimych, to zdanko dedykuję wszystkim miłośnikom angielskich ogrodów. Nie od razu wyspiarze byli przekonani do tego że rośliny w ogrodzie to tak same mogą występować, bezkontekstowo, że się tak wypiszę. No ale ta produkcja z XVIII wieku i z początku wieku XIX to nie było coś bardzo znaczącego, na masową produkcję trzeba było jeszcze poczekać. W roku 1872 roku w Gräfenroda w Turyngii pan August Heissner założył fabryczkę w której wkrótce uruchomiono masową produkcję krasnali. Dwa lata później Philipp Griebel rozpoczął produkcję w swojej wytwórni ceramiki, od roku 1880 głównym produktem tej firmy stały się krasnale. Fabryka miała dość burzliwe dzieje ( w 1948 w Turyngii zakazano produkcji figur ogrodowych - krasnale antykomunistami?  ) ale do dzisiaj istnieje Gartenzwergmanufaktur Philipp Griebel i produkuje krasnoludki z terakoty. Jak ktoś ma ochotę zapoznać się z historią krasnoludyzmu to na terenie firmy znajduje się muzeum krasnali ogrodowych. Za  klasyczne uznaje się dziś krasnoludki wyprodukowane w drugiej połowie XIX wieku, w tzw. złotym okresie krasnoludyzmu. Były wykonane z terakoty  i ręcznie malowane, przedstawiały krasnoludkowe postacie  pracujące w pocie czoła, stąd skórzane fartuchy,  czapki taczki i kilofy.  Najprawdopodobniej ma to związek z popularnymi na terenie Niemiec legendami o krasnalach strzegących podziemnych skarbów. Pochodzenie uzupełnienia krasnoludkowego stroju czyli pończoszek i czegoś podobnego do frygijskiej czapki jest bardziej tajemnicze. Takie właśnie zapończczoszkowane, uczapione na czerwono i robocze były pierwsze krasnoludki zaprezentowane na Targach Lipskich. Krasnoludki klasyczne czyli krasnoludki właściwe.

W dziejach krasnoludyzmu były okresy chwały i niemal całkowitego upadku. Klasyczne krasnoludki w jaskrawych barwach budziły albo zachwyty spragnionych bajkowości ogrodników albo potępienie obrońców "dobrego smaku".  Tych rozbieżnych ocen nie poprawiło pojawienie się tworzyw sztucznych. W latach dziewięćdziesiątych XX wieku nastąpił krasnoludkowy Drang nach Westen w wykonaniu plastikowych krasnoludków z zachodnich rubieży demoludów. O ile klasyczne krasnoludki oskarżano o nacjonalizm ( zakaz przywozu krasnoludków w czasie wojen światowych ), szpecenie czysto niemieckiego krajobrazu w niektórych landach ( funkcjonariusze NSDP byli nieprzejednani ), powodowanie wypadków drogowych przez rozpraszanie uwagi kierowców ( won z ogródków przydrożnych ) o tyle nowoczesne plastikowe krasnoludki oskarżano o godzenie swoją tandetnością w honor prawdziwych terakotowych krasnoludków. Imigranci byli jednak chętnie zatrudniani w charakterze ozdóbstw w niemieckich ogrodach. Plastikowa horda była coś inna kulturowo, owszem już wcześniej zdarzały się krasnoludki obsceniczne ale "ci nowi" to była całkiem nowa obyczajowa jakość ( inne dziwy też się pojawiły, np. krasnoludy giganci  - polokoktowcy   ). Pełna groza, że tak się wypiszę. Rozpełzło to się po ogrodach, zadomowiło i co gorsza zaczęło pozyskiwać dla się producentów krasnali z lepszych tworzyw. Atakowało tak mocno że przerażeni Anglicy zakazali na Chelsea Flower Show pokazywania krasnoludków i wszelkich jaskrawo pomalowanych rzeźb ogrodowych. Ponieważ nie zakazali jednak pokazywania innych kontrowersyjnych urodności ogrodowych guzik to dało, bo o gustach jak wiadomo się nie dyskutuje, a w końcu dlaczego rdzawe żelastwo pomalowane techniką przecierania na zielony kolor czy drewniane sprzęty domowe z posadzonymi na nich roślinami  mają być niby lepsze od krasnoludka właściwego?

Ogrodnicy brytyjscy  sobie nadal w spokoju prywatnych  ogródków krasnoludkują ( warzywniki to krasnoludkowy  matecznik, nawet w jednym z pokazowych ogródków w RHS Garden Rosemoor można się napatoczyć na krasnoludkowego krewniaka, Petera Rabbita ),  choć nie jest to zjawisko o takiej skali jak krasnoludkowanie niemieckie. W roku 1981 w Bazylei powstało Internationale Vereinigung zum Schutz der Gartenzwerge, organizacja zajmująca się ochroną krasnoludyzmu jako części dziedzictwa kulturowego. We Francji w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia powołano z kolei do życia Front de Liberation des Nains de Jardins, co po naszemu brzmi przecudnie - Front Wyzwolenia Krasnali Ogrodowych. Organizacja ta zajmuje się ustawianiem krasnali w leśnych założeniach, uznając środowisko klasycznych ogrodów za obce krasnoludkom. Jak widzicie krasnoludki w ogrodach to nie jest tylko kicz i bezguście, to o wiele bardziej złożona historia.
A co z naszym własnym ogródkowym światkiem i krasnoludkami. W większości mamy do czynienia z kiepskimi projektami, równie kiepskimi materiałami i paskudnym wykonaniem. Krasnoludek właściwy jest za drogi na polską kieszeń, krasnoludki designerskie, bardzo nowoczesne w formie prawie nie występują bo ceny mają jeszcze bardziej niebotyczne. To co ustawiamy po ogrodach jest byle jaką tandetą, taniochą i podróbą ( sorry, ale żyjemy w kraju krasnoludków dla ubogich ). Niemal wszyscy  bardziej zaawansowani ogrodowo na krasnoludki psioczą, ja  jakoś tak nie mogę. Po pierwsze wspomnienia prawdziwych krasnali ustawionych w jednym z ogrodów mojego dzieciństwa ( w hortensjach stały ), po drugie wycieczka do Marle Place Garden i tamtejsze schody. Czy pamiętacie silny trynd włocławski w  polskim ogrodnictwie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku? Jak nie pamiętacie to wam opiszę - stłuczkę ceramiczną zatapiano w betonie, tworzono z tego donice i inne "cudności". W Marle Place Garden stworzono schody i tarasik, trochę inspirując się pracami Gaudiego ale nie do końca. Schody z Marle Place Garden są rozpoznawalne na całym świecie dzięki temu że stworzono jakby nową jakość, wpisano je w kontekst brytyjskiej  kultury. Nie tylko mnie kojarzą się one z szaloną herbatką, Alicją,  Kapelusznikiem, Marcowym Zającem i susłem. Szalone schody z wieczkami imbryków i uszkami filiżanek. A przecież to wcale niedaleko od włocławskiego tryndu. Z krasnoludkami jest tak samo jak z tryndem włocławskim i schodami w Marle Place Garden - ubodzy krewni, ale dlatego że ubóstwo wynika z braku wyobraźni. Brak wyobraźni jest znacznie gorszy niż brak pieniędzy. Przecież można produkować i u nas lepsze krasnoludki, nowoczesne wariacje na temat krasnoludyzmu w cenach porównywalnych z maszkaronami z żywic. Tylko kto je kupi? Ludzie, którzy za szczyt ogrodnictwa uznają trawniczek i żywopłot z iglaków? Oj, nie krasnoludki są tu problem, nie zwalać mi na nie własnej nijakości i bylejakości!

8 komentarzy:

  1. Bardzo podobają mi się krasnale ale nie mam żadnego, mam jednego aniołka, który chyba powinien już zostać trochę odrestaurowany, ale jakoś tak... mąż jak go zobaczył to zapytał - kogo tam pochowałam? :/
    Myślę sobie, że teraz modne są tereny zielone przydomowe na grilla, hamaczek czy huśtawkę ogrodową, miejsce na miłe spotkanie ze znajomymi i jak są dzieci to na czynny relaks z nimi- piłka, koszykówka czy placyk zabaw. Kiedyś miłośnicy ogrodów czy dłubania w ziemi, ludzie z wizją upraw przydomowych kupowali domki dziś kupują ludzie, którzy najchętniej zabetonowali by wszystko ale z braku pieniędzy tego nie robią. Pragną mieć po prostu prywatną przestrzeń na świeżym powietrzu. Nasadzenia typu iglaki czy cokolwiek jest najczęściej udziałem bliskich czy znajomych lub pewnym kompromisem społeczności sąsiedzkiej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Agatku nawet te tereny zielone można robić z głową, jak patrzę na te zielone pokoje to mam wrażenie że jestem w kolejnym takim samym m -3 w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku - meblościanka, kanapa, fotele, telewizor. A jak patrzę na poszatkowaną tujami przestrzeń to przestało mnie dziwić że w niektórych krajach na osiedlach domków jednorodzinnych jest zakaz sadzenia wysokich żywopłotów i że wysokość żywopłotu jest uzależniana od wielkości działki. Wiem że każdy chciałby mieć namiastkę swojego własnego zielonego ale np. w domku szeregowym to zielone z zasady nie gwarantuje absolutnej prywatności. To trochę tak jakby ludzie w blokach zaczęli narzekać że w budynkach jeszcze ktoś oprócz nich mieszka i zasieki postanowili uskutecznić. Każdy rodzaj budownictwa ma tam swoje normy, chodzi mi o takie rzeczy jak wielkość powierzchni działki przeznaczonej na zielone w stosunku do części zabudowanej, może powinny być i takie które regulowałyby wysokość niektórych nasadzeń w stosunku do wielkości działki. Choć jak sobie pomyślę o naszych urzędnikach to może jednak lepiej nie, dopiero by się porobiło. Jak kupować krasnala to tylko najwyższego sortu, czy tradycyjny czy bradzo nowoczesna forma krasnoludyzmu ( ostatnio widziałam takie abstrakcyjne ceramiczne czerwone formy czapeczkopodobne )to krasnal musi być the best. Na innego po prostu szkoda miejsca w ogrodzie, a już na pewno szkoda na jakiegoś przedstawiciela gatunku wykonanego z żywcy.

    OdpowiedzUsuń
  3. To zamierzchłe czasy. Weź samo ogrodzenie. Ja wiem, że jak regularne gospodarstwo z x hektarami to jak ogrodzić, ale zwróc uwagę, że na wsiach, to ogradza się podwórze... a co robią nowi posiadacze ziem? Nawet my mając ponad 3 tysiące m2 calutkie ogrodziliśmy, a przed calutkim ogrodzeniem, pan mąż jak zobaczył ludzia na swojej działce szukającego grzyba, bo tam rosły to mało ze skóry nie wyskoczył... 5 tys m2 - ogradza się, 10 tys m2 - ogradza się... bo to MOOOOJEEEE :D Nikt łazić po tym nie będzie bo to moje... moje... moje... i tak jest z nasadzeniami, nikt wgapiać się nie będzie. Ot i tak :) Ileż było taniej gdybyśmy ogrodzili tylko wokół domu a resztę pozostawili luzem... ale to ,,przecież, co się posadzi to ukradną, będą zrywać owoce, będą kraść kwiaty!!" - :) Ogrodzone bezpieczne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. natomiast jeśli chodzi o krasnale to nie wypowiem się bo się nie znam. Lubię zaglądać do sklepu z rzeźbami ogrodowymi ale jakoś tak... no... nie wiem... no nie :)))

      Usuń
    2. Fakt,kiedyś na wsiach odgradzano podwórze i sady oraz warzywniki, przedogródek pełnił rolę ogrodu ozdobnego. Nie tyle chodziło o ludzkie złodziejstwo co o szkody które wyrządzały zwierzęta. Teraz mamy grodzenie totalne. Ciekawe tylko że nie grodzi się wykorzystując krzewy występujące w okolicy. W całej Polsce rosną tzw.dzikie róże,głogi,tarniny - płotków jakoś z nich mało, a do przejścia nieproszonych gości Rosa rugosa czy berberys zniechęcają o wiele bardziej skutecznie niż siateczka czy obtujaczenie. Nie wspominając już o tym że taka Rosa rugosa to konfiturkowa, że do berberysów ściągają ptaki. Krzewami można grodzić jeszcze bardziej skutecznie niż siatką, siatka to na tymczasem dopóki krzewy nie ruszą. A co do krasnali, jak Ci siępodobają to co Ty się będziesz przejmować, ładnego znajdź i już! Ogród jest dla Ciebie, nie dla sąsiadów,nie dla dorównywania zdjęciom w necie czy magazynach ogrodniczych, przede wszystkim ma być Twój własny, taki w którym Ty się będziesz dobrze czuła. Sadź rośliny, które lubisz,a nie te które akurat są modne, twórz przestrzeń dla siebie i bliskich, może być metodą próbi błędów,ale przede wszystkim niech to będzie Twoje i wypływa z Twoich pragnień ogrodowych. Ogród nie musi być perfekcyjnie zaprojektowany żeby sprawiać radość właścicielowi,najważniejsze żeby właściciel chciał go kształtować, rozwijać go po swojemu, no żeby przyłożył ucho i słyszał "jak bije zielone serce natury".

      Usuń
    3. Taaaa... żaden z moich ogrodów ani domów, nie był robiony pod modę, zawdzięczam to chyba genowi szkota, który gdzieś się przewija bo szkoda mi po prostu pieniedzy na wiele rzeczy, koszetem wyglądu czy wygody :/ Mam inne prorytety. Ale ślicznie to napisałaś :)))))

      Usuń
  4. Jak kiedyś będę miała własny spłachetek, to i dla krasnala się miejsce znajdzie. I żadnych fuj, fuj tuj!
    Masz rację Taba - wszędzie tuje i świerki srebrzyste, nawet jak działka ma wielkość złożonej w kosteczkę chustki do nosa! Albo na takiej też działce widywałam nasadzone po kilka świerków, jakby ludziska myśleli, że to nie rośnie, tylko zawsze będzie malutkim otannenbaumem. Potem na każdy taki trza się starać o pozwolenie na wycinkę i martwić się, żeby nie skosiło padając dachów z trzech sąsiednich domów na raz!
    Dlaczego ludzie nie sadzą rodzimych gatunków? Ja tak bym chciała mieć własną brzózkę i jarzębinę i kalinę i bez czarny, żeby ptaki mieć obok siebie... A jaki ptak ma pożytek z tui?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie nie sądzą rodzimych gatunków bo one aktualnie są passé. Ludzie sadzą bezmyślnie to co sadzą sąsiedzi albo ludzie którym chciałoby się dorównać ( wow, ale działka, ale willa, ale mają iglaki ).Kowalski cierpi na brak wyobraźni, ale kopiuje pewne rozwiązania "w całości", nie przejmując się specjalnie tym jak one będą pasowały do jego sytuacji. No, powiedzmy sobie to szczerze, Kowalski jest dość prymitywny. Boli mnie to bo wiem że Kowalskiego stać na o wiele więcej, bo wiem że jakby ruszył trochę głową to mógłby przestać być Kowalskim, a zaczął być kimś. Ale Kowalski chyba lubi być Kowalskim.;-(

      Usuń