sobota, 3 marca 2018

Przedwiośnie zawieszone i rozmyślania ogólnołódzkie


Cóś ciężko pisać o aktualnościach ogrodowych w marcu kiedy za oknem temperatura osiąga o poranku minus piętnaście. Do najbliższych kwitnień przebiśniegów to ho, ho i jeszcze trochę. Co najwyżej można podlać lekko schowane przed mrozami w kotłowni przyszopne doniczki z roślinami.  O cięciach solidnych i przycinaniach lżejszych nawet nie myślę ze względu na tzw. dobro własne. Dzielnie straszę domowe  roślinki ale w kółko ich przeca przesadzać nie mogę a do pikowania wysiewek  jeszcze daleko więc nawet uprawa zielonego w domu polega na podlewaniu donic, doniczek, doniczuszek i kiwaniu głową z zadziwieniem  że oto zielone  rośnie mimo tego że Felicjan coraz  śmielej podchodzi do szklarenki.  Na rozpamiętywanie ogrodowych dni chwały nie mam ochoty ( bo mnie nerw  bierze ), przegląd sprzętu ogrodowego  uczyniony dawno temu, za bardzo nie ma co  oglądać na zielonych stronach bo zima mrozi nawet w necie.  Jakby było mało tego bezruchu ogrodowego to  progu sezonu zielonego, przedwiosenną porą  zastanawiam czy aby nie dokupić jeszcze paliwka do ogrzania chałupy - groza! Zostaje ustrajanie wazonów pędami drzew i krzewów oraz "wyrobem cieplarnianym" ale co to za wiosna? Ersatz, ludzie kochane, ersatz!
Humor psuje mi dodatkowo zarąbista pełnia, co prawda uroczo oświetlająca zmrożony zaokienny świat, ale powodująca wzmożoną aktywność kotów około drugiej nad ranem ( "Bezwzględnie muszę wyjść na pięć minut, wrócić i wyjść ponownie  na jeszcze dwie minuty." ). Niedospana jestem przez kocie wyjścia i inne sierściuchowe zabawy. Pokładam się  przy jakichś próbach uskuteczniania wiosennych porządków, których potrzeba wali mnie mnie po oczach z kątów i nie tylko z kątów. No  nie jest na początku marca mi lepiej niż było w ostatnich dniach lutego, nadal ogólna doopanda i smętne wyczekiwanie na coś co już powinno mieć miejsce ( takie  kwitnienie leszczyn na ten przykład ). Przedwiośnie w zawieszeniu, brzydkie zjawisko.



Doczytuję różne i różniste info na temat najnowszego pomysłu naszego magistrata  czyli zielonego expo. Niestety, tak jak przypuszczałam nie idzie to wszystko w tym kierunku co powinno. Na wuj jeden  centralny park w miejsce parków  3-Maja i Baden-Powella, po cholerę ogrody tematyczne i nowo budowane pawilony w istniejących  już dotąd parkach ( taa, zabudować pawilonami trwałymi tę zieleń ), wystarczyło mi zobaczyć dwa projekty renowacji historycznych  parków łódzkich żebym zawyła ze zgrozy nad poziomem wykształcenia architektów zieleni.  Kuźwa, kur bym nawet nie pozwoliła szczać prowadzać ich autorom!  Zero szacunku dla  tkanki historycznej i zielonej, brakuje tylko siłki tuż obok  zabytkowej  fontanny. A jednocześnie  nasz magistrat kombinuje jakby tu sprzedawać pod zabudowę tereny przylegające do parków i wchodzące w nie. Kogo oni chcą oszukać?! Czytam, słyszę, widzę że nie tylko  ja się zapieniłam z powodu cudownych pomysłów magistrata, po prostu bezczelność rzundzących lokalsów posunęła się ciut za daleczko. 

 Wim rozumim,  w przyszłym roku wybory samorządowe  ale nie sądzę żeby magia tzw. wielkich inwestycji zadziałała na wyborców sama z się. Mamy już lotnisko z paroma terminalami i coś około  dziesięciu lotami wykonywanymi w tygodniu, olbrzymi dworzec piękny jak z obrazów Giorgio Chirico ( surrealistyczny klimacik olbrzymich , pustych przestrzeni ), teraz budujemy  tunel średnicowy przez miasto ( za miastem kolejowe tory dłuuugo i wytrwale remontowane przez nasze dzielne spółki skarbu państwa są jakie są, w najbliższym czasie nic  po nich szybciej  nie pojedzie ),   Nowe  Centrum  Łodzi w  Nieustannym Projekcie ( stare centrum bez prawdziwych, solidnych inwestycji może się posypać ) i zamierzamy  budować  w naszym zoo  Orietarium. Do wszystkiego radośnie zabieramy się od zadka strony. 

Odnawiamy  kamieniczne  elewacje na których osadza się węglowy pył i syf z rur wydechowych bo ogrzewamy ódzkie domy jak ogrzewamy a rozwiązania komunikacyjne mamy jakie mamy, gdzie się da  robimy woonerfy bo to tak fajnie wygląda i jest tryndne a potem się dziwimy że "są pewne problemy", wydajemy  bez głowy pozwolenia deweloperce i bez  głowy zabetonowujemy przestrzeń tak że za jakiś czas , wcale nie tak odległy, wody opadowe uniosą naszą Ódź na falach. Do matołków z UMŁ cóś tam z niezadowolnienia ogólnego pasażerów  naszej łódki zdaje się musiało  docierać bo ostatnio zaczynają  ćwierkać o zmniejszeniu  ilości pozwoleń na budowę w co bardziej zielonych częściach miasta, odległych od  centrum ( rychło w czas ), o skorygowaniu planów rozwoju  urbanistycznego  w związku z postępującą depopulacją, o wprowadzeniu zieleni w starych kwartałach miasta ( da się bo sporo kamienic o nieustalonym statusie prawnym, dzięki zarządzaniu nimi przez miasto nadaje się już tylko do wyburzenia  ).

Nie biadam jak inni nad wyludnieniem miasta, uważam że wbrew pozorom stajemy przed pewną szansą na poprawę jakości  życia w mieście, w którym  na stosunkowo  małej przestrzeni mieszkało zbyt wielu  ludzi. Dobre  do życia miasto to nie jest moloch, w każdym  olbrzymim mieście na ogół  w miarę dobrze rozwiązane jest tylko centrum ( o ile nie jest zapyziałym zabytkiem urbanizacji ), reszta dzielnic  to satelity żyjące własnym rytmem, miasta w mieście  "z wszystkim własnym" ( w bogatych krajach ) albo slumsy ( niby w krajach biednych ale nie tylko ). W Odzi mamy straszne zadęcie, wielkomiejskość się z nas wylewa drugopokoleniowa i usiłujemy namiętnie "miastować" budując klockowate biurowce i domy mieszkalne z trzydziestometrowymi apartamentami ( tzw. apartament  łódzki czytaj mieszkanie wynajęte przez firmę dla pracownika ). W parkach koniecznie plac zabaw dla staruszków ( dzieci u nas coraz mniej i bawią się w centrach handlowych żeby syfu zawartego w powietrzu nie wdychać ) i siłka dla onych seniorów ( nie mam nic przeciwko siłkom tylko nie rozumiem dlaczego  ustawia się je  tuż przy ruchliwej ulicy, właściwie nie tyle w parkach  co  na skwerkach ).

 No miasto, Panie tego,  miasto. Expo zielone zróbmy, sto baniek eurosów jest do wydania "na wszystko" ( nie trzeba będzie pieniędzmi z opłat za wycięcie drzewa kasy magistrackiej wspomagać ). Cóś czuję jak  w moim mieście powoli rośnie  ruch oporu przeciwko wszelkim "wspaniałym, nowym inwestycjom" , nieinspirowany polityką ogólnokrajową buncik  ( jeszcze nie tak wielki że nie  do zatrzymania ) przeciwko robieniu przez rzundzących interesów  życia kosztem zwykłych mieszczuchów. Dwa razy odzianie zatrzymali planową dewastację  terenów zielonych, do trzech razy sztuka. Ciekawe  czy nasz magistrat sobie przypomni o  tym powiedzonku na rok przed wyborami? No zawsze może być pierwszą lokalną władzą w dużym  mieście przeżynającą nie z innopartyjnymi tylko z ruchem miejskim. Znaczy będą innowacyjni i prekursorscy, zdaje się że zawsze chcieli, he, he. Tak przynajmniej zapewniali.




Dzisiejsze foty to Ódź retro. Jak widzicie mamy prawdziwą smogową tradycję, mieliśmy całkiem niezłe zadrzewione aleje,  parki ( na rewitalizację Parku Helenowskiego  się nie zanosi, zawsze za mało głosów ale być może to jest właściwa droga  żeby Helenowski nie zamienił się w zespół restauracyjno - rozrywkowy - taa, to byłby powrót  do korzeni bo  czymś takim kiedyś był ) i miłe dla oka dworce kolejowe ( za to co zrobiono z dawnym Dworcem Kaliskim pięć lat ciężkich robót co najmniej, bez przedawnienia bo niektórzy z nas muszą to świństwo  codziennie oglądać ).



10 komentarzy:

  1. Ciekawe, że w mieście Łodzi dym zawsze w jedną stronę leci. ;-)
    I to nie w tą, w którą jestem przyzwyczajona.
    Życzę powodzenia w zazielenianiu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On ten wiatr wieje z tej strony z której się czyta tzw. krzesełka, znaczy po hebrajsku z prawa do lewa, he, he.;-) Taka ódzka specyfika. W Odzi czasem duje mocno, jesteśmy blisko burzowego zagłębia czyli okolic Łęczycy. Całe szczęście bo szlag by nas dawno trafił! Moje zazielenianie Odzi to taki mikrowkład, no ale zawsze cóś. Chciałabym żeby jednak i miasto bardziej się przyłożyło do zazieleniania bo do tej pory to mam wrażenie że o papierkowe wyniki bardziej się troszczyło ( w końcu stare drzewo to nie to samo co młodzizna, nie można mieć podejścia ze sztuka jest sztuka ).:-)

      Usuń
  2. Ciekawe zdjęcia! Fascynują mnie zwłaszcza ludzie na starych fotografiach. Ja już jutro wypełzam z domu. Wystarczy! Już dziś w słońcu było powyżej zera. W planie mam cięcie pięciorników i jabłoni. A przebiśniegi zakwitły u mnie jeszcze przed mrozami. A potem je zamroziło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja uwielbiam stare zdjęcia miast. Lubię śledzić zmienność i niezmienność.:-) Co do pogody to w nocy było skromne -17 czyli jakie przebiśniegi do cholery?! Pogodę mam jak widzisz mało sprzyjającą ogrodowym robotom wszelakim. Zostają mi smętne domowe porządki.:-/

      Usuń
    2. Jak to jakie? Właśnie te, które u mnie też zaczęły kwitnąć przed mrozami, a potem zamieniły się w malutkie lodowe posążki kwitnących przebiśniegów, a dziś, mam nadzieję, zaczynają tajać.

      Usuń
    3. U mnie nic nie kwitło przed tym atakiem zimy, jak się okazuje na szczęście. Za to martwię się przechowywanymi w kotłowni roślinami, wegetacja wyraźnie przyspieszyła w kotłownianych warunkach.:-/

      Usuń
  3. U mnie jest nadal -13 st. C w dzień, więc nie wychodzę, jak nie muszę. A muszę niestety czasami. Sprzęgło i amortyzatory wraz z łącznikami zrobiłam, poszło z kasy domowej mnóstwo piniądza, które mogłam przeznaczyć na rośliny, nasiona itd itepe. A dziś mi się zaświeciła kontrolka silnika w czasie jazdy i tak się zdenerwowałam, że natychmiast roztrzęsionymi wargami zaczęłam akty strzeliste i "Pod Twoją obronę" i dojechałam do domu. Po ponownym uruchomieniu nie zapaliła się. Może dobry Pambuch pozwoli, że już więcej w tyn mróz nie będę musiała dyrdać na przystanek. Śnieg zalega, biało mi się robi przed oczami, ile razy wyglądam za okno. Dziś wlazł mi na podwórko lis z jakimś wyleniałym ogonem i grzbietem, pewnie parszywy i wściekły, jak ocenił mój mąż. Bidnie wyglądał, może szukał jedzenia w ten mróz i śnieg, no ale to i tak nienormalne, żeby przyszedł tak blisko. Dobrze, że Kocia akurat nie była na 3 minutowej przechadzce. Ludzie, jak tu się nie wściec, kiedy tak zimowo w marcu i nic nie można zrobić w ogrodzie. Łapy świerzbią od nieróbstwa, przeczytałam już wszystkie książki i gazety, na forach wyssałam całą mądrość, zamówiłam róże i byliny i czekam, kiedy do cholery będę mogła wyjść do ogrodu i wziąć ziemię w rękę. Dziś przepikowałam po raz drugi heliotropy i lobelie i posiałam aksamitki. Ale to za mało - uziemienia mi się chce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty masz problemy samochodowe ja jutro płacę kasę ( o mój boszsz... ) za kolejne grzewcze dobro. No doopa, doopa, doopa! Jestem wściekła ale wyjścia nie mam. Biedny lisior , może co znajdzie do zezjodku ( byle nie kiciostwo ). U mnie posuwa się sprawa szklarenki domowej dla paprociumów, była konsultacja z działem technicznym czyli z Mamelonem. Jest szansa na kwietniowe wykonanie ustrojstwa.:-)

      Usuń
  4. Bardzo lubię stare fotografie. Ja marzec weszłam z kozą w domu i to nie tą moją wymarzoną do ogrzewania :D
    Moc uścisków :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam o kozich adwenturach, normalnie groza po całości! Szczęście w nieszczęściu z tym twoim głuchym uchem, bo czas mogłaś poświęcić na pielęgnację a to podstawa. Co do małej Luny to myślę że miała marniutkie szanse, po prostu była mała i słaba, przynajmniej zasnęła w cieple. Głowa do góry Agatku, poradziliście sobie! :-)

    OdpowiedzUsuń