piątek, 16 marca 2018

Śnieżne przedwiośnie

Łobśnieżyło, przywiało, przyzimowało - nie w porę, złośliwie i "żeby dobić". Tak odczuwam ten przyłażący ze wschodu atak zimy. W domu stoją ciemierniki, których z powodu  ich handlowego podpędzenia nie ma co wystawiać na mróz.  Pod  śniegiem znalazły się  świeżo zakwitłe przebiśniegi  i pierwsze kwiaty krokusów botanicznych. Wiatr duje, łeb pęka, śnieg sypie, mróz chwyta. I to ma być, kuźwa, przedwiośnie?! O ile byłam w miarę tolerancyjna w stosunku do ataku zimy pod koniec lutego o tyle stwierdzam że cóś się we mnie łamie, kiedy solidnie śnieży i  mrozi w marcu. Myśl się we mnie zalęga brzydka o wyprowadzce z miasta Odzi w cieplejsze rejony  ( znacznie cieplejsze ), hen, do kraju  gdzie cytryna  dojrzewa.  Jedynie  koszty przeprowadzki i okrojona mocno możliwość utrzymania się i nie tylko się na niezbyt  bogatym południu kontynentu powstrzymuje człowieka przed wzięciem udziału w konkursie i zakupem domiszcza za jednego eurosa, gdzieś tam na zapadłej Sardynii czy w innej części cieplejszej  Europy. Real skrzeczy że żyć z czegoś trzeba, kierunki pracowe klimatycznie tyż mało ciekawe i jedyne co mi pozostaje to powściekać się na ten przedwiośniany śnieg z mrozem, zacisnąć zęby i liczyć dni do wyjazdu nad portugalski Ołszyn.



Wiem niby że ten stan rzeczy długo nie potrwa ale wkurza mnie kiedy po ciężkim tygodniu jestem skazana  na przebywanie w chałupie i uprzątanie mandżura. A wcale nie chce mi się! Chce mi się do  ogrodu, do babrania w ziemi, do przycinania paciorów a zamiast tego to sobie mogę podwórko odśnieżyć. Do doopy jest tegoroczna zima, wszystko w niej nie tak - grudzień ciepławy i wilgotnie listopadowy, styczeń  bezpłciowy, luty mroźny pod koniec a nie prawilno  na początku, marzec rozhuśtany ponad miarę. Nie podoba mi się taka "poprzestawiana" zima, wołałabym mroźniejszy grudzień i styczeń niż mrożenie pod koniec zimy. Niestety jedyne  co mogę zrobić  to  ulać nieco jadu pod adresem Wielkiego Pogodowego na blogu i tyle.  Na szczęście w nieszczęściu  nie czuję się  wyalienowana, koty są wyraźnie wkurzone na powrót  śniegu i mrozu. Przyzwyczaiły się już do cieplejszych dni ( czytaj do przyjmowania i odbywania wizyt u kociego sąsiedztwa ). Były już przeprowadzone pierwsze polowania ( dwie obudzone  myszy i  hym... to był chyba szczur ), wspólne wyjścia całonocne ( Felicjan i lubieżna Okularia ), stoczono pierwsze potyczki ( Lalek vs Epuzer ).  No a teraz trzeba  siedzieć w domu i tyłki na kaloryferach grzać. A tak już było wiosennie! Nie ma co, pozostaje przeczekać zjawisko.


10 komentarzy:

  1. Twoje rośliny, jeszcze nie mają źle. Dostały porządną kołderkę :)
    Moim niestety powrót zimy zafundował -5 C przy 18 m/s wiatru :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Kordła jest OK. Żeby tylko taka zimowo biała nie była.;-) No ale przynajmniej części roślin nie musiałam ponownie do kotłowni ładować. Nadal pada, ślisko się na dodatek zrobiło a za cztery dni kalendarzowa wiosna - mnie się to wszystko nie podobie i już!
    Co do twoich roślin - pięć na minusie jest do przeżycia , gorzej że duje i wysusza. Miejmy nadzieję że to długo nie potrwa.:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas duje jak wszyscy diabli, mrozi i słońce świeci. Ten atak zimy jeszcze mogę przeżyć, mocnymi słowami zaczynam rzucać dopiero, kiedy śnieg pada w połowie maja (u nas zdarza się to nagminnie), a przymrozek przychodzi w czerwcu (jak to w zeszłym roku było). Pamiętam też taki rok, coś z 10 lat temu, że kwiecień był bardzo ciepły, drzewa i krzewy wypuściły pędy, a w maju było cały czas sucho i bardzo wietrznie, a nocami nieźle mroziło. Wszystkie młode pędy wtedy wymarzły, a co nie wymarzło, to wyschło. Wiatr gonił tumany kurzu z gołych pól, bo nic nie wyrosło, a bociany z głodu polowały na kurczaki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie dzisiaj zimniej niż wczoraj, za miastem nawet jest zimno które określam jako zimno przeraźliwe ( bywszy i poczuwszy ). W Odzi zdarzają się ekscesy mrozowe w maju, natomiast w czerwcu mowy o jakichś tego typu breweriach auralnych mowy nie ma - czerwiec jest na ogół ciepły. Bywa dżdżysty ale temperatura powyżej 10 stopni, jak Wielki Pogodowy przykazał ( jak jeszcze numerów nie robił ;-) ).

      Usuń
  4. taaaa... staram się cierpliwie to znosić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to jeszcze z trudem znoszę ale Mamelon jedzie na oparach cierpliwości. Jeszcze jedna taka akcja ze strony Wielkiego Pogodowego i będzie głośne bum! Mamelon pęknie ze złości.;-)

      Usuń
  5. W nas wczoraj po połedniu jak ludziska z pracy po Bożemu do domu gnać chcieli (w tym ja z rodziną na pokładzie), śnieg walący na całego kataklizm natychmiast wziął i spowodował. Każda górka, a tych górek jest w Lublinie co niemiara, zaraz stawała się przeszkodą nie do przebycia dla spryciarzy co oponek zimowych nie mieli albo dla tirów. No i po rowach towarzystwo, po rowach, poboczach i barierkach energochłonnych. Szok, armagedon, dzień sądu. Ja tak przeklinałam ze strachu jak jechałam, że mój syn pompony od czapki do uszu sobie wsadził. Alem dojechała 14 km/h szczęśliwie. Sypało przez całą noc. A rano ślubny poszedł drogę dojazdową odśnieżać po raz pierwszy w tym roku. Mnie na usta cisnęło się i ciśnie tylko jedno słowo na "k".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nas dzisiaj zarzuciło za miastem na zakręcie wąskiej "wsiowej" drogi, mimo że jechałyśmy z Mamim bardzo wolniutko a samochód miał włączony napęd na cztery koła. Mami brzydko nie mówiła bo ją wzięło i zatkało od tego hołowczycowania. No nie da się ukryć że wraz ze zbliżaniem się wieczoru i spadkiem temperatury najpopularniejszy przerywnik w tym kraju ciśnie się na usta. ;-)

      Usuń
  6. ...ale zdjęcia to Ci pięknie wyszły. Jak ta zimowa paskuda minie, to z sentymentem można będzie sobie pooglądać jeszcze raz i pomyśleć, jak to dzielnie wszystko przetrwaliśmy.:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ponoć Faficzku od środy ma być cieplej. Godzę się na błoto byle tych minusów nie było, koszt ogrzewania jest w tym roku dobijający.:-/ Tego niestety żadne zimowe widoczki nie wynagrodzą.

    OdpowiedzUsuń