piątek, 21 czerwca 2019

Usiłowania ogrodniczenia

No i trwa nam weekend dłuższy bo bożocielny. Niestety nie jest tak jak sobie  wymarzyłam, w środę  wieczorem pogrzmiało  i na tym się skończyło.  Deszcz się nie objawił w mieście  Odzi bo akurat złośliwie zalewał  Lubelszczyznę ( tak jakoś ostatnio personifikuję opady, taka reakcja na suszę u mła wystąpiła ). Znaczy lekko nie było bo musiałam wysmarowana olejkiem waniliowym udać się do ogrodu z konewką żeby podlać co bardziej wrażliwe  na suchość gleby rośliny. Alcatraz wygląda na średnio wymęczony, nie urządziłam sianokosów i może dlatego udało mu się zachować nieco wilgotniejszy  mikroklimacik ( a może to tylko  moje wrażenie, wicie rozumicie, kiedy z rozpalonego Podwórka wkraczam w cieniste zakątki Alcatrazu to odczucie wilgoci i chłodu się potęguje ). Nie wiem czy mojemu  pseudo leśnemu  ogrodowi uda się długo utrzymać ten stan, w którym się obecnie znajduje.  W przyszłym tygodniu ma do nas dotrzeć  jakaś upiorna fala  gorąca  znad  Afryki. Hym... od samej prognozy mła się odechciewa ogrodniczenia! A jest co robić. Obecnie ze wszystkich ogrodowych rabat najlepiej wygląda   Sucha - Żwirowa, z tymi śródziemnomorskimi roślinami to prawie żadna susza jej  nie jest straszna. A uwierzcie że podlewam na niej  tylko różane krzewy, reszta roślin  jakoś sama daje sobie  radę. I to mimo gorączki, której nawet Felicjan uwielbiający wygrzewać tyłek ma dosyć ( zwróćcie  uwagę na postawę kociego ciałka wyrażającego  dezaprobatę ).





W czwartek od rana czuć zapowiadaną burzę. Tradycja, w końcu to Boże Ciało więc powinno lać. Felicjan w roli Wielkiego Wyłudzacza i Szatflik w roli Nienażartej  Jałmużniczki żerują  u Małgoś - Sąsiadki.  Hym... mła  sądzi że  burza chyba rzeczywiście będzie, one tak zawsze przed burzą  żrą  na zapas. Postanawiam twardo wyleźć do ogroda i uprawiać czynny świąteczny wypoczynek ( przy okazji podejrzę sobie  procesyję zza murku ). Wyłażę i rozgrzany wozduch natentychmiast stopuje wszelkie chęci ogrodowania.  Przystopowało  nie tylko mła, podglądana  procesja taka jakaś szczątkowa, niemrawa, kudy tam  do sycylijskich obchodów święta patronki! No ale o czym  ja tu bajam, mnie samej ciężko na myśl o ogródkowaniu a "sodalycyji maryjańskiej", tak na oko to po siedem dych na karku,  to ma być w ten dzień leciutko? Starsze panie ledwie  zipały niosąc obrazy, proboszcz też niemłody bohatersko dźwigał monstrancję, jedynie "dziewczynki komunijne" od sypania kwiatków były zadowolone i szybciutkie. Obleciały, rozsypały i czekały na mecie aż procesyjny  peleton do nich dołączy. A to tak tylko wokół kościelnego budynku, bez zamykania ulic, wędrówek wokół parafii  i tym podobnych wyzwań. Ha, dobrze że się obeszło bez karetki pogotowia - w taki duszny dzień wszystko  możliwe.  Przypomniałam sobie jak niegdyś wyglądały procesje bożocielne, te wstążeczki, kwiateczki, ołtarzyki i tylko mła się westchnęło. To były imprezy! Dziś najprawdziwsze katolickie święto ( inne wyznania  chrześcijańskie nie mają go w kalendarzu liturgicznym, toż ono nie jest biblijne ) nie ma takowej oprawy do jakiej mła przywykła za młodu. Przynajmniej w mieście Odzi. Znaczy impreza była  ale tylko taka centralna, rywalizacje parafian na najpiękniejsze wstunżki, ołtarzyki,  "umajenie" oraz ilość dziewczynków sypiących  płatki  to przeszłość. Wszystko mija, niestety razem z młodością mła! Zaczęło grzmieć i padać  i mła zamiast do ogrodu udała się do domu gdzie mimo grzmienia włączyła internet i  w ramach dopieszczenia zmysłów jakoś niezaspokojonych parafialną procesją pooglądała sobie Madonny z Półwyspu Iberyjskiego i Ameryki Łacińskiej.  Nawet kardynał Burke w swoich najlepszych strojach wysiada  przy Madonnach w stylu latino, uwielbiam je oglądać. Są tak różne od naszych ludowych Madonn, sprawiających przy Latynoskach wrażenie nieśmiałych kuzynek z prowincji. I na tym w zasadzie  skończyło się czwartkowe  usiłowanie ogrodowania. Spokojnie sobie padało, bez zacinania, pogrzmiewało daleko, kumory poszli spać!





Piątek - miało być jakby chłodniej.  Jakby! Jednak z rana cóś dusznawo i widać  burzowe chmury nadciągające nad miasto Ódź. Pada co i raz o ile te  cztery krople na krzyż  można nazwać padaniem. To raczej złośliwe markowanie padania mające  wygnać mła z ogrodu. Znów upojnie pachnę wanilią bo kumory się wściekli. W Alcatrazie po wczorajszym padaniu jeszcze bardziej duszno  niż na Podwórku, to pewnie dlatego że on wilgotniejszy.  Wyrywam trochę skrzypów i ociekam potem. Koty oczywiście towarzyszą ale wyraźnie ciągnie je w  kierunku  Podwórka, to tam rosną kwitnące  roślinki na których  można  się uwalić i kumorów jakby mniej.  Odpuszczam  Alcatrazemu i postanawiam dopieścić  Suchą - Żwirową, jednak  nie dane  jest mi długie ogrodniczenie. Mój sąsiad Maciek rozpoczyna poszukiwanie  "uciekniętej kotki". Jedna część duetu ABBA, blondyna, zniknęła z domu.  Niby była  konstrukcja z krzesełka , która nie pozwalała okna szerzej  otworzyć ale kota w domu  nie ma.  Rozkładamy suchą karmę, podidełka, nawołujemy.  Odzewu ni ma! No,  poza tym że Felicjan z miaukiem  rzucił się na suche  żarło. Kotka chowu klatkowego, może wyjdzie jak przestaną się ludzie  kręcić.  I tak zamiast ogrodniczenia mam popołudniowo - wieczorne kotoposzukiwanie  i domowe nasłuchiwanie kocich odgłosów.  Nasłuchuję miauków  różniących się od miauków moich kotów.  A zresztą wszystkie koty są nasze co było widać  podczas kamienicznych poszukiwań.

Na jutro zapowiadają ładną pogodę, taką w sam raz na ogrodniczenie.  Hym... postanowiłam odpuścić z tym planowaniem ogrodowych robótek.





P.S. Agnetha się przed chwilą odnalazła a konkretnie to o wpół do jedenastej. Maciek twierdzi że ona trenowała wyjście przed Nocą Sobótkową ( na szczęście brzuszydło po sterylce futerkiem obrasta, o ekscesach z potomstwem w tle nie ma mowy ). Skok z okna jej nie zaszkodził, nóżki nienaruszone, chodzi ładnie na żarło się rzuciła. Jutro jedzie do weterynarza na kontrolę, za karę rzecz jasna.

6 komentarzy:

  1. My też czekaliśmy i czekaliśmy i wreszcie się doczekaliśmy. Trudno uwierzyć, że znalazły się osoby w moim otoczeniu, które grymasiły i życzyły sobie taki czy sraki opad bo... zamiast cieszyć się, że pada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja też grymaszę bo u mnie opad jest symboliczny! :-/ Taki deszcz wyparowujący natentychmiast się u nas objawia, więcej tej wody jest w powietrzu niż dociera do głębszych warstw gleby. Cieszę się że w ogóle pada, choć taki deszcz sprawia że oddycha się ciężej niż podczas "suchego upału". No dodupnie jest!

      Usuń
  2. Ja jestem troche (z naciskiem na troche) zaspokojona, bo polalo rzesiscie i juz dwa dni nie latam z wezem. Tylko doniczki i skrzynki podlewam. Nawet pomidory maja dosc wilgoci.
    Zarazilam sie od ciebie zurawkami i hostami, i mam 11 zurawek (kazda inna) i 6 hostow (host?). Ladnie zarastaja, bede jeszcze szukac odmiennych :)
    Nie mam napedu do ogrodu, troche moge po 20.00 powyrywac, bo wczesniej wszedzie slonce, a ja uczulona :(
    Ale co tam, jeszcze nigdy tak nie bylo, zeby jakos nie bylo :)))
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jakoś to będzie ale co to za jakość tej jakości! ;-/ He, he, he, wybrałaś wodopijne gatunki ( no, żurawka może nie tak bardzo wodopijna ale hosty to smoki ). U mnie nadal szansa że po południu uda się mła wyleźć do ogroda, oczywiście ze względu na kumory będę jechała jak budyń albo baba wielkanocna. :-)

      Usuń
    2. Zapomnialam tego olejku waniliowego kupic! Musze jeszcze raz na rower wsiasc :(

      Ja moge duzo podlewac, bo mam studnie i "tylko" za prad do pompy place. Ale to lazenie z wezem dwie godziny jest meczace, podlewam punktowo...

      W srode na byc 35!!!

      Usuń
    3. Podlewasz bo masz jeszcze normalny poziom wód gruntowych. U nas powoli robi się problematycznie ( a w niektórych miejscach wcale nie robi się powoli tylko błyskawicznie ) bo poziom wód gruntowych się obniża. I nie ma co zwalać wszystkiego na upały, w średniowieczu tyż było podobnie ciepło a lasy sobie szumieli a w kraju wody było aż nadto. Hym... poziom IQ nam się chyba obniżył a a razem z nim poziom wód.

      Usuń