poniedziałek, 19 października 2015

Angielskie ogrodnictwo wg. Agaty Christie

Wędrując po  znajomych blogach zauważyłam że sezon czytelniczy trwa w najlepsze ( jesienna pogoda sprzyja poczytywaniu ). Ja żeby nie przegrzać zwojów sięgnę sobie do książek Królowej Kryminału. "Wigilia Wszystkich Świętych" to tak teraz na czasie, he, he. Lektura z tych odprężających, bardzo miejscami "zaogrodniczona". W  twórczości Agaty Christie ogrodnictwo jest w ogóle sprawą dość poważną, to nie tylko tzw. dalekie tło akcji. Bywa przyczyną zbrodni, ulubionym zajęciem domorosłych detektywów ( panna Marple i całkiem nieźle węsząca pani  Bantry ), którzy często posługują się  ogrodowymi sprawkami ( niby pielenia i obserwacja ptaków, he, he )  niczym zasłoną dymną kryjącą ich właściwe działania. Zdarzyło się nawet że przymusowe, emerytalne uprawianie warzywnika ( Poirot - wyjątkowo niechętny ogrodowym wysiłkom ) spowodowało ponowne zainteresowanie się wykonywaniem zawodu ( ja się nie dziwię, uprawianie dyń i kabaczków dla kogoś nie lubiącego niespodzianek to katorga ). Mniej znane  postacie zaludniające strony powieści Agaty też przedstawiają  różne typy  ogrodnicze - od pańci której nic poza ogrodnictwem nie interesuje, poprzez układaczkę rabatowych muszelek , po zbrodniarzy ( ci ostatni albo wpadają, bo coś słabo się na ogrodnictwie znali, albo zbyt się do swojego  ogrodowania przyzwyczaili i motyw mieli  ). Dość mojego ględzenia, teraz będą słowa Agaty, w tłumaczeniu Krzysztofa Masłowskiego. Wpis zilustrują angielskie fotki, "kręte drogi Dewonu" he, he,  czyli bardziej "dzikie" fragmenty Garden House.




" "Quarry Garden" - Ogród Kamieniołomów - jaka to brzydka nazwa. Sugeruje huk pękających kamieni i wielkie ich masy wywożone przez ciężarówki na budowę dróg i potrzeby przemysłu. A Zatopiony Ogród to coś odmiennego. Poczęły mu świtać w myślach niejasne wspomnienia. A więc pani Llewellyn - Smythe zwiedziła wraz z Korporacją Narodową ogrody Irlandii. Przypomniało mu się że był w Irlandii pięć lub sześć lat temu. Zajmował się wówczas sprawą rabunku starych sreber rodzinnych. Było tam kilka interesujących miejsc, które wzbudziły jego ciekawość. Po zakończeniu zadania pełnym sukcesem - jak zwykle, dodał w myśli - kilka dni poświęcił na podróżowanie i oglądanie widoków.
Nie mógł przypomnieć sobie dokładnie, gdzie był ten ogród. Wydawało mu się, że gdzieś koło Cork. Killarney? Nie, nie Killarney. Gdzieś niedaleko zatoki Bantry. Zapamiętał go, gdyż daleko odbiegał od sformalizowanej piękności ogrodów zamkowych francuskiego Wersalu, które uważał za największe osiągnięcie sztuki ogrodowej. Zwiedzanie zaczęło się od wypłynięcia łodzią wraz z niewielką grupą ludzi. Ciężko było mu wsiąść do łódki, gdyby silni przewoźnicy właściwie nie wnieśli go do niej. Wiosłowali w kierunku wysepki, która wydawała się Poirotowi na tyle nieciekawa, że nie zamierzał wysiadać. Stopy miał przemoczone i zziębnięte, a wiatr przedostawał się przez wszystkie szczeliny jego nieprzemakalnego płaszcza. Jakież to piękno, w jaki sposób sformalizowane i zsymetryzowane, można znaleźć na tej kamiennej wysepce z kilkoma rozproszonymi gdzieniegdzie drzewami? To pomyłka, to na pewno pomyłka.
Wylądowali na malutkiej przystani. Przewoźnicy z tą samą zręcznością co poprzednio, pomogli mu zejść na ląd. Pozostali członkowie towarzystwa wysforowali się do przodu, rozmawiając i śmiejąc się. Poirot poprawił płaszcz, zawiązał buty i ruszył śladem innych dość pospolitą ścieżką między krzewami i kilkoma drzewami z rzadka rozsianymi po obu stronach. Straszliwa nuda, pomyślał.
I wtem wyszli z krzewów na taras, skąd stopnie prowadziły w dół. Poniżej ujrzał coś, czego pełną magię odczuł od razu. Jakby popularne w irlandzkiej poezji duchy natury opuściły swoje puste wzgórza i stworzyły ogród - nie znojną i uciążliwą pracą, lecz kilkoma ruchami czarodziejskiej różdżki. Patrzył na urok jego kwiatów i krzewów, fontannę w dole i pełną wdzięku i czaru, która niespodziewanie wiła się wokół."




"Detektyw podszedł do centralnie położonej ławki i usiadł. Wyobraził sobie, jak zatopiony kamieniołom wyglądałby wiosną. Były tam młode buki i drżące białokore brzozy, kolczaste krzewy białych róż i małe jałowce. Ale teraz jesień niosła własne odmienne piękno. Złoto i czerwień liści, nieco zieleni igliwia i ścieżka,która wijąc się swobodnie odsłaniała przed spacerowiczami coraz to nowe rozkosze. Widać było kwitnące krzewy żarnowca czy szczodrzeńca - Poirot, nie będąc znawcą ani kwiatów, ani krzewów, rozpoznawał jedynie róże i tulipany.
Ale wszystko wokół wydawało się jakieś naturalne, jakby nie było sztucznie zasadzone i podporządkowane czyjejś woli. A przecież naprawdę wszystko zostało zaplanowane i zaaranżowane od najdrobniejszej roślinki do olbrzymiego krzewu, górującego tak wspaniale złotem i czerwienią swoich liści. O tak. Wszystko zostało zaplanowane i zasadzone, i co więcej, podporządkowało się posłusznie"




"Wśród nudnych pagórków ukrył wymyśloną przez siebie krainę baśni, aby tu rosła i kwitła w spokoju. Umieścił tu drogie krzewy, które wymagały wypisywania czeków na wielkie sumy, rzadkie rośliny, które można było otrzymać jedynie dzięki uprzejmości przyjaciół, i kilka pospolitości, niezbędnych i nie związanych z żadnymi wydatkami. Wiosną na skarpie po lewej stronie zakwitały pierwiosnki. Świadczyły o tym ich skromne zielone listki skupione w kępkach po bokach.
W Anglii, myślał Poirot, ludzie pokazują ci swoje zielone rabaty, ciągną cię, abyś zobaczył ich róże, i wygłaszają nie kończące się mowy o swoich irysach. Aby pokazać, że doceniają rzeczy w ich kraju najpiękniejsze, zabierają cię w słoneczny dzień pod pokryte zielonym listowiem buki, gdzie rosną dzikie hiacynty. Tak, to bardzo piękny widok, ale zbyt często mi go pokazywano. Wolę...Tu przerwał, by zastanowić się co właściwie woli. Jazdę krętymi drogami Dewonu, pomiędzy zboczami pokrytymi gęstym dywanem przetykanym pierwiosnkami. Są białe delikatne, nieśmiało zażółcone i rozsiewają dookoła subtelny i unikalny zapach. To woń bardziej wiosenna niż wszystkie inne. Byłyby tu zatem nie tylko rzadkie krzewy. Byłaby tu wiosna i jesień, małe dzikie cyklameny i jesienne krokusy. To miejsce było przepiękne"

11 komentarzy:

  1. Tabciulu kochana a Mordestwa w Midsomer???? To dopiero podrecznik ogrodnictwa dla opornych!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. He, he, zaraz dojdziemy do wniosku że "angielskie ogrodnictwo organiczne" a sprawa utylizacji "niechcianych zwłok" są ze sobą ściśle powiązane. Ach, te angielskie śliczne ogródki, ładnie tam te roślinki bujają, he, he. Już wiadomo dlaczego takie dorodne. Jejku, ,jejku, klimacik, klimacik! Krwawy klimacik, he ,he.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ....ale jak to się czyta, czy ogląda! rewelka! Zabójstwa też nietuzinkowe-a to widły w użyciu, innym razem celtycka włocznia...Człek nie wie na co patrzeć, czy na cień oddalającego się mordercy, czy na łany penstemonów w tle...Podsumowując, brytyjskie kryminały sa najlepszą reklamą brytyjskiej prowincji, jej klimatycznych domostw i ogrodów. ;)

      Usuń
    2. Oni maja swoje grzychy w country a my grasującego w Sandomierzu księdza Matusza, he, he. À propos tych ogodniczych wtrętów w wiadomym serialu, to pamiętam pierwszy widziany przeze mnie odcinek. Bardziej interesowało mnie co to za storczyk oznaczany był na łonie natury niż sama zbrodnia. To się nazywa skrzywienie ogrodowe!

      Usuń
  3. No tak, ciężką pracą dążymy do naśladowania w ogrodzie natury, czemuż by jej samej nie powierzyć tego zadania wtrącając od czasu do czasu "drogie krzewy, które wymagały wypisywania czeków na wielkie sumy, rzadkie rośliny, które można było otrzymać jedynie dzięki uprzejmości przyjaciół" ;). Po cichutku marzę o takim ogrodzie i odpowiednim ku temu klimacie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pikutku ja przyuważyłam że moje własne podejście do ogrodowania z wiekiem właśnie takie się robi - więcej natury, mniej szarpaniny. No może to nie jest jeszcze niemal totalne powierzenie naturze gospodarowania ogrodem jak w wypadku Pieta Oudolfa, ale coraz bardziej w tym kierunku to lezie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się więc że nie jestem sama, bo już myślałam że jestem ogrodniczym wyrodkiem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jesteś żadnym ogrodniczym wyrodkiem tylko ogrodujesz na tzw. hektarach i to jeszcze pięknie wkomponowanych w "okoliczności przyrody". To jest naturalna droga do dobrego ogrodniczenia, takie łączenie małej ilości ogrodowej sztuki z naturą. Małe albo i duże miastowe ogródki to inna bajka ale "porządne" ogrody w krajobrazie, który dech zapiera?! No sorry Gregory, takie podejście zasługuje na ubicie,he, he i przekompostowanie zwłok "porządnie ogrodującego".;-)

      Usuń
  6. Wielkie dzięki :). Twe słowa to balsam na mą ogrodniczą duszę :), ale pewnie i tak będę tam kiedyś przekompostowana ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To taki prawdziwie optymistyczny akcent na koniec, he, he. Moi mają dyskretną rozpiskę na temat nawożenia popiołkami irysów. Mamelon życzy sobie mieć posadzone "na się" jakieś porządne drzewo ( jesionek znienawidzony odpada ), Tatuś ma zasilić łąki tylko Cio Mary powiedziała że się poświęci i wyląduje legalnie na cmentarzu, he, he.

      Usuń
  7. To ja chyba poproszę o jakiegoś miłego dla oka miskanta, a może tą harcorową fortegillę ;)

    OdpowiedzUsuń