czwartek, 29 października 2015

Czekanie na listopad


Dzień był dziś tak piękny że nawet chorujący poszli poogródkować. Co prawda kocie ogródkowanie sprowadzało się głównie do przysypiania na słoneczku ( choć Felicjan ze Szpagetką od czasu do czasu stawali się aż nadto rozbudzeni ) ale ja sadziłam cebulki, dołowałam doniczki, przygotowałam glebę pod jutrzejsze sadzenie krzewów i dwóch "ostatkowych" drzewek. Na podwórku pracowała koparka, którą Lalek poranną porą wziął w posiadanie ( znaczy bezczelnie olał jedną z opon ). Koparka w ogóle zrobiła na Lalku i Szpagetce olbrzymie wrażenie, było ocieranie się, miauki i nawet rzut na "łapę" w wykonaniu Szpagetki. Okularek, Sztaflik i Felicjan starannie ignorują pojazd, choć w przypadku Felicjana to ignorowanie nie do końca wychodzi ( znaczy gwiazdor siedzi na parapecie, wwierca się w koparkę wzrokiem i gniewnie burczy - taka wersja kociego Kaszpirowskiego - "Adin, dwa, izwoditsja" ). Nie wiem czy to sprawka siły woli Felicjana ale koparka dzisiaj "zadziałała"  - po pierwsze mamy olbrzymiego granitowego bajbora, po drugie nie mamy wody, he, he. Woda prychol, koparkowi naprawiają ale kamor usiłowano podkupić. Broniłam biustem znaczy własną piersią i prawem  ( do cholery, mój grunt to mój kamień i nie ma tu "ja dam za niego" ). Kamor jest w kolorze delikatnego różyku i nawet Mamelon uznał go za godnego Alcatrazu albo podwórka. Mamelon też korzysta z koparkowej radości, szczęśliwie dla Mamelona a mniej szczęśliwie dla mnie i  koparkowych, sprzęt nadział się na gliniaste podłoże. Mamelon ma w związku z tym trochę gliny do "wzmocnienia" swoich piaseczków.




W Alcatrazie na drzewach i krzewach ostatnie czerwone i złote liście, czuć że zaraz nadejdzie bezlistny jesienny miesiąc - listopad. Polska nazwa tego miesiąca oddaje cały smuteczek jesieni, wszystko wokół łyse i nagle poszarzałe. Cieszę się póki mogę słonecznymi kolorami, dyskretnym szelestem opadających liści i ich zapachem. To już ostatnie takie chwile. Przed nami jeszcze Wielkie Święto Chryznatem,  ewentualnie Dzień Dyni ( dla tych co wolą nowe trendy ) a potem brązy, szarość i mumie na rabatach. Monochromatycznie, może nawet elegancko ale na pewno nie radośnie i ciepło. Dobrze że ogród  całkiem porządnie zaiglaczony ( może nie "cmentarnie" ale jednak sporo iglaków w nim rośnie ). Listopad to taka pora kiedy najbardziej doceniam igiełkowe towarzystwo, bez niego mój ogród byłby tylko smętnie brązowy. Ta "wieczna zieleń" igiełek nadaje mu  mniej śpiący charakter. Alcatraz w tej iglaczej zieleni  żyje jakby "półświadomie", nadal jest ogrodem a nie tylko sypialnią drzew krzewów i bylin. Ciągle mam jeszcze nadzieję że  te ogrodowe piękne dni to dobry prognostyk dla leśnych uciech. Może przyroda tak szybko nie położy się spać, gąski zółciótkie w lesie rosnące mnie wzywają. Księżyca ubywa a listopad bywa gąskowo - opieńkowy,  może  jeszcze wybiorę się na jakieś grzybobranie? Eh, tak mnie ciągnie w sosenki zielone, żeby jeszcze tak trochę te jesienne przyjemności celebrowane na tzw. świeżym powietrzu przedłużyć. Potem to już tylko cztery ściany i domowe "rozkosze" aż do młodej wiosny.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz