W listopadzie jakoś najlepiej się pierniczy czyli przygotowuje ciasto miodowe z dodatkiem korzeni. Za oknem smętnie jedzie wilgocią i dymem z kominów z dyskretną nutą butwiejących liści a w cieple kuchni rozchodzą się wonne aromaty podgrzewanych w miodzie Cejlonów, Indii i Meksyków. Zapach przenosi na arabski suk czy tam inny turecki bazar, człowiek widzi galeony, odświętnie rozebranych "dzikich", choć przyprawy których używa kultutralnie transportowano nowoczesną flotą a uprawa roślin przyprawowych jak się da to zmechanizowana, no cuda się dzieją. Wszystko przez to że węch ze zmysłów ponoć najpierwotniejszy i wpływ ma na nas największy. Nic tak wspomnień nie przywołuje jak zapachy - to truizm zwany teraz oczywistą oczywistością. Bajkowa aura otaczająca w mym domu korzenie wynika ze skojarzeń z zapamiętanymi przeze mnie zapachami Bożego Narodzenia spędzanego u babci, w mym jakże już odległym dziecięctwie . Zapach pierników wymieszany z zapachem igliwia i pomarańczy, wszystko to było odświętne i z lekka nie z tego świata czyli czasów siermiężnego późnego Gomółki. Jak dodać do tego woń pasty do podłóg to pewnie się okaże że niemal wszyscy z mojego pokolenia takie wspominki mają. Zapach żywicy i egzotyki, wonne odloty odświętnie bajkowe. W bajkowość ową solidnie są zatem zamieszane wszelkie cynamony, pieprze i inne imbiry i tak zamiast zwykłych przypraw ja do dzisiaj używam "korzeni z Orientu i od murzyńskich kacyków". Nie przywożą i ich masowce czy inne TIRY, kiedy wybieram je w sklepie zawsze mi tam gdzieś się w tej najbujniejszej części wyobraźni pięknie widzi że to karawany i galeony dostarczyły ten jakże rzadki towar. Bajeeeczka!
Dziś do ludzi nie dociera że sypią do szarlotki niegdysiejsze szmaragdy a do kompotu z gruszek dodają niegdysiejsze rubiny. Toż wartość równą cenie szlachetnych kamieni miały dla naszych przodków cynamon i goździki. W starożytnym Rzymie pieprz był droższy niż złoto, żeby chrześcijańskie podniebienia mogły cieszyć się jego ostrością po opanowaniu przez Turków dostępu do wschodniej drogi jego dostawy, wypłynęły z Portugalii i Hiszpanii te Kolumby i Magellany.
Korzenie kochały pieniądze, pieniądze kochały korzenie. Majątek zbity na handlu korzeniami inwestowano najczęściej w korzenie - sporo ryzyka ( te cyklony i tajfuny, ci piraci, ci cholerni poborcy podatków! ) ale jaka stopa zwrotu z inwestycji! Dawny kupiec korzenny to taki dzisiejszy "szef wysoko notowanej spółki giełdowej".
I ja mam teraz z tego wszystkiego co korzeniom przez historie przypisane rezygnować?! Zwykły imbir z CHRL kupować i bezpłciowe proszki w tzw. mieszankach korzennych?! Pozbawić się radości egzotycznych zakupów na rzecz męczeńskiego pchania wózka w markecie w stronę przyprawowych gotowców "żeby szybciej było" i już za sobą mieć te wszystkie paskudne przygotowania do "koniecznych wypieków". Never! To już lepiej żeby "koniecznego wypieku" nie było, życie trzeba celebrować a nie zastępować ersatzem w imię nie wiadomo czego ( najczęściej dość durnie pojmowanej tradycji ). Radosne było adwentowe oczekiwanie i to także w bardzo paskudnych czasach - nawet chłopi z których niemal w całości wywodzi się nasze dzisiejsze społeczeństwo, mieli wolne od pańszczyzny i jeszcze pełne spiżarnie po żniwach i zbiorach, mogli choć trochę odetchnąć. My zamieniliśmy to na potrzebę "kupienia sobie", wygrywane w centrach handlowych do zarzygania kolendy ( pracownicy marketów ich nienawidzą ), stada facetów w czerwonych ubrankach nagabujących dzieci i szybki bieg z wózkiem pełnym zakupów ( najczęściej w połowie zbędnych ). Współczesna odmiana chłopa pańszczyźnianego pod tytułem "Kopciuch domowy" zwana czasem dla niepoznaki Panią lub Panem ( rzadziej ) domu obrabia swój "kawałek" tradycji, co jest widocznym znakiem że los pańszyźnianego się pogorszył - dawniej przynajmniej mógł odzipnąć od pracy, a teraz ma i pracę ( albo i nie ma i wtedy dopiero musi zasuwać ) i jeszcze "tradycje" do obrobienia. Musi być "wszystko"!!! A przecież mniej czasem znaczy więcej, kolejne ciasto czy tam inny bigosik szczęścia nam nie da, ile można zeżreć pieczonej gęsi czy karpia w galarecie? Jaką ilością makowców jesteśmy w stanie się zapchać? Spadek po szlachetkowej wizji świata - "Postaw się a zastaw się"! Zażryjmy się w święta! Czy nie rozsądniej i milej postawić na jeden, góra dwa rodzaje wypieków i pocelebrować sobie troszkę te przedświąteczne przygotowania? Ucieszyć się korzeniami, zapachem powideł z suszonych śliwek, powspominać najmilsze dla nas Gwiazdki. Pożyć troszkę!
Na szczęście dla mnie nasza mała Dżizaas jest żywym dowodem na to że niedaleko pada jabłko od jabola ( i nie mam tu na myśli Tatusia czy Mateczki ), dla niej też mniej to czasem więcej a fascynacja korzeniami już się w niej mocno zakorzeniła. Dżizaas w tym roku wykonuje piernik, z namaszczeniem jak należy. Na prawdziwym miodzie, z dodatkiem stosownych tłuszczy i prawie prawdziwych korzeni ( sproszkowane przyprawy łatwo jest fałszować o czym będzie poniżej ). Piernik będzie dojrzewał a my będziemy się nawzajem przekonywać żeby go nie ruszać, nie piec za wcześnie i będziemy zastanawiać się jaki smak to dzieło Dżizaasa osiągnie - korzenno wyrafinowany czy słodko - cynamonowy. Tyle miłego przed nami!
A teraz do przypraw bez których miodownik nie zasługuje na miano piernika, ciasta "piernego" czyli pieprznego ( wszystkie korzenie drzewiej nazywano pieprzami ).
Cynamonowiec wonny |
Cynamonowiec cejloński |
"Ogrodem zamkniętym jesteś, siostro ma, oblubienico,
ogrodem zamkniętym, źródłem zapieczętowanym.
Pędy twe - granatów gaj,
z owocem wybornym kwiaty henny i nardu:
nard i szafran, wonna trzcina i cynamon,
i wszelkie drzewa żywiczne,
mirra i aloes, i wszystkie najprzedniejsze balsamy"
Zwracam uwagę - w towarzystwie są najprzedniejsze balsamy, nie byle tam ziółko ten cynamon! Z "wonnej trzciny", cynamonu i mirry sporządzano "święty olej". W Biblii Tysiąclecia w Księdze Wyjścia można wyczytać:
"I tak powiedział Pan do Mojżesza: "Weź sobie najlepsze wonności: pięćset syklów obficie płynącej mirry, połowę tego, to jest dwieście pięćdziesiąt syklów wonnego cynamonu i tyleż, to jest dwieście pięćdziesiąt syklów wonnej trzciny, wreszcie pięćset syklów kasji, według wagi przybytku, oraz jeden hin oliwy z oliwek. I uczynisz z tego święty olej do namaszczania. Będzie to wonna maść, zrobiona tak, jak to robi sporządzający wonności. Będzie to święty olej do namaszczania. I namaścisz nim Namiot Spotkania i Arkę Świadectwa, i stół oraz wszystkie jego naczynia, a także świecznik z wszystkimi przyrządami należącymi do niego, ołtarz kadzenia i ołtarz całopalenia z tym wszystkim, co do niego należy, kadź i jej podstawę, aby się stały bardzo święte; i stanie się święty każdy, ktokolwiek się ich dotknie. Namaścisz też Aarona i jego synów i poświęcisz ich, aby Mi służyli jako kapłani. Do Izraelitów powiesz tak: "To jest święty olej namaszczenia dla was i dla waszych pokoleń. Nie wolno go wylewać na ciało żadnego człowieka i nie wolno go sporządzać w takim połączeniu, gdyż jest święty i święty będzie dla was". Ktokolwiek zaś sporządziłby go w takim połączeniu i wylewałby go na niepowołanego, winien być wykluczony ze swego ludu".
A my proszę, dysponujemy boską przyprawą dostępną w sklepie osiedlowym i nawet nam przez myśl nie przejdzie jaki to święty składnik pożeramy w szarlotce! Podobno tę dostępność boskich aromatów zawdzięczamy niejakiemu Pierre Poivre ( Piotrowi...hym...tego.... Pieprzowi ), tak przynajmniej twierdzi w książce "Krwawa Historia Smaku" Piotr Adamczewski. Pan Poivre bohatersko wykradł brytyjskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej sadzonki korzennych drzew z plantacji, czym przyczynił się do podniesienia francuskiego prestiżu kolonialnego ( czytaj zadowolenia z wykukania Brytyjczyków ) i przełamania monopolu co zaskutkowało tradycyjną obniżką cen, zwiększeniem popytu i obrotu towarem, co z kolei przełożyło się na wysokość pobieranych przez państwa ceł i podatków ( naszym "gospodarczym" ten fragment tekstu dedykuję ). Wczytani w natchnioną treść biblijnych opowieści posmakujmy cynamonu - bez cukru! Większości z nas Polaków cynamon kojarzy się słodko a on przecież sam w sobie orzeźwiająco - ostrawo - gorzkawy. Dawniej używano go nie tylko w słodkich potrawach, może czas odkurzyć starsze polskie ( tak, tak! ) przepisy na przyprawianie cynamonem innych potraw niż słodkie. Ostatnio odkryto że spożywanie cynamonu wspomaga leczenie cukrzycy typu drugiego, znaczy jak najbardziej zaleca się spożywanie go bez towarzystwa białego zabójcy.
![]() |
Goździkowiec wonny |
Z goździkowca korzennego, zwanego okrutnie w naszym języku czapetką pachnącą a w języku dawno wymarłym Syzygium aromaticum pozyskuje się goździki zwane dawniej gwoździkami. Roślina pochodzi z Archipelagu Malajskiego, z wysp zwanych Molukami znanych też pod przepiękną nazwą - Wyspy Korzenne. Malajowie zamieszkujący te wyspy suszyli częściowo rozwinięte pączki kwiatowe tego niedużego drzewa i używali ich nie tylko jako przyprawy ale też środka do higieny jamy ustnej. W molukańskiej wersji tzw. betel czyli zawinięte w liście pieprzowca betelowego korzenie z mlekiem wapiennym z owocami palmy areki i drobnymi skorupami muszli czy innych ostrych dodatków, był wyjątkowo "korzenny". Powodem popularności owoców goździkowca w mieszankach betelowych jest duża zawartość eugenolu, olejku eterycznego do dziś używanego w stomatologii. Już 400 lat przed naszą erą w Chinach, w Epoce Królestw Walczących goździki w charakterze odświeżacza oddechu cieszyły się wielką popularnością wśród dworskich urzędników. Do Europy przyprawę przywieźli arabscy kupcy gdzieś w końcu ery rzymskiej.
Uprawa goździkowca jest znacznie trudniejsza niż hodowla cynamonowca. Drzewo zaczyna kwitnienie w 6 roku a następnie przez 66 lat co roku wydaje kwiaty. Sam moment żniw wymaga jednak nie lada wyczucia, zbierane pączki kwiatów muszą być różowe i broń Wielki Ogrodowy ( no może w tym wypadku to Wielki Korzenny ) żeby były nawet odrobinę rozpączkowane. Mają być nabrzmiałe, tuż przed rozwinięciem. Uchwycenie właściwego momentu decyduje o jakości surowca. Zbierać goździkowe pąki trzeba bardzo szybko, w tropikach jakiekolwiek przestoje mogą zakończyć się żniwną katastrofą.
Goździki przechowujemy w całości, w szczelnie zamkniętym pojemniku, z dala od źródła światła.Uwaga, sproszkowane bardzo szybko tracą swój aromat! Dość ciężko je rozbijać w moździerzu, najlepszy dla nich jest młynek do przypraw.
![]() |
Muszkatałowiec korzenny |
Cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz