poniedziałek, 25 listopada 2013

Szaleństwa kulinarne Dżizaasa - obżeranie z Seraju ( rodem )


Dżizaasowi się niekiedy zdarza że ją nachodzi i co gorsza nie odpuszcza. Mania kucharzenia ją nachodzi i to nie byle jakiego a takiego z przytupem. Piernik dojrzewający to było stanowczo za mało, Dżizaas chodziła niewyżyta kulinarnie i szukała pretekstu żeby w zaciszu kuchni ( o ile przy trzaskaniu rondlami i pracy z mikserem można mówić o zaciszu ) zacząć tworzyć. No bo Dżizaas w kuchni zajmuje się pracą twórczą a nie zwykłym odtwarzaniem przepisów. Ponieważ chodzi za nami słodkie Dżizaas postanowiła się twórczo skupić na cukiernictwie szeroko rozumianym i ta szerokość miała w tym wypadku przełożyć się na inną szerokość geograficzną - Dżizaas zapragnęła odrobiny Orientu już teraz, żadnego czekania na piernik z orientalnymi przyprawami!
Pretekstu do wykonania słodkości dostarczyło Dżizaasowi święto mej patronki błogiej Tabazelli ( dziewica co odrzuciła zaloty Nachlaniusza Nachalnego za co w ZUS sprawy załatwiać musiała i przejść inne męczeństwa urzędowe a potem to już miała błogo ). Odbyło się uroczyste wertowanie przepisów, szybki przegląd blogów kulinarnych i Dżizaas ustaliła że zostanie wykonany tort chałwowy.
Trzeba przyznać że Dżizaas szlachetnie się zawahała bo jakiś niepokój siostrzany zaczął nią targać - czy to aby nie skrzywdzi mnie ostatecznie wypiekiem i nie skarze na insulinowanie. Obiecałam Dżizaasowi solennie że spróbuję słodkie kalorie spalić, wszak próba spalenia nie oznacza od razu uczestnictwa w maratonie. Spróbuję tort zależeć bez pożerania innych rzeczy, najwyżej zwomituję ze słodkiego szczęścia.
Istnieje też opcja zwrócenia się ( ale bez zwracania ) do patronki Tabazelli w sprawie wsparcia duchowego w czasie zależenia - żeby mnie nie kusiło i żebym nic innego nie pożerała, no i żeby można liczyć na bliskich ludzi co to przyjdą i wesprą pomocą w zżeraniu tortu. W każdym razie dałam Dżizaasowi jasno znać że dam "temu tortu" radę.
Dżizaas przystąpiła do gromadzenia surowców na tort a ja miotałam się pomiędzy chęcią nadżarcia lekkiego surowcowej chałwy a niepokojem dotyczącym wytworu o nazwie czekowiśnia. Czekowiśnia kojarzyła mi się coś tak jak osobokotlet, z socbidą lat osiemdziesiątych. Na szczęście Dżizaas zapewniła że czekowiśnia będzie produktem rąk jej własnych, wykonanym z towaru najlepszej jakości. Odetchnęłam bo wizja chałwy zepsutej jakimś guanem zatruwała mi chwile słodkiego oczekiwania na tort, a przywołane przez słowo czekowiśnia niemiłe wspomnienia tragicznego wyrobu cukierniczego sprzed trzydziestu lat czyli tłuczonych orzechów w karmelu wykonanych z fasoli odbijały mi się na duszy.
Dżizaas zgromadziła okrutne ilości chałwy, konfiturki wiśniowe, czekoladę, masełko prawdziwe, jajka od kury co światło słoneczne widziała i rzecz, która sprawiła że łzy mi stanęły w "niebiewskich oczętach" - Dżizaas sobie odjęła od ust likier kawowy. Tak jest, jak ten derwisz ascetycznie zrezygnowała z napitku uwielbianego na rzecz naszego wypieku. Takie poświęcenie musi się odbić na jakości tortu! Nie uczestniczyłam w przesiewaniu mąki, robieniu czekowiśni, obieraniu orzechów włoskich i pieczeniu półbezowego placuszka, zostałam wywołana z mojej norki dopiero wtedy kiedy Dżizaas zmierzała do finału czyli do poskładania wszystkiego dobrego w jeden tort. Na samo dzień dobry Dżizaas poinformowała mnie o cudzie czyli o tym że półbezowy biszkopcik nie opadł po wyjęciu z piekarnika. Natura cudu została mi zaraz wyjaśniona i cud przestał być cudem. Otóż Dżizaas wyjąwszy z piecyka placuszek w formie rąbnęła tym o podłogę jakby odpór dawała Turkom Seldżukom pod Doryleum. Siły domowego krzyżowca nie sposób nie docenić dlatego dyskretnie obejrzałam podłogowe kafle w kuchni - zawsze warto inwestować w podłoże, dobra jakość wiele zniesie! Placuszek po błyskawicznym kontakcie z podłogą nawet nie usiłował opaść choć o centymetr, pewnie ze starchu przed powtórką manewru no i z tego powodu że gorące powietrze chyba z niego uszło. Dżizaas uzbrojona w nóż wzięła się za krojenie półbezowca i tu nastąpił prawdziwy cud, zaiste niewytłumaczalny! Placek został równo pokrojony, Asymetryczna Lady sama nie mogła w to uwierzyć ( na ogół do krojenia wszelkich biszkoptów Dżizaas zagania Magdziołka, ja się nie daję ). Potem nastąpiły przekładania: kremem angielskim z chałwą i czekowiśnią. Dżizaas pracowała jak chirurg, aż się bałam że usłyszę "Siostro sączek". Pełne skupienie, lekki mamrot na ustach, radosne ustawiania ciałka - normalnie mistrz przy pracy albo mewlewita w tańcu, pełen odlot. A następnie to już była faza zdobnicza, nie aż tak absorbująca. Staranne obsypanie zmielonymi orzechami laskowymi ( wybrałyśmy tę wersje zamiast ochałwowania tortu bo uważałyśmy że taka ilość słodyczy sezamowej to na zawody w womitoringu dobra a nie na normalne jedzenie tortu ) i przystrojenie połówkami orzechów włoskich.
Ja w tym wszystkim uczestniczyłam mentalnie, siedziałam na fotelu, chłeptałam mokke i rozmawiałam z Dżizaasem na temat ile powinno być chałwy w torcie chałwowym w chwilach dżizaasowych powrotów na ziemię z cukierniczo - metafizycznych wyżyn.
Nasz tort jest właściwie alla Turca, z akcentem zaledwie, muśnięciem sułtańskim. Nie ma nic z okrucieństwa tureckich słodyczy zalepiających usta słodką masą i wywołujących jęki masochistycznej rozkoszy. To jedynie wariacja na temat tureckich słodkości - Orient można rzec po sarmacku udomowiony.
Tort powędrował do lodówki i czeka na uroczystą degustację, później go będziemy oceniać w naszym ulubionym systemie punktacji wymyślonym dla gimnastyków. Podany zostanie do kawy, tym razem nie osłodzonej!
Zapewne tort ten mimo leczniczego zalegania pomoże osiągnąć mi piękno właściwe prawdziwej odalisce, jakieś 120 kilo piękności mi grozi, ale co tam - raz się żyje ( w tym wcieleniu he,he )!



12 komentarzy:

  1. Katarzynkowe życzenia ślę najlepsze :) oraz gratulacje dla Dżizaasa!
    Aż mi ślinka pociekła, bo wygląda niezwykle smakowicie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Pikutku. Tort został zapunktowany, Na szczęście nie był strasznie słodki, w czym zasługa czekowiśni.

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie wiedziałam... Ale już wiem, nadrabiam zaległości:)
    Wszystkiego najlepszego Kasiu:)
    łapczywie czytam i łapczywie spoglądam z nieukrywaną zazdrością na tort i czekowiśnię...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, z przyjemnością tu zagoszczę :)
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  4. Ha, wpadłam akurat na imieninowe ciasto! Przepysznie. Wszystkiego nalepszego Kasiu życzy Ci tabazowa Fafka. Teraz już wiemy, gdzie się podziewałaś, gdy skąpiłaś postów na Tabazie wszystkim uzależnionym od Twojego pisania. Dzięki Sonajowi Tabazowi zlecą się tu hurtem i już nie będziesz miała bezosobowych odczuć pisząc tego fantastycznego bloga, Osobo Nasza Miła.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystkim po kolei, trochę spóźnione odpowiedzi. Dziękuję za życzonka, blog jest w stadium larwalnym jak widzicie, więc mam nadzieję że sporo zostanie mi wybaczone. Marta czeko - wiśnia jest genialnym wynalazkiem, śmiem twierdzić że epokowym! Basiu jest taki blog "Moje wypieki" i przepis jest z niego ( szukać pod tort chałwowy, pod żadnym pozorem nie robić sypanej szarlotki ). Modyfikacja przepisu przez Dżizaasa polegała na zmniejszeniu ilości chałwy ( zero chałwowej obsypki ) i zwiększeniu zawartości alkoholu w likierze. Tort jest ciężki ale dobry, Mamelon który jest ciastowo wybredna zjadła więcej niż kawałek! Faficzku ja z żadnego z "forumów" z którymi jestem związana nie odchodzę a już szczególnie to z matecznego, mnie się zdarzyło odejść z takich rozpolitycznionych ale prawdziwie roślinnych to never.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wukarku ja Cię teraz dopiero zidentyfikowałam, ach witaj, witaj!

    OdpowiedzUsuń
  7. Że ja to dopiero teraz widzę ... ? Normalnie na głodzie jestem !

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj żałuj Barashkonku że nie degustowałaś, wysoko zapunktował! Szóstego stycznia Dżizaas zamierza wykonać Sachertorte. Taki jest gryplan!

    OdpowiedzUsuń
  9. Że też dopiero dzisiaj przeczytałam wpis o wyczynach kulinarnych Dżizaasa!
    Imieniny były w Alcatrazie:) My nawet wczoraj międzyforumowo świętowałyśmy na starówce imieniny Katri, nawet zastanawiałyśmy się (nie miałaś wczoraj aby lekkiej czkawki?), czy obietnica Tabi względem przyjazdu na wschód zostanie dotrzymana... no, krótko mówiąc: gapiostwo!
    Wszystkiego najlepszego, blogowego najlepszego również.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dzięki za życzenia a gryplan podróżniczy aktualny ( tfu, tfu, tfu! ).

    OdpowiedzUsuń