sobota, 30 listopada 2013

Raz na chabrowo

Chabry traktowane są przeze mnie jako "uroczyste kwiatki". Wzięło to początek z pewnej historii, która się wydarzyła w moim dzieciństwie. Odkrywszy w wieku lat trzech dyskretną przerwę w sztachetkowym płocie okalającym mój ówczesny ogród ( nie był to Alcatraz ) udałam się "na wolność", w kierunku łanów zbóż zakwieconych do niemożliwości i polowałam jak łowca głów na chabry i rumianki, które nie rosły w moim ogrodzie. Podobały mi się znacznie bardziej niż kępa nudnych maragaretek posadzona przy wejściu do warzywnej części ogrodu. Wiedziałam że margaretki są strasznie domowe, były sztywne, nie kołysały się wraz z trawami czyli zbożem przy wiejących od morza wiatrach, nie pachniały i w ogóle nie nadawały się do sprezentowania ich główek Dorotce B., idolce - sześcioletniej guru która miała dostąpić zaszczytu sypania kwiatowych płatków w procesji w ramach towarzyszenia jakiejś świeżo komunikowanej kuzynce. Walnąć taką margaretką przed feretrony nie uchodziło, za duża. Można było najwyżej płatki oberwać ale to już nie to samo co koszyczek kwiatowy. Co innego, taki kwiat pięciornika rozesłanego albo rumianku. No a chaber bławatek, chaber był feretronowcem idealnym! Rozmiar, kolor, kształt i zapach - wszystko w nim było cudnie pod święte obrazy skomponwane! Dorotka wyjaśniła mi wszelkie zasady kwiatkologii feretronowej więc wiedziałam czego od mnie oczekuje. W ramach podlizywania się idolce ( i w celu uzyskania dostępu do jej psa ) podjęłam ryzykowną wyprawę za płot.
Przelazłam szczęśliwie przez niskowodny w tym czasie rów melioracyjny ( odkryłam mięte ) i zanurzyłam się w zbożowe morze! Zrywałam chabrowe łepki jak przykazano, napełniając nimi fartuch z Balbiną. Kiedy ilość zerwanych kwiatowych koszyczków zaczęła utrudniać mi zbieranie następnych nastąpił triumfalny powrót do domu. W okolicach maminego królestwa powrót był mniej triumfalny, coś mi tam świtało że lepiej z tymi chabrami w oczy się nie rzucać, ale jak tylko przeszłam checkpoint zaczęłam piać zachwycona własnym sukcesem. Dorotka została wywabiona wraz z psem, okazała zachwyt pianiem podobnym do mojego i w ogóle było genialnie. Niestety nasze pienia okazały się zbyt głośne i oprócz Dorotki pojawiła się na podwórku jej mama a zaraz potem zaklekotało mi złowrogo za plecami - klapeczki mojej Mamy! Rodzicielka klepała mnie rzadko ale mowy o bezstresowym nie było, oj poniosłam ja wtedy konsekwencje. Dorotka miała gorzej - kuzynka sypała kwiatki sama, Dorotka jako nieodpowiedzialny bahor namawiający najmłodsze dziecko na ulicy do złego została uznana za niegodną feretronowania ( coś w tym było bo Dorotka wraz ze mną jakiś czas później była bliska podpalenia kurnika ).
U mnie też na oklepie się nie skończyło, moja Mama była mistrzem przesłuchu, małym domowym KGB. Jak każdy rasowy śledczy umiała się wczuć w sytuację przesłuchiwanego i bardzo szybko zrozumiała że margaretki nie są najpiękniejszymi kwiatami na świecie. Człowiek nie może siedzieć w ogrodzie kiedy tam za płotem tuż, tuż kwitną prawdziwe kolorowe kwiaty, w dodatku wyczekiwane przez Dorotkę. Fartuch z Balbiną uświntuszony podczas mojej wyprawy został wymieniony na fartuch z kotkiem, Mama założyła mniej klekoczące obuwie i.....poszłyśmy za rów nad brzeg zbożowego morza. Pamiętam jaką wiąchę polnych kwiatów wtedy przytachałyśmy ( tego dnia oprócz mięty odkryłam kąkole ). W domu chabry z tej wiąchy zostały potraktowane specjalnie, dostały mieszkanie w naszym antyku, takim podejrzanym kuflu po pradziadku. Stały na stole na honorowym miejscu. Kiedy zdarza mi się mieć w domu chabry mają zawsze jakieś eksponowane miejsce. W końcu feretronowce!

Chaber bławatek Centaurea cyanus na kwietnej łączce w Cambridge University Botanic Garden


Alcatraz niestety jakoś chabrów polnych nie polubił. Niby rosły w nim ale głupio to wyglądało. Alcatraz posadkowy, przyzwyczajony do tzw. grobków ( prostokątnych rabat pod drzewami ) i dopiero świeżo do nowego ogrodowania przyzwyczajany, w zetknięciu z dziczyzną był jakiś taki bezradny i niedopasowany. Niby się godził ale widać było że coś mu nie pasi, chabry były dla niego po prostu za swobodne. Nie ma co zmuszać Alcatrazego jak on czegoś nie polubi! Trudno, nie dało rady z chabrami feretronowymi to spróbujemy z innymi.

Prawdziwe chabrowy kolor miał chaber górski Centaurea montana . Należycie ogrodowy choć przecież też roślina pochodząca z "dziczyzny". Alcatrazemu jednak ten rodzaj naturalności bardzo odpowiadał. Kupiona od tzw. baby rynkowej jedna sadzoneczka bardzo szybko się rozrosła i ani się obejrzałam a już należało dzielić bylinę. Po dwóch latach to się solidne poletko zaczęło robić a ja zastanawiałam się gdzie by tu jeszcze chabra górskiego posadzić. Zauważyłam że kwiaty dłużej utrzymują się w półcieniu i że mimo tego że iż roślina opisywana jest jako bylina na słoneczne stanowiska, to w tym w półcieniu całkiem dobrze sobie radzi. Niestety coś za coś - kwiaty się dłużej utrzymują ale nie zakwitają za to równo, nie ma zatem bardzo mocno niebieskiej kępy. Z drugiej strony można podziwiać wyraźne kształty mniej licznie kwitnących kwiatów. Płatki pięknie się rysują na tle szarozielonych liści i granatowe rozgwiazdy wśród zielonego morza rabaty robią wrażenie. Po kwitnieniu przycinam mocno pędy, jak po upalnym lecie przychodzi troszkę chłodniejszy wrzesień, taki z lekka wilgotny, nie za zimy to chabry zakwitają drugi raz. To drugie kwitnienie jest mniej obfite ale zawsze cieszy. Kwitnienie wiosenne też warto przedłużyć obcinając zwiędłe główki. Zauważyłam że roślina wydaje wtedy więcej kwiatów. Nie wiem czy to jakieś śpiące pąki czy coś w tym guście ale roślina kwitnie obficiej i dłużej.

Chabry posadziłam przy roślinach o drobnych kwiatach, takie sąsiedztwo moim zdaniem zdecydowanie im służy. W tym samym czasie co chabry górskie kwitną kukliki zwisłe i bodziszek plamisty. Połączenie kolorystyczne jest może trochę dziwne ale jakoś specjalnych zgrzytów nie odczuwam. Odmianę bodziszka do towarzystwa wybrałam zarówno ze względu na kolor liści jak i kwiatów - 'Espresso' miał tym zgaszonym czerwonawym brązem liści nawiązywać do ciemnych pędów kuklika i delikatnym, z lekka chłodnym różykiem kwiatów studzić te łososiowe "radości" czyli barwę kukliczych płatków. Przyznam się że na kuklika zwisłego w tym akurat miejscu zdecydowałam się ze względów sentymentalnych - kuklik też zalicza się do "uroczystych kwiatków" a ja chciałam żeby moje chabrowe nasadzenie miało w sobie choć odrobinę tej łąkowo - polnej swobody, która kojarzy mi się zawsze z nazwą chaber. Nieduże, o delikatnej budowie kwiaty bodziszka plamistego sprzyjają tworzeniu takiego łąkowego klimatu, do pełni szczęścia brakuje jedynie delikatnego akcentu trawowego. Niestety nierozłażące się trawy odstręczają mnie swoją "architektonicznością" - sztywna kępa na łące, no nie ta bajka. Z kolei walka z pełzającymi kłączkami - never, i tak walczę z zawleczoną głupio i niekontrolowaną odpowiednio żubrówką. No i do tego dochodzi to wierzganie Alcatrazego kiedy usiłuję go namówić na nasadzenia zbyt swobodne. Pełni szczęścia znaczy nie ma ale przynjamniej nie ma już okrutnego błędu jaki zrobiłam sadząc przy tym w moim chabrowym kawałku czerwonolistną dąbrówkę. Miało być cudnie bo i listki w sam raz do bodziszychi pędów kuklika i kolor do chabrowego nawiązujący. Wyszło okrutnie, sztywno , płasko, reszta roślin wyglądała jak doklejona do dąbrówki. Niekiedy moje pomysły są głupie jak Lato z Radiem.



Z czasem zapragnęłam aby moje chabry górskie nie były tylko chabrowe. Pierwszą odmianę zawdzięczam martowemu wyborowi, choć tak do końca niewiadomo czy to selekt czy raczej kultywar z udziałem chabra górskiego. Podczas wizytki w Szewczykowie Marta wykonała tzw. chyży chwyt i wybrała zapączkowaną odmianę 'Jordy'. Po pączku chabrowym urody nikt nie mógł się domyślać ale Marta zapewniła że roślina warta grzechu zakupowego bowiem urodna wielce. Rzeczywiście ten chaber ma w sobie to coś. Przede wszystkim niesamowity kolor - głęboki, niemal czarny fiolet o ciepłym odcieniu, prawdziwe szaleństwo antocyjanowe! Po drugie płatki są podkręcone jak dobrze wytuszowane rzęsy. Po trzecie jest z lekka wyższy niż gatunek ( przynajmniej tak jest u mnie ), można go posadzić z większymi bylinami. Dzisiaj, kiedy zrobił już u mnie sporą kępe cieszę się że poszłam wówczas za przykładem Marty i chyżo chwyciłam doniczkę z sadzonką.


Następny "góral" przyjechał od Rafi ( szeroko rozumiane okolice Krakowa mają wpływ na moje chabrowanie, he, he! ). Centaurea montana 'Alba' okazał się strzałem w dziesiątkę. Kwiaty jak śniegowe gwiazdki natychmiast "łapią" wzrok na rabacie. To jest taka odmiana chabra koło której ciężko spokojnie mi przejść, zawsze się zastanawiam na jakim tle będzie jeszcze piękniej wyglądać. Do tej pory ta odmiana rosła w okolicach zafloksowanych szydlaście, tak sobie to wyglądało oględnie pisząc. W tym roku była przeprowadzka, dosadziłam ją do towarzystwa irysów IB w chłodnych kolorach - 'Aqua Taj','Sailor', 'Starwoman'. Teraz zastanawiam się czy dwóch plicat nie wymienić na fioletowe selfy. Białe płatki chabrów zalśniłyby piękniej.


Jakoś nie bardzo kuszą mnie różowe chabry górskie ale przyznam się że jest parę ciekawych odmian, które chciałabym zapuścić w Alcatrazie. Taka 'Amethyst In Snow' na przykład. Już widzę ją zestawioną z średniej wysokości czosnkami o fioletowych łepkach. Albo taka 'Black Spirit', jeszcze ciemniejsza niż 'Jordy'. Natomiast nie nęci mnie 'Gold Boullion', jakoś zawsze podejrzewam rośliny o żółtych liściach o problematyczne zachowania na rabacie ( doświadczenia przetacznikowe i gehenna uprawowa z dzwonkiem 'Dickson's Gold' ).
Na chabrach górskich świat chabrowy się nie kończy. Alcatraz wymaga długo kwitnących roślin przeżywających swoje "pięć minut" w czerwcu - irysy TB muszą mieć towarzystwo drobniejszych kwiatów żeby zalśnić pełnią blasku w byliniaku! Padło na chabra białawego Cenaturea delbata. Mam dwa takie chaberki przy czym ten ciemniej kwitnący potrafi być utrapieniem - łazior okrutny ( podejrzewam że to 'Steenbergii' bo w necie czytałam ostrzeżenia o łazikowaniu tej odmiany ). Natomiast gatunek zachowuje się o wiele grzeczniej, pilnować tylko trzeba żeby się nie rozsiał. Po kwitnieniu chabry białawe bardzo mocno przycinam, wywalam nawet nie najlepiej wyglądające liście. Taka kępa wkrótce się zagęści i nie będzie bezkształtnym kopcem siejącym nasiona gdzie popadnie. Zdarza się że taka podstrzyżona kępa zakwita ponownie ale nie są to spektakularne kwitnienia.


Chaber białawy Centaurea delbata - gatunek w przeciwieństwie do wyżej przedstawionego na fotce kolegi cenię za "trwanie w miejscu".





Najpóźniej kwitnącym chabrem w moim ogrodzie jest chaber wielkogłówkowy Centaurea macrocephala. Cóż w ogóle go nie kojarzyłam z chabrem choć przecież to bylina uprawiana w ogrodach od 1805 roku. No ale połączenie nazwy chaber z rośliną niemal mojego wzrostu, z pędami grubości paluszków Dżizaasa i do tego kwitnącej w kolorze wściekłej żółci było dla mnie trochę trudne. Takich chabrów nie ma, he, he! Tę mało wymagającą bylinę darzę wielkim sentymentem ponieważ wysiała ją Babcia Wiktoria. To na parapecie w jej mieszkaniu wzeszła ta ozdoba rabaty zwanej Ciepłym Monstrum. Kochają ją pszczoły i inne motyle, kwitnie ku ich uciesze długo a ja jak tylko zobaczę jej pierwsze kwiaty wiem że już zaczęło się prawdziwe lato. Po kwitnieniu starannie wielkogłówka przycinam, zostawienie nasienników może być równie niebezpieczne jak w przypadku przegorzanu.


I to by było na tyle chabrowych opowieści z Alcatrazu, od feretronowców do gigantów żółto kwitnących. Może nie kolekcja ale całkiem miły zbiorek chaberków Alcatraz posiada.

5 komentarzy:

  1. Opowieść o wypadzie na chabry bardzo bliska i moim wspomnieniom, niestety zauroczenie z dzieciństwa nie przełożyło się u mnie na dzisiejsze, bardziej świadome ogrodowanie (z odległych czasów przemówiły do mnie tylko piwonie). Pouczające rozważania na tematy kompozycyjne zaliczyłam, może dosadzę chabry do piwonii?

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie wiem jak ta koegzystencja peoniowo chabrowa zda egzamin. Jeżeli mają gdzieś tam w pobliżu peoni rosnąć to może tych pojedyńczych, i może dobrze by było żeby to nie było takie bardzo pobliskie pobliże. Peonie i chabry chyba lubią odmienne podłoże, tak mi coś po głowie chodzi ale może to tylko moja pamięć fika koziołki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tym tematem trafiłaś mnie prosto w serce. Stworzenie rabaty zwanej przeze mnie roboczo łąkowej to ostatni mój ogrodowy wybryk, a chabry zwane przez Ciebie uroczystymi to moje ulubione polne kwiaty. Zapuściłam więc, ale cóż ogród a nawet łąka to nie łany zbóż gdzie prezentują się najlepiej, więc chyba pójdę Twoim śladem i zrobię sobie namiastkę zapuszczając chabry górskie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pikutku łąki są z lekka problematyczne. Duuuuuża przestrzeń i olbrzymia ilość roślin jednorocznych, które długo kwitną. We wrześniu już po balu, byliny na łąkach sprawdzają się w roli statystów, główni gracze to jednoroczniaki. Zapraszanie łąki do ogrodu ma tylko wtedy sens gdy ogród "hektarowy", takie jest moje zdanko.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hektarów Ci u mnie dostatek Tabiczku, nie obrobię sama;), ale na zapraszanie jednoroczniaków na razie nie mogę sobie pozwolić. Lubię je jednak więc napewno zagoszczą jak wreszcie osiądę:)

    OdpowiedzUsuń