niedziela, 21 stycznia 2018

Babcia kotów

Będzie o  ulubienicy Psa w Swetrze czyli o Małgoś  Sąsiadce.  No i rzecz jasna o tzw. milusińskich. Za milusińskich robią u nas koty,  Małgoś  - Sąsiadka jest babcią, a jakże, ma wnuki ale one są już dorosłe i na milusińskich się  nie nadajo. Co prawda jest też trójka prawnucząt ale  Małgoś - Sąsiadka nie ma z nimi codziennego kontaktu, owszem czuje sentymenta, lubi słuchać opowieści o przemyślności prawnucząt ( "Popatrz jaki ekonomista" - to o rocznym prawnuczku który opanował otwieranie nielegalnie  pozyskanej portmonetki, nie miałam serca rozwiewać rojeń  Małgosi wskazując że uzdolnienia  mogą predysponować malucha do całkiem innego zawodu ) ale stwierdziła że słodycz dzieci jest w stanie znieść ze względu na potrzebę spokoju przynależną starszej  pani,  najwyżej przez dwadzieścia minut i to nie częściej niż parę razy w miesiącu. Małgoś  twierdzi że nie ma Dnia Prababci bo prababcie mogłyby kipnąć z wyczerpania po przedłużającej się wizytce prawnucząt.  Z Dniem Babci insza inszość, bo babcia zazwyczaj zostaje  babcią w młodszym wieku, kiedy  sił jeszcze ma sporo. Małgoś kocha swoje wnuki zajadle choć nie jest to absolutne bałwochwalstwo. No padają jednak określenia typu księżniczka, generał, takie słodkie loczki, nadzwyczajne zdolności. Babcizm na całego. Dorosłe wnuki szczęśliwie nie zdają sobie sprawy że były wielokrotnie oglądane na fotkach niemowlęcych,  w stanie naturalnym czyli jak je Pambuk  stworzył,  przez całe zaprzyjaźnione sąsiedztwo. Słuchanie komentarzy pań starszych na tematy urody dziecięcej i tego  co z niej potem zostaje  też zostały im szczęśliwie przez los podarowane.

Dziś jednak mogą być narażone na  wszelkie niebezpieczeństwa związane  z  babcizmem bo dziś  jest Dzień Babci i wszystkie moje  gwiazdy, nie tylko Matuzalemki, czekają na wnuczęta.  Gdzieś około południa zazwyczaj zaczyna się procesyja, bez względu  na pogodę,   z chabaziami  zacelofanowanymi drepczą nastolatki, dwudziestoparolatki, trzydziestolatki i takie  wnuczki co to już czterdziechę mają na karku. Koty obserwują z parapetów ten wzmożony ruch z lekką dezaprobatą.  Podejrzewam że są po  prostu zwyczajnie zazdrosne. To jest w końcu chyba jedyny dzień w roku kiedy Małgoś - Sąsiadka (  i nie tylko ona ) zajmuje się kimś innym w sposób wykluczający kocie  uczestnictwo  ( i  nieważne  że te ktosie  nie chodzą na czterech łapach ).

Na co dzień to  Małgoś - sąsiadka robi za babcię kotów. Zdaje sobie z tego zresztą sprawę, te jej nawoływania do kotów - do  Felicjana "Chodź, no proszę  Cię nie bądź taki, chodź  do babci",  do  Okularii "Znajdusia, babi naszykowała jedzonko",  do Sztaflika "Zmywak, zostaw gołębie! Babcia widzi." - nie pozostawiają złudzeń co do tego kim  Małgoś - Sąsiadka się czuje. Hym... mamy nawet  w domu konflikt pokoleniowy dotyczący karmienia  i wychowania milusińskich.  Babcia nie dość  że pasie i daje  im wszystko czego sobie zażyczą, to jeszcze je rozpuszcza na insze sposoby! No i te babcine opowieści - Lalek niedługo powinien zacząć   bronić doktorat  ( jak tylko wykopie przewód ) a szczupła  Szpagetka robi karierę modelki, głównie na wybiegu  u sąsiadów. Felicjan nie  jest zambruderem  i kocim chamem, biedaczek po prostu wpadł w złe towarzystwo! Okularia nie jest opasem tylko dobrze wygląda a Sztaflik to taka   sprytna, świetnie wie gdzie babcia śmietanę zdjętą z "prawdziwego mleka" chowa.

A "kocie wnuczęta"?  A "kocie wnuczęta" to zachowują się tak jak te z kronik  kryminalnych - okradł własną babcię itd. Banda oszustów wykorzystująca metodę  na wnuczka, cała prawda o naszych kotach. Są bezczelne, bezwzględne, bambaryły nieznośne i jeszcze parę określeń i  epitetów zaczynających się na literę b. Rozbestwione są  jak na bestie przystało i przyjmują wszystko dobre jako im należne. Od czasu do czasu pomruczą, na kolana wlezą ( jak się zależą to nie dają  się zrzucić, a ciężarek swój przecież mają ), atakują sprzęt  medyczny  ku  uciesze  Małgosi ( "Nie mogę ćwiczyć z tym podwieszaniem, one  myślą że się z nimi bawię.  Nie będę tak ćwiczyć,  wymyśl coś innego." ).  I to wszystkie kocie uprzejmości dla  "babci", no aż głupio - wyrodne wnuczęta!  Coś czuję się odpowiedzialna za to kocie zachowanie, dlatego nabywszy  hiacynty, wyciągnąwszy kukardy i obróżki  i jak tylko ludzkie wnuki wyjdą po herbatce to złożymy kociej babci uszanowanie. Należy się!

Dzisiejszy wpis ozdabiają prace Swietłany Petrowej, rosyjskiej artystki która uwiecznia kota Zarathustrę wpisując go w dzieła klasyki malarstwa ( uwielbiam "Stworzenie  Zarathustry" wg.  Michała  Anioła i   numer  z Malewiczem ).  Więcej prac do oblookania na stronce FatCatArt.




8 komentarzy:

  1. Koty Salvadora Dali wyglądają realistycznie, a nie surrealistycznie. A już najbardziej odpowiada mi obraz kota z irysami. Cudny.

    OdpowiedzUsuń
  2. He, he, he, dla mnie jest jasne że Zarathustry nie da się całkowicie rozpłaszczyć, to taka obła z natury kocina. Dla mła najbardziej realistyczny jest upiorny kocurek Füssliego, na mnie też odbywa się takie zaleganie.:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. To dla mnie! Och, dziękuję! Trzeba było, a nie, że skromnie "nie trzeba było", bo trzeba ;) Małgoś ma znowu 100% racji. 20 minut z dziećmi prababciom jest aż nadto. Prababcią nie jestem ale też mniej więcej tyle wytrzymuję. A babciowanie kotostwu w stylu Małgoś-Sąsiadki powinno doczekać się publikacji w wersji książkowej. Jako jeden (lub niejeden) z rozdziałów szerszego opracowania o przygodach Bohaterki. Tabasia, pisz i wydawaj! Felicjan wpadł w złe towarzystwo, a Zmywak ma zostawić gołębie made my day:))))))))))))))
    I masz rację, Stworzenie z Zarathustrym wymiata!

    OdpowiedzUsuń
  4. No przeca wydaje opowieści o niegrzecznej , mocno starszej dziewczynce, w formie blogiego wydaję. :-) Książek pisać nie będę bo jeszcze bym wpadła w mizerię czyli ogórkową manierę pisarską. Mocno kusi żeby się nad czytelnikiem w ten sposób poznęcać, he, he. No i w ogóle o czym tu pisać, my przecież mamy życie tak samo zwykle niezwykłe jak inni, wiesz jak to jest - wystarczy rozejrzeć się dookoła albo najbliższym solidniej przyjrzeć i już człowiek widzi taką opowieść że dech zapiera. Tak po mojemu to każdy mógłby "małgosizmy" pisać bo ciekawych ludzi z ich historią, filozofią życiową, opowieściami można znaleźć wszędzie.
    Zarathustra jako żywo przypomina Rudego, ulubionego wroga Lalentego i Felicjana. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jakby mnie grafomaństwo strzeliło bardziej jeszcze to poproszę tzw. copyright na Małgoś-Sąsiadkę i babciowanie kotom ;] Choć jak się głębiej zastanowić życie faktycznie dostarcza fabuły. Miałam zwyczaj wołania mojego poprzedniego zestawu psów mniej więcej w ten sposób:
      - Bazyl, Fox, Pixel! Przyjdziecie tu czy nie!?
      Oczywiście olewały mnie po całości, co mój kolega obecny kiedyś na spacerze skwitował: Widać wybrały "czy nie" :)

      Ta, w sumie Kot w irysach jest równie przeuroczy co Stworzenie Kota.
      No i nie wiem, który bardziejszy. Gdybym miała powiesić w salunie to chyba jednak Irysy z kotem.

      Usuń
  5. Helo! Jak się udała wizyta u kociej babci? Pisz, bo mnie w dołku ciśnie z ciekawości ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. No to opowiadam. Najsamprzód odnosząc się do owego "Przyjdziecie tu czy nie!?" to u nas funkcjonuje tzw. pytanie retoryczne "Czy wy mnie słyszycie?". Wszystko wskazuje na to że na ogół nie słyszą.:-/ Przypadki kiedy słyszą to w kominie zapisać. Zgroza.
    A u Małgoś - Sąsiadki wyglądało tak: parada wnuków pci męskiej bo peć żeńska pilnuje chorych prawnucząt i sama choruje. Są róże w dużej ilości, doniczka begonii, czekolada bynajmniej nie dla diabetyków ( ubiję Rafała przy następnym spotkaniu - Małgoś na widok słodyczy z prawdziwym cukrem niemal kwiczała ze szczęścia ) i leczniczy wyrób spirytusowy ( Małgoś do mnie "Mamy alibi, to dla zdrowia." ) Herbata wychlana, kawa wypita, ciasto rozczęstowane, Małgosia w wypiekach. Po części oficjalnej nastąpiła część artystyczna czyli występy kotów. Nie, nie, wierszyków mruczanych nie było ani piosnek wymiaukiwanych, była przedstawienie pod tytułem wszystkie koty wąchają róże ( bałam się żeby nie było akcji jak z irysami Vincenta ) a potem dokładnie oglądają begonię ( musiałam lutnąć z lekka Felicjana bo przy begonii kwiaciarniane ustrojstwo zamontowano, miłe dla oka zresztą, które to chamisko usiłowało popsować ). Ja wręczyłam kwiaty w kocim imieniu ( pięciosztukowe stadko błękitnych hiacyntów - po jednym od każdego kota ) a one koty bezczelnie ustawiły się koło lodówki. Małgoś była przygotowana, skrzydła indycze czekały na kocie "wnuczęta". Po konsumpcji był ryk, więc postanowiłam że koniec ogólnych zabaw czas na zajęcia w podgrupach. Chłopaki zostały z Małgosią i oglądali razem film ( taa, oglądali - wszyscy razem chrapali w fotelu przed telewizorem, tak ich zastałam po dwóch godzinach "samopasu" ) a dziewczęta udały się ze mną do domu żeby kontynuować obserwację parapetową ( po pół godzinie wszystkie spały na kaloryferach ). I tak obeszliśmy dzień kociej babci. :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tiaaa, nie ma to jak legalnie dostać nielegalny cukier :)
    Do babuni na skrzydełka indycze i telewizję do późna. No, no, niewiele się to różni od postępowania ludzkich wnucząt - no może smakołyk inny :)
    Fajnie tam macie :D
    Dzięki za relację!

    OdpowiedzUsuń