sobota, 30 stycznia 2021

Zalataniec oraz Marcus Porcius Cato Domesticus

Zalataniec to wcale  nie jest taniec  z lataniem, to jest stan permanentnego doskakiwania do wciąż pojawiających  się problemów.  Cóś  jak  łatanie starej skorodowanej  ruły, która co i raz pęka w inszym  miejscu. Mła  wczoraj była  z Małgoś  - Sąsiadką na szczepieniu załatwionym przez jej syna Januszka. Była  bo inaczej Januszek zostałby ofiarą wkurzonej  mamusi. Mła  najsampierw myślała że  Małgoś ma cóś  do jakości szczepionki czy też boi  się skutków  ubocznych ale  Małgoś  zapewniła ją że w pewnym  wieku to właściwie  wsio ryba co człowiekowi wstrzykują.  Mła nawet nie usiłowała polemizować z tym stanowiskiem  bo  Małgoś  wczoraj  traktowała laskę jako  broń. Niezadowolnienie naszej Małgoś jak się okazało zostało spowodowane  tym że  synowie  nie uprzedzili jej  że  starają  się o  szczepionkę  dla niej ( nie  uprzedzili  bo wiedzieli co będzie - "A po co takie stare truchło jak ja szczepić, szkoda dawki, można kogoś innego zaszczepić" - stare Małgosine  numery ). 

Kiedy oświadczyli  matuchnie niespodziankowo że  wszystko załatwione i nie trza po deficytową  szczepionkę kolejkować  na mrozie  to matuchna  nie poczuła  się wzruszona  synowskim oddaniem tylko  ubezwłasnowolniona, pozbawiona podmiotowości i w ogóle ciężko stara. No i była  jazda ekstremalna czyli granda  z fajerwerkami. Mła negocjowała między stronami sporu i ustalono że  Januszek  będzie tylko szoferem a za kontakt  z medycznymi  będzie  odpowiadać  mła  ( konieczne bo Małgoś  nie słyszy ). Po porannych przepychankach mła  była spocona jak  mysz, Januszek zestresowany, Małgoś wściekła i mówiąca brzydkie  rzeczy ( nie klnąca tylko wymówki czyniąca ) oraz szturchająca nas laską. Jeszcze  w samochodzie była  cinżka obraza na wyrodne dzieci ale zaraz  za progiem tymczasowego szpitala objawiła  się na miejscu naszej Furii miła, urocza staruszka. Normalnie  gołąbek pokoju i sama  łagodność czule przemawiająca do żołnierzy per  "Panie Wojskowy".

Taa... pełne zrozumienie dla lekarzy, inszych szczepionych,  gwiazda opieki ambulatoryjnej i królowa przychodni POZtu. Ochy i achy ! !  ! Przeszło jej  jak tylko wyszliśmy ze szpitala  po zapodaniu dawki. Wówczas nam powiedziała co sądzi o doszczepianiu, co  myśli  o nas, rządzie, covidzie oraz jednej z naszych sąsiadek do której ma szczególne ale.  Po przywiezieniu  nas  do domu Januszek natychmiastowo się ewakuował a mła coby  uniknąć  szturchania laską uciekła  do własnego domu gotować obiad, którego  oczywiście  Małgoś zapowiedziała  że  nie tknie. Mła nie jest głupia, miała w tajności  na taką okoliczność  przygotowane zakazane  ciasto i zapodała  kawałek  do południowej kawki coby wylać oliwę  na wzburzone wody. Ciasto troszkę  Małgoś udobruchało, stwierdziła  co prawda  że ma śpiączkę poszczepienną ( Małgoś  zawsze drzemie po kawce  z ciastem,  kawa nie działa  na nią zbyt stymulująco ) i zażądała  wizyty  Ciotki Elki po tym jak  już  sobie chrapnie, żeby  nie odleciała we śnie.

Mła podreptała  do Ciotki Elki coby zeszła i oko na świeżo zaszczepioną nieprzetestowaną należycie szczepionką  Małgoś miała  i pognała  do swoich  obowiązków hydraulicznych w sąsiedztwie. Wróciła  padając niemal  na twarz  z powodu zjazdu ciśnienia  i zastała  Małgoś plotkującą  w najlepsze z Ciotką Elką. Małgoś  wyglądała  cóś bardziej  kwitnąco  od Ciotki Elki ale jak tylko mła wlazła do  domu to  usłyszała natentychmiast że  Małgoś czuje  się strasznie i na pewno ma gorączkę ( zmierzyłam - klasyczne  36.6 ).  Małgoś oświadczyła następnie że  ręka chyba jej  puchnie ( nic z tych rzeczy ) a potem że  "Chyba jad  się wylał z tej szczepionki bo mnie na wkłuciu swędzi" ( odpuściłam sobie zawiłości biotechnologii ).  Nadundaną położyłam spać  i wysłuchałam zamiast paciorka opinii Małgoś  o mojej wrednej  osobie ( stanowczo odmówiłam podania ciasta na kolację ). 

Późnym wieczorem, kiedy wyprowadziłam  już pieski a Małgoś poszła spać,  zadzwonił ze  szpitala  Pan Dzidek  z info że  czeka go kolejna operacja. Nawet mu  nie wspomniałam  że będę musiała  się chyba udać  do veta z su, bo przed nim drugi zabieg na garach czyli pełnej  narkozie w ciągu miesiąca (  u starego człowieka z nieciekawą  kardio kartą ). Mła pozwoliła ponarzekać  Panu Dzidkowi bo on musi  mieć jakieś wentyl a ma  do dyspozycji tylko  Henia ( przyjaciela od zawsze ), który też jest schorowany, starszą osiemdziesięcioletnią  siostrę ( żwawą  ale obecnie po zawale i covidzie,  który oczywiście podłapała  w szpitalu ) i mła. Do mła  może  ponarzekać  sobie najwięcej i strach jakoś  z niego schodzi. Mła po wczorajszym dniu jest tak wyprana jakby ją kto na gotowanie włączył a potem odwirował  na tysiąc obrotów. Sama już nie wiem  co gorsze - roboty  hydrauliczne  czy sprawy około medyczne w domu.


Co do szczepionek wogle,  mła paczy i podziwia. Dziś postanowiła po ludzku napić  się rano kawy i przeczytać cóś  w necie i właście na czepionkowy problem trafiła. Znów się mła zrobiło jak  Katonu Starszemu z Kartaginą, znaczy znów  mła się  do Was na temat około covidowy wyleje. Strategia marketingowa  koncernów okazała się być  nie tylko strategią, w zaciszu gabinetów ukręcono lepsze gówienko. Politycy zamiast docisnąć sądowo ( ponoć  nawet nie czeba bo koncerny są gotowe udostępnić patenty ),  przejąć i produkować  co poczeba usiłują wyżebrać  dupochron, co jest głupie  bo nie jest efektywne ale oni po prostu przebierają łapkami  żeby wyprodukować z się  jeszcze więcej nieefektywności ich zdaniem  koniecznej do utrzymania  się na stołkach. Normalnie oczy w słup. Jeszcze  do pustych  łbów  nie dotarło że są takie działalności które państwo może a nawet powinno  zarezerwować  dla się i że  czas zacząć  coś  własnego budować  bo oprócz covidu są na świecie naprawdę groźne patogeny mogące sprawić ludziom problem. A tu czas mija  a oni jeszcze nie wpadli na to że na koncernach  polegać nie można bo one mają swój własne cele.   Mła najbardziej  ciekawią zakreślone  akapity w umowie  UE z Astra Zeneca,  ma nieodparte wrażenie że umowa  bez  zakreśleń musi być  znacznie ciekawsza. Jeżeli UE będzie dalej lazła  na pasku koncernów to skończy  się to dla niej  źle, bo jak na razie abstrahując  od  zastrzeżeń do szczepionek i zdrowego sceptycyzmu  sporej liczby obywateli wobec takiego a nie innego wprowadzania produktu medycznego, wielkich sukcesów  w  walce z zarazą nie widać.

Kwarantanny kończą  się jedna  za  drugą a problem  cóś nie znika (  co mła przewidziała jako Wróżka  Edna w marcu  ubiegłego roku  ). Im  dłużej  nie znika  tym większe  ryzyko mutacji która będzie  wymagała kolejnej szczepionki. I tak dalej. Szczęśliwie rośnie wszędzie odporność populacyjna a ludzie już właściwie  masowo zauważają  źródło problemu tam  gdzie ono  naprawdę  się znajduje. Politycy, szczególnie ci od  dawna zasiedzieli na stołkach, nie zauważają. W całkiem  nowej sytuacji na wpół wykreowanego przez informatyzację społeczeństw  zagrożenia wykonują tzw. wyuczone  czynności. Hym... to prawda że politycy czasów pokoju siadają na tyłkach kiedy tylko pojawia  się jakieś  zagrożenie, należy się zacząć  bać bo politycy czasów wojny  nie zawsze są Churchilem a ciągoty ludzie będą mieli do takowych polityków.  A tak na marginesie - mutacja grypy, tzw.  hiszpanka w latach 1918 - 1919 zabiła od pięćdziesięciu  do stu milionów osób na całym świecie, szacuje  się że  zaraziło się wówczas około pół miliarda ludzi.  Populacja liczyła  wówczas o koło dwóch miliardów osobników, nie przekraczaliśmy magicznych dwóch miliardów.

Z powodu mutacji kolejnej grypy czyli grypy azjatyckiej w sezonie  grypowym  1957 -  1958 zmarły dwa miliony osób, populacja liczyła wówczas około dwa miliardy, osiemset milionów.  W sezonie grypowym  1968-  1969 zmarło na świecie  milion osób na kolejną  mutację, grypę Hong - Kong, przy populacji liczącej  około trzech miliardów siedmiuset milionów.  Obecnie populacja naszego gatunku liczy cóś kole siedem koma  osiem miliardów, na dziś po  ponad  roku trwania "pandemii" potwierdzonych przypadków na świecie  było ponad sto dwa miliony, zgonów dwa miliony dwieście jeden tysięcy. Tyle  w temacie grozy  pandemii. I teraz niemal po roku z "pandemią" niech mła ktoś przekona operując liczbami że to pełna  groza  a nie humbug. Niekumatym mła podpowie, stosunek zgonów do populacji trza sobie wyliczyć żeby dotarła  do człowieka  bezczelność dotychczasowych działań i ich bezsens ( wszak mimo zamknięć  kompletnych nadal przyrasta że hej, zamiast spadać, taa... ).

Dzisiejsze zdjątka to  fotki zrobione przy okazji porannego odśnieżania na Podwórku ( kręgosłup mła cóś  do niej mówi ale ona słabo słyszy bo wzięła przeciwbólowy w dawce dla słonia ) oraz   sukinkulenty ( w tym najnowszy pod tytułem Pachyphytum oviferum,  to ten szary na drugiej sukinkulentowej fotce ). W muzyczniku Czesiu  Niemen nastrojowy a wpis do czytania zawdzięczacie Małgoś - Sąsiadce.  Małgoś  poczuła że wczoraj jak to się mówi, przegięła, no i postanowiła dopieścić mła obiadem i ugotować kotowskim ich miącho.  Mła miała całą godzinkę i pół na pisanie tego posta.

środa, 27 stycznia 2021

Zimowe zmęczenie materiału

Mła się  czuje  wypluta, choć  tak po prawdzie to nie jest tak że  tyra  i na twarz pada.  Mła sądzi że po prostu latka  dają znać o sobie, zużywa się jej wewnętrzny mechanizm i  skrzypi. Na ten przykład  kręgosłup  nie boli ostro ale mła od czasu do czasu czuje że  posiada cóś   takiego  ( a był czas kiedy nie była  świadoma jego posiadania bo w żaden  sposób kręgosłup nie informował jej że istnieje ). Albo kręcioła ją dopada w najmniej odpowiednich momentach, kiedy ona wbrew  sobie usiłuje sprzątać. Dobrze że mła nie ma jeszcze tych wszystkich  przypadłości pań więdnących, jakichś  oblewań potem, palpitacji serca, głobusa czy ciężkiego wkarwu na wszystko i wszystkich ( ma wkarw  na  bardzo konkretnych i wie za co ). Kręgosłup dający znać że jest, kręcioła od czasu do czasu, poranny helikopter i straszliwy leń rozpełzający  się po jestestwie wystarczą w zupełności mła do poczucia że wkracza na tzw. cienki lód.
 
Troszki użalam się nad  sobą bo mam takową potrzebę, oczywiście nikt odpowiednio mła  nie współczuje  a już najmniej to koty.  Małgoś - Sąsiadka ma swoją własną mantrę ( z rana "Muszę ci powiedzieć że dziś bardzo źle  się czuję", po południu "Zapomniałam  ci powiedzieć że dziś  bardzo  źle  się czuję", wieczorkiem "Czy ty wiesz jak ja się dziś  źle  czułam?! " ) która  szczęśliwie  nie przekłada się na poważne choróbsko, ot zwykłe złe samopoczucie 91 latki. Mła  nie ma co  szukać  u Małgoś  pocieszki, primadonna złego samopoczucia może  być tylko jedna a mła musi Małgoś ustąpić pola choćby z racji wieku. Mła usiłowała poużalać  się Szpagetce, jako najwrażliwszej z kotów,  ale sytuacja podobna jak z Małgoś - kocia primadonna assoluta na trzech łapach chodząca  ( a tak po prawdzie  to stojąca w misce z sukulentami i gapiąca  się na ptaszki za oknem ) ani chciała słyszeć o tym jaka  to mła biedna. Jej zdaniem najbardziej zmęczoną osobą na świecie jest niejaka Szpagetka, która jest dręczona  przez mami kretyńskimi opowiastkami  o zdrówku  i musi wysłuchiwać  pierdół rozżalonej  baby zamiast odbywać  drzemkę prozdrowotną albo śledzić  fruwające stworzonka. Znaczy spadaj i nie przeszkadzaj kocie  żyć. Reszta kotów nawet się nie sili na udawanie zainteresowania  osobą mła, Pusio przyszedł, Epuzer był widziany  - to są najważniejsze osoby w życiu stada. Mła gdzieś tam za peletonem ma swoje  miejsce i zdaniem kotów  powinna je dobrze  znać. Hydraulikowi  mła się nie poużala bo tzw. szefowej nie wypada i jeszcze się na rurę nie tak  kładzioną przełoży jej narzekanie ( a mła problem rurowy się wziął i rozrósł, nie tyle u niej  co w sąsiedztwie , co zresztą przewidywała ). Lekstrykowi który przychodzi do nowo wynajętego lokalu w celach kontrolnych tyż nie  bo on  budowę  własnego domu ciągnie, więc ma i tak przerąbane. No zostaliście Wy, moi biedni  blogoczytacze. Wam  mogę  bezczelnie napisać jak  mi łeee.
 
 
Nie jest jednak  tak że ja już trumnę  zamawiam i gustowną urnę ( różowo - oliwkowy  jadeit albo inny  alabaster ), nic  z tych rzeczy. Zamierzam zamówić kolejną różę na Suchą - Żwirową, która będzie rosnąć  w miejscu po św. pamięci  bukszpanach. Ponieważ  załapałam się tylko na jedną sztukę 'Rotes Phänomen' musiałam poszukać jeszcze jednej rugosy o czerwonych pylnikach. Znalazłam 'Strandperle Nordeney'® , nowość Tantaua z roku  2019. Troszki drobniejsza niż 'Rotes Phänomen' i o jaśniejszych liściach ale ponoć wigorzasta i odporna na wszelkie tałatajstwo jak na Rosa rugosa przystało. Oczywiście mła nosi w różaństwo i musi się  powstrzymywać i dawać odpór pokusom. Bo wicie rozumicie, jest naprawdę pokuśnie - taka 'Nahema' na ten przykład, róża obłędnie pachnąca. Mła do siebie przemawia że po co jej ona, że  climbingi to u niej  nieszczególnie rosną, że  zimą  będą polki bo okrywanie climbingów  to nie jest to w czym  mła jest najlepsza. No a potem mła podczytuje że 'Nahema' wonieje niemal jak perfumy Guerlain, które wymyślono dla Catherine Denevue. Legenda zaczyna do niej przemawiać. Z drugiej strony to cóś niezbyt obficie kwitnie w zimniejszych strefach ta urodność różana, ponoć obsypki kwiatowej ni ma.
 
A mła nie lubi oglądać u róży tylko liści, spragniona jest burzy kwiatów ( dlatego tak lubi róże produkujące klastry ). Pewnie mła odpuści sobie tę  różycę ale troszki przy tym odpuszczaniu pocierpi. No bo przeca u niej mogłaby się  kwiatami okryć jak jej "chińskie" różyczki, które tyż zimna  nie lubią. Mła usiłowała sie przekonać do kameliowych kwiatów  róży , która  zauroczyła  Agniechę. 'Camelot'®  jednak jest  dla mła zdecydowanie za nowoczesny, mła by się  z lubością potaplała w  nostalgicznych klimatach. Chętnie posadziłaby coś podobnego do  'Elfe' tylko o bardziej pistacjowych niż   złotawych kwiatach. Jeśli chodzi o powojniki towarzyszące krzewom róż mła nadal niezdecydowana. Właściwie wie  tylko że pewniakiem jest 'Błękitny Anioł'. To  odmiana stara  ale jara, w 1988 roku wprowadzona do handlu. Wyhodował ją Brat  Stefan Franczak a doceniło grono przyznających RHS Awards. Naprawdę dobry powojnik, nawet dla takich co to im powojniki "nie idą". Mła ma już w Różance Podokiennej  powojnika tanguckiego 'Anita', który powoli zamienia się w potwora, ma nadzieję że   podobnym wigorem wykaże  się w tym miejscu 'Błękitny Anioł'. Podobie  mię  się też 'Mme Le Coultre' która  jest urocza ale niezbyt pasząca do tych kremów i bieli  różanych.  Mła by mogła uzyskać  efekt pucharka bitej śmietany a nie o to w różance jej chodzi. Co do reszty powojników to  mła jakoś nic  w przeglądanych ofertach za serce nie chwyciło, w związku z tym poczeka z zakupem aż coś chwyci.
 
 
Oprócz zastanawiań nad ogrodem mła zastanawia  się nad swoim wyglądem. Mła  wie że za wiele zrobić  się nie da, nie ma się co czarować, ale wypadałoby przynajmniej nadać jakiś  kształt tej kopie siana którą ma na głowie. Mła jako osiwiała mysz ( farbowana kasztanka, he, he, he ) nie ma ciągot do powrotu do "coolorów młodości"na głowie, obecny coolor łba całkowicie ją satysfakcjonuje, natomiast to że każdy jej włos wyglądający na  absolutnie strupieszałego szokująco żyje swoim własnym życiem zdecydowanie ją denerwuje. Obecnie mła ma na głowie fryz zwany w czasach jej młodości ( jakże odległej ) wkurzonym Chopinem ( niewtajemniczonym czyli znacznie młodszym ode mła  uświadamiam że nie jest to tzw. paryski sznyt w którym lubował się kompozytor ). No wicie rozumicie, czesał mła wiatr i to taki o sile huraganu. Są chwile w których mła wygląda jakby miała kontakt z tornadem które miało piątkę  w skali Fujity. Pianki - sranki, jedwabie w płynie i cud olejki na nic bo mła  będzie po zaaplikowaniu wyglądała jakby z pół roku łba nie myła w celu przemysłowej produkcji łoju, nie dla niej  takie polepszacze kondycji włosia. Mła musi udać  się do fryzjera czyli umówić telefonicznie i mieć nadzieję że nożyczki we właściwych rękach cóś  z tym stogiem na łbie  zrobią. 
 
Na szczęście mła nie musi  się udawać  do  super profesjonalnych kosmetyczek, mła od  wielu lat dba o skórę twarzy dostarczając wewnętrznie odpowiednich dawek  tłuszczu (  hym... podejście holistyczne  czy tak jakoś ). Co prawda wyhodowała sobie solidny podbródek ale za to  daleko jej gębie  do suszonej  śliwki. Niestety to co robi dobrze na twarz  źle  robi na tyłek i okolice,  także mła cóś nie wygląda jak ten podfruwajek tylko jak mocno utyta starsza pani. Z pocieszająco małą ilością głębokich zmarszczek! Żeby się jeszcze dopieścić mła postanowiła że zewnętrznie  tyż  antydepresyjnie  ruszy, bez  kosmetyczki, sama sobie własny krem do gęby ukręci na bazie masła shea ( dostała na poratowanie urody od  Dżizaasa ), masła kakaowego i oleju z  pulpy rokitnikowej. Nałoży   ciepły na ryjek i będzie miała wrażenie że ją wyprasowało jak jakiego glonojada  (  trza sobie wmówić, to się nazywa asocjacja  czy cóś ). Mła ma nadzieję że takie czynności naprawcze skombinowane z zakończeniem napraw hydraulicznych i przeglądu lekstrycznego zaowocują dopływem energii, szczególnie kiedy mła będzie się żegnała z fachowcami i zostanie uwolniona od  obowiązków. Prawie błogostan, mła wyprasowana, fachowcy już niepotrzebni. Mła nie ma złudzeń, fachowcy prędzej czy później wrócą ale może  mła nadal będzie kwitła na tym masłach i olejach. Jak widzicie nie chodzi tak  do końca o to żeby mła wyglądała jak naciągana tylko o to żeby jej lepiej na duszy się zrobiło. Bo mła ostatnio wcale wesoło nie  było.
 

No bo wiecie  Moi  Mili tak naprawdę  to jest do dupy i nie ma się co oszukiwać  jest to dupa czarna i głęboka jak Rów  Mariański. Odchodzą nie ci ludzie co trzeba ( no  bo zawsze ktoś odchodzi ale dlaczego teraz akurat ci co ich mła lubi ) i mła nie jest z tego powodu szczęśliwa. Wokół robi się bryndzowato  co ma związek z  zamknięciem  nie tyle gospodarki co rozumków.  Teraz mła będzie pituliła jak ten Katon o Kartaginie, w kółko to samo z nadzieją że  się utrwali i może jakoś przebije jak ta kropla wody co skałę drąży. Covid szaleje jako wirus mentalny o znikomej śmiertelności, uznany przez  elity polityczne  za niesłychanie groźny i teraz te elity nie za bardzo wiedzą jak wybrnąć z tej draki w którą nas wpakowały, bo do głupoty cinżko się przyznać. Kłaniają się, jak już nie raz mła pisała, wieloletnie zaniedbania w ochronie zdrowia. Gomułkowska bida komuna lepiej sobie z zarazami naprawdę groźnymi radziła niż współczesne państwa, które usiłowały z ochrony zdrowia zrobić samofinansujące się firmy, radzą sobie z chorobą grypopodobną. 
 
Nie wiem czy świat wyciągnie z tego bajzlu jakieś wnioski, może do Niemiaszków dotrze że dwukadencyjność urzędu kanclerza to nie jest głupi pomysł, może Europejczycy dojdą do wniosku że tzw. wiodąca rola Niemiec w UE jest zbyt wiodąca, może w końcu zaczniemy reformować UE bo Komisja Europejska jest dziwnym tworem, przydałoby się więcej kontroli jej działań ( mła nie jest eurosceptykiem tylko euroentuzjastką co nie czyni jej ślepą na kiepskie rozwiązania ustrojowe, zgadza się z podejściem  do KE niektórych Pisich, choć  zupełnie z  inszych powodów ).  Może wreszcie przestaniemy udawać że do ochrony zdrowia nie trzeba dokładać. Może. Co się będzie działo u nas? Mam nadzieję że nie będzie jazd  jak w Holandii, choć znając nasz zarząd to właściwie nie powinnam  mieć żadnej nadziei - oni działają zgodnie z prawem Murphiego, znaczy spieprzą co tylko się da.  Teraz wtręt o podpieprzaniu. Mła obejrzawszy w necie  film Nawalnego  o pałacyku Putina, dla mła nic nowego ale ciekawe czy nasz rodzimy suweren skojarzy że w naszej  własnej, mniejszej  skali  odchodzą w Cebulandii  podobne  numery. Aż dziw że prezio  telewizorni partyjnej zaryzykował i puścił u się coś tak dobrze pokazującego mechanizm kleptokracji. No, ale prezio  to ma wszystkich  oglądających jego stację  za ciemnego luda więc  pewnie mu się  wydawało że nie ryzykuje. Co do samego twórcy filmu to mła myśli  że każden  naród ma jakiegoś  swojego Wałęsę  Lecha, u Rosjan on się nazywa  Aleksiej  Nawalny. Posiadanie takiej osoby w szeregach demokratycznej opozycji niesie  ze sobą zarówno szanse jak i niebezpieczeństwa. Cóś na ten temat wiemy.
 

No co by Wam tu jeszcze napisać do dłuugaśnego czytania? Śniegi idą i luty ponoć ma być luty.  Mła ma nadzieję że będzie taki średnio na jeża bo wydawanie  kasy na paliwo to nie jest jej ulubiony sposób upłynniania gotówki.  W związku z tym że  do przedwiośnia daleko mła ma nowego pocieszkowego alojza, nazwa się Aloe 'White Lightning'. Nieduży ma być a ładnie wybarwiony, dlatego mła się skusiła. Dzisiejsze fotki to   Alcatraz  na chybcika focony po południu i domowe czyszczenie szkiełków oraz nowy alojz. W Alcatrazie mła szczególna uwagę poświeciła bluszczom, prawie wszystkie sadzone w zeszłym roku się przyjęły, tylko jedna odmiana złośliwie uschła. Dziś wieczorem  mła przystępuje do kręcenia twarzowego kosmetyku, dla Was i dla się zapuści melodyjki towarzyszące. Znaczy w muzyczniku piosnki energetyzujące, mła potrzeba doerge... doenergezyt... dogener... no mła poczeba dopalacza do roboty bo bez  muzyczki wspomagającej to nawet  głupiego kremu  do twarzy  nie ukręci.




P.S.Wadzuni się wyraźnie nudzi  i postanowiła podgrzać atmosferę. Znaczy twór trybunałopodobny, który ma problem z rozstrzygnięciem w sprawie tzw.  esbeckich emerytur postanowił opublikować uzasadnienie w sprawie zakazu aborcji eugenicznej.  Hym...   pierwsze co mła pomyślała to ciekawe jaki smród chcą przykryć tym uzasadnieniem? Jeżeli się zdecydowali to musi wonieć nieziemsko !  Mła po raz enty utwierdziła się w przekonaniu że jest  Wróżką  Edną - zarząd spieprzył po całości, mła prekognicje miała w  tym temacie.

poniedziałek, 25 stycznia 2021

Lady Tabazella

Kiedy rzeczywistość  skrzeczy tak że mła uszy zaczynają  boleć to znak  że trza się przenieść w  świat mniej rzeczywisty, coby real osłodzić i jakoś z godnością znieść. Mła doszła  do  wniosku że  w jej przypadku najlepiej  będzie ponownie zostać lady. Warunki spełnia, ma z lekka porąbaną rodzinę i duży dom sprawiający wieczne kłopoty (  a to dach przecieknie gdzie nie trza, a to ściankę trza wzmocnić ). Ma też ogród wymagający doglądania przez nieistniejących ogrodników i zawyżone poczucie własnej wartości. No wypisz wymaluj typowa brytolska lady z lat 20 XX wieku. Co prawda facjata widziana w lusterku ma się tak do urody kobiet z Albionu jak kfiotek Rosa canina do kfiotków róż Austina ale przeca ja jestem uroda stepów, powiew dziczyzny i tajemnica Orientu w jednym. Znaczy nie mogę być  wielopłatkowa, nie ta bajka. Poza tym wszystko się zgadza. Mła zastanawiała się  długo do kogo mogłaby się zwracać jak do osobistej  pokojówki, znaczy po  nazwisku i wyszło jej że do nikogo. Co prawda Małgoś urechotawszy się najpierw z  przekonania mła  o tym  że jest zupełnie jak  brytolska lady,  wyraziła gotowość do poświęceń ale mła stwierdziła  że nie skorzysta. Dawno, dawno temu, Małgoś jako bardzo młoda panienka  była na "służbie" u bardzo porządnej  rodziny Ś., króciutko bo socjalizm realny się zaczął rozpełzać ale Małgoś pokumała co i jak. Mła się bała że Małgoś zacznie mieć  wymagania żeby mła się zaczęła zachowywać jak przystało na  damę z lat dawnych a mła  jest damą z konwenansów wyzwoloną. Znaczy mła  by mogła nie dorastać do poprzeczki wysoko  ustawionej  przez jej osobistą pokojówkę.  Na koty  mła liczyć  nie może   bo one chcą  robić  za  osobistych  pupili a nie za służbę ( że też mła mogła w ogóle  o czymś takim  pomyśleć, zgroza ). Wyszło na to że mła  będzie gadać  do siebie i sobie samej  wydawać polecenia, taa... bardzo  to nowoczesne i ekscytujące.

Najsmpierw mła zażąda od  siebie zrobienia porządnego prania, z praniem firan włącznie. Mła nie cierpi zdejmować  swoich zasłono - firan z okien, ponieważ  wymaga to od niej wchodzenia na drabinę malarską, której to czynności mła nie znosi bo się jej we łbie,  tfu!... w szlachetnej główce  zakręca. Jednakże  pani mła  się sprzeciwiać  nie będzie  i zrobi  co ona każe. W ogóle to służba powinna posprzątać  chałupę  a nie że pani się niecierpliwi i waporów dostaje  kiedy widzi kocie kłaczki zebrane w kłąb i fruwające po podłodze w salonie   ( znaczy w pokoju Cioci Dany i Azy ).  Mła chyba  będzie musiała zrobić  przeszkolenie osobistej pokojówce, kamerdynerowi, pokojówkom, lokajom oraz podkuchennej. No wiecie, służba mła wyraźnie się opiendrala. Mła się zatem musi wziąć na poważnie za problem, najpierw zażąda a potem wykona ( z cicha pyskując ). Ciężko jej to przyjdzie  bo cóś jest  nie w formie, nie żeby  covida miała  ale czuje wyraźny ubytek sił. Niestety chałupa aż  wrzeszczy coby  ją sprzątać i głucha jest na wymówki mła  że mła  kiedy już  zlezie do domu to jest wypluta. Bezwzględność  chałupy jest przez mła  poczytywana za  chamstwo i uzurpację bo chałupa i jej wygląd  nigdy nie były dla mła najistotniejszą  kwestią w życiu. Jednakże mimo niechęci  do chałupy mła przyznaje że milej mieszkać w miejscu w którym człowiek nie potyka się o porozstawiane suszarki na których  kłębią  się ciuchy, które trza pochować w szufladach i szafach ( niektóre z nich trza też, o zgrozo, przeprasować ). Mła po prostu czuje że najdejszła wiekopomna chwila i czas odgruzowania stajni Augiasza. Lady Tabazella wzdycha i wydawa służbie  czyli sobie polecenia , których kwestionować nie sposób. Żebyż  choć mła mogła sprzątać w kapeluszu z piórami to by jej jakoś lżej na duszy i ciele było!

Jak już mła  się upora z tym wszystkim to pomyśli o rozkoszach życia towarzyskiego, cni się jej za Mamelonem, tęskni znaczy. Ploteczki, wybieranie  kfiotków, miłe spędzenie czasu to jej się marzy.

W muzyczniku dziś muzyczka bardzo aligancka, mła od czasu do czasu czuję potrzebę  odsłuchania  Gymnopédie Erika Satie. Dla Was Gymnopédie nr 1

sobota, 23 stycznia 2021

Lube gryplany czyli różankowe pomysły

Mła w przerwach pomiędzy robotami hydraulicznymi, doglądaniem szpitalnym Pana Dzidka i nieszpitalnym doglądaniem jego chałupy oraz zwierzyńca usiłuje sobie wymyślać ogród. Idzie jej tak sobie  ale jakieś nowe koncepcje są. Po wylocie z Różanki Podokiennej irysów bródkowych ( wywędrowały w bardziej  piaszczyste rejony Podwórka ) mła zdecydowała się doróżankować  Różankę. Wybrała dwie słodycze różane - 'Charming Piano' i 'The Mill on the Floss'.  Obie odmiany produkują kwiaty "kubeczkowe", co wprowadzi pewne urozmaicenie w  moim  małym rozarium, obie mają też niezbyt  wielkie kwiaty co mła bardzo odpowiada. 'Charming Piano' to odmiana szkółki Tantau z roku 2012 ( pamiętny to rok, ileż  wtedy u nas róż wymarzło na przełomie stycznia i lutego ), 'The Mill on the Floss' to róża Austina, wprowadzona w roku 2018. Na  pierwszą z nich mła się zdecydowała po przetestowaniu z dobrym wynikiem  krzewu przez Mamelona, druga ma niezbyt  dobrą  prasę ale mła jakoś pasi do tej pierwszej  a kwiaty ma  urody powalającej więc postanowiła zaryzykować. Towarzyszyć różyczkom będą bodzichy i powojniki, znaczy brytolska klasyka się szykuje. Oczywiście obie odmiany kwitną kremowo różowymi kwiatami, mła pod oknem lubi pastelowe klimaty. Bardziej ciemno ma być w okolicach  Suchej - Żwirowej, mła zaplanowała tam dwa krzewy 'Rotes Phänomen',  hybrydy Rosa rugosa wyhodowanej  przez Karla Bauma w roku 2002. Mła bardzo chce mieć tę różę, przymierza się do  niej od dawna. Cóś takiego kręcącego mła  jest w różach o czerwonych pręcikach. Krzewy są   takie w sam raz na ukończenie Suchej -  Żwirowej od strony iglakowiska, niezbyt wysokie za to szeroko rosnące. Przy tych różach mła umyśliła posadzić bodziszki typu Geranium magnificum i ich mieszańce. Powinny kwitnąć mniej więcej w tym samym czasie co rugosy. Bodziszkowe  kwiaty będą  współgrać coolorem  z  buraczkowymi kwiatami 'Rotes Phänomen'. Znaczy mła  się tak wydawa. Powojniki do Różanki  Podokiennej mła jeszcze sobie przemyśliwa, ale generalnie myśli o niebiewskościach.

czwartek, 21 stycznia 2021

Po Wielkim Mrozie

 
Po Wielkim  Mrozie  przyszła Szybka Odwilż i zrobiła się  Wielka Chlapa i mła w związku z tym lata w sprawach rurowych swoich i nie tylko swoich. No bo wicie rozumicie, zamarzło i odpuściło a Pan Dzidek nadal w szpitalu ( w którym leżąc na tzw. oddziale covidowym zrobił się bardzo antycovidowy, antyrządowy oraz  antysystemowy ) a jego lokatorzy i jego rury na mojej  głowie. U siebie mła ma prychol ( znaczy wszyscy mają  wodę w chałupie, tylko "przerabiany  łazienkowo"  korzystał z sąsiedzkiej wody ) a nie problem, natomiast poważniejsza hydrauliczna zabawa szykuje  się w sąsiedniej kamieniczce. Jakby  było mało kłopotów mła wczoraj przeprowadzała u się śledztwo w sprawie  zapachu gazu   unoszącego  się w korytarzu ( skromne zebranie lokatorskie się odbyło i po przesłuchu  winną okazała się stara, niemal pusta butla gazowa  oczekująca na wymianę ). Mła wygłosiła stosowną przemowę, odbyło się wielkie wietrzenie, później zamykanie wywietrzonego i mła wreszcie  mogła zająć  się sobą a nie śledztwami i  usuwaniem skutków beztroski inszych ( mła miała na końcu języka  podczas  przemowy że to beztroska słabo myślących ale się wzięła i resztką sił powstrzymała ).

W sąsiedniej kamieniczce mła nie przemawiała, nie jej  małpy , nie jej cyrk że tak  rzecz określę. Po prawdzie tam dopiero odkryła jak  mogą wyglądać  skutki braku  pomyślunku użytkowników lokalu, ale ona  nie jest  od wychowywania cudzych najemców, mła tylko usunie szkody, zrobi zabezpieczenie  a wykłócanie się zostawi komu inszemu  ( tym bardziej  że wykłócanie mogłoby się zamienić w lincz, bo sąsiedzi mają na głowie tzw. człowieka z problemami a w wypadku kiedy problemy jednego lokatora zaczynają zamieniać się w problemy pozostałych lokatorów  o brzydkie zachowania bardzo łatwo ). Od  poniedziałku  do końca  tygodnia mła ma sesje  z hydraulikami, taka przydługa "przyjemność" instalacyjno - sanitarna.  Mła nie cierpi ale co robić, bez  różnych rzeczy  można żyć ale bez  wody jest naprawdę kicha.  Pocieszkowe jest dla  niej to że przybył pierwszy kranik i po rozpakowaniu okazał się być jeszcze ładniejszym niż na fotkach.  Mła teraz oczekiwa na kranik nr 2, czyli ten od wanny.  Ma nadzieję że  w styczniu zakończy erę napełniania wanny garnkiem. Jutro posprząta łazienkę  na bardzo  serio ( szorowanie  fug ) a potem  zamontuje  kraniki coby się nowością w czystości wielkiej nacieszyć. Hym... remonty i nowe instalację zawsze jakoś powodują u mła przypływ  sił  do robót domowych i co najważniejsze przypływ chęci do ich wykonywania. 

Co do  inszych spraw, do mła docierają niedobre  wiadomości o znajomkach, zarówno tych ludzkich jak i tych źwierzęcych. Na szczęście mła przyuważyła że  po tzw. strzale następuje uspokojenie sytuacji bo  sprawy wyglądały na  groźniejsze  niż są  rzeczywiście. Dla mła to pocieszające. Jednakże strach swoje robi i dla mła to on jest głównym wrogiem zarówno dotkniętych chorobami jak i jej samej.  Kiedy człowiek oswaja strach związany  czy ze swoją chorobą czy też  zwierzaczka,  wszystko staje  się prostsze, dążenie do lepszego zdrowia jest łatwiejsze ( takie uspokajanie przez procedury czy rytuały jest w miarę skuteczne ). Tylko że to się lekko pisze  a strach zwalczyć  trudno bo emocje są ciężkie  do racjonalnej  obróbki. Człowiek  chciałby zapanować nad uczuciami ale jedyne co potrafi  to emocje wyciszyć ( a podskórnie nadal  jest przez strach gryziony ). Bardzo rzadko trafiają się takie osobniki które nie tyle nad strachem panują co mają na niego wylane.  Mła sama nie wie  czy to  źle  czy to dobrze  bo zauważyła że jak  któś ma wylane na strach to ma też wylane  na wszystko inne. Więc  może lepiej że podskórny jakoś tam żre. Sama nie wie, ale odczuwa i współczuwa. Znaczy ma zgryzienie, bo mła by chciała żeby człowiek sobie bezchorobowo żył dopóki  mu się nie znudzi i lekko się wyłączał na własne życzenie ( ze  źwierzaczkami tak  samo  jej zdaniem powinno być ) no a  świat ma gdzieś jej chcenia za to Matka Natura wyraźnie lubi być suką i zamiast dać jakieś godziwe  warunki do życia  to dopieprza nam  chorobami przez które to życie robi  się paskudne i niemiłe. Hym... Matka Natura  jest po prostu amoralna. Dobra,  koniec smętków, czas na radości.

 Mła ogłasza niebywałą okazję. Jest do wzięcia Prawdziwa Książniczka i nie to że tylko wykwalifikowany personel się  łapie, najważniejszym kryterium konkursu na opiekunów Prawdziwej  Książniczki jest tzw. dobre serducho i chęć umilenia życia Prawdziwej Książniczce. Jak to jest, to wszystkiego obsługowego się człowiek nauczy. Troszki tego jest  ( ale  bez przesadyzmu, obsługa kota nie wymaga  doktoratu , wystarczy być uważnym na początku znajomości a poza tym jak na damę przystało Prawdziwa Książniczka potrafi należycie kuwetować i wogle ) bo Książniczka jest istotą delikatną i po rewolucyjnych przejściach. Urody jest przecudnej bo chodzi w białej maseczce. Konkursowicze mogą zgłaszać się do Psa w Swetrze na wpis Zębuszka  ( Prawdziwa Książniczka tak się  nazywa, no wicie rozumicie - Prawdziwa Książniczka Zębuszka, Princessa Kotolandii i Pani na Katzburgu ). Tylko poważne oferty ( Jej Wysokość  nie znosi takich którzy nie wiedzą kogo  chcą ani czego oczekują ). Zębuszka jest odłowiona  z dziczy ale mimo przejść jak najbardziej chętna  do udomowienia, mruczenia, udeptywania oraz ocierek - słowem wszystkich kocich obowiązków. Wypełnia  je  z wdziękiem, jak na damę  przystało. Zwycięzca konkursu przy okazji zasłuży  się polu prewencji psychiatrycznej, bo Piesa Zaswetrowana miała u się ostatnio szpitalik, taką zvířecí nemocnice, co nie posłużyło ponoć jej zdrówku psychicznemu.  Dzisiejsze  zdjęcia to domowiaki a w muzyczniku klasyczny  balet.

niedziela, 17 stycznia 2021

Wielki Mróz

Przyszedł Wielki  Mróz! Znaczy wreszcie po paru latach cóś jakby zima powróciło do miasta Odzi. Na dzień dobry mła zabolał kręgosłup  w inszy sposób  niż dotychczas. Cóś jakby ból  korzonków tylko wyżej przeniesiony. Nie jest  to ból który nie pozwala nabrać powietrza  ale przemieszczanie się mła okrasza jękami i stękaniem. W  związku z tym planowane dziś zajęcia przyjemnościowe jak i te mniej  przyjemnościowe mła przekłada na termin późniejszy a sama należycie wysmarowana okrutnie śmierdzącą maścią leczniczą będzie wygrzewać kości zalegając z kotami. Jedyne  jej wyjścia to te z pieskami i na zrobienie zastrzyku  Fifce, su Mamelona i Sławencjusza. Obiadowe zajęcia  bezczelnie zwaliłam na Małgoś - Sąsiadkę bo przy gotowaniu rosołu można spokojnie podsypiać. Koty fabryczne i nie tylko podkarmione, domowe to wręcz opchane,  ptokom zadane to mła  będzie zalegiwać z czystym sumieniem.  Mła  cieszy się z dużego śniegu  bo mimo tego że on niebezpieczny dla niektórych iglaków uprawianych przez mła to okrywa jej róże z chińskimi  genami, które mrozów nie lubią ( à propos róż mła przeglądała z Mamelonem nowe oferty i sobie  trzy róże na Podwórko upatrzyła, takie raczej  mało wymagające ). Wczoraj mła zainspirowana     Romanowym  nizaniem  szklanych koralików wyciągnęła  do czyszczenia swoje szklane zabaweczki nabywane swego czasu na tzw. ruskich targach ( było cóś takiego w latach  dziewięćdziesiątych, potem dla mła zdechło bo handel papierosami i alkoholem był najbardziej opłacalny a mła ani z tych palących ani z tych mocno chlejących ).

Mła z lubością kiedyś po takowych targach  chodziła i wypatrywała  różności - zabaweczek prawie  że ludowych, porcelany Łomonosowa, szklanych  figurynek, szali robionych na drutach z cud grzejnej wełny a delikatnych jak  puszek i koronkowo mrozowych. Oj, przydałby się jej teraz taki cieplutki kokonek. Mła  co prawda nie wie  czy zalegałaby w takiej dziewiarskiej doskonałości , pamięta swój zachwyt nad splotami pajęczymi szali. To w ogóle był jakiś cud, ażurek a grzało jak  swetrzysko gęsto dziergane. Domyślam  się że to kwestia tworzywa, wełna musiała być  jakaś specjalna czy cóś. Szale  się niestety wynosiły ale figurynki szklane  się ostały.  Mła od czasu do czasu wyjmuje swoje szkiełka z tzw. stałych stanowisk na przeglądy i czyszczenia. Na dworze biało , zawieje nawet były a u mła w domu coolorowo na kuchennym stole, bo te szkiełka to takie w coolorach czystych i radosnych. Mła sobie zaświeczuszkowała i cieszyła się jak  głupia światłem przenikającym  coolory szkła.

Przy okazji wyciągania szklanych zabawek wyciągnęłam i insze  figurki kupowane  w latach dziewięćdziesiątych po różnych zdziwnych sklepikach. Jamniki z biało polewanej  glinki, jakieś pseudosmoki   czy stworzonka przedstawiające nieznane nauce gatunki źwierząt. Rzeczy swoiście urodne że tak rzecz określę ( mła nigdy nie miała tzw. dobrego gustu ) ale cieszące mła.  Miło było tak wczoraj przeglądać  łupy z dawnych dni i wracać wspominkami do miejsc których już  nie ma ( nasza ulubiona zabawa z Mamelonem - "Pamiętasz ten sklep koło Magdy, no wiesz ten co to taką niezłą galanterię skórzaną w nim mieli?" ).  Mła   zaczyna czerpać z uroku wspominków, znaczy spierniczała  po całości. No ale to czerpanie jest takie  miłe, mła sobie przypomina różne takie cudności które można było nabyć ( i nie było one plastikiem "podszyte" ) , szkiełka, glinki ale także smaki i zapachy których  można  było spróbować i powąchać. Perfumy  a właściwie  to woda toaletowa "Venezia", która pachniała inaczej  niż pachnie teraz, pączki z prawdziwej mąki a nie z mieszanki, jabłka  o różnych smakach. Ech... było i minęło. Ledwie dwadzieścia czy trzydzieści lat  temu, w czasach bezkomórkowych kiedy słowo facebook nikomu nic nie mówiło.

Dzisiejsze zdjątka to poranna przebieżka po Alcatrazie ( mła niepokoił ten mróz zapowiadany, choć  nie osiągnął  u nas jakichś  strasznych wartości bo i miasto zazwyczaj  jest cieplejsze niż szczere pole  i w łódzkim bardzo niskich  temperatur nie było ), sąsiedzkie dziecko mogące  się cieszyć bałwankiem parapetowym zrobionym przez starszego brata i domowizna ( łącznie z nowym aloesem, którego mła dostała od Mamiego i Sławencjusza  coby kolekcje zasiliła ). W muzyczniku Skaldowie z "okresu góralskiego".