czwartek, 23 marca 2023

Prasówka na rozgrzewkę i lekkie podniesienie ciśnienia

Ciśnienie mła ma z tych pełzających, trochę lepiej niż u Ciotki Elki ale słodko nie jest. Za oknem padanie, ogród mókł i nie zapowiadało się na poważne ogrodowanie. Mła liczyła na to że może po  się przejaśni na dłużej czy cóś i uczci należycie ten kalendarzowy trzeci dzień wiosny. Mła zrobiła oczekując na zmianę pogody prasówkę, ze starannym pominięciem janiepawlenia, które jest dla niej niczym innym tylko tematem zastępczym.  Będzie solidnie bo mła nie zamierza robić przeglądów info w sezonie wiosennym, chyba że będzie coś wyjątkowego.  Rozejrzenie mła uczyniła w kraju i zagramanicą, zorientowała się tyle o ile jak prezentują nam obecnie światek, potem troszki pogrzebała  na temat jak on może wyglądać naprawdę i  zamieszcza wpis orientacyjny. Po pierwsze mła odnotowała że Matołżesz po raz pierwszy powiedział cóś sensownego w temacie unijnym. Co prawda on miał całkiem co inszego na celu i wogle,  najlepiej  by nie zwracano uwagi na to jak nam się kraik oddemokratycznia i żeby "te sądy brukselskie" się nie wtrącały ale mła odnotowała że przemówienie  w Heidelbergu było niezłe, bowiem było na eksport a nie do załatwiania spraw krajowych na zagramanicznym podwórku.  Matołżesz jasno wypunktował to co jest słabością elitek EU- głupiochciejstwo, przesadne przekonania o własnej sprawczości  i brak wiedzy historycznej pozwalającej zrozumieć że teorie polityczne a ich realizacja to całkiem insza inszość.  Otóż żeby powołać jednolity organizm państwowy z wielu organizmów, scalić to tak żeby funkcjonowało jak państwo i nazwać to federacją, trzeba czasu, czasu i jeszcze raz czasu i przynajmniej jednej wojny domowej.  I czasem paru wojen z inszymi.

Matołżesz powiedział głośno to o czym myślą coraz częściej obywatele krajów EU - a mnie się to nie podoba i tak nie będzie, bo zniosę  właściwą krzywiznę  banana ale nie zniosę walki o lepszy klimat. Szczególnie jak przez lat ileś tam za żelazną kurtyną walczyłem o nowego człowieka i lepsze jutro. Podoba mi się jednolity rynek ale cóś jest nie tak z  tym "jednolitym" piniądzem. Fajnie że można  wyjechać za pracą gdzie się chce ale jak zapewnić w kraju, który wykształcił pracowników dla innego kraju przyszłość emerytom?  A w ogóle to kto i jak wybiera ten zarzund z Brukseli? Pytanek i zastanowień dużo. I wcale nie jest oczywiste  czy podsuwane przez euroelitki odpowiedzi zostaną przez ludzi uznane za właściwe.  Oczywiście Matołżesz ale także poważni konserwatyści mają na wszystko jedną odpowiedź  - państwo narodowe i jego nadrzędna rola załatwi wszystkie problemy. Taa... proponuje się rozejrzeć jak się dzieje w państwach narodowych, tylko zdjąć przedtem  okulary z różowymi szkłami a włożyć te wyostrzające wzrok. Państwo narodowe niczego nie rozwiązuje, jest tylko myślową konstrukcją na temat błogiej  przeszłości, znanej i takiej ogarnianej. Tożsamościowanie na siłę, budowanie narodowego ego  coraz częściej przez polityków i coraz rzadziej przez ludzi, dla których większe znaczenie mają miejscowe przepisy niż  tożsamość miejscowych. Tożsamość w dzisiejszych czasach coraz częściej wozimy w walizce. Tak to wygląda.   Nowe się  rodzi się, powolutku i w bólach, cóś na kształt  niewymarzonej przez elitki EU Europy. Tak podwójnie niewymarzonej  bo do tej pory euroelitki wywodziły się z krajów starej EU i ich marzenia były takie hym... lepsiejsze, Matołżesz, cóś jasno dał do zrozumienia że elitki  z tej nowej EU niekoniecznie podzielają zdanie elitek starych i mogą namieszać.

Kiedy mówi to premier kraju, który już namieszał sporo w sprawie Ukrainy, stając zdecydowanie po stronie Amerykanów, użyczając terytorium na organizowanie najpierw pomocy humanitarnej a potem militarnej, troszki wyznaczając kierunek byłym demoludom i montując z nich przeciwwagę dla polityki niemiecko - francuskiej, to ma to pewną wagę. Powiedział cóś pod czym i mła by się mogła spoko podpisać, choć na Matołżesza mła ma uczulenie, ale to w końcu nie on sam sobie  mówki pisze - "Zagrożeniem jest centralizacja, rządy najsilniejszych i arbitralne powierzenie przyszłości Europy bezdusznej biurokracji, próbującej dokonać "resetu wartości". Taki "reset", centralizacja biurokratyczna pod płaszczykiem "federalizacji", to ziarno pod przyszłe wielkie konflikty i bunty społeczne" . Amen.  Żebyż Matołżesz tak jeszcze rozumiał  że w polityce krajowej centralizacja i rządy najsilniejszych są tak samo błędną  ścieżką, że wykluczenie z uczestnictwa prędzej czy później rodzi  bunt. No ale i tak jest postęp, do tej pory Matołżesz pieprzył trzy po trzy w mówkach krajowych i zagramanicznych, teraz w tych eksportowych jest cóś lepszy.  Oczywiście w sprawie praworządności Matołżesz łgał jak z nut i żeby mu kłamstw nie wypominano ćwierkał o reparacjach za okupację, co zawsze studzi chęć zaprzeczania czemukolwiek u niemieckich słuchaczy.

U nas wybory niedługo w związku z tym przestrzeń publiczna totalnie zaśmiecona. Wyborcy oczywiście majo po większości wylane, a do ludzi którzy nie majo wylane i tak rzadko  dociera że najważniejsze jest prawo i jego przestrzeganie, lgną do tych od woli politycznej, narodowych wzmożeń, do tych obrażonych na "głupich wyborców" - choć sorry, wyborcy rzeczywiście bywają głupi - do różnych guru od jedynie słusznych recept na szczęśliwość. Politycznie wygląda to tak że opozycja wcale nie chce przestać być opozycją, coby nie mówili. Oni po prostu chcą żeby zarzundzający mieli jak najmniejszą większość parlamentarną, tak żeby trudno było im zarzundzać i tylko tyle. Nie chcą pić wcale tego nawarzonego przez Pisdowatych piwka, którego pianka już zaczyna doskwierać ludziom. Zarzund, któren ma za uszami tyle że spoko mógłby zapełnić sobą  i pociotkami więzienia krajowe a kto wie czy i nie jakie zagramaniczne,  nie ma wyjścia, musi brnąć.  Wpadli na pomysł że Jan Paweł II wygra z ogromną przewagą te wybory jako polityk sprawdzony i nadal bardzo popularny. Odnoszę wrażenie że opozycja zakwiczała ze szczęścia, bo  ma większe rozeznanie w temacie popularności Dżepitju  i spokojnie zajęła się przetasowaniami we własnych szeregach. 

Oby zajęli się jeszcze solidniej przygotowaniem do prowadzenia polityki europejskiej, bo Pisdowate tu solidnie namieszały, wstając tak umiejętnie z kolan że wyrżnęły łbem w sufit  i obecnie lecą na spotkanie z glebą. Jak już polecieliśmy na kasę, co było do przewidzenia bo lecieli wszyscy, to wypadałoby skorzystać z pożyczki, którą i tak będziemy spłacać. Nawet jakby to oznaczało niemożność robienia przez Jarozbawa i towarzyszy wszystkiego politycznego i złodziejskiego, na które przyjdzie ochota. Opowieści o polskiej suwerenności nie zmniejszają długów a durne zarzundzanie pod szyldem narodowym i "niezależność" do Europy właśnie przerabiają dumne córy i dumni synowie Albionu. Niektórzy z Brytyjczyków nadal w głowę zachodzą  gdzie się podziały  te pieniądze, które po wyjściu z EU miały zasilać NHS. Benefitów przeca mniej. Taa... Podobno majo tworzyć anglosferę czyli będą musieli ładować kasę w Royal Navy i ściągać tę kasę z podatników. Nie cieszcie się z cudzego nieszczęścia, my budujemy armię. Jedno nas z Brytyjczykami łączy, nie mamy wyjścia jeżeli chcemy mieć cokolwiek do powiedzenia a nie być tylko szóstej kategorii zarządzanymi w interesie silniejszych. Dupa, nie? Radości bycia "potęgą", he, he, he. 

Wszystkie prawicowe krzyczo na Ochojsko Janinę bo się wypowiedziała w sprawie zwłok "uchodźczych" czyli migranckich  na wschodniej granicy. Mało dyplomatycznie że tak to określę. Racja stanu ma nam nie pozwalać na przyznanie że ludzie na granicy giną? Taa... no ale przeca te zwłoki tam znajdują, odkąd nie ma szlabanu na wjazd to cóś częściej. Niewpuszczanie na terytorium to jedno a nieudzielenia pomocy to drugie. Mam mocno mieszane uczucia. Za nielegalne przekroczenie granicy to się siedzi we więźniu, kary śmierci w demokracji za to ni ma. Z drugiej strony jak sobie pomyślę o tzw. aktywistach biorących kasę od handlarzy ludźmi to mła się nóż w kieszeni otwiera. Na mła w ogóle ostatnio słowo aktywista działa jak płachta na byka, co wynika z tego że co drugi aktywista jest sowicie opłacany za aktywizm. Po mojemu jak jest opłata to aktywizm zmienia się w lobbing i nie ma mowy żeby ludzi biorących piniążki za kształtowanie postaw społecznych nazywać inaczej jak lobbystami.

Nasi zachodni sąsiedzi  majo przegwizdane, nie dość że Matołżesz na ichnim uniwerku coś mało przyjemnego choć niegłupiego powiedział o ichnim ekskanclerzu, to jeszcze nadal cierpią  od Lauterbacha.  W przeciwieństwie do eksmynistra od niezdrowia z UK, któren zdążył już zaliczyć występ w reality show, co jak mła sądzi jest właściwą dla niego ścieżką kariery, pan Lauterbach nadal trwa na stanowisku. Nikt go nie wykopał choć coraz więcej Niemców  marzy by to ich stopy dotknęły mało czule mynisterialnego zadka. Pan Lauterbach wreszcie z niechęcią był przyznał że coś jest na rzeczy z tymi powikłaniami poczepiennymi po berbelusze,  dłużej już nie można było ciemnić bo dowody dotyczące powikłań, z takimi zakończonymi zejściem tyż,  są takie że można przedstawić je w sądzie. Znaczy - i tu ulubione słówko covidowych narwańców i wielbicieli jedynie słusznej drogi walki z chorobami, świętego czepionkowania  - naukowe. Spraw jest szykowanych sporo ale to o czym oficjałki piszą to wierzchołek góry lodowej i powolutku nawet władzuchna zaczyna zdawać sobie z  sprawę że to dopiero  początek roszczeń. Odszkodowania za skutki uboczne Niemcy majo wypłacić sami sobie, zgodnie z umową EU - Big Pharma. Znaczy najsampierw zapłacili za berbeluchę a teraz w ramach bonusu zapłacą za jej skutki. Normalnie interes stulecia. Premiowany najwyższą ilością zgonów w roku 2022. Jeszcze parę takich srandemii i tak świetnej polityki antysrandemicznej i trza będzie na te pustacie za zachodnią granicą siłą migrantów ściągać. Dlatego siłą bo na social nie będzie już komu robić. Cóś zaczynajo zarzundowe niemnieckie  bredzić że ta umowa EU - Big Pharma to nie za dobra była i że Big Pharma mogłaby się poczuć.  No to się poczuła,  Pfizer - Biontech złożył życzenia powrotu do zdrowia ofiarom  poczepiennych powikłań. 


Jakby mało było tego poczepionkowego to się jeszcze pan Olaf cóś brzydko zająknął o problemach w Deutsche Bank. Mam nadzieję że się przesłyszałam, wystarczy radości z powodu zapaści Credit Suisse. Kiedy mła myśli o bankowych ludziach to zaraz palmy karaibskie  widzi i szklaneczki  z piniacoladą i leżaczki przy rezydencjach. To wszystko za umiejętne zarzundzanie cudzą kasą aż do upadku banku.  No, ale żeby takie eldorado się skończyło trza woli politycznej  i solidnych cojones, oraz zgody na rezygnacje z profitów od wdziącznych darczyńców kampanijnych. Sposób na ograniczenie możliwości występowania takich kryzysów jest dość prosty, trzeba utrudnić radości tzw. bankowości inwestycyjnej, która tak po prawdzie  to z inwestowaniem na rzeczywistym rynku i w gospodarce nie ma nic wspólnego, bowiem  polega na tworzeniu sztucznych instrumentów pochodnych czyli inwestycjach w banki, sorry, bańki mydlane i na masowym oszukiwaniu klientów. Ponieważ zakazanie jakiejś formy działalności finansowej gdy chciwe korporacje kupują  najważniejszych polityków jest trudne, trza popracować nad tym by ci mniej ważni politycy  transakcje w instrumenty pochodne opodatkowali. Może być nawet to niewielki podateczek  ale zakończy to przelewanie z pustego w próżne, na czym się obecnie najwięcej zarabia. Nie trzeba od razu zamykać kasyna,  żetony zmieniać, trza krupiera poinstruować. Codziennie komputery  dokonują miliardy operacji przelewania  z pustego w próżne, nawet  minimalny podatek skasowałby bankowość inwestycyjną. Później można by się zająć  ograniczeniem wielkości banków, podział akcji zgodny z prawem antymonopolowym jak w przypadku przedsiębiorstw itd. 

Mła  kiedy słyszy o bankach za dużych żeby mogły upaść to się jej flaki wywracają na drugą stronę i może zakażenia dostać. Każdy chory finansowo bank powinien móc upaść a odpowiedzialny za jego upadek zarzund   wylądować we więźniu  a nie w rezydencjach na Karaibach. Banki centralne i sztuczny piniądz to jeszcze insza inszość ale cóś mła się  wydawa ze sztuczny piniądz jako koncepcja jest skazany na porażkę, razem z kontrolą państwa nad wydatkami obywateli. Za bardzo podatny na skasowanie, kto zaufa absolutnie czemuś niematerialnemu mającemu zapewnić materię?  Bank Centralny  to nie Pambuk, można nie mieć raz na jakiś czas dostępu do karty ale wizja znikających piniędzy bo prundu ni ma, bo dane z serwerowni poszły yyy...tego...  z powodu ataku terrorystycznego,  bo państwo powiedziało że masz obywatelu za dużo, bardzo studzi entuzjazm ludzi względem wprowadzenia w miejsce wartościującego papirka, żetonu czy czegóś tam, elektroniki po całości. W kwestii piniąchów to cóś zarzundy nie cieszą się zaufaniem, w ogóle zaufanie do nich spada, co akurat mła uważa za zdrowy objaw. 

Co na Ukrainie? Mierzą siły na zamiary, obie strony. Militarnie mła wie że nic  nie wie, tak od ponad roku mła się orientuje w sytuejszyn kiedy już wszyscy potwierdzają że jest jak jest. Inaczej się nie da  bo propaganda szaleje z jednej i drugiej strony. O ile w zeszłym roku można było jakieś tam info na temat frontu uzyskać pocztą pantoflową, to teraz się zmieniło, zdawa się że prikaz na embargo informacyjne jest przestrzegany bo tego szarża pilnuje. To co lata w infosferze szeptanej jest  tak samo wiarygodne jak to co lata w  infosferze mendialnej. Znaczy nie jest informacją a formatowaniem myślenia. Politycznie wokół konfliktu mamy odpowiedź na bidenalia w Kijowie. Xinalia w Moskwie, tak w dzień po tym kiedy Rosjanom "udało się zjednoczyć Afrykę" czyli usadzić przedstawicieli państw afrykańskich, przy jednym stole. Nie że delegacje zarzundowe,  tak głupi nikt w Afryce nie jest,  żeby  jednoznacznie obstawiać, poza tymi co nie mają wyjścia bo się z trudem na stołkach trzymają.   W rosyjskich mendiach przedstawia się to jako sukces na miarę  nawiązania stosunków Iran - Arabia Saudyjska w wykonie Chińczyków. Znaczy gry salonowe są odgrywane w oczekiwaniu na rozstrzygnięcia militarne. Mła się tak zastanawia leniwie nad tymi opowieściami o BRICS, quźwa,  po większości to kraje z problemami finansowymi, do tego część złapana na oszustwie na temat wskaźników gospodarczych, jaka wspólna waluta by to miała być tą rozliczeniową, juan przeszacowany jeszcze bardziej niż dolar? Się nie klei ta opowieść. 

Zwrot Arabii Saudyjskiej w stronę Chin ma zdaniem mła drugie dno, finanse finansami ale mła się zdawa że władza Saudów  w Arabii  Saudyjskiej nie jest już tak mocna jak kiedyś, mimo że Aramco zarabia jak marzenie. W Iranie widać że czas ajatollahów powoli dobiega końca, kolejne pokolenie będzie miało głęboko gdzieś islam w ajatollaszej wersji i kto wie czy nie islam w ogóle. Persowie mają własną, znacznie starszą niż  islam tradycję religijną i kulturową, po prawdzie to uważają insze ludy zamieszkujące Iran za takie nie aż tak kulturalne jak hym... Aryjczycy. Chiny mierzą  się z kryzysem o rozmiarach podobnych do tego na Zachodzie, co władzy nie sprzyja. Mła się zastanawia czy to nawiązanie dyplomatycznych  stosunków na Bliskim Wschodzie to nie ucieczka reżimów w politykę zagraniczną, próba pokazania sprawczości, zdolności do zrobienia czegokolwiek. Wicie rozumicie, Arabia Saudyjska jest w sprawie Jemenu mniej więcej w takiej sytuacji jak Rosja w sprawie Ukrainy, Iran - wiadomo, w Chinach władze po raz pierwszy ugięły się przed Chińczykami w sprawie polityki srovidowej i muszą mieć pewniejsze źródełka ropy niż rosyjskie, cóś  trza robić. Zdaniem mła xinalia nie wróżą nic dobrego dla Wujka Wowy. Nie wiem jak wróżą Rosji ale Wujkowi Wowie źle, co wynika z tego że Wujek Wowa ponoć ćwierkał w żółte uszka o trzydniowej operacji a zrobiła się z tego poważna wojna, taka o zasięgu wykraczającym poza Europę. Coby komentatory zblazowanymi głosami nie ćwierkały że globalnego południa ta wojna nie dotyczy to faktem jest że w sprawie dostawy zbóż to rzeczywistość wojenna już południa dotykała i nadal będzie dotykać.

Na Bliskim Wschodzie osobną bajką o złym księciu jest Izrael, w którym ten łapówkarz Netanjahu nie chce się znaleźć w sytuacji stabilnego geniusza z Hameryki. Postanowił w związku ze związkiem skasować sądownictwo, co wkarwiło Izraelczyków. No, można znieść to co się dzieje u Palestyńczyków, którzy sami nie są w stanie ogarnąć wewnętrznego  bordello, zrobionego przez różne frakcje zarzundu, ale żeby tak z bezprawiem do Izraelczyków. Wkarwili się i wyleźli na ulice. Wkarwieni tym bardziej że mają ochotę wystawić zarzundom rachunek za politykę zarzundową wobec covida złego. Biedni zwyczajni palestyńscy mieszkańcy Zachodniego Brzegu czy Jerozolimy wcale nie mają ulgi z okazji izraelskich kłótni, jak się grzeje to po całości, dzięki niezwykłym mieszkańcom  Zachodniego Brzegu i niezwykłym  mieszkańcom Izraela. Czasem mam wrażenie że tam po obu stronach trza wybić ekstremę. Wiem że to brzydkie. 

W sąsiedniej  Jordanii jest cóś na kształt zamordyzmu oświeconego i Palestyńczycy nie fikają,  natomiast sąsiedztwo Izraela to aj waj, strach się bać. Tak w ogóle to zawsze mła śmieszą namiętnie potępiający izraelską przemoc wobec Palestyńczyków i ćwierkający o arabskim poparciu dla narodu palestyńskiego. Palestyńczycy w swojej długiej  historii tyle razy obrywali od arabskich sąsiadów, że prześladowania przez Izrael to na tym tle specjalnie się nie wybijają. Mła wcześnie pokumała że cóś nie halo z tą arabską miłością, tak z okazji masakry w Sabrze i Szatili,  kiedy wojska izraelskie nie ingerowały bezpośrednio w spór arabsko - arabski. Oczywiście Izraelczykom było w to graj, udawali że oni tak tylko przejazdem z tymi czołgami stali w pobliżu i te buldożery do zakopywania zwłok to dali z dobrego serca, żeby epidemii nie było.

Porządnym ludziom w Izraelu ta masakra, wykonana przeca arabskimi rękoma, do dziś nie daje spokoju, była ona zresztą moim zdaniem takim punktem, który spowodował chęć dogadania się z Palestyńczykami, ludobójstwo w sąsiedztwie to już było o krok za daleko. I tu zaczyna się prawdziwy problem palestyński, podobny do problemu kurdyjskiego - za dużo chętnych do zarzundzania.  Izraelczykom tyż się poodmieniało, wraz z importem rosyjskich  "Żydów" o imieniu Stiopa i Jewgienij, którzy koniecznie muszą mieszkać w ładnej okolicy. Teraz mam wrażenie że część izraelskich elit wpadła na pomysł że  oni tyż sobie zrobią zamordyzm oświecony i będzie git. Taa... bo państwo policyjne to było za mało. Ta migracja wschodnia z lat 90 i z XXI wieku to zdawa się Izraelowi za dobrze na ustrojstwo nie zrobiła. 

We Francyji się dzieje ale mła za mało wie żeby się wypowiadać w temacie. Mła nie znosi Makarona, z drugiej strony pamięta durnotę niektórych postulatów Żółtych Kamizelek. Bezczelnie przyznaję że nie chciało mła się zagłębiać w kwestię francuskiej reformy emerytalnej i jest w tym temacie ciemna jak tabaka w rogu. Jednakże mła nie uważa że tłumaczenie faceta, który cinżką kasę podatników był wydał na tzw. walkę z pandemią, że trza dłużej pracować bo kasy cóś mało, było takie OK. Może mniej marnotrawstwa, lepsze zarzundzanie funduszem emerytalnym by wypadało zrobić? No ale mła pisze tu  o ludziach, którzy z likwidacji łóżek szpitalnych zrobili sport wyczynowy a potem eksportowali chorych na srovid do Reichu. Hym... temat francuski zgłębcie sami drodzy Czytacze. Mła uważa że zasygnalizowała i tym samym wypełniła w sposób należyty łobowiązek internetowej donosicielki.

No i to by było na tyle. Zostaliście poinformowani i nie  ma gadki żeście ludzie nieświadome. Mła się starała żeby było wyczerpująco  i żeby nie informować  o czymś bez większego sensu, typu książę William nas nawiedza. Jeśli chodzi o mła to  teraz odcina się od infosfery bo ma w planach zachowanie resztek rozumku. Fotki macie domowe bo przeca ten ściek info - info trza czymś złagodzić, uśmierzyć dolor de cabeza powstały od jazgotu mendiów. Na nich ujęte przygotowanka świąteczne, z pomocą kotów czynione, co widać po kociwłosie  starannie zostawionym na dekorach. Jest tyż kloszowanie morszczyzny i zagadka mineralna.  Tak, tak, chodzi o radości z udziałem krzemu, te kamorki z czterech ostatnich fotek.  W Muzyczniku piosenka polityczna, insza być nie może.

niedziela, 19 marca 2023

Codziennik - kiepskie zakończenie paskudnego tygodnia

Gryplany ogrodowe były,  troszki zrobiłam ale za długo nie porobiłam. Czułam że ten tydzień zakończy się z przytupem, no i wyczułam czające się złe. Ciotka Elka zemdlała na spacerze, na który na szczęście udała się z Włodzimierzem. Omdlenie okazało się zapaścią, Ciotkę Elkę na tempo zaigłowano substancją działającą z kopa i nawadniano coby przywrócić normalne ciśnienie  i je utrzymać. Do ogrodowania nie miałam głowy bo Ciotka Elka twardo postanowiła nie dać się zamknąć w szpitalu, żeby, jak to określiła, móc kontrolować sytuację. Ani córka, ani ukochana wnuczka nie były w stanie Ciotki Elki przekonać do zostania pod medycznym nadzorem, Ciotka Elka po prostu bała się zostać w szpitalu. Nie wiem czy słusznie czy niesłusznie, nie oceniam wychodząc z założenia że każdy swój rozum ma i nim się w życiu kieruje. Nie dałam się wciągnąć w " Ty jej wytłumacz". Na jutro Ciotka  Elka ma umówioną wizytę u medyka i ma za zadanie zeżreć tyle leków i tyle płynów w siebie wtłoczyć żeby do tej wizyty dotrwać. Małgoś jakoś nie poczuła się zdetronizowaną królową schorzeń wszelakich, tylko autentycznie się zmartwiła, Ciotkę Elkę zna od małego brzdąca. W związku z tym mła musiała obniżyć Małgosine ciśnienie. I tak kończy się ten paskudny tydzień. Uff... W ogrodzie zrobiłam na chybcika zdjęcie kwiatów śnieżyczki 'S. Arnott'. Pod spodem zamieściłam fotkę porównawczą,  ten kwiat z większym zielonym znamieniem, to śnieżyczka Elwesa Galanthus elwesii.

Usiłowałam coś robić w domu, uświadomiłam sobie bowiem że chyba za niedługo będą święta, ale szczerze pisząc cóś słabo to porządkowanie mła szło.  Tak po prawdzie to mła dziś wszystko leciało z rąk z tych nerwów, zbiłam dwie miseczki i szklankę. Postanowiłam więc że zrezygnuję z porządków i przesadzania asparagusa, które miałam w planie. Doniczki nie są tanie, strach ryzykować utratę tak dużej  jak ta, która ma być domkiem dla korzeni asparagusa. Do kaktusów i innych sukinkulentow też lepiej żebym nie dochodziła w tym stanie nerwów, najlepiej byłoby pójść spać i przespać zły czas ale szansy na to żadnej bo mła nie zasypia, kiedy jest mocno znerwowana. Jedno co dobre z tych nerwów że ciśnienie mła tyż się podniosło ze stanów zdychawczych do wysokich, czyli do wartości takiego normalnego dla zdrowych ludzi ciśnienia. Mój boszsz... niech już minie ta cholerna "szpitalna" zima, która zabrała nam miesiąc temu Wujka Joe.

Wczoraj zrobiłam fotki opalom, moim ukochanym kamulcom. To za sprawą wpisu na ich temat na blogu Romi. Romi  pisze  nie tylko o opalach, kwarce bardzo przejrzyste jak i te przejrzyste mniej też zostały solidnie opisane. Opale od zawsze mła fascynowały, ponieważ są takie nieokreślone. Mówi się opal ognisty a on łamie światło  pokazując niespodziewanie zieloną barwę. Błękitne opale potrafią mieć parę barw zatopionych  w tym błękicie. Niektóre plamy cooloru są tak duże że kamienie zyskują nazwę arlekinów. Mało który kamień, oszlifowany jak kaboszon, bez pomocy faset, tak pięknie łapie i łamie światło. Za opalami się ciągnie legenda "kamieni nieszczęśliwych", dla mła to  bajka bo jej zakupy opali przynosiły zawsze dobre samopoczucie, które chyba przyciągało rożne życiowe fuksy. Może powinnam zacząć oszczędzać na zakup choćby najmniejszego kamyczka, w celu przerwania złej passy?


sobota, 18 marca 2023

Wiosna za pasem

Co roku o tej porze  wstawiam  podobne fotki, śnieżyczki wszelkiego rodzaju, szafrany czyli krokusy, stada ciemierników. Ciągle to samo, jednak mła co roku tymi wczesnymi kwitnieniami się ekscytuje, cała szczęśliwa jest gdy najdzie pierwszą obudzoną biedronkę, zobaczy pierwszego wyspanego motyla czy trzmiela. Obfocanie pierwszych kwitnień to dla mła prawdziwy wiosenny rytuał, cóś jak słuchanie pitulenia kosów ranną porą i kocich miauków wieczorem. Bez tego latania z aparatem po ogrodzie wiosna wydaje się mła jakaś taka mniej wiosenna. Mła rozumie że możecie być tym wiosennym ogrodowaniem mła znudzeni, w końcu ileż razy można oglądać w kółko te same rabaty,  bardzo podobne widoczki, te same rośliny. Nic nowego, nic egzotycznego czy rarytetnego, ot, zwykłe wiosenne kwitnienia. Dla mła to jest zupełnie insza inszość, dokumentacja tego co się udało a co niespecjalnie, wskazówka jesienna co trzeba porozsadzać, z czego zrezygnować jako ze słabizny  a co dosadzić bo dobrze wygląda i fajnie się rozrasta w moim ogrodzie. Mła ostatnio zdała się całkowicie na Alcatraz, sadzi w nim tylko to co ogród akceptuje i z czym dobrze współpracuje. Bez sensu jest przymuszanie ogrodu do zaakceptowania roślin, których nie lubi. Owszem, można wymienić glebę, zadbać o nawodnienie ale zdaniem mła każdy ogród ma specyficzny klimat i sztuka polega na tym by go dobrze odczytać i podążać w kierunku, który jest ogrodnikowi wskazywany mniej lub bardziej  dyskretnie albo przez kiepski wygląd roślin i tzw. rozrost wsteczny albo przez zamieranie i wypadanie  roślin.

Żeby nie było że to tylko powtórka z rozrywki to mła zamieszcza fotki nówki. Pamiętacie holenderską ściepkę roślinną sprzed paru lat? U mła właśnie zakwitły po raz pierwszy przebiśniegi odmiany 'Dionysus', które wówczas nabyła. Mła już się bała że i  w tym roku nie zobaczy kfiotów a to za sprawą wilka marcowego, któren atakował w okolicy Dnia Kobiet, zupełnie jakby był szowinistyczną, męską i tak dalej i chciał pognębić mła, po babsku ciekawską kfiotów nowej dla mła odmiany. Na szczęście wilk nie okazał się dla śnieżyczek aż tak groźnym zwierzem, jak to się mła wydawało, mrożenie było umiarkowane i śnieżyczkowe kfioty zniosły je z godnością. Mla może Wam zatem, drodzy Czytacze, zaprezentować nówkę sztukę i porównać tę odmianę, do innej  śnieżyczki kwitnącej pełnymi kwiatami, Galanthus nivalis 'Flore Pleno'.

Powyżej mła zamieściła zdjątko odmiany 'Flore Pleno', obok zaś jest zdjątko odmiany 'Dionysus' będącej wynikiem krzyżowania Galanthus nivalis 'Flore Pleno' z Galanthus picta. Z takich krzyżowań powstała cała grupa śnieżyczek, nazwanych od nazwiska ich hodowcy Greatorex, greatorexami. Czym różnią  się między sobą te dwie odmiany. No cóż, różnice są z tych subtelnych, obserwowanych z pozycji leżącej.  Po pierwsze 'Dionysus' ma płatki zdecydowanie inne niż śnieżyczka przebiśnieg Galanthus nivalis, są szerokie. Wnętrze kwiatu wypełnione mniejszymi płatkami o zielonym zabarwieniu ma zdecydowanie bardziej regularny pokrój niż pełnokwiatowa odmiana rodzicielska. Znamię na zewnętrznej stronie płatka wewnętrznego jest znacznie większe niż u 'Flore Pleno'. Kwiaty obu odmian  jak na razie są podobnej wielkości, ale trzeba wziąć od uwagę że to dopiero pierwsze kwitnienie 'Dionysus', właściwą wielkość kwiatów odmiany śnieżyczek, szczególnie pełnokwiatowe, osiągają w drugim lub trzecim sezonie kwitnienia.

O ile 'Flore Pleno' zaczyna przyrastać o tyle 'Dionysus' jakoś kępy nie powiększa, mla ma wrażenie że cebulki produkują  coraz solidniejsze liście i na tym się kończy. Pożyjemy  to zobaczymy jak to dalej  będzie sobie 'Dionysus' radził w Alcatrazie. Ogrodowanie ćwiczy cierpliwość, mła ogroduje już parę dziesiątek lat więc potrafi się na oną  cierpliwość zdobyć. Dla mła to tak szczerze pisząc najładniejsze są śnieżyczki hym... mniej barokowe, z pełnokwiatowych chciałaby mieć jeszcze tylko jedną odmianę, natomiast będzie robić wszystko by mnożyć odmianę 'S. Arnott', śnieżyczkowego giganta. To zdaniem  mła najlepsza śnieżyczka  w jej ogrodzie, z gatunków i mieszańców to ona robi na mła największe wrażenie. Mła popracowawszy troszki w ogrodzie, poobcinała,  liście ciemierników, przycięłam parę krzewów, odsłoniłam miejsca na rabacie, na których zamierzam sadzić bratki. Nożyce i sekator już zostawiły ślady na moich dłoniach a przede mną dopiero przycinanie róż i wielkie cięcia na Suchej - Żwirowej. Na wszelki wypadek  tak nasmarowałam łapy kremem że z trudem klepię w klawiaturę. I tak zrobią mła się krokodyle, mimo że do solidniejszych cięć zakładam rękawiczki. Krem pachnie obłędnie  kwiatami lilaka, mimo że on z kwiatów bzu, mła niuchając te wonie kombinuje jak swoim lilakom zapewnić więcej słońca. Nawet w czasie wieczornego  odpoczynku mła sobie ogroduje w myślach. Naprawdę już wiosna za pasem.

środa, 15 marca 2023

Lekki wkarwiennik ogólny

Podsumowanie info religijnych i szlus w tym temacie. Bo trza wytchnąć od okładania się świętościami,  niczego to i tak nie zmieni - część ludku  naszego może jest w stanie uwierzyć że Giovanni di Pietro di Bernardone, któren za przeproszeniem,  doopczył co tylko nie odmawiało, brał czynny udział w wojnie i robił "włoskie interesy",   otrzymał nagle stygmaty i zobaczył świat całkiem innym niż zdawał mu się do tej pory, wskutek czego ciepnął wszystko co posiadał i został Biedaczyną z Asyżu, rozmawiającym ze wszelkim stworzeniem i czującym ból tego świata. Polskiemu kardynałowi tak nie wolno, ma być lelijny i bez skazy, pod groźbą olania przez wiernych chrześcijaństwa po całości. Taa... a św. Stanisław, patron Polski to niby lelijny? A św. Andrzej Bobola "nawracający" prawosławnych tyż? Szkolnictwo u nas w godziny religii bogate, ciekawe jak to się dzieje że uczniowie katolicy coś słabo w temacie własnej religii kształceni.

Rozumienie czym jest kanonizacja to i tak prycho, uczniowie majo problem z podstawowymi dogmatami. Zresztą nie tylko uczniowie, wierzą te ludziska jak twierdzą po katolicku, tylko do końca to nie bardzo wiedzą w co. Najczęstsza opcja to wierzenie w to samo w co wierzyli rodzice, katolicyzm dziedziczny znaczy. Dość głupawy i w sumie mało chrześcijański. Co najgorsze bardzo powierzchowny i przez to podatny na różne fikołki etyczne. Już o tym pisałam, nic się nie zmieniło. Mła podziwia, jednakże z daleka, bo ludzie jak nie bardzo wiedzą o co kaman w ich kulcie to robią się przestraszeni że cóś nie halo z nimi  a zaraz potem zacietrzewieni jakby stado wojujących ateistów na karku mieli. Że o jakość kształcenia chodzi za cholerę do nich nie dotrze bo tu, Panie Michale larum grają. No i będo bronili mynistra Czarnka  i episkopatu, zamiast cinżki łomot spuścić całemu towarzystwu za uchylanie się od rzetelnej pracy i totalną porażkę edukacji religijnej.  A mła by chętnie przywaliła bo ten brak wykształcenia to z młowych podatków opłacany. Agnostycznych.


Niestety nie tylko za brak kształcenia mła płaci, teraz mła będzie płacić państwu bo mła jest ponoć szkodnikiem na tej planecie. Mła to boli,  gdyż jest święcie przekonana że o wiele większym szkodnikiem dla planety jest państwo  a nie mła i jak któś komuś powinien cóś płacić, to raczej państwo mła  a nie na odwrót. Dlatego jestem coraz bliżej powiedzenia - A figa! - na  nowe państwowe żądania. Rzundy  państw EU bardzo chętnie zwalają żądanie kasy za różne  "zieloności" na tę organizację,  jest to prawdziwe w około 30%.  No a 70% to tzw. nieczysty zysk krajowych zarzundców. "Zielone" stały się ostatnio tak upierdliwe że czas im dołożyć (na piśmie, spoko - spoko ). O zielonej energii będzie słów kilka. Nie moich, to ze "Spectatora" i artykułu autorstwa Ruperta Darwalla, któren się w nim odniósł do uprzemysławiania przyrody w celu pozyskiwania energii - "Wymaga to masowego  zabierania ziemi, wpływając na integralność lokalnych siedlisk, zabijania ptaków drapieżnych przez łopaty turbin wiatrowych i masowego zabijania nietoperzy przez dźwięki i fale turbin wiatrowych, a wszystko to w imię ratowania planety. To, co lokalne, poświęca się dla tego, co globalne." Taa... tak to czysty ekologizm przekształca się w narzędzie sprawowania władzy przez tzw. zielone korporacje. Globalne rzecz jasna, co dostrzegł czujnie lewicujący przeca Michael Moore. Kochany YouTube usunął jego film z 2020 roku "Planeta ludzi", rzecz jasna z powodu naruszenia praw autorskich ( za użycie kilku sekund materiału filmowego należącego do brytyjskiego fotografa ) o minerałach ziem rzadkich transportowanych z Mongolii Wewnętrznej.

Po czym jak zrobiło się o tym usunięciu głośno odblokował, co spowodowało że część "ekologów" czyli ludzi trzepiących niemiłosierną kasę za sprzedawanie społeczeństwom pseudoekologicznych bredni jako świętej prawdy udowodnionej naukowo, się wzięło i zatrzęsło. No bo wyczuli że kwestionowanie ekodogmatów chlebek im może od ust odjąć. Szukające zysku grupy interesów związane z energią odnawialną płacą bowiem za skuteczny lobbing a nie za dylematy ekologów co też jest mniej ingerujące w biosferę planety. Zadaniem takich koncesjonowanych   "ekologów" jest po prostu wciskanie kitu o "taniej" drogiej energii. Jaka ona tania jak sponsorowana z naszych podatków? Hym... największym zagrożeniem dla tych "zielonych" okazuje się możliwość produkowania naprawdę taniej i mało szkodliwej dla środowiska energii,  technologie związane z wykorzystaniem wodoru spędzają tym ludziom sen z powiek. Pamiętacie trzcinę z której robiono paliwko? To dopiero był ślad węglowy a ile gleby ekologicznie wyjałowiono. Takie to są pomysły "Zielonych" na zarabiania "zielonych" zielonych.


Moje kotowskie postanowiły podpiąć się pod Coco, kotkę Gieni, która właśnie ma pierwszą rujkę. Znaczy kotka ma rujkę, Gienia ma ponad  osiem dych i koniec z rujowaniem, choć jeden starszy pan się kręcił. No to  my też mamy rujkę, wszyscy, nawet ci, którzy są nieodjajczonym kocurkiem to się poczuwają. Carewicz na którym przeprowadzono stosowny zabieg, to ma nawet taką rujkę z dopalaczem, znaczy ryczy częściej niż Pasiak i dziefczynki. Ile tylko razy usłyszy tęskne pienia płynące z piętra, a słuch ma wyśmienity, zawodzący tylko wtedy kiedy się nadzieram żeby czegoś nie robił, to wyje w odpowiedzi. To jest taki cichy z początku miauk, narastający w gardziołku, crescendo do grande molto furioso i da capo al fine. Głos ma ustawiony jako tenor płaczliwy, znaczy tak bardziej lirycznie. Jednakże w fazie kulminacyjnej, kiedy jest już przejście z vivace do presto, to on jest zdecydowanie tenorem dramatycznym, mła wyraźnie słyszy na końcu tych jego śpiewanek  cóś jak  cytat z Pucciniego,  miauczy jakby śpiewał "E muoio disperato! E non ho amato mai tanto la vita!" Caravadossiego.

Z kolei Sztaflik to tak bardziej Bellinim daje, kiedy mła słyszy te jej melizmaty to sama ma ochotę śpiewać "Tempra, o Diva, Tempra tu de’cori ardenti, Tempra ancora, tempra ancora,...", bo kota prezentuje messa di voce i mezza voce, klasyczne bel canto kastrata, niemalże canto fiorito miejscami i niestety  mła jest zmuszona docenić zarówno giętkość głosu, podstawę dobrego bel canta, jak i jego siłę, aż do ostatniego przeszywającego vibrato. Łeb znaczy mła na ten... tego od tego dramatu. Na jedno szczęście Sztaflik śpiewa jak Giuditta Pasta i Maria Callas, jej wersja cavatiny "Casta Diva" jest miauczana w F - dur. Mogło być gorzej, mogła śpiewać jak w oryginale i jak śpiewała Dame Joan Sutherland, w G - dur. Łeb by mła chyba wtedy eksplodował!   Na tym tle Szpagetka z Okularią to po prostu słodycz, canzonetta i oddech, zefirkowy. Okularia robi za hrabinę Almaviva a Szpagetka za Zuzannę. Pasiak też nie jest taki męczący, głos co prawda zazwyczaj przybiera u niego jękliwe tony i raczej jest tenorem udającym baryton, jednak na okoliczność rujki Coco został basem. Za to w lżejszym repertuarze. Jestem w stanie jakoś to przeżyć. Na szczęście lekarz i Coco już są wstępnie umówieni.