czwartek, 30 lipca 2020

Codziennik - kotowo - drzewnie


Nie tylko dla mnie  lipiec był ciężki bo koty chorowali. Przetacza się kocie chorowanie przez zakocone  domy jakby mało  kłopotów  było. U mła tylko  Mrutek ( tfu, tfu, tfu! ) nie miał w tym miesiącu  kontaktów z Dohtorem, reszta zaliczyła leczenie ( choć Sztaflik była leczona głównie dietą, interwencję ograniczyliśmy do minimum ). Teraz szczepienie  Pasiaka, później po odczekaniu zabieg krwawy, w połowie sierpnia odrobaczanie towarzystwa, na początku września konsultacja Szpagetki. No wielokotni tak majo, nie ma co narzekać. Przeca to  planowe a nie ratujta bo któś źle patrzy oczkiem albo nie chce jeść albo  nie tak wygląda i się  wie  że cóś nie halo. Trza wykrzesać z się  optymizm ( ciężko będzie ) i zarazić nim koty, one bestie wrażliwe i wyczuwajo zarówno stres w  otoczeniu jak i tzw. pozytywne  wibracje. No więc  będzie OK dla zdrowia kotów.


Nie wszystko ale bardzo wiele  zależy od naszego podejścia do życia. Chrystian VI Duński depresyjnie jęczał  "Znów kolejny dzień do przeżycia", Małgoś - Sąsiadka ćwierka na zakończenie dnia "Znowu się udało", Chrystian wyraźnie męczył siebie i otoczenie  a Małgoś ludzie lubią, mimo tego że  głucha niemal  jak pień ( co z tego, trzeba rozmawiać  wpatrując się w usta rozmówcy ), słabo sprawna ( przez tę cholerną kwarantannę odebrano jej radość sklepowania  czyli wymiany plotek z innymi starszymi paniami, co  odbiło  się na tzw. codziennych  ćwiczeniach ) i w ogóle  cinżko stara. No więc  mła po raz kolejny postanowiła zostać optymistką.  Mła się przypomniała stara piosenka z tekstem Jonasza Kofty "W  młodości sadźcie drzewa" i mła się postanowiła zastosować. Co prawda  mła jest drugiej młodości i świeżości, zupełnie jak ten nieszczęsny jesiotr podawany w bufecie teatru Variétés ale co jej to szkodzi przy sadzeniu drzew. Jeszcze troszki i zakażą drzewa wycinać w naszym regionie ze względów oczywistych. Mła może sobie będzie jak ten wiatr  hulać nad Ziemią albo przemierzać międzygwiezdne przestrzenie jako wiązka  energii a dżefka będą rośli. No i za jej  żywota  będą ją cieszyli. Tak to szło: "Naprzeciw troskom, przeciw gniewom Będzie z wami rosło wasze drzewo". Ładne to, mła posadzi solidne przeciwgniewne.


Znalazła szkółkę z chmielograbem europejskim, który tak się jej kiedyś  spodobał w ódzkim OB, naszła tam przy okazji miłego dla oka jarząbka i cóś tam jeszcze i mła sobie weźmie  i drzewnie, a co?! Co prawda nie w tym miesiącu a może nawet i nie w przyszłym ale sobie drzewnie. Mamelon tyż marzy o drzewach, nie może doczekać się ponownych nasadzeń  na ulicy ( wycięli lipy, mieli nasadzić nowe  ale  forsa poszła na testy i inne radości koronkowe ) i powoli dochodzi do wniosku że trza wziąć sprawę w swoje racę, tzn. w swój  portfel. Takie przyszły znów czasy że trza się ruszyć samemu bo nie wystarczy podatki płacić ( władzuni centralnej, która miała  kaskę za pieniędze wydane na "walkę z koronawirusem" zwrócić samorządom serdecznie dziękujemy   ).


Po południu  mła pojechała z Pasiakiem,  któren oficjalnie został jej  kotem, do Dohtora. W książeczce ma wpisane Pasiak Maxymilian  ( to drugie imię  na to cześć kota którego mła nie widziała ale którego poznała blogowo i który  był kotem szczęśliwym, x jest dla odróżnienia od tego prawdziwego Maksymiliana ),  jest domowy i  przynależny. Podróż do  Dohtora przezornie odbyła się taksówką bo jak słusznie podejrzewałam Pasiak dał prawdziwy popis, zagłuszył nawet karetkę na sygnale. U Dohtora było w miarę lightowo, bez  płaczu przy zastrzyku i czyszczeniu  uszek. Droga powrotna tyż taryfą bo Pasiak  ledwie wyszliśmy z lecznicy  zaczął drzeć japę że skórują i pazury wyrywają. Wypuściłam  gadzinę na Podwórku, odwrócił się do mła, miauknął "Ty karwo!" i tyle  go widziałam. Jutro jest wołowinka  więc na pewno się zjawi i mła będzie przepraszać i się korzyć oraz wrednie udawać  że  słowo kastracja jest jej  nieznane. A kastracja jest konieczna, nie dlatego że Pasiak podlewa i znaczy tylko że mu się charakter robi paskudny.


Gadalim sobie wczoraj wieczorem z  Mrutim na ten temat. Madka do Mrutka - "Pasiak  się nie zachował z tą próbą niewpuszczenia  Epuzera do domu. Epuzer był przed nim, znał Lalusia i Felicjana i to brzydko  że Pasiak nie szanuje starszeństwa".  Mrutek mrucząco do madki - "Madka pamiętasz jak my oglądali razem  "Sklepik z horrorami"? No to Pasiak jest taki horror, tiu, tiu a potem chamstwo z niego wyłazi. Z fabrycznego chama  żaden pan, mrrruuuuh, mrrruuuh" Madka  do Mrucia - "  Mruciu nie wolno się tak brzydko  wyrażać o Pasiaku, co to w ogóle jest za określenie fabryczny cham?" Mrutek do madki - " Mrrrhhaaaa! Ja  wiem  że nie każdy może być prawdziwym blokersem jak ja ale trza mieć jakieś pojęcie a nie żeby fabryczność z niego wyłaziła. Ja Ci mówię madka, czuję przez moją arystokratyczną skórkę że my jeszcze z Pasiakiem będziemy mieli jazdy z powodu braku  wychowania, ghrrrryyy, ghrrryyy". Westchnęłam tylko i przyznałam  Mrutkowi w duchu rację. Dzisiejszy dzień potwierdził niestety Mrutkowe czarnowidztwo co do Pasiakowego zachowania, czeka mła i resztę kotów długa i ciężka praca wychowawcza, trza nam zrobić  z fabrycznego chamidełka prawdziwego kociego dżentelmena.


Dzisiejsze  fotki to zdjątka z  Suchej  - Żwirowej i domowe  dekorejszyn - zasuszone czosnki Krzyśka i dzikie  firletki z krwawnikiem.  W  muzyczniku łagodność. Przyda  się po przeżyciach z Pasiakiem.

wtorek, 28 lipca 2020

Codziennik - upalnie i przedburzowo



Upalnie dziś, koty jednak swoim trybem jadą - rano młodsze osobniki szybki obchód i powrót na śniadanie,  damy starsze czyli czarnule śpią wytrwale do śniadania ( bo przeca w nocy koty porządne  prowadzą życie towarzyskie ).  Później dosypianie pośniadaniowe  w domu. Kole 13 - 15 pora obiadowa a potem wyjście po witaminę D i powrót na  podwieczorek bądź późną obiado - kolacje ( Szpageton  ). Czasem jeszcze próbują numerów z piknikowaniem czyli wyłażą po śniadaniu  i ryczą kole 15 z ogrodu ale mła udaje że nie słyszy i nie ma rozkoszy podawanego w ogrodzie jedzonka, która przysługuje  rekonwalescentom. Najbardziej obrażona z tego powodu jest główna Czachórska czyli Szpagetka  ale jeszcze trochę takiego usługiwania i latania z żarciem po jej bazach i mła sama się będzie nadawała na rekonwalescentkę, bo insze koty przeca nie odpuszczą i każden   jeden  chce być obsłużony tak jak  Czachórska. Mła miała  duże  gryplany ale już po wczorajszej wyprawie nieudanej  do miasta rozsądnie je ograniczyła. Jest zbyt  gorąco na wszystko, jutro ma być chłodniej i mła będzie paczkować przed południem ( Mrutek obiecał że  pomoże, znaczy wszedł w karton paczkowy i troszki w nim przysnął, no wypróbowywał czy roślinkom będzie w nim dobrze ). Sztaflikowi chyba lepiej ( tfu, tfu, tfu! ) bo zaniknęła z oczu mła razem z taśmą klejącą, niezbędną  mła do paczkowania.

Sztaflik umie toczyć kółko taśmy, jest cwana  wie jak ustawić taśmę żeby  się toczyła. Chłopaki nie bardzo kumają jak to robić  żeby się toczyło, Mrutek najsampierw z leżącą na płask  taśmą  kombinuje  łapką a kiedy taśma  się nie toczy naskakuje na nią  z czterech łap w nadziej że się potoczy,  Pasiak po nieudanych próbach toczenia leżącej  płasko taśmy kładzie  się na grzbiecie i usiłuje załatwić taśmę tylnymi łapami z zemsty za brak toczliwości. No ale  chłopaki to młodziki a Sztaflik starsza obserwująco - lejąca, wyedukowana należycie przez stado mądrych kocurków i kumająca czaczę . Okularia taśmę ma głęboko pod ogonem  bo z nóżką lepiej i może znów  polować na samotne kocurki pragnące poznać miłe i chętne do zabaw  kotki. Znaczy nie zważając na upał nasza najgrubsza kota szlaja  się pod  płotem w nadziei  przywabienia  Ocelota 2 albo Epuzera. Nawet miauki gardłowe, kusząco - wabiące z się wydaje. Mła widziała tę próbę stworzenia sobie rujo raju kiedy była w ogrodzie podlewać doniczki, pełen bezwstyd.



Przedwczoraj mła odbyła rozmówkę telefoniczną z Ewandką na tematy ogólnoludzkie i roślinne i się wzięła i od  Ewandki zaraziła. Chyba zemsta za niewysłane  ciemierniki, he, he, he. Zarazek nazywa się kwaśnodrzew, inaczej drzewo konwaliowe. Ewandka jak porządny,  klasyczny roznosiciel zarazy jak już sprzeda bakcyla to takiego że pragnienie przechodzi w stan chroniczny. Kwaśnodrzew konwaliowy Oxydendrum arboreum to krzew bądź małe drzewko nadające się do ogrodów gdzie jest troszki więcej wilgoci ( ale bez przesadyzmu ). Warunki takie jak dla rodków czy magnolek, korzonki nie lubią zalegającej wilgoci ale potrzebują sporo wody. Duuużo słońca do szczęścia potrzebne i to  rodkowo - magnoliowe kwaśne PH gleby. Okrywać trzeba młode rośliny, starsze sobie z naszymi mrozami powinny poradzić ( kwaśnodrzew rośnie przeca w Pensylwanii a tam mają całkiem solidne zimy ). Na maksa kwaśnodrzewy dorastają do 4 metrów wysokości, takie małe, często wielopienne drzewa. Ozdobne w czasie kwitnienia i co ważne pachnące ( mła jest czuła na to żeby kwitnienie wiązało się z wyczuwalnym zapachem ). Jednak najnajem jest w tym wypadku jesienne przebarwienie liści - urzekające ). Rośnie  bardzo wolno co może być wadą w dużych ogrodach i wielką zaletą w małych.



Powolutku zaczynają się  odbudowywać jesienne plany podróżne mła. Jednakże nie wiadomo co z tym z podróżami  będzie  bo rzundzące ( nie tylko nasze ) kombinujo z tzw. drugą  falą licząc że ludziska nie pokumajo że zarażony nie znaczy  hospitalizowany i podłączony pod respirator. Mła to wygląda na próbę wymigania się od odpowiedzialności i przesunięcie w czasie  rozliczeń za  wprowadzany kretyńsko w wielu państwach, lockdown,  który jak widać i słychać  był tak potrzebny jak dziura w moście ( no bo jak mła proroczyła  a raczej jak jej się wnioski wyciągnęły z przesłanek, wirus nam  nie zaniknął a jedyne  co się naprawdę wypłaszczyło to mózgi, zarazek był, jest i w przyszłości zmutuje  jak tyle innych przed nim i jak tyle innych po nim ). W Europie to  zanika to się odnawia, w Stanach wędruje, mendia się nakręcają a rzeczywistość  sobie tak nie po rzundzącemu i nie po mendialnemu się dzieje. Jak zaskrzeczy to wszyscy  natentychmiast pokumamy o co kaman. Mła  przyuważyła że obecnie mendia skupiajo się na powikłaniach pocovidowych,  starannie pomijając  fakt  że to promile  promili. Widać sam wirus już nie ma tego działania mendialnego jakie miał trzy miesiące temu, więc  trza dokładać  do pieca. Tak w ogóle  to  mendia, nazwijmy je  klasyczne, radośnie dążą   do samozaorania i to nie tylko przez zarazę ale przez zachłyśnięcie  się  błyskawiczną informacją.

Nadmiar informacji, często sprzecznych ze sobą,  który nam serwują odbija  się od  mózgów, skutek jest taki  jak przy braku  informacji. Nikt nic  nie wie, czeski  film. Ludzie nie podchodzą selektywnie do info i  im się pieprzy czy ważniejsza  jest nowa bielizna  celebrytki czy ilość kasy w służbie zdrowia. W końcu uznają  że najważniejsze jest żeby  wiedzieli ile  ich własna  najbliższa rodzina osób liczy i szlus.  A do Covid - 19  wracając to na wpół zweryfikowanych zgonów ( na wpół bo cóś ciężko idzie weryfikacja he, he, he ) jest w tej chwili ponad 600 000, zaniżonych zgonów na grypę  ( bo zaniża się ze względu na wiążące się z tym   obostrzenia sanitarne ) jest corocznie od  500 000 do ponad 1000 000. Hym... jakby tu napisać, może tak co roku robić karnawał zarazowy? Na dwa miechy się w chałupach zamykać, najlepiej  po miesiącu jesienią i  wiosną. . Szczerze pisząc to najbardziej obawiam się w tym roku zarażenia zwykłą, chamską  grypą. Na wakacjach nie byłam, maseczką  się mła przydusza i do tego jeszcze nerwy bo nic  w naszym grajdołku nie działa jak powinno. Grypa po prostu mła się należy po tym wszystkim.



I tym optymistycznym akcentem kończę te jeremiady koronawirusowe. Zresztą co ja się będę jakąś grypą in spe przejmować, najważniejsze  coby  koty zdrowi byli. Dziś za ozdóbstwo robią  fotki zdziśki z Suchej - Żwirowej a za muzycznik latynoskie z indyjską nutą rytmy.

niedziela, 26 lipca 2020

Codziennik - sezonowo - ogórkowo

Mła wstydno bo sobie uświadomiła  że gorąc na dworze a ona Wam albo o podróżach ogrodniczych wyczynowo uprawianych pisze albo sprawozdania  kotowsko - ogrodowe gołe i bez panierki podane zdaje albo jeszcze gorzej - wpisy mundralizujące zamieszcza. A tu sezon ogórkowy, wakacje półnormlane po koronawirusowych wakacjach nienormalnych. Mła jednak w tym miłym czasie przynudza, jak to staruszki. Koniec z tym, najwyższa  pora na wpis sezonowo - ogórkowy.

Potwór z miasta Odzi znów pojawia się na Piotrkowskiej! Znaczy mła wybiera się do miasta jak tylko zrobi się troszki chłodniej i straszenie gradem ustanie. Mła stwierdziła  że podróż na Pietrynę to też  podróż i w związku z tym weźmie aparat. Możecie liczyć na widoki choć nie wiem czy akurat  na ódzkie krajobrazy czekacie ogryzając z niecierpliwości zakończenia kończyn. Taa... Jednkaże mła udać się na Pietrynę musi bo w  okolicy jej "górnego biegu"  jest zakład jubilerski w którym  może zechcą w końcu naprawić pierścionek, którego naprawa się "nie opłaca". To pierścionek sentymentalnie konieczny, naprawę zleciła przyjacióła z Niemiec, która nijak nie mogła go naprawić u się. Zdaje się  że naprawa biżuterii w Niemczech jest jeszcze bardziej  nieopłacalna  niż jej naprawa u nas. Taa... Lepiej kupić  cóś nowego i cudownego a sentymenta sobie darować. Kij im w oko! Jak mła wkurzą to  wspierana przez  Mamelona sama osadzę to oczko! Najsampierw je zakupię w internecie ( to przeca nie brylant dwunastokaratowy ) bo jubilery to majo ciężkie problemy logistyczne ze sprowadzeniem a potem doczyta co robić dalej i narządków poszuka.  Mła i tak się powinna cieszyć że tylko z naprawą  jubilerską się buja bo może być gorzej.  Na ten przykład u niej w dzielnicy  paru szewców egzystuje  ale są już na tym świecie  miejsca gdzie ta profesja zanikła i nie wiadomo jak długo z usług szewca mła jeszcze będzie  mogła korzystać.

Trzy kobiety - koty widziane w ogrodzie na  Górnej! Dziewczyny w dni  tak gorące jak dzisiejszy dzień, zalegają głównie na żubrówce. Wyraźnie podoba im się ten zapach ekspansywnego trawska. Wracają cudnie uperfumowane, dzieląc się ową wonią ze mła poprzez ocieranie.  Koci panowie wolą intensywniejsze wonie, takie mysie truchło na przykład to sama rozkosz. Ostatnio Pasiak zajeżdżał z lekka ( na szczęście ), co wyraźnie napawało go dumą. Mruti pozazdrościł i  usiłował się  perfumować michą po wyjedzeniu z niej  miącha. Mła jednak woli dziewczyńskie perfumki. Na wypadek karesów z Pasiakiem mła przygotowała kominek zapachowy. Kominek w takich razach pomaga. Mieszanka kropelki olejku z paczuli, kropelki drzewa sandałowego,  kropelki olejku  goździkowego i trzech kropel olejku z mandarynki rozpuszczonych w dużej ilości gorącej wody rozpuszczonych jakoś pasi do mysiego truchła, przygasza zapach wydobywając nieznane dotychczas tony mniej zgnilne. Tym niemniej  jeżeli Pasiak  się nie uspokoi z tym nawanianiem  to czeka go radosna kąpiel wakacyjna! Dziś w muzyczniku Fabrizio De Andrè i Andrea, któren walczył za francuskiego króla ( albo cóś  w tym guście ). Bardzo letnio tak się jakoś mła kojarzy ta piosenka choć tekścik wcale nie taki letni.

sobota, 25 lipca 2020

Oczekiwania czyli o pragnieniu gwiazdki z nieba


Czym innym jest ambicja i aspiracja a czym innym "oczekiwanie na" czyli tera będzie wpis obyczajowo - pseudosocjologiczny. Bo Dora wywołała z lasu waderę przypominając mła to dziwne uczucie które ją ogarnęło kiedy oglądała pokoiki  przeznaczone dla służby w domu  u brytyjskich państwa, którzy uchodzili za postępowych i w ogóle przepraszam za  brzydkie słowo, niemal socjalistów.  Mła się wtedy zastanawiała  jak  w latach dwudziestych  uważano w kraju  bardzo bogatym za oczywiste  zbudowanie takiej  klity dla personelu, moja  prababcia Maria  Józefa to co najwyżej na spiżarnię by to pomieszczenie z okienkiem  tuż pod sufitem a wąskie jak  połowa  wagonu kolejowego zaadaptowała   a ona przeca urodzona w XIX wieku. Dom piękny i duży, rezydencja  jak się patrzy a służbowy pokoik służącej jak spiżarnia w kamienicy łódzkiej  z początku XX wieku.  Mła się natentychmiast przypomniał wspominek  jednego ideologa  socjalizmu że takiej biedy  jak w imperialnej Anglii to on  nigdzie nie widział a widział całkiem sporo. Hym... a ludziska w kinngdomie nie narzekały cóś  zbytnio że im straszliwa  krzywda się dzieje  choć ona się niezaprzeczalnie z naszego  punktu widzenia działa. Dobra, może na brytyjskiej wsi ludzie  znali biedę ale  nie znali miejskiej nędzy ( wyłączając Irlandię ), może łatwość emigracji  do inszych zakątków imperium gdzie można  było szukać szansy na lepsze życie , może zadowolenie średnich warstw społeczeństwa będących tak naprawdę  motorem każdej rewolucji ( to ich niezaspokojone aspiracje a nie bida z nędzą napędzają gwałtowne zmiany ), może to wszystko po trochu + cóś jeszcze sprawiło że ludzie dłużej  niż w inszych miejscach  w Europie nie pragnęli zmian i nie widzieli  nic  dziwnego w mieszkaniach dla służby o standardzie  spiżarni. Nie mieli oczekiwań, nie cierpieli więc  zbytnio kiedy kazano im  mieszkać w pomieszczeniu bardziej przypominającym dzisiejsze pojedyncze cele  więzienne.  Mieli co najwyżej ambicje żeby z jednej klasy społecznej  myknąć  do drugiej i mieć te aspiracje do bycia klasą jeszcze wyższą. Nie mieli masowo oczekiwań typu społeczeństwo bezklasowe.


No właśnie, nie mieli oczekiwań. To chyba  Nietzche  zauważył że człowieka najczęściej unieszczęśliwiają jego oczekiwania. Narodowi socjaliści tak  chętnie się na  jego filozofię powołujący  tworzyli nadczłowieka a nadczłowiecze  oczekiwania  należało zaspokoić, oczywiście kosztem podludzi. Nikomu to szczęścia nie przyniosło, zaspokojone nadczłowiecze oczekiwania okazały się zaspokojone krótkoterminowo a zwykły człowieczy syfiland się ciągnął długo i wytrwale, dłużej niż Tysiącletnia Rzesza co przetrwała lat 12. My tu dziś w Europie też mamy oczekiwania i wcale  nie chcemy wiedzieć  że one są zaspokajane  kosztem "podludzi" gdzieś  w jakimś  Trzecim Świecie. Chcemy olbrzymich ilości taniego jedzenia, dostępu do czystej wody i  czystego powietrza ( które zatruwają w znacznie  większym stopniu niż  Europa kraje pretendujące do bycia wiodącymi gospodarkami,  dzięki czemu my "cywilizowani" konsumujemy do przesytu ), chcemy tego wszystkiego co udało się osiągnąć ludziom z średnich warstw społecznych na Zachodzie albo jeszcze ambitniej bez  oglądania się na koszty i ni cholery nie chce do nas dotrzeć że w obecnej sytuacji nie jest to możliwe.


Bo to są oczekiwania nadczłowiecze, nie można mieć jednocześnie czystego  powietrza, wpieprzać tony taniego mięcha i co roku zmieniać samochód.  Nie przy tej  technologii. Politycy wszędzie na świecie  albo mogą zarządzać oczekiwaniami ( co im kiepsko jak do tej pory wychodzi i nawet totalna ściemopandemia niewiele pomaga ) albo liczyć na cud w postaci skoku cywilizacyjnego. Mowy nie ma  żeby się dało ludzi  Zachodu  zapędzić ponownie do służbówko  - spiżarni, możemy  wspólnie mieszkać  z dziesięcioma osobami w pokoju ale na dorobku zarobku a nie na stałe. No ale  oprócz nas, sytych kotów, są na tym świecie głodne  psy. Oni, te  biedne  ludzie  z Trzeciego Świata  nawet nie będą mieli szansy zatchnąć się obecnym konsumpcjonizmem, no chyba  że odpadowym. A przeca oni też mają oczekiwania. Ech... mła ma ostatnio wrażenie że wszyscy za dużo oczekujemy co jest wynikiem bezrefleksyjnego oglądactwa.  Oglądactwo samo w sobie nie jest złe, gorzej że refleksja się nie pojawia. Refleksja  że oczekiwanie niczego tak naprawdę nie zmienia, dążenia  zmieniają.  a tak poza tym to mła wolałaby żeby się tak ułożyło  że "Nie zawsze dostajemy to czego chcemy, ale często dostajemy to czego naprawdę potrzebujemy." niż że "Chcemy rzeczy których nie będziemy mieli, a dostajemy to czego w zasadzie nie chcemy.". Cała sztuka w tym żeby nie wrócić do służbówko - spiżarki i nie dać się namówić na pałac z 1001 nocy sfinansowany z kredytu.


Dzisiejszy wpis ozdabiajo ogrodnicy na fotach sprzed  sprzed ponad 100 lat, personel ogrodowy znaczy ( pierwsza fota przedstawia   ogrodników z Hestercombe ).  Panowie  pozują  bo byli dumni z wykonywanego zawodu. Tak, tak, były zawody w których  było się dumnym z wykonanej pracy a nie tylko urobionym, wspominki po radościach rzemiosła. Niektóre  foty dla nas są zdziwne, np. chłopaczek  z trzeciej  foty który już był pracownikiem całą gębą. No tak  ale  współcześni Europejczycy  nad miarę przedłużają dzieciństwo potomstwu i popadają w inszą skrajność  ( mła jest za tym żeby  nastolatki od czasu do czasu popracowały dorywczo, choćby i przy kompie, wiadomo dlaczego ).
Za muzycznik robi dziś muzyczka Paolo Conte.

czwartek, 23 lipca 2020

Zielone zakupy, wielkie sadzenie irysów

No i u mła się  zrobiło zakupowo. Nie żeby ona jakieś orgie urządzała  ale krzewy  w ogrodzie przeca sprawa ważna. Tym razem nie jest to szkółking a poczting postnetowy. Nie jest to ulubiona przez mła forma zakupów ale czasem trza bo  droga  do szkółki daleka. Mła przegląda   sobie oferty ale z wielu roślin rezygnuje  bo sadzonki małe  a drogie albo upatrzona już wysprzedana  do cna i   nie ma co kupować.  Do Alcatrazu na pewno  przyjedzie abelia  mosańska, na pewno  bo mła już zakupiła a szkółka ponoć uczciwa. Z roślinnych  spraw pozytywnie załatwionych to jeszcze przyjechały  irysy, jednym  się nawet Mamelonowi oberwało.  Mła już posadziła większość, tylko dwa słodziaki czekają na budowę nowej rabaty słodziakowej. Szmateksy czyli 'Luciolla', 'Menhol Atmosphere' i 'Sergey' mła posadziła kole 'Nature Whispers', 'Sandy Beach' i 'Sargent  Preston' - rośnie jej bura rabatka. 'Jagódka' została posadzona kole 'Pause', tak żeby  można porównać obie odmiany i żeby to tworzyło jakąś tam całość. 'New Relase'  i 'Stylish Miss' poszły na przód rabaty.

To w miarę delikatne plicaty, mła posadziła je przy mocniejszych, bardziej kontrastowych, typu 'Lucky' czy 'Bacicia' ( jak wiecie kolekcjonerskie zapędy  usiłuję pogodzić z urodą Suchej - Żwirowej ale cóś mła ciężko  idzie ).  'Breathtaking', 'Oh So Sweet' i 'Oh Wow' mła zgrupowała kole 'Meet Me', robi  jej się powoli w tym miejscu cóś na kształt małej słodzizny SDB.  Niedaleko rośnie 'Be My Angel', na przedzie rabaty smutnawa 'Alene's Other's Love'. Za kontrast będzie robił w tym miejscu bonusowy 'Parade Lamp', mła postanowiła go wcinąć w te słodycze bo z tego co pamięta wcisnęła tam też  kiedyś odmianę 'Serendipity Elf', która co prawda złośliwie nie kwitnie  ale jak  racz to będzie  pasić do bonusowego. Do 'Dérive', 'Bushman' i 'Neony Warszawy' mła dosadziła z kolei bonusowego 'Makrokosmos'.

Zakupowy 'Fab Life' mła dosadziła kole 'Island' i 'Cisza Przed Burzą' a kupiony w chwili zamroczenia 'Peppito' kole 'Pumpin' Iron'. Bonusowego TB 'Polski Tancerz' mła wcisnęła kole 'Moments From The Kazan'. Teraz mła ma za zadanie stworzyć słodką irysową rabatkę z takowego tworzywa: 'Attractive Lady', 'Dama Dworu', Coralina', 'Matters Of The Heart', 'Wedding Belle', 'Sweet Victoria', 'Wilanów', 'Wawel', "pretendentka" i dwie nówki 'Flamingo Frenzy' i 'Vanity Girl'. Znaczy zestawić jedenaście odmian i tak je wyeksponować żeby nie ginęły w Różance. Mła się będzie musiała pożegnać z żółtymi IB i nie ma że nie ma bo mła się wydawa że okolice róży 'Aicha' i 'Nevada', które kwitną w maju to najlepsze miejsce do zaprezentowania słodzizny. Przy okazji mła przesadzi odmiany 'Naples' i 'Krynica', które mają zbyt ciemno i potrzebują nowego miejsca. No cóż, życie z irysami raz na jakiś czas robi się intensywne.



P.S. Pasiak po zastrzyku, zniósł z godnością  kiedy  madka wbiła się w kark. Mrutek zazdrosny, sam się pchał pod  igłę. Znów  będę musiała miziać wyczynowo coby Mrutkową zazdrość ukoić. Tak w ogóle to koty są między sobą pokłócone, ryki  i fumy. Mła się zaraz uwali i chyba przytnie kumora bo cóś strasznie zmęczona. Mam nadzieję że gady dadzą pospać.

wtorek, 21 lipca 2020

Hestercombe - trzy wieki angielskiego ogrodnictwa więc wpis długi jak wąż




Dziś będzie o  chałupie która jest zaliczana  do zabytków II klasy i ogrodach które są zabytkami klasy I, znaczy must see jak się kto zainteresowany ogrodnictwem kręci po południowo - zachodniej Anglii. Atrakcja znajduje się niedaleko Taunton, w w parafii West Monkton w Quantock Hills w hrabstwie Somerset. Jej historia jest długaśna  bo zaczyna się gdzieś w  XI wieku kiedy Hestercombe było własnością opactwa Glastonbury, drugiego pod względem wpływów i bogactwa   w Anglii po opactwie  Westminster. Już w czasach królestwa Wessex na tych ziemiach całkiem nieźle rozwijała się gospodarka, mnisi osuszali bagna i zarządzali jako takie regulowanie wód. Pierwsze wzmianki na temat świeckich właścicieli  terenów Hestercombe przypadają na drugą połowę wieku XIV. Sir John Meriet posiadał prawa własności które w 1392 roku przeszły za sprawą małżeństwa do Johna La Warre. We władaniu rodziny La Warre posiadłość pozostała  prawie pięćset  lat ( od 1391 do 1872, kiedy zmarła Elizabeth Maria Tyndale  Warre i ród wygasł ) .  W tym czasie rodzina przestała  się  nazywać La Warre, mniej normandzko zostali familią Warre.  Dom który  stoi w Hestercombe House  został zbudowany w XVI wieku dla tejże rodziny .   Pierwsza wzmianka o ogrodzie w Hestercombe pochodzi ze średniowiecznego dokumentu z 1249 roku, czyli jeszcze sprzed ery rodziny Warre, w którym zapisano "ogród mojego pana w Hestercombe" i tyle. Następna wzmianka pochodzi z rachunków majątkowych Sir Francisa Warre'a, dotyczących, jak na ironię, wycięcia żywopłotu w ogrodzie w 1698 roku.  Sir Francis był ostatnim  Warre w linii męskiej  w Hestercombe, zmarł w 1718 roku pozostawiając posiadłość  córce Margaret, która wniosła ją w posagu swojemu mężowi Johnowi Bampfylde. I tak zaczęła się krótka ale bogata w znaczenie era Bampfyldów (  starej rodziny  z Devon ) w Hestercombe House .  To właśnie John Bampfylde stwierdził że  domowi należy się porządny ogród. Prawie zaraz po  objęciu majątku rozpoczął  prace mające uświetnić jego nowy dom, w końcu posiadłość  baronetów musiała się należycie prezentować.  Oprócz tego był człowiekiem praktycznym i postanowił znacznie powiększyć powierzchnie sadów. Zaplanował sadzenie tzw. jabłoni cydrowych, takich jak legendarny Gold Pippin ( odmian z 1629 roku ) i Gold Knobb ( odmiana z 1700 roku). Sad zwiększył się o 685 dodatkowych drzew zakupionych za znaczną sumę jak na ówczesne standardy. Wiele z tych jabłoni pochodziło od lokalnych dostawców ale zwrócono się również do bardziej znanych hodowców. Wśród nich na uwagę zasługiwał Robert Furber, właściciel najmodniejszej londyńskiej szkółki tamtych czasów. Nie ma sie co dziwić że potomstwo Sir Johna ogrodnictwo miało we krwi. Po jego  śmierci w 1750 roku Hestercombe odziedziczył jedyny syn ( były jeszcze dwie siostry ) Coplestone Warre Bampfylde,  osoba która uczyniła Hestercombe  rezydencją znaną w Anglii z pięknie wykonanego malowniczego położenia.

Angielski ogród krajobrazowy





Coplestone Warre Bampfylde nie był takim sobie zwykłym ziemianinem, wyróżniał sie na tle swojej  klasy społecznej odmiennym  podejściem do życia. Był co prawda pułkownikiem Milicji z Somerset ( patent znaczy miał wykupiony ) ale ożenił się z córką kowala, zamiast żreć się w parlamencie z innymi ziemianami wołał dobierać sobie znajomych z innych kręgów, był naprawdę wybitnym malarzem krajobrazów ( amatorem bo za swoje obrazy  nie pobierał  wynagrodzenia ),  wystawiał swoje prace w Towarzystwie Artystów, Wolnym Towarzystwie Artystów i Akademii Królewskiej w latach 1763–1783. Wykonywał też  rysunki krajobrazów mające służyć jako ryciny a także narysował kilka humorystycznych ilustracji dla Christophera Ansteya, które zostały wyryte przez Williama Hassela i opublikowane w Bath w 1776.  Parał  się też  architekturą,  zaprojektował Market House w Taunton w 1772 roku. No i przede wszystkim zaprojektował ogrody położone  na północ od budynku w swojej posiadłości, genialnie wręcz wykorzystując naturalne ukształtowanie terenu.  Bampfylde należał do grona entuzjastów nowego podejścia do ogrodnictwa,  nowej fali brytyjskich projektantów ogrodów którzy zerwali z  popularną w Anglii tradycją kształtowania  przestrzeni wywodzącą się z Holandii. Barokowe ogrody angielskie wzorowane na ogrodach holenderskich ( w końcu trudno było się oprzeć holenderskiej modzie jak na tronie zasiadał Orańczyk a następnie jego córka ),  ich nadmierna sztywność wynikająca z  trzymania  się ogrodowych konwencji przestała odpowiadać  duchowi epoki. Ludzie tacy jak Bampfylde czy Henry  Hoare, założyciel ogrodów Stourhead, którego przyjacielem i doradcą  był zarówno Bamfylde jak i najsłynniejszy z brytyjskich ogrodników XVIII wieku, Capability Brown, tworzyli nową ogrodniczą jakość.





Zwrócenie się w stronę specyficznie pojmowanej natury było prawdziwą rewolucją ogrodową, zaznaczmy sobie jednak od  razu że różniło się znacznie  od tego co my dziś uznajemy za zwrot w stronę natury.  Krajobraz nadal był kształtowany  w sposób podlegający pewnej  konwencji, ta XVIII wieczna  ogrodowa wersja natury miała być  bardziej dramatyczna  niż  naturalna. Ideałem było żeby ogrody wyglądały jak pejzaże Rosa, Poussina czy Lorraiana. takie pokrętne myślenia , artyści naśladowali naturę, ich prace z kolei naśladowali artyści pracujący z naturą. Stąd prace ziemne, spiętrzanie potoków, kopanie stawów. Czasem, kiedy ukształtowanie terenu sprzyjało projektantowi ingerencje ograniczały się do wyznaczenia szlaków spacerowych, utworzenia  malowniczych perspektyw ( wyrąb drzew najlepszym sposobem uzyskania pięknych widoków, he, he, he ), uzyskania maksimum efektów z naturalnych cieków wodnych oraz postawieniem w ogrodzie  szeregu konstrukcji typu "starożytne ruiny" albo cóś  w tym guście. W georgiańskim ogrodzie krajobrazowym ( tak  Brytyjczycy  nazywają ogrodowy styl powszechny za czasu panowania trzech hanowerskich Georgów na brytyjskim tronie ) żadnej z wymienionych atrakcji nie powinno zabraknąć.  Mamy więc w Hestercombe piękne widoki na dolinę, szczególnie z tzw. aha czyli granic ogrodu,  miejsc  gdzie  nasadzenia ogrodowe  płynnie łączą się z wiejskimi terenami użytkowymi, perspektywy wykorzystujące naturalne wzniesienia terenu, ciek wodny spiętrzony w wysoką  kaskadę, strumień, staw a także ogrodowe budowle  takie jak:  gotycka wieżyczka, dorycka altana świątynna z  frontem tzw. kolumn toskańskich i dużym zmodyfikowanym frontonem ( wzniesione w 1786 roku)  czy też konstrukcja zwana  Mauzoleum Głupoty. Do tego ławeczki kamienne, urny pamiątkowe, mostki żelazne. Pełno tam architektury niezbędnej do szczęścia projektantowi  XVIII wiecznego ogrodu  krajobrazowego. Niektóre z tych uszczęśliwień są dziś pieczołowicie odtwarzane bowiem zanikły w wyniku działań rodziny Portman.





Przecięte jarem południowe zbocza niewysokich pagórków ( termin Somerset oznacza dolinę pomiędzy stromymi zboczami ) porośnięte lasem taki był materiał z którego "uszyto" ten ogród. Rzeczywiście stworzono miejsce urokliwe i malownicze, jednakże niemal wszędzie czuć w nim działanie człowieka. Korygowanie natury zostało tu bardzo daleko posunięte. Szczęśliwie nie razi sztucznością, może ze względu na jego leśny charakter ( nie wszystkie XVIII wieczne ogrody naturalistyczne są tak zbliżone do  natury ). Hestercombe jest obszarem ochronnym dla jednego z  gatunków zwierząt  ale o dziwo stworzenia te nie wybrały na miejsce lęgowe tego co  oferuje im natura. Mowa o nietoperzach, podkowcach  małych  Rhinolophus hipposideros  które jako miejsce lęgowe i metę zimową wykorzystują przestrzenie poddaszy. Hestercomeb  to największe skupisko osobników tego  gatunku  w południowo-zachodniej Anglii. Hym... mła żadnego z nich nie widziała, musiała zadowolić się widokiem kaczek i mało zgrabnego łabędzia ( łabędź poza  wodą to  brzydal, duża tłusta kaczka z długaśną jak u gęsi szyją, brzydko tak pisać o odeszłym - "Swanny" zszedł z tego świata w styczniu zeszłego roku - ale to prawda ). No były jeszcze krowy, ale one tak bardziej w okolicach a nie w samym parku. Ostatnio ogrodnicy pracujący w Hestercombe  zauważyli  że zwiększyła się dość znacznie liczba szczygłów na terenie  posiadłości. Kto wie, może  kiedyś jeszcze tam pojadę pogapić się na szczygły szalejące  na różanych drzewkach w ogrodzie  wiktoriańskim. Tym bardziej się mła taka podróż marzy że ogrody cały czas się zmieniają, pięknieją. Przed rokiem 1995 tereny ogrodu krajobrazowego były wykorzystywane przez trzydzieści lat jak zwyczajny przemysłowy las, takie traktowanie ogrodu zostawia blizny które potrzebują wielu lat żeby zniknąć.  Mła chciałaby zobaczyć jak przebiega odżywanie tego skrawka ziemi. Niektóre z leśnych aktywności nie zginęły wraz z renowacją, np. do dziś w Hestercombe wypala się węgiel drzewny ( na własne oczy widziałam piece ). Produkcja węgla drzewnego to coś więcej niż tylko zwyczajna tradycja historyczna w Hestercombe, to takie ichnie dziedzictwo kulturowe.

W XVIII wieku wzniesiono poniżej  stawu zwanego Pear Pond nowy  młyn wodny, który służył do napędzania tartaku, mielenia kukurydzy i rozdrabniania jabłek. Nowy bo istnieją dowody na to, że od końca XIV wieku w tym miejscu istniał młyn. Z czasem do budynku młyna dobudowano inne budynki gospodarcze. Podczas ich renowacji odkryto niewyjaśnioną serię nietypowych rurociągów w podłodze. Może jakieś  pamiątki z  czasów kiedy w młynie działała mała hydroelektrownia ( oddano ją do użytku w 1895 roku ) . Dziś można oglądać w nim dynamo i całą resztę "lekstrycznych flaków", cóś dla fanów historii techniki znaczy. Wracając do osoby  Coplestone Warre Bampfylde to zmarło się biedaczkowi w roku 1791. Ponieważ zmarł bezpotomnie majątek odziedziczył po nim siostrzeniec,  syn Margaretty Bampfylde  John Tyndale Warre. W 1822 roku posiadłość przeszła w ręce Aleksandra Baringa, posła z Taunton i starszego partnera w Baring Brothers, najważniejszym londyńskim domu handlowym. Przyszły I lord Ashburton kupił tzw. zwrotne odsetki od panny Warre, która wówczas znajdowała się pod presją spłaty znacznych długów zaciągniętych przez jej zmarłego ojca. Panna Warre była podobnie jak jej sławny krewny Coplestone Warre Bampfylde  osobą  dość oryginalną i nie mieszczącą  się w konwenansach. W młodości nazywana  Belle z Somerset, w późniejszych latach życia szokowała nie tyle urodą co oryginalnością strojów. Jak wspominała jedna z jej dalekich  krewnych - " Moda i jej zmiany przychodziły powoli do Hestercombe, ale panna Warre interesowała się nią i bardzo lubiła słuchać o tym "co jest teraz noszone” - lecz kiedy dostosowano modę do jej pomysłów, mody już nie było. Jej sukienka, całkowicie jej własna pod względem wykonania i wzoru, była śmieszna i  wzbudzała ciekawości i rozbawienia wśród ludzi ze sklepu w Taunton...". Na takiej to ekscentrycznej damie skończył się ród Warre. Wnuk Ashburtona, Alexander Hugh Baring, IV baronet Ashburton, sprzedał Hestercombe Edwardowi Berkeleyowi Portmanowi I wicehrabiemu Portmanowi z Bryanston w Dorset, wkrótce po śmierci panny Warre w marcu 1872 roku. No ale to już inna epoka i zupełnie inne ogrody





Ogród wiktoriański





Zacznę nie od ogrodu a od koszmarnej chałupy. Dom z czasu Tudorów został powiększony i zmieniony w XVIII wieku ( latach 1719-1732 John Bampfylde podjął się generalnej przebudowy Hestercombe House, usuwając północno-zachodnie skrzydło i dodając georgiańską fasadę za cenę przekraczającą 1200 funtów ), ale zmiany te były niczym przy przebudowie posiadłości dokonanej dla Edwarda Portmana około 1875 roku . Nie są już te XVIII wieczne zmiany widoczne bo zniknęły wraz z nową formą budynku, godnego I wicehrabiego Portman. Jak dla mła to straszliwość, dom w Kinghtshayes Court jest przynajmniej  jakiś,  a to jest cóś bez nazwy. Ohydna wiktoriańska  papka budowlana, eklektyczna  do bólu. Ta chałupa  bywa  określana jako zbiór kilku stylów architektonicznych popularnych w epoce wiktoriańskiej . Wicie rozumicie, mła jest urodzona w eklektycznej Odzi, więc byle co jej nie zaskoczy. To domiszcze zaskoczyło, mła była i wstrząśnięta i zmieszana. W zamierzeniu to miało być budowanie po włosku, ale po gotycku włosku. No i miało być tak po  wiktoriańsku gotycko, fragmentami (  w fasadzie od strony  głównego wejścia znajdują się przykłady gotyku wiktoriańskiego , takiego jak włoska wieża seigneurial  z przeszkloną loggią, wieńcząca   mansardowy dach w stylu francuskim - a jakże! - z dużymi kominami udającymi ornament renesansowy ). Centralnym punktem tej samej fasady jest porte-cochère zaprojektowany w ciężkim neoklasycystycznym stylu . Taa... sam smak. Nie znaczy że mła nie znalazła dla się nic urodnego w tym brzydalu. Ozdóbstwa na rynnach są urocze! Dom powoli, krok po kroku, jest odrestaurowywany, na wiktoriańską ohydność  to nie pomoże ale to ważne miejsce na mapie, nie tylko dla Somerset.





W 1999 roku rozpoczęto prace renowacyjne w tzw. Victorian Shrubbery leżącym na na północ od domu i nieco poniżej ogrodu krajobrazowego. Celem było odtworzenie krzewów typowych dla późnych lat 70. XIX wieku, współczesnych z przebudową domu. Z dawnych nasadzeń zachował się cisowy żywopłot tworzący tzw. tunel ( ten tunel to nic innego jak w miarę wąska ścieżka obrośnięta z dwóch stron strzyżonym cisem ). Nie bardzo wiem jak przełożyć na język polski pojęcie Shruberry - Krzakowisko? No ale może zanim się na dobre zabiorę do lingwistycznych zagwozdek przybliżę  Wam ideę urządzania ogrodu wiktoriańskiego. Najprościej jak można to ująć - w czasach wiktoriańskich urządzano ogrody jak mieszkania. Najlepiej więc żeby były ściany ( żywopłoty albo ściany z cegieł ), podłoga z dywanikiem ( trawnik ) na którym się poustawia jakieś meble ( krzewy rarytetne, drzewa egzotyczne albo klomby wspaniałe ). Zabawa w ogrodnictwo polegała na ozdabianiu trawnika roślinami. Drzewa, krzewy i kwiaty były często wybierane nie po to, by tworzyć harmonijne kompozycje z innymi roślinami ale jako okazy. Idea roślin jako okazów, które należy dostrzec i podziwiać była bardzo popularna w tamtych czasach. Wystarczyło że roślina była nowa na rynku albo rzadko spotykana ( pamiętajmy że to czasy odkryć botanicznych i rozwoju hybrydyzacji roślin ) i już mogła liczyć na miejsce w ogrodzie. Zamiłowanie do nowości miało jednak sporą wadę - wielu ogrodników uległo tendencji do zapychania ogrodów jak największą liczbą okazów. Ogrody jak i wiktoriańskie wnętrza mieszkalne były "zagracone". Takie "zagracanie" rozpoczęło się na dobre w latach czterdziestych XIX wieku a w latach sześćdziesiątych osiągnęło apogeum, po czym nastąpił odwrót od tego kolekcjonerskiego sposobu uprawy zieleni. Zaczęto większą wagę przykładać do kompozycji i tworzenia przestrzeni. Późnowiktoriański ogród był zdecydowanie bardziej "pusty", znacząco zwiększono powierzchnię trawników. Grupy roślin w takim Shruberry były tak zaprojektowane że najbardziej wyróżniające się i masywne umieszczano na środku, rośliny wizualnie lżejsze i mniej masywne sadzono w kierunku krawędzi. Głównym zamysłem było łączenie i kontrastowanie roślin z dopełniającymi się kolorami, teksturami i kształtami. Zamiast linii jednego gatunku, naturalnie wyglądające nasadzenia mieszanych krzewów były preferowaną metodą tworzenia krzewiastych rabat w ogrodzie.





W latach siedemdziesiątych XIX wieku Henry Hall dobudował w pobliżu domu wiktoriański taras z parterem kwiatowym. Przy okazji pojawiła się  fontanna. Tzw. partery kwiatowe ( mła nieco złośliwie nazywa je  "ciechocinkami" ) to sposób  sadzenia bylin i roślin jednorocznych mający długą tradycję. Definicja jest taka - Parter ogrodowy ( z języka francuskiego "par terre" czyli przyziemie ) to płaski kobierzec kwiatowy o zarysie prostokąta lub w postaci wydłużonego układu dekoracyjnego, kończącego się wolutami, z ornamentem wykonanym z trawy, roślin ozdobnych i kolorowych kwiatów, który jest ułożony według określonego wzoru. Amen. Koncepcja wywodzi się z klasztornych zielników ale ewoluowała zdaje się we Włoszech w renesansową rabatę, którym to sposobem sadzenia zachwycili się z kolei XVII wieczni ogrodnicy francuscy. Wiktoriańskie partery kwiatowe z jednej strony miały nawiązywać do francuskiej elegancji, z drugiej zaspokajały historyczne ciągoty ludzi z epoki królowej Wiktorii zafascynowanych renesansową Italią. Masowo wyrastały w publicznych jak i prywatnych ogrodach. Czasem towarzyszyły im radości w stylu zwierzątek stworzonych z roślin albo cud pomysł pod tytułem zegar kwiatowy. W Hestercombe nie jest aż tak strasznie wiktoriańsko, zamiast wyżej wspomnianych atrakcji w dziurach wyciętych w trawniku posadzono śliczne różane drzewka ( sądząc bo delikatności pędów chyba prawdziwa polyantha choć pachniała  jak  'Felicite Parmentiere' ).





Ogród edwardiański





Gertrude Jekyll i Edwin Lutyens  byli bodajże najlepszymi artystami ruchu Arts and Crafts zajmującymi się ogrodnictwem. Na pomysł zaangażowania ich do urządzenia ogrodów Hestercombe  wpadła Constance Portman. Troszki o Con Con, jak ją nazywała rodzina. Urodziła się na początku 1850 roku, jako  córka lorda Wenlocka i siostrzenica I księcia Westminsteru. Wyszła za mąż za Edwarda,  znanego w rodzinie jako Teddy,  który  był najstarszym z pięciu synów II wicehrabiego Portmana i spadkobiercą wielkich posiadłości Portmanów w Somerset i innych miejscach, ale zmarł przed swoim ojcem w 1911 roku. Na mocy testamentu teścia Con Con mogła mieszkać dalej w Hestercombe,  chociaż reszta majątku w Somerset ( wynosząca 31000 akrów ) została przekazana kolejnemu wicehrabiemu Portman. Byłą  osobą bardzo religijną, choć  znaną z tego że nie obnosiła się  z zapałem misjonarskim. Zdaje  się że miała głęboko stoicki stosunek do życia, z godnością przyjęła zajęcie   Hestercombe w 1939 roku, po wybuchu wojny,  przez rząd w celu zamienienia go w  koszary ( setki żołnierzy rozmieszczono na terenie posiadłości jak i w samym domu ).  Najpierw byli to Brytyjczycy, później Amerykanie.  Jakby było mało po inwazji w Normandii Hestercombe było amerykańskim centrum szpitalnym aż końca wojny a  28 marca 1944 roku, kilka minut po północy, na podjeździe  do domu rozbił się zestrzelony  Junkers. Con Con tymczasem, odziana jak przystało na owdowiałą w czasach Edwarda VI damę z towarzystwa ( wdowie  szatki i  żadnych wyjść  z domu bez kapelusza na głowie ) trwała na posterunku, nawet wówczas kiedy  po śmierci  pokojówki została kompletnie sama. Stara dama mieszkająca w czterech pokojach na pierwszym piętrze,  które Rząd Jego Królewskiej  Mości łaskawie wydzielił  jej z rezydencji. Constance,  w porozumieniu z familią, nie widząc możliwości utrzymania majątku w 1944 roku zgodziła się   na przejęcie go przez państwo w zamian za dożywocie ( cóś jak panna Warre ).  Z transakcji wyłączony był Hestercombe House i Formal Garden, które  zostały sprzedane hrabstwu Somerset w 1978 roku.  Constance Portman zeszła z tego świata w roku 1951. Jak wspomina jej rodzina z zatrudnieniem Gertrudy i Edwina było tak:   "Zapytała wuja Teddy'ego, krótko po ich ślubie, w jej łagodny, skromny sposób, czy mogłaby dostać niewielką dodatkową część ogrodu po południowej stronie domu". I wystarczyło. Był rok 1903 a Teddy postanowił zdać  się  na projektanta ogrodów o którym sporo słyszał. Przyjechał Lutyens i tak  to się zaczęło.





Ogród edwardiański  założony przez Gertrude Jekyll i Edwina Lutyensa w latach 1904–1906 dla Portmanów i będący  pierwszą wspólną pracą projektantów uchodzi za  jedną z najlepszych realizacji ich projektów. Uważany jest za niezwykle  nowatorski i odważny, choćby ze względu na zwięzły wzór układu a jednocześnie na  bogactwo wykorzystanych materiałów ( głównie miejscowych w końcu Jekyll i Lutyens byli  uczestnikami ruchu Arts and Crafts ). Gertrude  Jekyll znana była z subtelnego,  bardzo malarskiego podejścia do aranżacji ogrodów, jej projekty rabat w których wykorzystywała często pospolite a wytrzymałe  rośliny, świetnie dobrane  pod względem pokroju, faktury i  koloru były jak powiew świeżego powietrza dla wiktoriańskich ogrodów wypełnionych egzotami. Za  teorią projektowania wg. Jekyll, czyli projektowania za pomocą koloru kryje się wpływ  malarstwa  Turnera, impresjonistów i zwykłe  tzw. teoretyczne koło kolorów.  Znana brytyjska projektantka ogrodów Penelope Hobhouse napisała kiedyś tak - "Architektura i strategia sadzenia stworzyły razem dzieła estetyczne i ogrodnicze, z których niewiele zachowało się w oryginalnym stanie, ale które wywarły trwały wpływ na niezliczone ogrody." . Sadząc rośliny na Suchej  - Żwirowej łapię się  nie raz  na tym że to moje sadzenie już  gdzieś kiedyś widziałam, te czosnki główkowate po całości sadzone, stachysy w masie i bach, to przeca już u Gertrude było. Gorzej idzie mi z lutyensowaniem, ścieżki z łupku i piaskowca układać mi ciężko a cud oranżeria nie do  postawienia, he, he, he. Tak à propos oranżerii, jakże miły tekścik wspominkowy znalazłam: "Podczas naszych wizyt bawiliśmy się w ogrodzie przy dobrej pogodzie i piliśmy herbatę w oranżerii, gdzie kamerdyner Bradbury przynosił pełną tacę ze srebrnym dzbankiem do herbaty itp., bułeczkami, dżemem i ciemnożółtym masłem od krowy z Jersey...". Ten uroczy mały budynek został stworzony do  zażerania się masełkiem od  krowy z Jersey i dżemikiem, może nawet bardziej  niż  do trzymania w nim roślin. To nie jest jedyna oranżeria jaka powstała w Hesterbombe, pierwsza powstała w latach osiemdziesiątych XVII wieku jako wyraz poparcia, polityczne oświadczenie uznania Williama Orange za władcę ( rozumiecie oranżeria od Orange, he, he, he ) , kiedy ten wylądował w Torbay w 1688 roku i rozpoczął tzw. Chwalebną  Rewolucję. Tamta  się nie zachowała, razem z aleją która koło niej przebiegała, za to ten lutyensowski budyneczek cieszy oczy. Oranżeria znajduje się  około 50 metrów na wschód od głównego domu, została zaprojektowana gdzieś pomiędzy 1904 a 1909 rokiem, zaliczana jest do zabytków klasy I co wcale mła nie dziwi.





Obszar na poziomie tarasu leżący na wschód od  domu został ukształtowany jako tzw. holenderski ogród z roślinami wieloletnimi.  Jest ich tu stosunkowo mało, to  znaczy nie rośnie w tym miejscu zbyt wiele gatunków ale to co rośnie zostało świetnie dobrane.  Jest duża,  biało kwitnąca Jukka gloriosa,  pionowe elementy że tak to określę wyrastające  z grup  karłowatych odmian lawendy ( Lavandula ), kocimiętki ( Nepeta )  srebrzystego czyśćca ( Stachys ), tak wysrebrzonej  że niemal białej santoliny ( Santolina ),   róż  chińskich ( Rosa chinensis ) lub zimotrwałej  fuksji ( Fuchsia magellanica ). Kiedy mła była w Hestercombe juki były w planach, zastępowały  je chyba rozmaryny. Bo wicie rozumicie to jest tak - ten ogród jest restaurowany a to oznacza że ciągle siedzą nad pierwotnymi planami, notatkami o zmianach w nasadzeniach itd. . Mają w czym grzebać,  niektóre z oryginalnych planów nasadzeń  Gertrude Jekyll zostały odkryte w szopie z doniczkami w Hestercombe, upchane w szufladzie  leżały w spokoju przez prawie 70 lat.  Z kolei badania naukowe ujawniły drugi zestaw planów znajdujący się w kolekcji Reef Point Gardens Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, gdzie naszła  je amerykańska architektka krajobrazu Beatrix Farrand . Cały czas trwają badania i weryfikacja, napiszę tylko że Great Plat była w związku z tym parokrotnie ponownie obsadzana. Metoda prób i błędów ale nie ma się co dziwić, renowacja ogrodów w Hestercombe  to pierwsza próba przywrócenia historycznego edwardiańskiego  ogrodu  do pierwotnego wyglądu podjęta przez władze lokalne w UK. Jedna z pierwszych prób takiej renowacji podjęta przez kogokolwiek w ogóle.





A teraz tadam, tadam - Great Plat! To jest właśnie ten wydulczony pierwotnie przez Con Con kawałek ziemi pod uprawę roślin ozdobnych  który zamienił się w jeden  z najświetniejszych ogrodów ery edwardiańskiej. Na Great Plat  połączono zmodyfikowane nasadzenia parterowe z nasadzeniami z wytrzymałych roślin, tak zalecanymi  przez pannę Jekyll.   Wszystkie zaprojektowane przez Lutyensa  na Great  Plat konstrukcje takie  jak mury ogrodowe, chodnik i schody na froncie południowym domu zaliczane są podobnie jak oranżeria do zabytków klasy I.  Po obu stronach Great Plat znajdują się podwyższone tarasy z ocembrowanymi kanałami wodnymi. W swojej serii BBC Paradise Gardens z 2018 roku Monty Don zasugerował że Great Plat ma wiele cech tradycyjnego Islamskiego Rajskiego Ogrodu. Przyznaję mu rację, choć tak po prawdzie to sądzę że gdzieś u genezy tego ogrodu jest starsza niż islam koncepcja ogrodu perskiego, tego słynnego pairi - daiza, który świat islamski wchłonął i speceyficznie przetworzył. Z drugiej strony widzę gigantycznych rozmiarów sunken garden, wielopoziomowy "zatopiony" ogród, bardzo angielski. Być może  mła się tak robi bo w ramy architektoniczne stworzone przez  Lutyensa, wzorowane na klasycznej koncepcji ogrodu  zamkniętego, wsadzono rośliny  w sposób niesłychanie swobodny. W dodatku są to rośliny o często nieuporządkowanym pokroju. To sprawia że cała kompozycja nie wydaje  się sztywna, choć niewątpliwie jest formalna.





Nasadzenia Gertrude. Ech, miała kobieta pomysły! To co teraz często bierzemy za oczywistość ogrodniczą  ona dla nas odkryła. Papieżyca ogrodnictwa,  dziś znawcy historii ogrodów dzielą historię projektowania ogrodów na erę przed Gertrude i to co nastąpiło potem a co było  podwalinami współczesnego ogrodnictwa. Właściwie każdy wielki projektant ogrodów gdzieś kiedyś cóś tam od Gertrude uszczknął. Jej nasadzenia, przesycone  kolorem a jednak  nierażące, emanujące często światłem jakby Gertrude tworzyła obraz z roślin i zainteresowana była nie tylko ich kolorem ale też  ich walorem ( są tacy co  sugerują  że  impresjonistyczne podejście Gertrude  do nasadzeń  mogło wynikać z jej pogarszającego się wzroku, przypadłości która  położyła kres jej karierze akwarelistki ).  Jakiż  żal  że większość ogrodów jej  projektu zniknęła nim minęło sto lat od ich realizacji. W sumie zaprojektowała około czterystu ogrodów, jakąś tam część z tych projektów zrealizowano a tak niewielka ich liczba została odrestaurowana. Odnowiono jej   własny ogród w Munstead Wood, ogrody Woolverstone House i Manor House w Upton Grey, które zaprojektowała dla redaktora magazynu Charlesa Holme, no i ogrody w Hestercombe.  Mła oglądała te historycznie poprawne nasadzenia sprzed ponad stu lat i wiecie co - nic się nie zestarzały. To jest nadal dobry sposób sadzenia roślin.





Teraz troszki o pergoli. Encyklopedycznie to pergola jest budowlą ogrodową tworzącą zacienioną aleje lub elementem budynku w architekturze. Składa się z dwóch rzędów podpór i ułożonej na nich lekkiej kratownicy lub układu belek podtrzymujących rośliny, najczęściej pnące. Pergolę stosowano w architekturze ogrodowej od czasów średniowiecza ale to bujda bo tak naprawdę jest znacznie starsza,  już starożytni Atlanci itd.. W zależności od poszczególnych epok architektonicznych budowla przybierała różne formy – od lekkiej, niewyszukanej, drewnianej konstrukcji do masywnych, marmurowych kolumn.  Nie należy mylić jej z trejażem który jest  konstrukcją płaską i nie tworzy alei ( no chyba  że aleję z trejaży, he, he, he ) ani z bindażem który  tworzy aleję z wiązanych roślin  a konstrukcja jedynie wspiera nasadzenia ( często jest usuwana, kiedy rośliny nie wymagają już podpór, taki  zielony tunel znajduje się w Hestercombe w ogrodzie krajobrazowym, z tego co pamiętam jest chyba z laurowiśni ) i nie stanowi trwałej  budowli ogrodowej. Na końcu Great Plat mamy typową pergolę, konstrukcje kamienno - drewnianą, z której rozciąga się widok na łąki położone  w dolinie z jednej strony i na Great Plat z domem z drugiej strony. Genialne "zamknięcie" ogrodu !





Cieki wodne Lutyens poddał twardej dyscyplinie, czysta geometria. Żadnych strumyczków swobodnie  a malowniczo spływających, kamienne obramowania, niewielkie lustro wody, niby nic co dech zapiera. Tylko że w tę kamienną dyscyplinę wsadzono rośliny które nijak zdyscyplinowanymi nazwać nie można. To one są malownicze i "robią" za największą  atrakcję uwięzionych w kamieniach strumieni.  Woda w ogrodzie zawsze jest atrakcją samą w sobie, jednakże w tym wypadku musiała  podzielić tę atrakcyjność z roślinami bagiennymi, które zazwyczaj kojarzymy z  okolicami zbiorników  i naturalistycznymi nasadzeniami a nie z samą wodą i  bardzo formalnym układem. Oczywiście oprócz roślin bagiennych, w miejscach gdzie jest większe lustro wody,  uprawia się rośliny  typowo wodne.




Ogród został zaplanowany w każdym szczególe, Lutyens zaprojektował nawet ławki z drzewa tekowego ( jest bardzo odporne  na wilgoć ). Jeśli chodzi o murki to mła się złapała na tym że  wystarczyłoby jej same  murki obsadzone podziwiać  i uznałaby wizytę w tym ogrodzie za udaną. Mła się przyzna że uważa ten ogród za jeden z najpiękniejszych jakie  widziała a widziała ich naprawdę całkiem sporo,  w tym także  te które uchodzą za śmietankę ogrodnictwa wyczynowego i to bitą. Jest przede wszystkim bardzo  przemyślany, trzymający się  zasad mających za sobą tysiące lat  historii  a jednocześnie swobodny i urzekający  niewymuszonym  pięknem. Jeżeli kiedyś zaproponowano by Wam wybór angielskich ogrodów które chcielibyście zobaczyć nie pomińcie w życzeniach Hestercombe, zobaczycie prawie wszystko co w angielskim ogrodnictwie najlepsze.





Dobra, dość  tych piań nad  cud ogrodem, przechodzimy dalej  do historii miejsca. Ogród przez lata był zapuszczony, od 1953 roku posiadłość znajdowała się w zarządzie Straży Pożarnej a oni co inszego mieli na głowie niż uprawę ogrodów. Pierwsze dobre rzeczy zaczęły  się dziać jeszcze w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, znaczy rozebrano wojskowe baraki które w czasie wojny postawiono na terenie posiadłości.  Dom był wykorzystywany jako centrum alarmowe dla Somerset Area w Devon i Somerset Fire and Rescue Service, Straż Pożarna wyprowadziła się dopiero  w 2012 roku. A następnie podjęto prace restauratorskie w domu. Ogrody zaczęto odnawiać w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku,  budynki  gospodarcze  w   pierwszej dekadzie  obecnego wieku. Większość kosztów odnowy budynków została sfinansowana z dotacji z Heritage Lottery Fund. Od października 2003 roku ogrody są zarządzane przez Hestercombe Gardens Trust. Rada hrabstwa Somerset przeniosła prawo własności domu, ogrodu formalnego i centrum dla zwiedzających do funduszu Hestercombe Gardens Trust w ramach Community Asset Transfer Scheme, tym samym ponownie łącząc dom z jego historycznym krajobrazem po raz pierwszy od ponad sześćdziesięciu lat. We wrześniu 2018 roku dzięki dotacji z National Heritage Memorial Fund, Hestercombe Gardens Trust było w stanie nabyć grunty o łącznej powierzchni 320 akrów, zabezpieczając światowej klasy zabytkowy krajobraz, ogrody i budynki dla przyszłych pokoleń.