sobota, 29 lipca 2023

Uwolnić orkę... znaczy uwolnić TZP

Posrywek, znaczy TZP wreszcie na wolności. Do domu  zagląda żeby miskę sprawdzić ale już mam nadzieję że żyć będzie sobie w ogrodzie, jak najbardziej tajemniczym jeżowym życiem. Wejście Posrywka w dorosłość odbyło się z hukiem, Posrywek dał znać że jest dorosły i będzie się sam rzundził.  Zaczęło się od typowych problemów jakie sprawiają nastolatki, znaczy Posrywek robił co chciał i szalał po nocach. Prawdziwy problem wychowawczy został na szczęście zduszony w zarodku, dzięki czujności Mrutka, który za Posrywkiem nie przepadał, od kiedy tylko się dowiedział że z Posrywka nie będzie jeż mięsny. Odkąd Posrywek porządnie nabrał ciałka, Mrutek zaniepokoił się tak bardziej na poważnie i Posrywka nieustannie śledził, gdyż jak twierdził musi kontrolować co Posrywek robi, bo przewiduje z nim same kłopoty. No i wyśledził jeżową zbrodnię! Mła kupiła mleko w proszku i zostawiła je w torebce zakupowej postawionej na podłodze, bo jak zwykle gdzieś leciała i nie miała czasu schować zakupów. Potem wyjęła z torebki co najważniejsze, znów poleciała a o reszcie zakupów w torebce zapomniała. Kiedy poiła Małgoś przybiegł do mła  bardzo znerwowany Mrutek, drący się i bijący ogonem, mła natentychmiast wiedziała że trza się udać do chałupy, bo tam się dzieje. Ułożyłam Małgoś i w te pędy do domu a w kuchni na podłodze rozwalone opakowanie proszkowanego mleka a w środku biały jeż. Żrący to mleko jak w amoku! Mrutek do madki - "Mamy ćpuna, żre biały proszek! Mrutek wiedział że tak będzie!" Madka nic Mrutku nie odpowiedziała bo mła zatchnęło kiedy zobaczyła Posrywka w wersji biały jeż pigmejski na sterydach. Upudrowany jak fufa ( to ta wysoko upięta fryzura ) Marie Antoinette żarł procha jak chomiki żrą ziarno na zapas. Mła jeszcze czegoś takiego w wykonie Posrywka nie widziała.

 
Chciałam wyciągnąć jeża z torebki i posprzątać ten bajzel a tu nie tylko było ze strony kolczastego na mła pyskowane i to bardzo agresywnie, z najeżonym czółkiem i skokami, naćpany mlekiem Posrywek mła użarł i to mocno! Mła aż wrzasnęła więc Posrywek dalej do mła z fukaniem. Mrutek postanowił wówczas  Posrywku wprać i mało co a by doszło do poważnej nieprzyjemności kocio - jeżowej. Mła szybko wzięła ręcznik, złapała ćpuna i majtającego tymi krótkimi łapkami wyniosła na podwórko. Mrutek biegł za mła i się Posrywku odgrażał a do mleka dopadła Sztaflik, która odkryła że kulinarne gusta jeża pokrywają się z jej poczuciem smaku. Wyrywającego się Posrywka mła postawiła na środku podwórka i kiedy się obracała to widziała znikający za drzwiami kamienicznymi tyłek galopującego z powrotem do mleka Posrywka. No to i mła się puściła biegiem, bo jeże cholernie szybko biegają a mła wiedziała że rozeźlony Posrywek skonfrontowany z naszą Xeną Wojowniczą Księżniczką wyżerającą mleko,  to dopiero będzie jazda. Zdążyłam cudem,  Posrywek z fukaniem ruszał do koty, która natentychmiast podwoiła objętość. Tym razem nie łapałam żadnego stworzenia, złapałam towar, znaczy mleko i wykonałam to co robi z prochami DEA - czym prędzej  zutylizowałam wywalając te resztki do kibla i starannie spuszczając wodę. Kiedy się odwróciłam na progu łazienki stała cała trójka, Mrutek, Sztaflik i Posrywek  i wgapiali się we mła. Odniosłam wrażenie że Posrywek to jakby groźnie. To wgapianie to  była tylko króciutka chwilka,  bo błyskawicznie Sztaflik i Posrywek wrócili do kuchni i zaczęli zjadać rozsypany na podłodze proszek. Mrutek wrócił razem z mła i oboje zdegustowani patrzeliśmy na to ćpuństwo dziejące się na naszych oczach. Mrutek wymruczał do mła - "No i zdeprawował nam dokumentnie Sztaflika. A mruczałem że trza go szybko zjeść, zanim się rozbestwi."

Co madka miała Mrutku odpowiedzieć? Madka tylko westchnęła i zaczęła napełniać wodą wiaderko coby starannie szmatką a nie mopem wymyć z resztek mleka podłogę. Kiedy po tym wszystkim madka dała kotom i jeżowi  kolację ( przybyli z ogrodu po zajściu  Okularia, Szpagetka i Pasiak cóś nie dowierzali że taka sytuacja miała  miejsce, zwłaszcza Szpagetka, bo  przeca niemożliwe żeby jej jeż użarł mami, która tak tylko dla ozdoby łazi z palcami zarivanolowanymi na żółto ), nie zauważyła zmniejszenia apetytu u Sztaflika i Posrywka. Przeciwnie, rozżarci byli.  Potem mła położyła się do wyrka razem z Mrutkiem i myśleliśmy sobie razem o jeżowej niewdzięczności. Mła usłyszała  szuranie koło łóżka, kiedy się wychyliła coby sprawdzić czy Posrywek nie ozdabia moich pantofli wewnątrz a nie jak zawsze wyciska z siebie wokół nich, zobaczyła coś co mła uświadomiło że Posrywek już jest dorosłym prawie jeżem, takim, który da sobie radę w życiu bowiem wyposażony jest we wszystkie niezbędne ku temu cechy. Choć nie wiem czy cóś na kształt zajadłej mściwości w  życiu tak bardzo jest potrzebne - Posrywek nie obsrywał moich paputków, on je po prostu żarł. Obgryzał jak szczeniaki obgryzają nogi od mebli. Miałam wrażenie że z mściwym ukontentowaniem. Mrutek do madki wymruczał - "Nie patrz na to, naćpany jest i taki dopalony że coś musi zniszczyć. Jutro wyprowadzimy go do ogrodu i zostawimy na noc uchylone drzwi do domu. Przeca i tak nie śpisz". No i tak zrobiliśmy, tego gnojka Posrywka słyszę jak szaleje za oknem, fuka na ślimaki. Czasem tupot nóżek koło miski w domu ale to tak jakby z ciekawości, na króciutko,  bo dworowego żarcia teraz w bród. Po deszczu wychodzą ulubione dżdżownice. W ogóle nijak  nam się z naszą zwyczajną domowizną mierzyć z urokami letniego nocnego ogrodu. Taa... żółte powoli zmyje się z palców. Uwolnilim naszą orkę.

Godzina 3 : 20. Mrutek do madki - "Nie śpij bo nas okradną, idź zamknij drzwi". Madka do Mrutka - No i zobacz jak się nam z Posrywkiem udało. Mrutek do madki - "Orek wrócił, od pół godziny siedzi w kiblu i wpatruje się w dużą kuwetę ( znaczy sedes ). Chyba jest na głodzie". Rozkoszne mruczonko i z mojej głowy nadaje zalegająca na niej Szpagetka - "Mokro a on jest zbyt wrażliwy żeby przebywać tak bez treningu w château ( znaczy w najbardziej rozwalającej się szopce, uwielbianej przez koty ). Mła wzdycha, lezie i zamyka chałupę na cztery spusty, zagląda do Małgoś i wraca zapodać żarło bo przeca świta i się należy. Ładuję do pięciu mich i szóstego talerzyka, kładę się z mocnym postanowieniem dospania. W kuchni cisza ale ze stanowiska jeżowego słychać naprawdę głośne mlaskanie. Taa... nasz orek zdawa się czuje się wolny śpiąc za dnia za szafką. Ech... trza mu jak najszybciej zbić ładny domek. Dzisiejszy wpis ilustrowany fotkami kolczastych i różnych takich sukin... tego. Dodałam też troszki odjechanych starych przepisów. W Muzyczniku cóś co Szpagetka nazywa piosenką dla kolczastego, Kalina zaśpiewa. Ze Szpagetką zdawa się będę poważnie musiała porozmawiać o dzikości niektórych zwierząt i ich szczęściu. W końcu trzeba uwolnić orka, znaczy tego... ten... orkę.

wtorek, 25 lipca 2023

W nawiązaniu do ... czyli ciężarówki z Bergamo dojechały do Katanii

Mła była odwiedziła blog Oli, która pochyliła się nad klimatyzmem naszym powszechnym,  religią niemal dla co poniektórych. Nie że mła uważa  że klimat to,  Panie tego, niezmienny albo że  nie trza się przygotować na zmiany, które niewątpliwie zachodzą.  Głupotą jest dla mła uspokajanie  przez korwino - mikkistów że przeca było  na Ziemi  cieplej,  więc nie ma się co martwić. No było, tylko że nam to nie przeszkadzało z tego prostego powodu że nas nie było ( korwiny jak zawsze znajdują wyjaśnienie w 100% prawdziwe,  z tym że mające się nijak  do tego co chcą one udowodnić, ot pozory intelekta spod których kukizyzm wyłazi ). Mła  jest jednakże daleka od popadania w histerię, którą nakręcają mendia, po prostu trza nam się będzie dostosować do zmian klimatu, nieraz boleśnie to odczuwając,  bo zdaniem mła opowiastki o tym jaki to mamy na klimat szalony wpływ same w sobie są szalone. Antropocentryzm do entej potęgi!  Od dość dawna znane jest nauce zjawisko precesji osi Ziemi, ale to info jakoś się nie przebija do masowej świadomości. Okres zmian kąta nachylenia Ziemi względem gwiazdy wynosi około  26 000. lat. Obecnie nasza planeta, jest  ustawiona tak, że  dużo ciepła dociera w wyższe szerokości geograficzne ( stąd długie lata, skrócenie pór  przejściowych ). Do tego dochodzi cykl słonecznej aktywności, tyż już dość dawno temu zauważony, zbadany i opisany. To są główne przyczyny zmian klimatu, ludzie mogą gdzieniegdzie przyspieszyć  zmiany klimatyczne ale tak naprawdę to ich wpływ choćby na zmiany poziomu gazów w atmosferze jest wręcz niemożliwie przeceniany. No ale dobra, niech będzie że nasza rola w kształtowaniu  klimatu jest przeogromna, dlatego najlepiej się umówić i wykonywać skoki z przytupem, bo cała nasza populacja walcząc w ten sposób ze zmianami klimatycznymi  szybciej przekręci oś ziemską.  Sposób jest równie skuteczny jak walka o klimat w wykonie  KE. A w ogóle to opodatkować  tę cholerną precesję osi ziemskiej, nie wiem dlaczego  starzy greenwashingowcy z KE jeszcze na to nie wpadli.

Mła jako stara rura, która już  raz przeżyła zagrażającą Ziemi dziurwę ozonową, co to miała nas pozbawić tchu parę lat temu, a  zdawa się tyż jest zjawiskiem cyklicznym, więc odporna jakby na straszności.  Co nie znaczy że ślepa na to jak ludzie niszczą własny dobrostan poczynając od niszczenia dobrostanu innych stworzeń i zaśmiecania świata wszystkim swoim, od wydalin zmieszanych z wodą do nieprzeżartego żarcia. Mła widzi też jak polityczne zarzundzające kombinują jakby tu nieróbstwo własne i złodziejstwa wieloletnie dokonywane ze stadem szwagrów, podpiąć pod zmiany klimatyczne. Przykład walący po oczach, znaczy ciężarówki ze srandemicznymi trumnami z Bergamo właśnie dojechały na Sycylię. Cud zamiany głupoty w wykonie  zarzundu na zdarzenia od niego niezależne. W Katanii, mieście liczącym ponad 300 000 mieszkańców nie było wody i prundu, co przy ponad czterdziestostopniowych upałach i braku klimy jest dodupne. Co prawda mury domów wznoszonych w Katanii przed epoką klimatyzatorów robią za termos, co mła sprawdziła osobiście, ale w takim upale człeku cinżko funkcjonować tak bardziej społecznie.

Władzuchna zaczęła tłumaczenie obecnej dodupność jakości życia miastowych od tej winy zmian klimatycznych ale została szybciutko wyprostowana przez katańczyków, którzy twardo stąpają po glebie, mogącej z powodu bliskości Etny błyskawicznie się upłynnić. Lud się wkarwił i mimo upału wylazł był na ulicę i groźby miotał. Było na tyle ostro że Rzym się nagle obudził i zainteresował. Nawet rację uspokajająco przyznał ludowi. No bo klimat klimatem a problem to jest tradycyjny, sycylijski znaczy,  z mafią i korupcją. Woda w okolicach Katanii jest,  tylko prądu do pomp nie ma, bo ktoś kto miał remontować i rozbudować sieć przeznaczył piniążki na cóś innego. Np. na walkę ze srandemią na której mafia zarobiła aż niemiło. Hym... ciekawe jak tam nasze wały powodziowe? O dziurwach w ziemi wysysających wodę, które to dziurwy mają zapewnić nam niezbędną do życia energię ( woda najwyraźniej do życia  jest zbędna ) ledwie napomknę. Tak że jak Was zaleje albo wysuszy to rozważcie czy te straszliwie propagowane przez mendia zmiany klimatyczne nie robią za alibi dla nierobów i złodziei ( część złodziei zresztą te mendia utrzymuje )

Letnie pożary na południu Europy to nie jest nic nowego, ich obecna skala wynika zdaniem mła nie tyle ze wzrostu temperatury co ze wzrostu turysty na  metr kwadratowy. Jeżeli w miasteczku dziesięciotysięcznym nagle robi się sto pięćdziesiąt tysięcy ludzi, infrastruktura nieremontowana siada i o nieszczęście łatwo, zwłaszcza na wyspach. Poza tym trza stawiać sprawę jasno - przyczyną większości letnich pożarów nad Morzem Śródziemnym, a także w Portugalii,  są podpalenia. Jeszcze raz i dużymi literami - PODPALENIA. Te podpalenia często związane są pośrednio z turystyką, tak, chodzi o tereny inwestycyjne. Masowy turysta ma pamięć złotej rybki, zapomni że w zeszłym roku się hajcowało i przyjedzie w nowym sezonie do nowego hotelu, wybudowanego w nowym, fajnym miejscu. Ponieważ z turystycznego boomu w coraz większym stopniu odnoszą korzyść fundusze inwestycyjne a coraz dodupniej żyje się stałym mieszkańcom turystycznych atrakcji, zaczęło się  tak na poważniej mówić o ograniczeniach w turystyce, bowiem miejscowi uznali że mają cóś do powiedzenia w sprawie własnej chałupy, że tak to określę.

Zdaniem mła, która jak wiecie uwielbia jeździć po różnych stronach jak to potomkini koczowników i powsinóg, to  co zaczynajo robić lokalsi jest słuszne. Masowemu turyście nic się nie stanie jak pojedzie w jakieś insze miejsce niż to niby najbardziej atrakcyjne, bo tak po prawdzie to masowemu jest na ogół wszystko jedno gdzie jest, byle okolica  ładna, woda w basenie była, leżaczek, ciepełko i jakaś niemęcząca wycieczka fakultatywna dla rozrywki. Dla sporej rzeszy masowych najważniejszą atrakcją  wypoczynku są drinki z palemką a te można pijać wszędzie. Nie myślcie że mła się tu czuje wyższą piendrolencją niż tzw. masowi turyści. Każdy wypoczywa  jak lubi, najważniejsze w wypoczynku jest przecież odetchnięcie od codzienności. Jak ktoś jest na nogach od świtu do wieczora to ma święte prawo do wyciągnięcia na leżaczku tych zmęczonych odnóży, wygrzania ciałka przy basenie i leniwego drinkowania. Mła tylko zauważa że ten rodzaj wypoczynku to może niekoniecznie musi być na Santorini, w porze letniej.

Krążąc wokół klimatu mła się przyjrzała solidniej technikom manipulacji stosowanych w mendiach. Zamierzam mendialnym poświęcić wpis, czwartej władzy, powołanej do patrzenia na łapy trzem pozostałym, wyraźnie któś powinien zacząć patrzeć na ręce. Zanim czwarta władza dokona samozaorania. A na dziś to tyle, w ramach pocieszki i ozdóbstwa wpisu obabrazki przedstawiające jak  cinżko było przeżywać letnią aurę paniom żyjącym w czasach Joaquina Sorolla y  Bastida, okoliczności mody nie sprzyjały mimo okoliczności przyrody czyli wywczasu w Biarritz. W Muzyczniku tyż morsko i to dosłownie -  "La Mer" Debussy'ego, muzyka powstała mniej więcej w tym samym czasie co  te letnie obrazy Joaquina. 

niedziela, 23 lipca 2023

Codziennik - odmeldownik


Mła teraz pisze rzadko, to dlatego że pochłania ją domowizna. Cio Mary  paciorki odmawia w intencji mła,  żeby nie padła  przez jaki głupi przypadek, bowiem bardzo dużo spraw wisi na mła. Niespodziewanie. Zaczęło się od serducha starszego syna Małgoś a teraz jest seria połamań synowo - wnuczkowych i to takich z jazdami, znaczy kolejne zespolenia bo świeżo zrośnięta ręka właśnie się wzięła i ponownie złamała - "Debil jeden usiadł  tą tłustą dupą na dłoni!", to synusiowa relacja. Mła opieprzyła wszystkich za wszystko i zakazała się Małgoś z bliska pokazywać, z daleka ortez i gipsów nie widać więc tylko gromkie ryki z okolic drzwi i żadnych dotykań. Dotykać mogą niepołamani, reszta ma się mierzyć z konsekwencjami nieuwagi i robienia "po swojemu" ( Stasiu, któren upór odziedziczył po mamusi ). Obecnie w rodzinie są dwie ortezy i dwa gipsy, szykuje się operacja kolana, oczywiście Małgoś o niczym nie wie bo mła nie będzie ekscesami ortopedycznymi familii psuć Małgoś umierania. Mają się trzymać z daleko bo jeszcze Małgoś na śmiertelnym łożu połamią! Małgoś już prawie nie mówi, od czasu do czasu tylko na mła porykuje ale mła bez słów wie o co kaman. Jeszcze głaszcze koty ale po pięciu minutach zasypia. Kiedy jeszcze jako tako składała zdania zaćwierkała mła  że po 85 piątym roku życia śmierć na życzenie powinna być prawem człowieka i że ona od kwietnia jest zdecydowana i jakby mła co naszło to doduszanie zrobić jaśkiem w różyczki. 

Mła w  temacie odchodzenia na własnych zasadach popiera zdanie Małgoś, choć do jaśkowania   się nie pali, człowieka nikt do umierania jak i do życia nie powinien zmuszać. Nie znaczy że mła jest taką entuzjastką eutanazji, to jest śliska sprawa i cholernie łatwo o nadużycia, zarówno ze strony rodzin jak i państwa. Jednakże ludzie powinni mieć możliwość wyboru i jakiejś opieki a nie tabletki składać i odchodzić dusząc się wymiocinami, jak to miało miejsce w przypadku Ciotki Hanki Sz. Większość ludzi nie popełni samoubijstwa, nawet tego wspomaganego, bo ciężko samemu odejść.  Naprawdę musi  być przekroczony próg bólu nie do zniesienia, utraty godności czy jakości życia ( samobójcy lubio wspomagać się prochami czy wódą, zagłuszyć instynkt życia trudno, jego brak bardzo często świadczy o żrącej człeka chorobie ). To w  każdym przypadku jest insza inszość, jedni znoszą bez mrugnięcia okiem tortury, inni nie mogą żyć ze świadomością konieczności  ich przewijania przez inne osoby. Kiedy mła spytała  Małgoś co jej nie pasi w obecnej sytuacji, otrzymała krótką odpowiedź - "Nuda".  Mła ma wrażenie że Małgoś jest zmęczona  swoim umieraniem w o wiele większym stopniu niż my tu wszyscy dzielący się nad nią opieką. Zatem mła widzi same dodatnie plusy, że tak strawestuje klasyka, w tym obecnym  Małgosinym przesypianiu resztki życia. Niech jej się przyjemnie śni, to lepsze niż przymusowe świadome zaleganie w wyrze. 

Kotostwo i TZP, zwany już prawie przez wszystkich Posrywkiem ( jeżeli okaże się dziefczynką to będzie się nazywać Sranella ) dają mła popalić. Mła musiała czyścić wszystkim kotom uszy i zapodawać kropelki na świerzbowca. TZP usiekł wyciągniętą w jego kierunku rękę  mła a potem uciekł za szafkę, bo zobaczył że biorę Szpagetkę na  kolana a ta się wyrywa, więc do uszu nie dostał. Mrutek  też niegrzeczny, usiłował napadać na gołębie, które przyszły się napić, cóś tam bredził o czarnych panterach i wodopoju. Mła mu zapodała że jak chce być czarnym panterem to będzie musiał przejść na własne wyżywienie. No bo wiecie, dorosłe czarne pantery nie żerują na madkach. Mrutek na to do mła że ona ocipiała bo Mrutek jest wiecznie nieletni i opieka nad nim jest ustawowym obowiązkiem mła, z tym że spod działania ustawy wyłączone jest czyszczenie uszu i zapodawanie do nich kropelków. Madka na to do Mrutka że nie może ocipieć, może najwyżej ochu... i tu się ugryzłam w język, żeby potem Mrutek mundrości innym kotom nie sprzedawał. Poza tym temu półtelepatycznemu dialogowi ( Mrutek przesyłał mła myśli ), mogącego postronnym słuchaczom wydawać się monologiem w wykonie mła, przysłuchiwało się dziecko somsiadów. Mła nie chciałaby  żeby jej kiedyś somsiady wypomniały że niektóre mundrości życiowe ich dziecię poznało za sprawą mła.

Nie mła jedna ma problemy wychowawcze z kotostwem, Gienia i Ruki byli w zeszłym tygodniu tresowani przez Coco. Wszystko przez nową kuwetę dla Coco, które to urządzonko  tak się spodobało Rukiemu  że zapragnął w nim ucinać sobie popołudniowe drzemki. Kota się znerwowała i w ramach retorsji olewała i okupowała  przez prawie cały tydzień posłanie Rukiego. Gienia najpierw dzielnie prała, w końcu jednak się poddała i kupiła nowe leżanko. Ustawiła na miejscu i przygroziła żywinie że jeszcze jeden moczowo - fekalny incydent i ona sama osobiście narobi i w kuwetę i  na nowe posłanko. Poskutkowało. Posłanko czyste, kuweta właściwie wykorzystywana. Oj, żeby tak było u mła. Po deszczach wylazły ślimaki i znów napadły na kaktusy. Mła się wkarwiła, wybudziła TZP, wyniosła  na podwórko i rzuciła - Posrywek bierz ślimora! On się nawet dość szybko ociewiuchał i zaczął węszyć. Jest naprawdę dobrym jeżem, mordował te potwory na moich oczach. Rzucał się na skorupki jak i nagusy, z tym że nagusy mu wyraźnie nie smakują. Mła go nie będzie zmuszać, żadnego jedz to dla zdrówka, jak mu nie paszą to niech ich nie je. Grunt że budzą w nim mordercze instynkty. Somsiedztwo TZPem zachwycone, jaki dzielny odślimaczacz i wogle. No tak, somsiady po Posrywku nie sprzątają, to nie im Posrywek wraz ze Szpagetką ozdobili pantofle. Hym... dla mła nieco tajemnicze jest kto tu kogo do "wyciskania" ozdóbstw namówił. Nic to, znów kupiłam butlę octu, jak się sytuacja powtórzy zastosuję metodę Gieni.

W temacie ogrodowo - robótkowym kicha. Wolne chwile w mijającym tygodniu mła poświęciła na spanie. Chyba odsypiam opiekę nad jeżęciem, bo wyrko jest teraz dla mła nadzwyczaj kuszące. Aha, kupiłam nowego kaktusa fakowego, znaczy odmianę Mammillaria elongata o rdzawych cierniach. Pampiak czyli Gymnocalycium horstii dostaje małe No i to by było na tyle. Za ozdóbstwo wpisu robią zdjęcia zdziśki i wczorki, dodałam okrutne w wykonaniu a przyjemne w czytaniu przedwojenne przepisy na ostatki czereśni a w Muzyczniku relaksujące brzmienie harfy.


wtorek, 18 lipca 2023

Czas odwyku od netu

Mła ma teraz czas lekkiego odwyku od netu, takiego niewymuszonego a całkiem dobrowolnego. Ten czas z odzysku mła usiłuje wykorzystać, np. na malowanie starych brzydkich doniczek w nowe jeszcze brzydsze wzorki. Oczywiście idzie  jej nie tak jakby chciała i doniczka nieukończona już jest zakwalifikowana  do przemalowania. Oprócz  działalności pseudoartystycznej mła ma swoje  obowiązki, między innymi ciągłe sprzątanie po TZP, który ma nową ksywkę Posrywek. Upodobał sobie okolice naszego wyrka i ozdabia i dlatego cała chałupa śmierdzi octem. No ale lepszy zapach octu niż smrodek po TZP. Żerowanie nocne i  rozrywkowy styl życia TZP dyskwalifikuje go jako towarzysza dziennych zajęć mła, TZP cały dzień przesypia, budzi się koło  20 i robi wszystko żeby mła oka  nie zmrużyła. Ostatnio twierdził że napadł go talerzyk, no nadepnął na brzeżek i ten talerzyk go zaatakował, wywalając zawartość na pyszczek i kolce, co spowodowało wściekłe fukanie. Mła tłumaczyła że jak się tyle żre to się jest grubym i nadepnięty na brzeżek talerzyk reaguje inaczej niż kiedy się go nadeptywało jako jeżowe niemowlę. Mła miała odpyskowane że talerzyk był słabo żarciuchem obciążony i dlatego napadł na TZP. Taa... wszystko przez mła. Mła zaczyna niecierpliwie odliczać czas do  dojrzałości TZP.


W Muzyczniku leciutko. Niektórzy posiadają taką umiejętność "bezwysiłkowego" śpiewania, taka muzyczka duszą mła kołysze.


czwartek, 13 lipca 2023

Powszechny brak zaufania i konsekwencje

Mła sobie dziś pogdyba z lekka, nie na tematy wileńskiego szczytu czy tego co się dzieje w Matuszce, bo to tajemnica tajemnic. Mła szacuje że dociera do nas od wschodniej strony  jakie 10%  do 20% prawdziwych info. Reszta to szum medialny, którym nie ma się co ekscytować bo to zajęcie typu granie on line w jakiego Warcrafta. Lepiej zająć się czymś bardziej realnym, co dobrze rozpoznane, zrozumiane, przetrawione może  polepszyć nam życie. Mamy niski poziom zaufania społecznego. Źle, bo nie ufamy sąsiadom, dobrze bo nie ufamy tzw. ekspertom i politykom. Coraz słabiej ufamy też mediom, co jest i złe i dobre jednocześnie. Źle  bo mendia przeca są od kontrolowania władzy, dobrze bo propaganda, która leje się z tych mendiów jest tak bezczelna że aż zatyka.  Mła teraz wróci do  czegóś co coraz częściej nazywa się projektem biznesowo - politycznym zamiast pandemią  i do tego jak ciężko jeszcze obecnie idzie wyegzekwowanie odpowiedzialności   od polityków, za  nazwijmy to "głupotę" czyli  ichnie machloje i przewały. W UE działa komisja mająca sprawdzić jak działała KE podczas pandemii, w szczególności kwestię zamawiania szczepionek.  Miało być jawnie ale niespodziewanie w maju tego roku działania komisji weryfikacyjnej utajniono, podobno ze względu na renegocjacje umowy z głównym dostarczającym czepionki do Europy, czyli Pfizerem.

 Szczerze pisząc  to jako europejski wyborca mam w dupie renegocjacje umów, wokół których tak śmierdzi że panią  Ursulę z panem Bourlą można by spokojnie za nieprzestrzeganie procedur pociągnąć  do odpowiedzialności a wszelkie pretensje Big Pharmy uciąć przy samym tyłku, bo nie ma odszkodowań za działania przestępcze. Cichości tu nie trza i mroku,  tylko więcej światła. Coraz większa grupa Europejczyków  na wschodzie i zachodzie, północy i południu uważa że najwyższa pora  wziąć Big Pharmę za ryj i odciąć od źródełek kasy wspierając państwowy przemysł farmaceutyczny  (  trza jeszcze paciorkować w intencji wprowadzenia odpowiedzialności za skutki niepożądanych działań poszczepiennych w USA, to problem pseudosrandemiczno - czepionkowy zniknie i w Europie ). Zrobiło się tak nie tylko po srandemii ale i po posusze lekowej, wkarw jest wszędzie jak EU długa i szeroka. Mła  jest zainteresowana  dotarciem do prawdy w sprawie wprowadzania obeszczeń i kontraktów czepionkowych, bowiem cóś jej tak  się majta po mózgu  że łańcuchy dostaw to padły w czasie srandemii i że to nikt inny tylko durne korpo w imię zysku przy aplauzie politycznych uzależniło się od dostawców surowców i półproduktów farmaceutycznych z komuszego raju.

Cóż, "Prawda was wyzwoli", wszelkie zaciemnianie prowokuje mła do głosowania na takich, którzy  w przyszłej kadencji europarlamentu wyświetlą zaciemnianki i przy okazji  brania za twarz korpo, zajmą się kwestią ustrojową czyli odpowiedzialnością KE przed europarlamentem.  Konsekwencje utajnień i obchodzenia się z politycznymi i majętnymi jak ze śmierdzącymi jajami już majaczą na horyzoncie. Mła nie jest jedyną która ma ochotę na zobaczenie  rozliczeń pandemicznych. Przyklepywanie gówna skończy się  kiedy zmieni się skład parlamentu europejskiego i Partia Ludowa cinko piszcząc będzie musiała szukać innych koalicjantów niż tych na lewo (  idzie w tym kierunku mimo zaklęć sondażowych, jakby któś jeszcze  tej propagandzie sondażowej wierzył, he, he, he ).  Zdaniem mła to co się dzieje teraz, to nic inszego tylko odkładanie  w czasie nieuniknionego, bo Ursula i poboczni  tak mocno umoczeni że nawet skorumpowani demokraci w Stanach będą się odcinali. Przeca polityczne odkrycie Makreli to chodząca korupcja, wyeksportowana do UE bo się w Reichu pod tyłkiem paliło! Inszą konsekwencją braku zaufania społeczeństwa do ludzi ze styku polityki i "eksperckości"  jest zmniejszenie roli organizacji zajmujących się tzw. zdrowiem publicznym, do ludzi bowiem dotarło że  trzeba na tempo dbać o zdrowie całkiem prywatne.

O jakiejkolwiek większej roli WHO  można zapomnieć, mła stawia na to że  wychodzenie największych   kwiatków chińsko rządowych - korpo amerykańskich dopiero przed nami, zarzundy w kwestii międzynarodowych ustaleń będą się godzić co najwyżej na porównywanie danych epidemicznych, o przekazaniu zarzundzania organizacji zasilanej prywatną kasą nie ma co marzyć, przeciwne są Indie, pół Afryki, w Europie w szybkim tempie przytomnieje Skandynawia. Słynną umowę z WHO jak na razie coraz mniej  krajów ma ochotę ratyfikować. Na horyzoncie przed  WHO dwie opcje - marginalizacja organizacji czyli podzielenie  losu innych agend ONZ albo wywalenie Gebreyesusa i jego ludzi z takim hukiem, żeby zapamiętano  na długo i powolne odprywatyzowanie i być może odbudowywanie autorytetu.  Mła się skłania do tego że będziemy mieli do czynienia z pierwszym wariantem, Gebreyesus i towarzystwo zbyt wiele wiedzą, jakby rozdarli twarze to z 3/4 politycznych i z 1/2 korporacyjnych  by trza wsadzić. Po mojemu załatwi się to na cicho. Co do zmian politycznych będących skutkiem pandemii  to sprawaczenie europarlamentu nie jest samo w sobie lekiem na całe zło, lekiem jako tako działającym jest zmiana koncepcji  tzw. odpowiedzialności politycznej na taką odpowiedzialność bardziej  bolącą.

Coś się chyba dzieje w temacie odpowiedzialności bo nagle premier Holandii zrobił wszystko  żeby wycofać się z polityki. Została wykonana wolta w takim stylu że mła zatchnęło. Polityk taki jak Marc Rutte wie kiedy odejść, zdaniem mła odchodzi jak Hyacinta Arden w Nowej Zelandii - przed czasem rozliczeń. Bo temat pandemii nam wróci, inaczej co prawda niż to by  chcieli "niezależni eksperci" powiązani z Big Pharmą czy zarzund Srajdzbuka, który przyznał się w końcu do cenzurowania w starym, niedobrym stylu. Wróci,  bo polityczni z nowego rozdania będą chcieli być na dłużej niż jedną kadencję w polityce i w tym celu muszą zeżreć starą gwardię z kopytami. Ludzie na Big Pharmę i Big Tech rozeźleni, będą się gapić na ręce, wojna na Ukrainie nie przesłoniła jakoś chęci rozliczeń pandemicznych, wbrew nadziejom politycznych. Ba, wojenka pokazała że nie ma już monopolu na info i ciężko będzie sprzedać usprawiedliwienie.  Nawet dwulicowy Musk z kupionym Twitterem, tym swoim pozowaniem na niezależnego nie sprawił że ludzie nie są świadomi że od początku konfliktu jego  zaangażowanie oficjalne po stronie Ukrainy równoważyło  to nieoficjalne zaangażowanie po stronie Rosji.  Musk jest głównie niezależny od przyzwoitości za to zależny od kasy za którą kupuje wpływy. Tak samo jak insi korposzefowie, nic to nowego. Ciekawe co by wypłynęło w sprawie kanadyjskich truckerów? Autonomiczny transport drogowy?

W świecie interesów idee służą tylko za opakowania. Politycy też tak majo. Zdaniem mła, po przejrzeniu rachunków możliwych zysków i strat, to ten powszechny brak zaufania to nie jest aż taki zły. Kiedy człowiek musi polegać na własnej ocenie a nie zawierzać autorytetom to bardziej wysila mózgownicę. A myślenie to zawsze w cenie i dobrze jest widzieć kto pod  szczytnymi hasełkami co przemyca. Dobra, to by było na tyle a teraz mła Wam przedstawi wyniki pewnego śledztwa. Jak wiecie mła jest troszki skrzywiona nadmiernym zainteresowaniem historią sztuki, mła niedawno naszła w necie urocze obrazki zieleniny podpisane Albert Durer Lucas. Mła otworzyła ślepka ze zdumienia bo nazwisko Dürer  mla się kojarzyło z imionami Albrecht albo Hans i z inszą epoką i miejscem urodzenia artystów. Poza tym Albrecht to i owszem zieleninę uwielbiał utrwalać, z tym że w inszej technice. Jego "zielone" prace to akwarele, studia roślin i zwierząt. A tu mła wyczuwała świetlistość oleju i tak po prawdzie to nie studium do inszych prac a obabrazki z założenia żyjące własnym życiem. Talent tyż inszej miary ale cóś w tych obrazkach było ujmującego i mła się zainteresowała Albertem Durerem Lucasem, któren był  brytyjskim malarzem żyjącym w latach 1828 - 1918. Być może rodzina  pochodziła z Niemiec, bowiem spotkałam się z pisownią nazwiska z umlautem.  Bardzo zagadkowy ten brytyjski Dürer. 

W Muzyczniku muzyczki co mła nuci z utęsknieniem, mła by sobie pośpiewała w deszczu.  Deszczowe dni jakoś mła nie przybijają, bardziej deprechogenne są takie zawiesinowe.


niedziela, 9 lipca 2023

Codziennik - leniwy lipcowy weekend

 

Było upolitycznienie, czyli mła odwaliła niby cóś na kształt prasówki i może wrócić do tego dla niej najważniejszego, do domowizny i ogrodnictwa, tym razem doniczkowego. Mła się w mijającym tyźniu za dużo nie udzielała bo miała problemy z opanowaniem helikoptera, który zainstalował się jej w głowie tak jakby bardziej na stałe. Stąd zresztą wpis poprzedni, bo mła niespodziewanie zaległa i mogła troszki poczytać i światu się przyjrzeć. Z tego przyjrzenia się to jej wyszło że wiele spraw jest mendialnie przegrzewanych, dlatego wybrała jedną z tych grzanych szczególnie mocno i się zabrała za amatorską analizę w stylu starej ciotki. Tym co jej wylazło podzieliła się w poprzednim wpisie, mam nadzieję że wylałam nieco oliwy na te fale powstałe przez histeryczne mendialne wzmożenie. W domu po staremu, Małgoś głównie śpi. TZP śpi w dzień a w nocy szaleje po chałupie, kotom totalnie odwaliło i urządzają balety z TZP w domu,  albo w ogrodzie z nowym kochasiem Okularii. Tfu, tfu, tfu, oznak schorzeń  u stworzeń nie widać. Ogniskiem kociej zarazy zdawa się jednak być chory drób i brak właściwej kontroli weterynaryjnej w tzw. przemyśle drobiarskim ( słowa przemysł i zwierzęta zestawione razem budzą we mła najgorsze instynkta ). Ponieważ nasze zarzundowe zaprzeczają że cóś jest na rzeczy  a jak wiecie one kłamią zawsze i wszędzie, to uważajcie co  jecie.  Jak widać  na przykładzie kotów bariera gatunkowa  między ssakiem a ptakiem nie jest taka trudna  do pokonania. 



Z powodu helikoptera mła jest taka nieco na zwolnionych obrotach, niby cóś tam wykonywa ale tak po prawdzie to efektów nie widać. U Cio Mary jest podobnie, ponadto z powodu upału siedzi w chałupie i w tym tyźniu nas nie nawiedzi. Ze mła jest na tyle słabawo że mła nawet szydełko nie szło ani igła z nitką, miałam też, króciutki na szczęście,  problem z czytaniem. Wszystko przez ciśnienie mła, któremu coś ostatnio często blisko do ciśnienia zejściowego. Mła w dni wolne stosuje starą metodę Małgoś; czujesz że ciśnienie za niskie - chlapnij jednego i śpiewaj. Na jakiś czas pomaga.  Mła  pilnie pija wodę z mikroelementami i solą co powoduje że leje jak ta straż pożarna, szczęśliwie nie puchnie jakoś straszliwie dzięki temu laniu. Mła się przez te wszystkie ciśnieniowe zawirowania czuje  strasznie stara, próchno niemal.  Tak się Wam wylewam bo Cio Mary to za bardzo nie chcę głowy zawracać, Mamelon miała swoje przejścia ze Sławencjuszem, więc się jej należy mentalny odpoczynek, a Małgoś przebiła uskarżania mła pełnym satysfakcji - "A ja to umieram", z czym mła nie może konkurować i mła taka słabo naużalana, wręcz niewyżalona. Koty mła olewają bo w ogrodzie owady i opalać się można, TZP rośnie i już nawet zaczął na mła fukać kiedy jest niezadowolniony z obsługi, w ogóle nie nadawa się do słuchania wywnętrzeń. No to padło na Was.


Mła oczywiście nie może sobie pozwolić na zaleganie totalne, bo TZP jest straszliwym brudasem, po którym trzeba non stop sprzątać i jeszcze pilnować żeby TZP w odkażacz  nie wlazł. No takie radości ze zwierzętami są, Ciotka Hanka musiała pożegnać psiego przyjaciela z powodu choroby odkleszczowej - strasznie ciężko się jej po tym pozbierać, Kocurrek lata z  małymi do weta bo choróbki wieku kocięcego, Romi obserwuje nieustająco Cacka i trzyma kciuki za prawidłowe szczalnictwo. Mła ma szczęśliwie tylko sprzątanie po jeżu,  w sumie lighcik. Jeśli chodzi o fotki TZP to jest pewien problem bo na ogół wyłazi ze swoich kryjówek po zmroku, jak już wspomniałam prowadzi typowo nocne życie i wydaje mła się że  TZP niespecjalnie lubi zapalone światło. Naprawdę ciężko go teraz sfotkować. Z wystawieniem TZP  z chałupy do ogrodu  jest niełatwo,  bo wystawiony wraca bardzo prędko,  jest z powrotem w chałupie  szybciej niż mła, a po chałupie porusza się tak że spowolniona mła nie ma szans na odłowienie zwierza. TZP  obecnie przesypia dzień w starej bazie za szafką kuchenną albo w nowym ulubionym miejscu, za szafeczką na której stoi drukarka. Dziecinne  pudełko po butach  zostało odstawione w krótkim czasie po tym, kiedy TZP stwierdził że jest za duży na butelkowanie. Oczywiście jak typowy chluń pierwsze kroki po obudzeniu TZP kieruje do michy, jak pusta to fuka. Z pretensją i nosem uniesionym do góry, co oznacza że jego zdaniem mła się opiendrala zamiast należycie zajmować jeżęciem. Cholera,  ucywilizowany. Cała moja nadzieja w kotach, one wychodzą a TZP je śledzi, bo wie że gdzie koty tam żarło. Po młowemu to  TZP powinien jak najszybciej wdrażać się w dziczyznę, w końcu instynkta ma,  w nocy sprawdza czy robaki nie zalęgły się w domowych kątach.

Odkąd nowy kochaś Okularii przeniósł się do tej części fabryki leżącej bliżej naszego ogrodu,  Okularia jest częściej widywana w domu. Skończyły się długaśne wycieczki, Okularia pojawia się regularnie w porze wydawania  żarła. Wielkich awantur z kochasiem nie ma bo nasz pięknie letnio wypłowiały  Pasiak, chadza teraz  razem z naszym pięknie zrudziałym Mrutkiem do Pusia. Czarne dziefczynki ogrodują pod magnolkami, niekiedy na grzbiecikach z łapkami w górze. Znaczy lato prawdziwe. Mła lato prawdziwe robi sobie kisząc ogórki małosolne, na to jeszcze ma siłę,  bo o ogrodowaniu to na jakiś czas musi zapomnieć, nie tylko ze względu na pogodę.  Mła sobie musi wyrównać różne  rzeczy w organizmie, zanim będzie mogła przystąpić do ogrodowania. Zostają jej te ogórki, może troszki dżemowania i zalewanie owocków alkoholem. Na razie mła sprawdziła jak tam z jej nalewką z chlebka świętojańskiego przywiezionego z Chorwacji - ciemna jak czekolada. Mła dodała wanilię. Teraz  po dziesiątym, jak troszki kasy spłynie, to  zaleje osobno odrobinę dobrej kawy i dobrej cytryny. Zrobię dwie wersje chlebkoświętojańskiego napitku - z cytryną i kawą.

Upał działa na mła jak na koty, najlepiej jej na wyrku z wyciągniętymi kończynami. Najmilej zalegać w towarzystwie lodów, bitej śmietany i truskawek. No, w towarzystwie lodów zalanych espresso tyż. Po południu w niedzierlę mła wykombinowała że wanna napełniona chłodnawą wodą to prawie  jak basen, przeliczyła szybciutko że nie zbankrutuje fundując sobie taką przyjemność i zaległa w wodzie.  Było bosko, tym bardziej że mła zrobiła sobie mazagran,  na prawdziwym rumie do którego mła ma grzeszną słabość i z dużą ilością lodu. Niestety nie co dzień niedzierla, a szkoda bo godzinne leżenie w chłodnej wodzie z café mazagran jest idealne na upały. Znaczy dla mła idealne, nie każdy musi przepadać za takimi rozkoszami. Ech... w dni powszednie mła ma wincyj zajęć i to takich przy których lepiej żeby trzeźwa była więc sobie nie pozwala. Zostaje  jej chlanie  wody z solami i branie  kropelków, te mniej przyjemne sposoby zwiększenia ciśnienia juchy. Co prawda od  drinków mła też  ma helikopter ale innego rodzaju. Wiecie jak to jest z helikopterowaniem, są miłe i niemiłe przeloty, he, he, he. 

Mła późne niedzierlne popołudnie spędziła na lekturze, wyciągnęła wielokrotnie czytaną powieść Agathy, bo bała się że od czego innego to się jej  zwoje przepalą a potem sobie poprzeglądała stare gazety. Nawet bardzo stare, takie z dwudziestolecia międzywojennego. Zrobiła sobie jeszcze jednego drinusia i rechotała jak ta nawalona żaba z odpowiedzi na listy do redakcji. W stanie lekkiego upojenia poszła do Małgoś zapodać jej odżywczą zupkę ale Małgoś oświadczyła że ma gdzieś odżywczą zupkę, natomiast nie pogardzi  tym co mła zastosowała na poprawę ciśnienia.  Mła sprawdziła Małgosine leki pod kątem łączenia z alkoholem, później zmierzyła  Małgoś ciśnienie  a potem zrobiła porządny mazagran i wysłuchała krótkiego wykładu Małgoś na temat wyższości schodzenia we własnym domu nad schodzeniem w ZOLu czy tam innym szpitalu nie serwującym alkoholi. Małgoś była ożywiona dłużej niż zwykle i naprawdę zadowolona, tym bardziej że przyszła do nas Szpagetka, nagle spragniona przytuleń. Wieczorem wytupał TZP i  nawet wylazł na podwórko, stwierdził że za gorąco, troszki zjadł i w te pędy wrócił do domu, tym razem za pralkę w pralni, bo tam chłodniej. Koty najedzone zwisają z parapetów, Małgoś chrapie a mła zaraz sobie zapoda "Lewisa" i będzie po weekendzie. Upalnym i leniwym.

Fotki weekendowe a w Muzyczniku coś Lalo Shifrina w klimacie krwawo - wesołomiasteczkowym.