sobota, 27 lipca 2024

Miasto Ódź - przebieżka

Upał upałem a swoje robić trzeba, znaczy  mła musiała zaliczyć  miasto. Wicie rozumicie, czym jest obecnie odbębnić wizytę w śródmieściu wie tylko ten kto sam doświadczył upały w naszym rozkopanym do niemożliwości grajdołku. Tak, tak, grajdołku bo nazwa miasta nie wywodzi się wcale od nazwy tych paru dech  skleconych wzdłuż stępki, nic z tych rzeczy. Łodzia  w języku staropolskim oznaczało wgłębienie, także w gruncie. Jakby Was któś kiedyś usiłował przekonać że to  od szlacheckiego nazwiska Łodzic albo od rzeki Łódki ukuto nazwę młowego grodu to spokojnie  każcie spadać na dżefo, nie ma takiej opcji. Sędziwój, nasz najstarszy herbowy,  pisał się w roku 1270 "z Łodzi" ( zatem od  miejscowości ukuto  nazwisko ),  zaś rzeka  Łódka   swoją nazwę nabyła od miasta Łódź, do XIX wieku bowiem zwano tę rzeczkę Ostrogą, bądź Staromiejską. Najstarsza część  Łodzi, ta dawna wiocha leżąca w granicach księstwa łęczyckiego, była tak usytuowana że żaden z cieków w jej pobliżu  nie nadawał się spławiania jakiejkolwiek łódki. Owszem, rzeczek i strumieni było wokół naprawdę sporo, tak jak i bagienek i uroczysk  a po środku tej bagnistej krainy było sobie miejsce, w miarę suche, co niby jest dość dziwne,  bo to niecka w gruncie.  W gruncie rzeczy nie aż tak dziwne, rzeczka  Łódka, przepływająca najbliżej wiochy a potem miasta Łódź, to prawdziwy wodny potwór - jej opis z roku 1860 nie zostawia w tej kwestii żadnych wątpliwości - dwa metry w najszerszym miejscu, trzydzieści centymetrów w najgłębszym. No i spróbuj zbudować tu bulwar! Bezczelnie wylewającą Łódkę ujarzmiły farbiarnie i przędzalnie pospołu z młynami,  bulwarów się nie dorobiliśmy za to główny trakt do Piotrkowa Trybunalskiego  przerobiliśmy na reprezentacyjną ulicę naszego miasta.  Mła kiedyś tam przedstawiała Wam różne takie i takie  widoczki z Piotrkowskiej, zwanej Pietryną. Był nawet fotoreportażyk z jednego z podwórek zamienionego na pasaż.

Teraz mła Wam pokaże okolice tzw. Stajni Jednorożca. To dworzec przesiadkowy na skrzyżowaniu alei Adama Mickiewicza i Piotrkowskiej. Konstrukcja nieco irracjonalna, na którą straszliwie źle reagują miłośnicy brutalistycznej architektury. No bo to wszystko nie tak, konkurs nie taki, "to coś' nie takie, bo żadnego porządnego betonu tylko plastik, membrany z jakichś zdziwnych włókien i konstrukcja z metalu. Insi stwierdzili że ani  to proste ani to eleganckie. Słowem nic ładnego dla znawców. Autorem zadaszenia dworca tramwajowego jest architekt Jan Gałecki, który przy projektowaniu konstrukcji inspirował się secesyjną arrchitekturą, która ma w mieście niezłą reprezentację. Jeden z najładniejszych secesyjnych budynków znajduje sie tuż przy Stajni Jednorożca, to urocza kamienica z 1902 roku zaprojektowana przez Gustawa Landau - Gutentegera dla Zygmunta Deutschmana.  Stajnia  Jednorożca zajmuje   jedną przecznicę alei  Adama Mickiewicza, ciągnie się od ulicy Piotrkowskiej aż do alei Tadeusza Kościuszki, przy której stoi wspomniany przez mła budynek kamienicy Deutschmana.  Wiata, będąca zadaszeniem czterech peronów dworca, przykryta jest  dachem z  przezroczystej membrany EFTE w kolorach: niebieskim, żółtym, fioletowym i czerwonym, związanych z kolorami nowego logo Łodzi. Boczne ściany wykonane są z plastiku i membrany przezroczystej. Pierwotnie myślano o szkle ale zrezygnowano z tego tworzywa ze względów bezpieczeństwa. Zadaszenie wyprodukowano w Japonii, tworzywo o łącznej powierzchni 3000 metrów kwadratowych  zostało zabarwione we Włoszech. Nasz kontrowersyjny dworzec przesiadkowy  największy na świecie dach budynku wykonany w tej technologii. Łodzianie uznali bezguście za swoje, dorobili mu odpowiednią  nazwę i  złośliwie postawili w  nieopodal w 2019 roku Pomnik Jednorożca, autorstwa japońskiego rzeźbiarza Tomohiro Inaby.  No może nie mamy bulwarów ale stajenkę to sobie odtentegowaliśmy.

Od Stajni Jednorożca wiele osób zaczyna zwiedzanie  miasta Odzi, od rogu alei Adama Mickiewicza zaczyna się bowiem ta turystyczna część Piotrkowskiej. Taka imprezowa, gdzie człowiek wręcz się potyka o restauracyjne i kawiarniane ogródki. Ta turystyczna Piotrkowska kończy się placem Wolności (  Piotrkowska biegnie od Placu Wolności do Placu Niepodległości, cud że po drodze nie ma jakiegoś Placu Niezawisłości, Pasażu Niezależności czy Ronda Ty Mi Tu Nie Będziesz Mówił ) na którym stoi dość okrutny pomnik Tadeusza Kościuszki, ulubionego bohatera narodowego  odzian (drugim jest Józef Piłsudski) . Róg Mickiewicza i Piotrkowskiej to takie miejsce gdzie  to co w  mieście Odzi stare ( Piotrkowska z jej w większości  XIX wieczną zabudową ) spotyka się z tym co nowe ( Aleje Mickiewicza zabudowane są po większości konstrukcjami z XX i XXI wieku ). Takie skrzyżowanie dwóch światów.

Mła sfociła dla Was króciutki odcinek Pietryny, taki od  Roosevelta, przez ulicę Nawrot i Off Piotrkowska.  Mła się  akurat tam kręciła bo tam miała załatwianie spraw. Na początek mła Wam wklei fotki kamienicy  firmy "Krusche - Ender", stojącej pod nr  – 143. To kamienica wzniesiona wg. projektu Dawida Lande w latach 1898 -1899, pierwotnie jako dwupiętrowy budynek. Prace budowlane prowadziło znane łódzkie przedsiębiorstwo "Wende i Zarske". W latach 1923 -1924 kamienica została podwyższona o dwa piętra, prawdopodobnie również według projektu Dawida Lande. Podczas przebudowy zamalowano polichromię, którą odsłonięto w roku dopiero w roku1996 podczas renowacji budynku. Charakterystyczne polichromie określano swego czasu mianem  modernistycznych, dla mła to secesyjne malowanie na eklektycznym budynku. Na kamienicznych  ścianach jedne z najładniejszych  łódzkich smoków.

Na fotkach powyżej możecie oblookać mozaikowy fryz na pałacu Juliusza Kindermanna, budynku wzniesionego w 1907 roku wg. projektu wiedeńskiego architekta Karla Seidla, oraz jego łódzkiego kolegi, wspomnianego już Gustawa Landau - Gutentegera. Mozaikę przedstawiającą alegorię handlu bawełną, od zbioru po jej załadunek na statek żaglowy w porcie weneckim, zaprojektował Alois Hans Schram a w 1909 wykonał zakład w Murano,  należący do spadkobierców odnowiciela techniki mozaiki weneckiej w nowożytnej Europie, Antonia Salviatiego. Tę urodność można zobaczyć pod numerem 137/139.  Za to pod  numerem 149 można zawiesić oko na cud urody sztukateriach kamienicy Jana Traugotta Lehmana, zbudowanej wg projektu Hilarego Majewskiego w 1881 roku.  Tak po prawdzie to dziełem  Majewskiego była znajdująca się w podwórzu dwupiętrowa tkalnia wyrobów wełnianych, pierwszy murowany budynek na posesji.  W miejscu parterowego drewniaka, dość typowego dla Łodzi  budynku,  wzniesiono trzypiętrową kamienicę frontową. według projektu z 1896 roku.

Na fotce powyżej widzicie wykusz nad wejściem do kamienicy znajdującej się pod numerem 125.  To kamienica zbudowana dla Heleny i Edwarda Heimanów.  Dwupiętrowa kamienica frontowa została wystawiona około roku 1893, trzecie piętro  dobudowano gdzieś tak koło roku 1897. Fotka poniżej to budynek znajdujący  się przy ulicy Henryka Sienkiewicza pod numerem 52. Tak naprawdę to budynek narożny, stoi zarówno przy ulicy Sienkiewicza jak i Nawrot pod numerem 17. Budowa obiektu rozpoczęła  się w 1912 roku a zakończyła w roku 1913. Kamienica wybudowana została  dla Chanane i Mindla Brzezińskich oraz Rimena i Ruchli Kapelusznik.Twórcą jej projektu był Lew Doński. Mła z radochą zobaczyła że elewacja kamienicy została wyremontowana, niestety z przykrością stwierdziła że  zniknął sklep papierniczy, który działał tam od niepamiętnych lat. Zawsze był świetnie zaopatrzony, nawet w czasach kryzysowej komuny. Ech...

A teraz pokażę  Wam wspomnianą  wcześniej perełkę łódzkiej secesji, kamienicę  Deutschmana. Architekta już  znacie, datę powstania budynku również.  Kamienica znajduje się przy alei Tadeusza Kościuszki 93. Kamienica wzniesiona była  jako czterokondygnacyjny luksusowy dom o mieszkaniach z wysokim standardem. Oczywiście wysokim jak na rok 1902. Budynek powstawał w dwóch fazach, część frontowa, została wzniesiona dla Zygmunta  Deutschmana, który budynek wraz z parcelą sprzedał małżeństwu Matyldzie i Stanisławowi Heimannom. W roku 1912 rozpoczęto rozbudowę w kierunku północnym. Dobudowano połowę kamienicy. Nad rozbudową czuwał architekt Romuald Miller. Pierwotny budynek, ten z 1902 roku, był kamienicą sześcioosiową. Wejście na teren posesji znajdowało się wówczas z boku budynku. Dlaczego Deutschman nie wybudował od razu całej kamienicy? Żeby wybudować tak dużą kamienicę jak to było pierwotnie zaplanowane trzeba było sporej kasy, Deutschman najwyraźniej się przeliczył,  zdarzało się to lodzermenschom wcale nie tak rzadko. W czasie rozbudowy w 1912 powtórzono rozwiązanie kompozycyjne fasady z części budynku wzniesionej wcześniej. Jest ona także sześcioosiowa, posiada identyczne wykuszem i okna. Na fasadę nałożono dekorację o motywach roślinnych, wg. tej, która znajdowała się na wcześniej wzniesionej części budynku.

Co prawda nie wiemy czy pierwotna dekoracja została wykonana ściśle wg. projektu ale ponoć ta powtórzona to za to była wobec tej pierwszej wiernością nad wiernościami. No i tak po fasadzie kamienicy wiją się secesyjne  łodygi,  rozwijają się na niej pąki liści i  kwiatów, owoce,  jodłowe  i piniowe igły i szyszki, liście kasztanowca,  winorośli i bluszczu, kwiaty słoneczników, róż, maków . Jakby tego było mało fasadę frontowa urozmaicona jest poprzez  wprowadzony kontrast ciemnej, mocno wypalonej cegły, z szarym chropowatym oraz gładkim jasnym tynkiem. Dwie bramy wejściowe i jedna główna  wjazdowa są asymetrycznie umieszczone. Ponad  wejściami umieszczono nerkowate okna. W narożach bramy straszą dwa  maszkarony. Detal jest secesyjny do bólu. Kamienica posiada trzy oficyny, dziedziniec z małym zieleńcem zamyka od strony zachodniej równoległy do części frontowej murowany jednopiętrowy budynek, uroczy pawilon z wieżyczką.Wygląda nieco bajkowo wśród wysokich murów, taka fantazja kamienicznika, he, he, he.  Budynek  jest w trakcie rewitalizacji, tak się mła wydawa po oblookaniu bramy wjazdowej. Najwyższa pora, bo to jeden z ładniejszych budynków w mieście i czas żeby zalśnił pełnym blaskiem. No dobra, to by było na tyle tej krótkiej przebieżki, przy okazji załatwiania przez mła spraw. Mam nadzieję że czujecie się choć troszki dołodziowani.

wtorek, 23 lipca 2024

Odmóżdżenie

Pogoda jest z nadal z tych dla mła dodupnych, dlatego mła przedstawia Wam dzisiaj wpis odmóżdżający. Czy pamiętacie taki filmik z Meryl Streep i Goldie Hawn o dwóch starszych aktorkach goniących za wieczną młodością?  Hym... gonitwa weszła na wyższy poziom. Jak wiecie marzeniem wielu sześćdziesięciolatek jest tak sobie naciągnąć skórę na twarzy by wyglądać na trzydziestolatkę. Do tego wypchać policzki i nasączyć usta no i mamy już dwudziestolatkę. Taa... rzeczywistość jednak skrzeczy i człowiek po zabiegach medycy zwanej nie wiadomo dlaczego estetyczną, wygląda jak naciągnięta sześćdziesięciolatka z wypchanymi chomiczo polikami i tym czymś  jak u glonojada. Real ma pewne ograniczenia i tu w sukurs przychodzą nam społeczniaki i tzw. filtry do obróbki fot. To są takie programy filtrujące rzeczywistość. Sprawa tylko z pozoru jest komiczna, jak się nad tym zastanowić filtry to jest coś  wykraczającego  poza zabawę. Do mła to dotarło kiedy zorientowała się że sporo osób jednak wierzy że Madonna  wygląda tak jak na fotach z Instagrama. Sorry ale zaburzenie percepcji to groźna rzecz. Ludzie martwią  się o sztuczną inteligencję i jej zabawy a jednocześnie nie chcą powszechnie dostrzegać zagrożeń, które cóś mało inteligentnie sami na siebie sprowadzają. Mła wie że granice starości szczęśliwie się przesuwają z korzyścią dla nas i to jest OK. Jednak zafałszowany obraz świata  to już nie jest OK, to wpychanie ludziom do głowy bujd. Nie jestem pewna czy zabawy z filtrami powinny być kontynuowane.  Mła cóś jest ciekawa  jak wygląda niezafiltrowana staruszka  z  "now" . No i  to by było na tyle.

niedziela, 21 lipca 2024

Codziennik - zdychalnik

Mła na wszystkie komentarze pod poprzednim wpisem odpowie kiedy tylko będzie w stanie cóś z siebie wykrzesać. Czuję nadciągającą  irytację z waszej strony bo mła tu nie odpisuje a powinna. Wybaczcie ale mł obecnie jest w fazie zdechnięcia, literki jej się mylą na klawiaturze i cholera wie  ile będzie trwało napisanie tego postu. Mła tu nie chce narzekać, bo same wiecie jak upalna pogoda daje się we znaki paniom starszym. Zawsze się dawała ale mła od niedawna jest panią w zaprzeszłym wieku balzakowskim więc jakby nie była do tej pory pewnych rzeczy świadoma. Mła przyłazi z miasta i pada.  Jestem w stanie pisać  tylko w te dni kiedy nigdzie nie wyłażę, znaczy nigdzie dalej niż do ogrodu. Gdybym mogla cóś wymyślić to bym kombinowała jak tu przenośną jednoosobową klimę dla pieszych zrobić, no ale cóż - nie jestem w stanie rozwiązywać  prostych problemów. Obejrzałam dwa odcinki "My Lady Jane", podobało mła się, choć echa po "Wielkiej" mła wysłuchiwała. Obejrzałam kolejny odcinek "Uznany za niewinnego" i pierwszy odcinek francuskiego "Vortex". Mimo że to wszystko rozłożone w czasie mła dość szybko męczyła się oglądaniem, czyżby już nadciągało otępienie starcze? Na razie optymistycznie zwalam na skutki aury tę niechęć do zainteresowania  się losami serialowych bohaterów. Hym... jestem tak odmóżdżona przez pogodę i moją na nią nieodporność że nawet własny los mnie jakoś słabiej interesuje.

Jak mła już się przemoże i chce zainteresować żeby  powiązać ten swój własny z tym zbiorowym, to tyż ma cinżko. Mendia  radośnie zniekształcają obraz świata, bo ograniczają się do kilku wybranych dziedzin: ciężkiej depresji z fazą maniakalną która objawia się u mendialnych z powodu tego że nie są politykami a wyraźnie by chcieli, LGBT + jeszcze parę liter i ich ciężkiej walki z rzeczywistością ( jakby kto nie wiedział transom udało się wnerwić gejów i lesbijki do tego stopnia że nie wiadomo czy ruch się w tym kształcie nie rozwali ), jedzenia robaków ( jakbyśmy w życiu ich nie jedli ), tego jak bardzo mendia są potrzebne a media to może niekoniecznie. To wszystko jest tak interesujące jak solidna porcja flaków z olejem! Jeżu, zamiast rzetelnej informacji jakieś łzawe wynurzenia, komentarze tam gdzie powinny być wiadomości. Mła tu seriale w większej ilości męczą  a co dopiero obrazek świata odbity w krzywym zwierciadle.

Mła w związku z tą ogólną męczliwością światem wirtualnym postanowiła sobie zapodawać go w nieco mniejszej ilości. Mła przeczytała wpisy ludziów swoich o Poznaniu i mieście Odzi, o sianokosach w tym roku  mniej obfitych, mła przeprasza za brak komentów ale mła obecnie nie ma siły walczyć z tym kretynem bloggerem, który nie rozumie słowa "zezwalaj". W związku z mniejszym zapodawaniem sobie wirtuala, mła znalazła czas na wykonanie  elementów wyposażenia wnętrza do tej miniaturowej chałupy, co to ma być pod kloszem. W wyrku pojawił się materac, dwie poduchy, pierzynka i miś przytulanka. Dziecinnieję na całego! Mła dopieszcza tyż sukinkulenty i trzeba przyznać że roślinki w dużej części się mła odwdzięczają. Niewdzięczne są za to kociszony, praktycznie 24 godziny są poza chałupą. Tylko wpad na krótki posiłek i jakbym madką kotów nie była. Towarzystwo podwórkuje i ogroduje non stop. Dobra, dziś nie ma żadnych fotek starych przepisów, nie mam na to siły. Dodam tylko Muzycznik z Wróbelkiem i Marleną i polezę oglądać lady Jane.


P.S. Mła dołącza kolejne fotki: łóżeczko z mininarzutką.