wtorek, 13 maja 2025

Codziennik - Zimnik majowy

Mła polazła w sprawie kocich zdjątek ale pocałowawszy klamkę, bo pani opiekująca, wiekowa,  poszła odwiedzić panią kotów. Numeru telefonu ni mam coby się umówić, więc zostaje mła nachodzenie. Nie mam co narzekać, są sytuejszyn wymagające większego zaangażowania. Piesa poszukuje miejsca dla szczególnego kotka, miziastego Kropka. Tylko poważne oferty z domów dla kotów niewychodzących będą rozpatrywane, bo Kropuś jest kotem o nieco większych wymaganiach. Nie znaczy że się będzie siedziało z nim na okrągło u weta ale paru zasad trzeba przestrzegać. W zamian Kropek oferuje mruczenie wyczynowe i przylepność ogromną, znaczy będzie dopieszczał. Mła wie co znaczą takie dopieszczania, bowiem dopiero od niedawna jej stado przywróciło mła do łask. Łaski rozdzielane są skąpo, mła się zaczęła stadu podlizywać w nadziei na zwiększenie z ich strony... hym... intensywności świadczeń. Jakby było mało to mła w domu pochowała przed sobą różne rzeczy, które są jej teraz potrzebne i starannie zapomniała o lokalizacji tych schowanek. Wicie rozumicie, wewiórka i żołędzie. Mła wkurzona na ten swój wewiórkizm, garami rzucam, drzwiami trzaskam, co oczywiście wcale nie pomaga ani na ataki sklerozy, ani na poprawę nastroju. Metodami joginów uspokajać się nie mogę, bo parę głębokich wdechów i zasypiam a jakoś tak mła głupio w majowy dzień podsypiać. Łażę taka półwściekła i zionę mniłością do świata. Kiedy nie muszę to staram się ludziów nie widywać, lepiej żeby na humory mła nie byli narażeni. W otoczeniu mła i bez złych młowych humorów ludziom nie lekko, każdy tam dźwiga jakiś kawałek krzyża, niektórzy mają naprawdę dużo do dźwigania i nie ma co dokładać ciężaru własnym kiepskim nastrojem. Hym... siedząc sama ze sobą doszłam do wniosku że nie jestem najlepszym towarzystwem, chyba mam na siebie zły wpływ. Ciągle smęcę. 

Pogoda jak na razie taka ogrodowo zniechęcająca, więc mła jeszcze nie posadziła swoich zeszłotygodniowych zakupów roślinnych. Ponoć idzie ocieplenie ale mła wyłażąc z chałupy  dzisiejszego poranka jakoś nie mogła w to uwierzyć. Chłodno, oględnie pisząc, ogrodnicy i zimna Zocha, te klimaty. Jedno co dobre że ślimory w związku z tą pogodą mało aktywne, nie widać śladów ich żerowania. Jednakże o pracach ogrodowych czy leniwym zaleganiu na trawce mła nie marzy, dopiero jak się naprawdę ociepli mła wylezie do Alcatrazu bez lęku że ogrodowanie zakończy się pokasływaniem i ciągłym lataniem do kibelka, coby pokropelkować. Tak przy okazji tych zdrowotnych radości to piaseczek u mła się ruszył, mam nadzieję że nie mam wydm w nerkach. Fizyczna niemoc od razu się u mła zamienia w zły humor, czuję się jak stara skarpetka, taka dziurawa z której palec wystaje. Ponadto komuś bardzo spodobała się moja azalia 'Veiling', na tyle oczarowała że tylko dołek po niej został. Rosła ponad 9 lat, wątpię by przyjęła się w nowym miejscu. Złodziej będzie rozczarowany,  pierwsze padną kwiaty a zaraz potem cała reszta, bo podciął korzenie. Oby gleba w ogrodzie zarosła mu perzem po całości i to tak na metr w głąb.  Najgorsze że tę odmianę ciężko odtworzyć.

sobota, 10 maja 2025

Weekendownik - Majownik ogrodowo - domowy

Coroczne święto ogrodu, mła obchodzi, mimo tego że nadal w poczuciu niepełności. Hym... okazuje się że może być gorzej, mła będzie  zaraz poszukiwać miejsca dla dwóch kotek. Heleny i Kaśki, których pani wylądowała w hospicjum z wyrokiem. Kotki wychodzące, dorosłe i silnie z sobą związane, nie ma mowy o rozdzieleniu. Trafią do nas na tymczas ale dobry dom na stałe by się przydał.  No jest zmartwienie. Kotki na razie dokarmia sąsiadka, ustaliliśmy że do nas trafią "już po", znaczy kiedy trzeba będzie likwidować mieszkanie ich pani. Okropne kiedy odchodzi kochane  zwierzątko ale nie wiem czy nie paskudniej jest kiedy odchodzi opiekun a stworzenie zostaje samo. Mła stara się myśleć pozytywnie, tym bardziej że obiecała dobre i wspomagające myślenie kierować w stronę potrzebującego, jednakże przyznam się że sytuacja jest z tych dołujących i muszę się starać z całych sił żeby do tych dobrych mocy się w sobie dogrzebać.

Ze spraw mniej przygnębiających to mła była z Mamelonem i Sławencjuszem na szkółkingu. Takim krzakowym, bo wraz z wiekiem nasz zapał w kierunku bylinowania jakby cóś malał. Nie znaczy że mła się odlubiło bylinowanie, nic z tych rzeczy. Mła po prostu nie ma już tylu sił, by pielęgnować morze bylin. Mła nabyła kolejne azalki japońskie, kwitnące białymi kwiatami: dwa krzaczki odmiany 'Eisprinzessin', które rosną bardzo niziutko i powolnie i jeden krzaczek odmiany 'Sněžka', będącej krzyżówką odmian 'Mainschnee' i 'Lednice', rosnącej wysoko i szybko. Azalkowo jestem usatysfakcjonowana, tym bardziej że cena krzaczków była z tych znośnych. Niestety krzoczki różanecznika gęstego nie z takich, jakie się marzą Romi. Lila - róż po całości i to takie jakieś pastelowe. Mamelon miała nabyć, bo jej akurat paszą te słodkości do wiosennych zestawów. Mła nabywszy też kolejną kalinę japońską Viburnum plicatum f. plicatum 'Opening Day'® . Ta odmiana rośnie baaardzo szeroko i przepięknie przebarwia się jesienną porą. No i co najważniejsze - krzew dłuugo kwitnie, bywa że kwiaty zdobią go około miesiąca. Na koniec  dopieściłam się zakupem rośliny, która kiedyś w Alcatrazie rosła ale miała pecha i padła przy podcinaniu drzew i krzewów. Hym... Nasz Macek troszki za mocno przyciął, znaczy poniżej miejsca szczepienia. Mła szczęśliwa, bo jarząb olcholistny Sorbus alnifolia 'Red Bird' jest urodny co cud i to taką urodą subtelną. Szkółking uważam za bardzo udany.

Ze spraw domowych - mła usiłuje generalnie porządkować. Ściągnęłam okrywę materaca, starannie się przy tym zasapawszy i wyprałam. Zakładanie wypranego okrycia było jeszcze większą męką niż ściąganie, materac nie chciał współpracować. No wicie rozumicie, mła jest mała, krótkie łapki ma a materac solidny, taki żeby młowy  kręgosłup na nim odpoczywał. Mła tych centymetrów w łapach brakowało i musiała nieźle kombinować żeby zamek błyskawiczny zaciągnąć. Uff... Jak dobrze że to już za mła, wolę  wszystkie okna domowe umyć niż prać materac! Mniej zasapywania ( okna  nie robią niespodziewanek i są bardziej "poręczne" ). Szczerze pisząc to po tej walce z materacem to mła padła, nie miałam siły na dalsze porządki z "listy wstydu" ( mam takową motywacyjną listę porządków domowych, zrobiłam, bo porządki cóś ciężko mła idą ). Ledwie ten materac odwaliłam i ubrałam go w prześcieradło a już było na nim stado! Niektóre osobniki starannie upudrowane piochem, w którym się tarzały. Pogoniłam a na prześcieradło nałożyłam jeszcze narzutę. Tak na wszelki wypadek, bo wypiaszczone lubiejo kiedy chłodek na dworze przytulić się do mła pod kordełką. Ponieważ dla mła kocie przytulanie niezbędne do życia a koty ma wychodzące, to narzut trza będzie wincyj. Nie ma lekko, narzuta na prześcieradło, narzuta na kordłę, stado  jeszcze może wymagać by pojawiła się narzuta na koty. Chyba pomyślę o samodzielnym szyciu, bo gdybym nabywała narzuty  drogą  kupna to z torbami mogłabym pójść.

Staram się unikać netu, głównie z powodu nadchodzących wyborów. Nie dość że te kandydackie mordy atakują mła na zewnątrz z rozwieszonych banerów, to jeszcze w domu strach monitor włączyć. Kiedy już włączam kompa to od razu mam wnerw, bo zamiast leźć od razu na bloggera to z przyzwyczajenia wchodzę na portale info  i czytam różne takie zdziwności od których mła się słabo robi. Na ten przykład przeczytałam że zarzund wymyślił że teraz to rachunki za prąd będą bardziej przejrzyste. Taa... Niech się lepiej zajmą obniżeniem cen prądu, a nie wyglądem rachunku! Do przeglądania czegokolwiek związanego z wyborami prezydenckim szczęśliwie nawet nie przystępuje, bo szlag by mła trafił przed tym monitorem. Jest dla mła od dawna jasne  że trzeba wybrać najmniej umoczonego i tzw. mniejsze zło. Tragedyja i to po całości. Przeglądy info zagramanicznych tyż nie robię bo tam Ryży Superstar, choć zdawa się mła że mu konkurencja w Watykanie wyrosła. Generalnie żyję sobie w niedoinformowaniu, błogo i tak ma być przynajmniej do końca wyborczego sezonu w naszej Cebulandii. Odnetowienie powoduje że czasem nie odpowiadam szybko na komentarze pod wpisami, przepraszam za niedogodnościowanie. Mea culpa i wogle, mam nadzieję że wybaczycie skruszonej mła. 

Fotki macie wczorki i zdziśki a w Muzyczniku zapodaję starą piosenkę grupy ABBA. O całowaniu nauczyciela, ciekawe czy dzisiejsi nawiedzeni dopatrzyliby się w tym tekście grozy?

poniedziałek, 5 maja 2025

Brzydal

Po łobowiązku prasówkowym kocie sprawozdanie.  Od razu z grubej rury - Mrutek uznał że Ryjek jest najbrzydszym kotem świata. Do tego wniosku doszedł kiedy  Ryjek pierwszy raz wymiauczał do mła "madka", tonem naśladującym miauki  Mrutiego.  Aż się w Mruciu zapultało, uznał te Ryjkowe miauki za prowokację i usiłował Ryjku uświadomić że Mrutku to się szaconek należy. Ryjek wyraźnie nie pokumal czaczy i "madka" weszła na stałe do Ryjkowego repertuaru. Mrutek z jednej strony nadal  wnerwiony, z drugiej z lekka zniechęcony wymiauczał do mła swoje zdanie o Ryjku - "Nie dość że bezczelny i głupi to jeszcze brzydki. Madka ja nie pojmuję dlaczego bocian zrzucił nam na głowy kota z tyłozgryzem i kretyńskim umaszczeniem. I jeszcze te małe oczka, które robią się wielkie jedynie wtedy kiedy gnojek robi coś zakazanego. No za co to?!" Madka Mruciu tłumaczy - Mruteczku pomyśl że Ryjek ma niełatwo, on musi żyć z tym tyłozgryzem, kretyńskim umaszczeniem, małymi oczkami i niespecjalnie dobrym charakterem. Mruciu zdobądź się na współczucie! Mrutek wzdycha i miauczy  - "Tylko dla ciebie to robię, madka, tylko dla ciebie." Sztaflik Ryjka leje, Okularia ignoruje, tylko Lucas darzy go ciepłym uczuciem. No i mła, bo co mam zrobić. Ryjek jest jaki jest, może się troszki zmieni po odjajczeniu. Na razie podrapał mła w okolicach nosa, wicie rozumicie kwestia kleszcza w uchu, którego wyczuł sąsiad Michał, kiedy Ryjek przyszedł się z nim przywitać. Bo Ryjek jest bardzo kontaktowy, do tego stopnia że mła się troszki tym martwi,  kiedy np. Ryjek usiłuje leźć do Gibona, somsiedzkiego rottweilera. Wieczorem włożę Ryjka w rękaw szlafroka i załatwię sprawę, teraz mu odpuszczę, bo coś podejrzliwy.

sobota, 3 maja 2025

Prasówka sówka czyli nocką pisana - gwiazdor w roli głównej w przeglądzie info minionego miesiąca

Obecnie wg. mendiów mamy teatr polityczny jednego aktora. Wiadomości zdominowane są tym co robi  prezydent USA, gwiazda światowej polityki. Traktują tego człeka jak frontmana  "niegrzecznego" zespołu rockowego, demolującego pokój hotelowy. Rzeczywiste konsekwencje działań Ryżego wydają się dla mendiów mniej interesujące, liczy się pogoń za newsami i zarabianie na ekscesach Ryżego, ukochanego przez mendia prezydenta. No a real nie tylko skrzeczy, real skwierczy, pojękuje i ciamka, tak się porobiło. Wyobraźcie sobie jeden z kandydatów na prezydenta Polski spotkał się z prezydentem USA. Nie,  nie zostaliśmy potęgą, tak w ciągu miesiąca spsiały USA!  W marcu to jeszcze spsienie szło wolniutko, w zeszłym miesiącu przyspieszyło, co słychać, widać i czuć. Najsampierw harce rozpoczął "ukochany sojusznik", Netanjahu po prostu robi co uważa i udaje że nie słyszy pohukiwań z Waszyngtonu. Następnie Ukraińcy przetrzymali  Ryżego i kiedy nie sposób już było udawać że Wujek Wowa nie dupczy Ryżego bez mydła, podpisano ową słynną umowę mineralną z Ukrainą, która wg. plotek jest jasnym dowodem na to że amerykańscy negocjatorzy coś z główko majo. Ryży po cichutku wchodzi w pampersy Ślepego Józka, bardzo cichutko, bo widać racjonalnych działań w polityce zagramanicznej, prowadzonych w interesie USA,  nie sposób wytłumaczyć wyborcom MAGA.  Pytanie tylko ile ciszy mendialnej jest w stanie znieść kabotyn? Jednakże to nie  rozwałka portu w Iranie, nie klęska negocjacji z Wujkiem Wową, nawet nieodbieranie telefonów Ryżego przez Xi,  nie jest tym co świadczy najsolidniej o tym że świat się zmienia. To  sytuacja na granicy pakistańsko - indyjskiej pokazuje że kraje na nowo się pozycjonują ( przy czym robią naprawdę brzydkie rzeczy, Indie Modiego to nie gołąbek pokoju, to niezłe szowinistyczne bagienko, w sumie równie paskudne jak islamski Pakistan ), bo przestały postrzegać USA jako supermocarstwo. To nie powinno dziwić, bo skoro prezydent USA zachowuje się tak jakby nie wierzył w sprawczość amerykańskiej armii, to dlaczego inni mają wierzyć? Jakby było mało osłabia się dolar i to całkiem inaczej niż dotychczas.

Występy Ryżego z cłami  głównie wzbogaciły krąg jego znajomych, samym Stanom przyniosły w pierwszym miesiącu od wdrożenia ( zazwyczaj najbardziej obfitym w taki zysk ) całe... 15 miliardów. Zważywszy że w kwietniu brakowało w budżecie cóś ponad 800 miliardów, to zaprawdę amerykańskie państwo wzbogaciło się co cud. Rolowanie długu byłoby bardziej korzystne dla budżetu, no ale żeby myśleć trzeba mieć czym. No cóż, większość tych, co głosowali na Ryżego zrobiła to z tego powodu że ich osobista sytuejszyn ekonomiczna była lepsza za Ryżego niż za Józka. Wieść gminna niesie ( nie wiem, szczerze pisząc nie chciało mła się sprawdzić ) że podczas swojej pierwszej kadencji Ryży przyznał ludziom hojne ulgi podatkowe na 4 lata, tak sobie myśliwam  że te ulgi są powodem, dla którego ludzie mieli trochę więcej pieniędzy w kieszeni. Cóś jak nasze pińcet  plus. Eksperci finansowi ostrzegali przed tym scenariuszem, mówiąc, że ludzie będą musieli ponownie włożyć do wora  pieniądze, które państwo straciło w dochodach podatkowych przez cały okres przerwy, co oznacza, że ​​podatki wzrosną po 4 latach. Po wygranych przez Józka wyborach hamulec podatkowy się skończył, no a te jego piniądze srovidowe to na króciutko były i trza je tyż było zwrócić. Ni ma kasy, znaczy wina Józka. Powodem, dla którego Józek nie wprowadził tego samego rozwiązania co Ryży i dla którego  teraz Ryży  nie zrobi tego ponownie, jest to, że zaszkodziło to  solidnie  gospodarce USA. Lekarstwem na ekonomiczne boleści Amerykanów miały być za to cła, ten cud plasterek,  któren pozwolić miał na niepodnoszenie podatków i reindustrializację USA.

Problem jednak w tym, że cła, które Trump wprowadził w czasie swojej pierwszej kadencji, nie miały tych pozytywnych efektów, które uzasadniałyby ich koszty. Wicie rozumicie,   udział osób zatrudnionych w przemyśle nie przestał spadać. Niby w tych branżach, które były chronione przed konkurencją zagranicznych producentów, zatrudnienie nieco - nieco wzrosło, jednakże w całym przemyśle tego efektu nie było. Dlaczego?  No bo zgadnijcie na jakich to komponentach pracują amerykańskie fabryki? Tak, zgadza się - na importowanych. Cłami w końcu obłożono i  stali i aluminium, nie ma się zatem  co dziwić że niejedno przedsiębiorstwo w USA upadło. Teraz powtórka z rozrywki. Cła Ryży wprowadzał głośno, wycofuje się z nich po cichu, po wielkiemu cichu ( takie postępowanie jest w ogóle normą tej amerykańskiej administracji ). Jak na razie celna dupanda a reindustrializacja  ziszcza się bezobjawowo.  Któś tam przenosi zakłady do USA ale tak raczej na papierze, za to piniądz ucieka przestraszony niestabilnością, bo Ryży kocha chaos. Z okazji pierwszych 100 dni rządów Ryży pożegnał się z Waltzem, facetem od Signalgate a także poluzował stosunki z Elonem. Na koniec  jeszcze uwalił swoim poparciem konserwatystów w Kanadzie i chyba ma zamiar pogrzebać szanse konserwatystów w Australii i kandydata PiSu na prezydenta. Może uda mu się popieranie prawicowego kandydata na prezydenta  w Rumunii, może? Jak na razie zachowuje się jak władca kolonialny w świecie w którym to byłe kraje kolonizowane  przejmują właśnie władzę. No cóż, to słoń w składzie porcelany.

Rola pierwszego primabalerona na mendialnej scenie została w minionym miesiącu "ukradziona" Ryżemu. Umarł papież i to w czasie świąt Wielkiej Nocy, kiedy mało kto się tego spodziewał. Franciszek był kontrowersyjny, jaki będzie następny  papież nie wiadomo. W Europie mało kogo to obeszło, na świecie jednakże jest inaczej. Większość katolików mieszka obecnie poza Europą, wydaje się że dobrze by było żeby reprezentował ich papież z południa globu, jednakże podobno na to się nie zanosi. Jak na razie główny włoski kandydat niespodziewanie zachorzał, mła się zastanawia czy aby nie dyplomatycznie? Stanowisko papieża w obecnych czasach  to trochę taki gorący kartofel. Pogrzeb był jak zawsze wystawny, choć wszyscy ćwierkali że skromny, zjechało mnóstwo polityków, którzy potraktowali uroczystość jako platformę do rozmów. Od nas pojechała Dudencja z Dudencjową i wicepłemiełem. Ryży też pojechał, głównie po to by ukraść show. Wicie rozumicie, rozmowy z  Zeleńskim. Było to dość toporne przedstawienie, sprzedawane przez mendialnych jako "cud w Rzymie". Żenua.  Było  to na tyle mało strawne że mła odrzucało od czytania, słuchania i oglądania. No ale czemu mła się dziwi, w końcu chowają bardziej głowę państwa niż przewodnika duchowego, pogrzeby papieży zatem są jakie są. Do tego Franciszek miał pecha zejść z tego świata za prezydentury Ryżego, któren konkurencję znosi słabo. Zatem na własnym pogrzebie Franciszek był bohaterem drugoplanowym, milczącym, żywi zajęli całą scenę tego przedstawienia. Z ostatniej chwili - Ryży nie wytrzymał ciśnienia i właśnie opublikował  swojo fotę w stroju papieża, szczerzepolskokatoliccy nie bardzo wiedzo co teraz, bo jakby dysonans poznawczy czy cóś.

Oczywizda że działania Ryżego nie sprzyjają jakoś specjalnie zaufaniu i hamerykańskie przeciwniki Ryżego przebierajo nóżkami w kwestii przyszłych wyborów połówkowych. Niestety zamiast sprawić żeby lud zaczął zajmować się na poważnie  losem  własnych portfeli po ekonomicznych reformach Ryżego, nadal jest wkurzanie kogo się da tym nadrealem, wszystkimi tymi : transgenderowymi sportowcami, niebinarnością, feminatywami, odwróconym rasizmem, całą tą głupotą, która sprawiła że ludzie mieli dość kawiorowej pseudolewicy żyjącej  problemami wyższej klasy średniej a nie tym co gnębi przeciętnego zjadacza chleba w USA. Zwykli Yankees może i często padają ofiarami  "cyfrowej demencji" ale liczyć jeszcze potrafio a  z kwestią kasy wesoło obywatele USA nie majo. Nie wiem czy wiecie ale jak nie wiecie to uświadamiam, ilość amerykańskich rezydentów w różnych krajach świata wzrasta. Ci ludzie nie wyjeżdżają z USA dlatego że im się nie podobią prezydenci z takiej, czy siakiej partii. Wyjeżdżają z USA z powodów ekonomicznych, w pogoni za lepszą jakością życia. Do tej pory to było tak że masowa, dzika migracja z krajów biednych  do Dreamlandu stwarzała obraz USA jako ziemi obiecanej, obraz, który widzimy z perspektywy emigrantów z USA jest inny. Takie info chodzi jakby w drugim obiegu, jest mniej przyciągające uwagę niż występy Ryżego. Mendia specjalnie na tym nie zarobio a o to w dzisiejszych mendiach chodzi przede wszystkim. No dobra, łobowiązek prasówkowy spełniony, znaczy z głowy. Za ozdóbstwo robią prace Alison Friend a w Muzyczniku z okazji 3 maja i święta naszej Konstytucji polonez Wojciecha Kilara. 

środa, 30 kwietnia 2025

Codziennik - przedwielkoweekendownik

No i zbliża się Matki Boskiej Grillowej czyli Wielkoweekendownik Polski. Rodacy ruszą na memłon przyrody razem z rusztami i węglem drzewnym. Oby nie tam gdzie sucha ściółka ( co zdawa się ich ulubioną opcją, niestety )! Temat rodactwo nasze i zasoby leśne ostatnimi czasy poruszyła Tupaja w swoim niewesołym wpisie, mła po przeczytaniu najchętniej spakowałaby chciwość i bezmyślność w jedną zgrabną paczuszkę i usiłowałaby sporej części Polaków wcisnąć w ramach prezentu w otwory odbytowe, nie zwracając uwagi na wrzaski protestacyjne. W tematach leśnych dodam że w kraju,  w którym jest problem ze stepowieniem i z zasobami wodnymi,  masowe cięcie starodrzewu jest zwykłą głupotą. Mła nie jest za brakiem wymiany nasadzeń leśnych ale na Wielkiego Leśnego, niedługo to w rezerwatach ścisłych będzie się ciąć! Hym... z okazji świąt narodowo - państwowych mła życzy rodakom rozumu,  żeby się nie miotali od masowych wycinek do tzw. Projektów, jakimi zdewastowali okoliczny sadek, bliski sercu Ani Bzikowej. Rozumu, Polacy, rozumu! Mła nadal z całych sił usiłuje uciec od mendialnej sraczki z okazji wyboru Wielkiego Notariusza. Jest ciężko, nawet bardzo, człowiek boi się klapy sedesu podnieść  żeby jazgot wybiórczy jej nie dopadł. Tak, tak, jej a nie jego. Jak już mamy taką nadpoprawność językową,  to człowiek to zarówno ona jak i on a także ono. Mła tak sobie myśliwa o tej onej, bo oczywizda sprawa macic znowu na tapecie a główny zapiewajło w tej kwestii nawet onej macicy nie posiada. Chyba w myśl zasady, nie wiem jak to jest z to macico ale się wypowiem. To mła też się wypowie, każdemu chłopu po 35 roku życia ciąć jajka, no bo po co mu one jak jakość plemników spada?! Fajny pomysł, nieprawdaż? Nieważne że głupi jak Lato z Radiem, ważne że mendialnie może być nośny. W tej kampaniji same takie mendialnie nośne pomysły, im głupszy tym bardzie mendialne głośność dźwięku podkręcajo. Dlatego mła stara się by do niej jak najmniej tych radości docierało, tym bardziej że mła świadoma prerogatyw tego najwyższego urzędnika w Polszcze, którego naród wybiera w wyborach bezpośrednich. Wybieramy notariusza i zwierzchnika sił zbrojnych, patataj,  a nie Pana Boga wszechmogącego. 

Dach schnie i może pod koniec tyźnia będzie można z pęknięciem zawalczyć. Materiał jest, teraz tylko ludzia ugadać i modlić się żeby doschło nim znowu zacznie popadywać. Przed mła znów ogarnianie chałupy, od czego jej się słabo robi, no ale mus to mus. Do mła dotarło że przeca w tym nowym miesiącu to mamy podróżować z  Irenką, więc przy młowej obecnej formie fizycznej to porządki niezdrowo dużo czasu mła zajmą. Ech... Irenka cała w wypiekach, kiedy o podróży opowiada. Mła przywiozła jej troszki słodyczy z Sycylii i Irenka przeżywała. Mła najbardziej boi się samolotu dla Irenki, nie dość że to jej pierwszy lot w życiu, to jeszcze linią pod tytułem Ryanair. Loty z tym przewoźnikiem potrafią być przeżyciem, ponieważ dodatkiem do tanizny lotu są tzw. atrakcje. A to bilety sprzedadzą na rząd 33 w samolocie mającym rzędów 29, a to  będą odprawiać podróżnych w takim tempie że po tym boardingu trza czekać na nowy slot. Same radości! Mła stara się jak najostrożniej Irenkę uprzedzić o tychże radościach i to tak żeby jej nie przestraszyć na amen. Ona naprawdę bardzo przeżywa tę swoją włoską podróż. Dla Mamelona i mła to troszki powszedniość i  znajome włoskie lotnisko, raz nawet się na nim przespałyśmy, bo lot miałyśmy o nieludzko wczesnej porze. No a dla Irenki to wszystko świeżynka będzie.

Dziś za ozdóbstwa robią kartki z motywem chrząszczy majowych a w Muzyczniku Starsi Panowie, w wiosennej piosence.

poniedziałek, 28 kwietnia 2025

Codziennik - rekonwalescentnik

Mła dziś w takiej se formie psychicznej, miesiąc mija od rozstania z Najpiękniejszą a mła nadal ma wrażenie że to jakby zaledwie tydzień minął. Taa... podróż na południe pomogła ale nie tak do końca. Kocie towarzystwo  jakoś sobie układa, mła jest znów cenna, bowiem Sztaflik postanowiła troszki z nią przysypiać, bo w końcu "Spadek jest Sztaflika, po siostrze". Kiedy Sztaflik ponownie zainteresowała się mła to natentychmiast objawiła się  zazdrość  Mrutka. Nie jest to już co prawda taka walka o pozycje w jego wykonie jak z Cesarzową, bo Sztaflik tłuściutka i np. nie przylega tak mocno do mła jak Szpagutek, ale Mrutek stosuje technikę nawalania, która zmusza Sztaflika do ustępowania mu kawałka miejsca. Mrutek też robi wszystko, by karmić go pierwszego, niestety Ryjek jest  chamowaty i Mruciu nie  do końca może zaznaczyć swoją rolę  nowego szefa. Okularia mła odejścia Szpagetki  nie wybaczyła, owszem zjada co mła daje ale patrzy na mła brzydkim oczkiem i nawet zaczęła pyskować. Ryjek jest młodocianym głąbem na poziomie rozwoju Lucasa. Wicie rozumicie, walnąć się w pioch i wytarzać, interesować się tym co gołębie jedzą, tego typu głupoty. Mła widzi  że stado dochodzi do siebie, no i upatruje w tym nadzieję także dla swojej osoby.

 

Na dworze piękna wiosna ale mła ostrożna z korzystaniem z uroków otwartej przestrzeni. Słaba cóś jestem, w związku z czym na siebie bardzo uważam. W pewnym sensie to tradycja że z wojaży na Sycylię przywożę choróbsko, poprzednio była to "zdziwna grypka". W 2020 w marcu do Catanii nie poleciałyśmy z przyczyn oczywistych, granice nam zamknięto przed nosem z powodu srovida złego. Mła się pociesza że inni glutają bez tego zobaczenia Sycylii, tyle mojego że sobie Palermo poczułam. Myślę że wirusiska szaleją, bo tzw. walka z pandemią mocno osłabiła społeczeństwo. Podobno dekadę będzie trwało zbudowanie ponowne odporności zbiorowej na wirusy grypy i grypopodobne. No i na wuj to było?  Te izolacje, czepienia, zamykanie dostępu do lekarzy. Tęskni mła się do ogrodu ale prawda jest taka że na to żeby porządnie w ogrodzie porobić mła po prostu nie ma siły. Nie za cenę mroczków w oczach te przyjemności. Dziś fotki jeszcze z okolic świąt, w tym te zrobione u Babci Halinki, babci naszego Jądrzeja. Na fotkach dwa ponad czterdziestoletnie żółwie i kotka Misia, ciężko obrażona. W Muzyczniku muzyka lekka, ale nie w tym potocznym znaczeniu. Po prostu Debussy napisał swoje dwie "Arabeski"  tak żeby były leciutkie jak te łuki z chiesa di San Giovanni degli Eremiti w Palermo.

sobota, 26 kwietnia 2025

Palermo - Chiesa di San Giovanni degli Eremiti

Do chiesa di San Giovanni degli Eremiti czyli kościoła pod wezwaniem Świętego Jana Pustelnika podchodziłyśmy parę razy, zazwyczaj całując klamkę albo usiłując wleźć nie z tej strony co trzeba. Miejsce kultu stareńkie, bowiem założone w roku 581, mła uznała że kąsek godny obejrzenia, w końcu paręset lat starszy od naszej państwowości. Niby trafić nie było trudno, bo charakterystyczne kopułki kościoła widoczne, ale Palermo jak miasto Ódź miejscami rozkopane i nagle proste dojście do kościółka już jakby mniej proste. Mła była twarda i mimo pojękiwania Mamelona, nasyconej kościółkizmem po uszy, co i raz ponawiałam próby dostania się do tej świątyni. Udało się nam wdrapać na pagórek na którym stoi kościół dopiero ostatniego dnia. Było warto być "upierdliwie upartą", nawet Mamelon to przyznała. Dobra, zacznijmy od  historii tego miejsca. Fundację świątyni w tym miejscu łączy się z osobą świętego Grzegorza Wielkiego i jego matki, świętej Sylwii. Kim był Grzegorz I, zwany Wielkim? Był rzymskim patrycjuszem z rodu Anicia, znanego już w IV wieku p. n. e. ( choć znaleźli się złośliwcy twierdzący  że Anicii  z czasów  Republiki Rzymskiej nie mieli nic wspólnego z tymi z czasów późnego Cesarstwa Rzymskiego oraz tego co po nim nastąpiło i że mamy tu do czynienia z uzurpacją! ), który to ród potęgę osiągnął wżeniając i wmężając się w odpowiednie rodziny.  Ród był naprawdę potężny, miał gałąź bizantyjską i włoską, spokrewnieni byli Anicjusze z cesarzami, członkowie tego rodu zostawali też czterokrotnie biskupami Rzymu.

Taką "duchową" ścieżkę kariery wybrał dla siebie Grzegorz, został  64 papieżem. W VIII wieku uznano go za Doktora Kościoła, z powodu nawyku pisania jak mniemam. Grzegorz walczył z korupcją możnych i to zarówno świeckich jak i duchownych, usiłował chrystianizować Anglię i zaciekle zwalczał schizmę trójkapitolińską oraz Jana Poszczącego, patriarchę Konstantynopola.  Miał też fioła monastycznego, jak niemal wszyscy w jego czasach.  Dla mła jednakże Grzegorz miły sercu z inszego powodu, promował bowiem  liturgiczną formę śpiewu, którą od jego  imienia nazwano chorałem gregoriańskim. Jak tu nie mieć sentymentu? Słusznie został świętym Kościoła Katolickiego i Kościoła Prawosławnego. Jego matka, święta Sylwia, najprawdopodobniej pochodziła z Sycylii i dlatego szczególnie dbała o to by na ojczystej ziemi ruch monastyczny kwitł. Pobudowano zatem w Palermo kościółek i klasztor, który  należał do zakonu benedyktynów i był pierwszą siedzibą opactwa Kongregacji Benedyktynów na Sycylii. W tymże klasztorze w VII wieku habit zakonny nosił kolejny z biskupów Rzymu, Grek rodem z Palermo - Agaton. Agaton ponoć w chwili wyboru na 79 papieża miał lat 103, a Kościołem rządził do wieku lat 106, kiedy kipnął. Przez te niecałe trzy lata pontyfikatu zdołał zwołać dwa sobory i zostać świętym Kościołów Katolickiego i Prawosławnego.

Niestety albo i stety, w roku 842 życie mnichów w murach klasztoru się skończyło. W tym roku klasztor został zniszczony  przez Saracenów. W okresie arabskim na tym miejscu wzniesiono budowlę islamską, prawdopodobnie meczet, w tym tzw. "salę arabską".  Budowla islamska składała się prawdopodobnie z trzech jednostek architektonicznych: prostokątnej sali ( właśnie tej " sali arabskiej" ), portyku i ogrodzenia. "Sala arabska" ( 17,76 x 5,62 m ) miała główną oś zorientowaną z północy na południe, w kierunku Mekki. To co z niej zostało  przykryto trzema dużymi sklepieniami krzyżowymi w XVI wieku.  Kiedy chrześcijaństwo powróciło na Sycylię, w roku 1132 zarządzono z rozkazu króla Rogera przebudowę obiektu. Klasztor został wówczas  przekazany  Guglielmo da Vercelli, założycielowi Zakonu Montevergine, benedyktynowi i przyszłemu świętemu Kościoła Katolickiego. Różne zdziwne sprawy przytrafiały się świętemu Guglielmo, a to olśniło go podczas pobicia że nie trza się pchać do Jerozolimy żeby porządnie głosić słowo Boże, a to wilka oswoił, a to zwierzątka z Altamury namówił do stawienia się przed gubernatorem. Inną razą dał odpór prostytutce przekupionej przez Rogera II, chcącego wystawić bogobojnego człeka na próbę. Guglielmo  jak na świętego przystało zamiast skorzystać ze sprzedajnej kuciapki, czym prędzej cisnął do wyrka płonące głownie,  na których się następnie  położył. Ogień nie poparzył ani tyłka,  ani przyrodzenia i na widok tego cudu prostytutka o imieniu Agnes została natentychmiast nawrócona na dziewiczą skromność i czym prędzej postarała się o zostanie mniszką.

Za czasów Guglielmo pierwotny klasztor Sant'Ermete zostaje poświęcony świętemu Janowi Apostołowi i Ewangeliście. Obok klasztoru stał wówczas  kościół San Mercurio ( po grecku Ermes ). Ze względu na pustelniczy tryb życia mnichów, których nazywano pustelnikami, z powodu asonansu, zniekształcenia lub słownego zanieczyszczenia terminem "Hermes", odbudowane miejsce kultu stało się znane jako klasztor San Giovanni degli Eremiti. Wraz z przebudową Rogera nadano klasztorowi  tytuł "królewski" i obdarowano go   licznymi przywilejami.  W latach 1157 - 1163 opat Giovanni Nusco, uczeń Guglielmo, założył liczne klasztory zależne od klasztoru San Giovanni degli Eremiti.  Na przestrzeni wieków kościół przechodził pewne przebudowy, które jednak nie wpłynęły w żaden sposób na jego wewnętrzną strukturę. Wszystkie narosłe przez wieki dodatki zostały wyeliminowane około 1880 roku przez architekta Giuseppe Patricolo, który chciał przywrócić pierwotny wygląd budynku. Giuseppe odrestaurował nawet jaskrawoczerwone kopuły, zgodnie z  oryginalnym kolorem opartym na starych śladach ciemnoczerwonego tynku.

Kościół został wzniesiony na planie krzyża łacińskiego z trzema apsydami. Nawa główna podzielona jest na trzy przęsła, z których każde zwieńczone jest kopułą z pendentywami, koniecznymi ze względu na kwadratową wieżę, na której się znajdują. Ściany są z rzeźbionego kamienia, co często można zobaczyć w arabskich zabytkach bez żadnych figuratywnych dekoracji. Całość budynku  oświetlają okna o ostrołukowym kształcie. Kościół, z zewnątrz nakryty wspomnianymi wcześniej czerwonymi kopułami, wspartymi z jednej strony na kwadratowym korpusie z przodu, zbudowanymi na planie krzyża komisarycznego podzielonego na kwadratowe przęsła, na których spoczywa półkula. Prezbiterium zakończone jest niszą i zwieńczone jest kopułą, podobną do kopuły dwóch czworokątnych budynków po jego bokach, z których ten po lewej stronie wznosi się jak dzwonnica.

Obecnie budynek ma gołą ścianę osłonową wykonaną z kwadratowych bloków tufowych; Wnętrze składa się z trzech półkolistych apsyd i jest podzielone na pięć kwadratowych wnęk nakrytych małymi kopułami, które łączą się ze ścianami za pomocą nisz. To prawda że przypomina adaptację budowli islamskiej do potrzeb chrześcijańskiego kultu.  No ale taka była architektura sycylijska powstała za czasów panowania Normanów, z tygla kultur wychodziły budowle które miały genialną prostotę normańskiego stylu i zarazem elegancję rodem z Bagdadu czy innej Granady i przepych godny stolicy Bizancjum. Trzeba zobaczyć żeby uwierzyć. Jednakże to nie kościół z udokumentowanym dziełem Tommaso De Vigilia, malarza, którego obrazy podziwiałyśmy w Palazzo Abatellis, zrobił na nas największe wrażenie ( może dlatego że tak jakoś śladowo się zachował ), ani okolice, czyli  budynek, w którym mieści się Towarzystwo Madonna del Deserto, znane również jako Towarzystwo Madonna della Consolazione w San Mercurio, założone w 1572 roku. Absolutnym najnajem tego miejsca  są krużganki. Dla nas obydwu było to wyjątkowo klimatyczne miejsce. Krużganek są najlepiej zachowaną częścią pierwotnego klasztoru. Rzędy podwójnych kolumn z głowicami w formie liści akantu, podtrzymujące podwójne ostrołuki.  Leciutkie i wyrafinowane,  wręcz wyróżniające  się  nieco nadrealnie z otoczenia. Przepiękne. Do tego w ramach bonusu znajduje się tam również arabska cysterna. Bajkowo!

Krużganki otaczają dziedziniec przecięty czterema ścieżkami, niczym czterema biblijnymi rzekami płynącymi w ogrodzie Eden: Piszon, Gichon, Chiddekel czyli Tygrys i Perat czyli Eufrat ( chyba powinnam napisać kolejny wpis o ogrodach Mezopotamii, utknęłam na tym sumeryjskim ogrodowaniu ). Na trawnikach rosną drzewa takie jak: oliwka, granat, figowiec, palma daktylowa. Drzewko pomarańczowe z lekka schowane na  uboczu, jakby czuło że w tym stworzonym do kontemplacji hortus conclusus jest z lekka na krzywy ryj, tzn. na krzywy korzeń.  Ogród do rozmyślań był tym najważniejszym ogrodem, pośród tych, które otaczały benedyktyńskie opactwa. By zrozumieć, dlaczego klasztory były tak bogato uogrodowane , trzeba przypomnieć sobie regułę świętego Benedykta. Wprowadzona przez niego zasada ora et labora  czyli  "Módl się i pracuj" to  postawienie na etykę pracy i zasady samowystarczalności zakonów.  Klasztor był jednostką w pełni samowystarczalną, co oznaczało w praktyce, że wszystkie potrzeby zarówno fizyczne, jak i duchowe musiały być zaspokajane w obrębie jego murów. Miało to bezpośrednio przełożenie na architekturę zabudowań  i organizację całego terenu wokół klasztoru, otoczonego murem.  Święty Benedykt nie był głupi, wiedział że ogród to nie tylko miejsce produkcji zielonego do spożycia, to także pokarm dla duszy.  Od 2015 roku to bajkowe miejsce, kościółek z krużgankami klasztoru i ogrodami,   znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO w ramach "Arabsko-normandzkiej trasy zwiedzania Palermo, Cefalù i Monreale".