Mła polazła w sprawie kocich zdjątek ale pocałowawszy klamkę, bo pani opiekująca, wiekowa, poszła odwiedzić panią kotów. Numeru telefonu ni mam coby się umówić, więc zostaje mła nachodzenie. Nie mam co narzekać, są sytuejszyn wymagające większego zaangażowania. Piesa poszukuje miejsca dla szczególnego kotka, miziastego Kropka. Tylko poważne oferty z domów dla kotów niewychodzących będą rozpatrywane, bo Kropuś jest kotem o nieco większych wymaganiach. Nie znaczy że się będzie siedziało z nim na okrągło u weta ale paru zasad trzeba przestrzegać. W zamian Kropek oferuje mruczenie wyczynowe i przylepność ogromną, znaczy będzie dopieszczał. Mła wie co znaczą takie dopieszczania, bowiem dopiero od niedawna jej stado przywróciło mła do łask. Łaski rozdzielane są skąpo, mła się zaczęła stadu podlizywać w nadziei na zwiększenie z ich strony... hym... intensywności świadczeń. Jakby było mało to mła w domu pochowała przed sobą różne rzeczy, które są jej teraz potrzebne i starannie zapomniała o lokalizacji tych schowanek. Wicie rozumicie, wewiórka i żołędzie. Mła wkurzona na ten swój wewiórkizm, garami rzucam, drzwiami trzaskam, co oczywiście wcale nie pomaga ani na ataki sklerozy, ani na poprawę nastroju. Metodami joginów uspokajać się nie mogę, bo parę głębokich wdechów i zasypiam a jakoś tak mła głupio w majowy dzień podsypiać. Łażę taka półwściekła i zionę mniłością do świata. Kiedy nie muszę to staram się ludziów nie widywać, lepiej żeby na humory mła nie byli narażeni. W otoczeniu mła i bez złych młowych humorów ludziom nie lekko, każdy tam dźwiga jakiś kawałek krzyża, niektórzy mają naprawdę dużo do dźwigania i nie ma co dokładać ciężaru własnym kiepskim nastrojem. Hym... siedząc sama ze sobą doszłam do wniosku że nie jestem najlepszym towarzystwem, chyba mam na siebie zły wpływ. Ciągle smęcę.
wtorek, 13 maja 2025
Codziennik - Zimnik majowy
sobota, 10 maja 2025
Weekendownik - Majownik ogrodowo - domowy
Coroczne święto ogrodu, mła obchodzi, mimo tego że nadal w poczuciu niepełności. Hym... okazuje się że może być gorzej, mła będzie zaraz poszukiwać miejsca dla dwóch kotek. Heleny i Kaśki, których pani wylądowała w hospicjum z wyrokiem. Kotki wychodzące, dorosłe i silnie z sobą związane, nie ma mowy o rozdzieleniu. Trafią do nas na tymczas ale dobry dom na stałe by się przydał. No jest zmartwienie. Kotki na razie dokarmia sąsiadka, ustaliliśmy że do nas trafią "już po", znaczy kiedy trzeba będzie likwidować mieszkanie ich pani. Okropne kiedy odchodzi kochane zwierzątko ale nie wiem czy nie paskudniej jest kiedy odchodzi opiekun a stworzenie zostaje samo. Mła stara się myśleć pozytywnie, tym bardziej że obiecała dobre i wspomagające myślenie kierować w stronę potrzebującego, jednakże przyznam się że sytuacja jest z tych dołujących i muszę się starać z całych sił żeby do tych dobrych mocy się w sobie dogrzebać.
Ze spraw mniej przygnębiających to mła była z Mamelonem i Sławencjuszem na szkółkingu. Takim krzakowym, bo wraz z wiekiem nasz zapał w kierunku bylinowania jakby cóś malał. Nie znaczy że mła się odlubiło bylinowanie, nic z tych rzeczy. Mła po prostu nie ma już tylu sił, by pielęgnować morze bylin. Mła nabyła kolejne azalki japońskie, kwitnące białymi kwiatami: dwa krzaczki odmiany 'Eisprinzessin', które rosną bardzo niziutko i powolnie i jeden krzaczek odmiany 'Sněžka', będącej krzyżówką odmian 'Mainschnee' i 'Lednice', rosnącej wysoko i szybko. Azalkowo jestem usatysfakcjonowana, tym bardziej że cena krzaczków była z tych znośnych. Niestety krzoczki różanecznika gęstego nie z takich, jakie się marzą Romi. Lila - róż po całości i to takie jakieś pastelowe. Mamelon miała nabyć, bo jej akurat paszą te słodkości do wiosennych zestawów. Mła nabywszy też kolejną kalinę japońską Viburnum plicatum f. plicatum 'Opening Day'® . Ta odmiana rośnie baaardzo szeroko i przepięknie przebarwia się jesienną porą. No i co najważniejsze - krzew dłuugo kwitnie, bywa że kwiaty zdobią go około miesiąca. Na koniec dopieściłam się zakupem rośliny, która kiedyś w Alcatrazie rosła ale miała pecha i padła przy podcinaniu drzew i krzewów. Hym... Nasz Macek troszki za mocno przyciął, znaczy poniżej miejsca szczepienia. Mła szczęśliwa, bo jarząb olcholistny Sorbus alnifolia 'Red Bird' jest urodny co cud i to taką urodą subtelną. Szkółking uważam za bardzo udany.
Ze spraw domowych - mła usiłuje generalnie porządkować. Ściągnęłam okrywę materaca, starannie się przy tym zasapawszy i wyprałam. Zakładanie wypranego okrycia było jeszcze większą męką niż ściąganie, materac nie chciał współpracować. No wicie rozumicie, mła jest mała, krótkie łapki ma a materac solidny, taki żeby młowy kręgosłup na nim odpoczywał. Mła tych centymetrów w łapach brakowało i musiała nieźle kombinować żeby zamek błyskawiczny zaciągnąć. Uff... Jak dobrze że to już za mła, wolę wszystkie okna domowe umyć niż prać materac! Mniej zasapywania ( okna nie robią niespodziewanek i są bardziej "poręczne" ). Szczerze pisząc to po tej walce z materacem to mła padła, nie miałam siły na dalsze porządki z "listy wstydu" ( mam takową motywacyjną listę porządków domowych, zrobiłam, bo porządki cóś ciężko mła idą ). Ledwie ten materac odwaliłam i ubrałam go w prześcieradło a już było na nim stado! Niektóre osobniki starannie upudrowane piochem, w którym się tarzały. Pogoniłam a na prześcieradło nałożyłam jeszcze narzutę. Tak na wszelki wypadek, bo wypiaszczone lubiejo kiedy chłodek na dworze przytulić się do mła pod kordełką. Ponieważ dla mła kocie przytulanie niezbędne do życia a koty ma wychodzące, to narzut trza będzie wincyj. Nie ma lekko, narzuta na prześcieradło, narzuta na kordłę, stado jeszcze może wymagać by pojawiła się narzuta na koty. Chyba pomyślę o samodzielnym szyciu, bo gdybym nabywała narzuty drogą kupna to z torbami mogłabym pójść.
Staram się unikać netu, głównie z powodu nadchodzących wyborów. Nie dość że te kandydackie mordy atakują mła na zewnątrz z rozwieszonych banerów, to jeszcze w domu strach monitor włączyć. Kiedy już włączam kompa to od razu mam wnerw, bo zamiast leźć od razu na bloggera to z przyzwyczajenia wchodzę na portale info i czytam różne takie zdziwności od których mła się słabo robi. Na ten przykład przeczytałam że zarzund wymyślił że teraz to rachunki za prąd będą bardziej przejrzyste. Taa... Niech się lepiej zajmą obniżeniem cen prądu, a nie wyglądem rachunku! Do przeglądania czegokolwiek związanego z wyborami prezydenckim szczęśliwie nawet nie przystępuje, bo szlag by mła trafił przed tym monitorem. Jest dla mła od dawna jasne że trzeba wybrać najmniej umoczonego i tzw. mniejsze zło. Tragedyja i to po całości. Przeglądy info zagramanicznych tyż nie robię bo tam Ryży Superstar, choć zdawa się mła że mu konkurencja w Watykanie wyrosła. Generalnie żyję sobie w niedoinformowaniu, błogo i tak ma być przynajmniej do końca wyborczego sezonu w naszej Cebulandii. Odnetowienie powoduje że czasem nie odpowiadam szybko na komentarze pod wpisami, przepraszam za niedogodnościowanie. Mea culpa i wogle, mam nadzieję że wybaczycie skruszonej mła.
Fotki macie wczorki i zdziśki a w Muzyczniku zapodaję starą piosenkę grupy ABBA. O całowaniu nauczyciela, ciekawe czy dzisiejsi nawiedzeni dopatrzyliby się w tym tekście grozy?
poniedziałek, 5 maja 2025
Brzydal
Po łobowiązku prasówkowym kocie sprawozdanie. Od razu z grubej rury - Mrutek uznał że Ryjek jest najbrzydszym kotem świata. Do tego wniosku doszedł kiedy Ryjek pierwszy raz wymiauczał do mła "madka", tonem naśladującym miauki Mrutiego. Aż się w Mruciu zapultało, uznał te Ryjkowe miauki za prowokację i usiłował Ryjku uświadomić że Mrutku to się szaconek należy. Ryjek wyraźnie nie pokumal czaczy i "madka" weszła na stałe do Ryjkowego repertuaru. Mrutek z jednej strony nadal wnerwiony, z drugiej z lekka zniechęcony wymiauczał do mła swoje zdanie o Ryjku - "Nie dość że bezczelny i głupi to jeszcze brzydki. Madka ja nie pojmuję dlaczego bocian zrzucił nam na głowy kota z tyłozgryzem i kretyńskim umaszczeniem. I jeszcze te małe oczka, które robią się wielkie jedynie wtedy kiedy gnojek robi coś zakazanego. No za co to?!" Madka Mruciu tłumaczy - Mruteczku pomyśl że Ryjek ma niełatwo, on musi żyć z tym tyłozgryzem, kretyńskim umaszczeniem, małymi oczkami i niespecjalnie dobrym charakterem. Mruciu zdobądź się na współczucie! Mrutek wzdycha i miauczy - "Tylko dla ciebie to robię, madka, tylko dla ciebie." Sztaflik Ryjka leje, Okularia ignoruje, tylko Lucas darzy go ciepłym uczuciem. No i mła, bo co mam zrobić. Ryjek jest jaki jest, może się troszki zmieni po odjajczeniu. Na razie podrapał mła w okolicach nosa, wicie rozumicie kwestia kleszcza w uchu, którego wyczuł sąsiad Michał, kiedy Ryjek przyszedł się z nim przywitać. Bo Ryjek jest bardzo kontaktowy, do tego stopnia że mła się troszki tym martwi, kiedy np. Ryjek usiłuje leźć do Gibona, somsiedzkiego rottweilera. Wieczorem włożę Ryjka w rękaw szlafroka i załatwię sprawę, teraz mu odpuszczę, bo coś podejrzliwy.
sobota, 3 maja 2025
Prasówka sówka czyli nocką pisana - gwiazdor w roli głównej w przeglądzie info minionego miesiąca
Oczywizda że działania Ryżego nie sprzyjają jakoś specjalnie zaufaniu i hamerykańskie przeciwniki Ryżego przebierajo nóżkami w kwestii przyszłych wyborów połówkowych. Niestety zamiast sprawić żeby lud zaczął zajmować się na poważnie losem własnych portfeli po ekonomicznych reformach Ryżego, nadal jest wkurzanie kogo się da tym nadrealem, wszystkimi tymi : transgenderowymi sportowcami, niebinarnością, feminatywami, odwróconym rasizmem, całą tą głupotą, która sprawiła że ludzie mieli dość kawiorowej pseudolewicy żyjącej problemami wyższej klasy średniej a nie tym co gnębi przeciętnego zjadacza chleba w USA. Zwykli Yankees może i często padają ofiarami "cyfrowej demencji" ale liczyć jeszcze potrafio a z kwestią kasy wesoło obywatele USA nie majo. Nie wiem czy wiecie ale jak nie wiecie to uświadamiam, ilość amerykańskich rezydentów w różnych krajach świata wzrasta. Ci ludzie nie wyjeżdżają z USA dlatego że im się nie podobią prezydenci z takiej, czy siakiej partii. Wyjeżdżają z USA z powodów ekonomicznych, w pogoni za lepszą jakością życia. Do tej pory to było tak że masowa, dzika migracja z krajów biednych do Dreamlandu stwarzała obraz USA jako ziemi obiecanej, obraz, który widzimy z perspektywy emigrantów z USA jest inny. Takie info chodzi jakby w drugim obiegu, jest mniej przyciągające uwagę niż występy Ryżego. Mendia specjalnie na tym nie zarobio a o to w dzisiejszych mendiach chodzi przede wszystkim. No dobra, łobowiązek prasówkowy spełniony, znaczy z głowy. Za ozdóbstwo robią prace Alison Friend a w Muzyczniku z okazji 3 maja i święta naszej Konstytucji polonez Wojciecha Kilara.
środa, 30 kwietnia 2025
Codziennik - przedwielkoweekendownik
Dach schnie i może pod koniec tyźnia będzie można z pęknięciem zawalczyć. Materiał jest, teraz tylko ludzia ugadać i modlić się żeby doschło nim znowu zacznie popadywać. Przed mła znów ogarnianie chałupy, od czego jej się słabo robi, no ale mus to mus. Do mła dotarło że przeca w tym nowym miesiącu to mamy podróżować z Irenką, więc przy młowej obecnej formie fizycznej to porządki niezdrowo dużo czasu mła zajmą. Ech... Irenka cała w wypiekach, kiedy o podróży opowiada. Mła przywiozła jej troszki słodyczy z Sycylii i Irenka przeżywała. Mła najbardziej boi się samolotu dla Irenki, nie dość że to jej pierwszy lot w życiu, to jeszcze linią pod tytułem Ryanair. Loty z tym przewoźnikiem potrafią być przeżyciem, ponieważ dodatkiem do tanizny lotu są tzw. atrakcje. A to bilety sprzedadzą na rząd 33 w samolocie mającym rzędów 29, a to będą odprawiać podróżnych w takim tempie że po tym boardingu trza czekać na nowy slot. Same radości! Mła stara się jak najostrożniej Irenkę uprzedzić o tychże radościach i to tak żeby jej nie przestraszyć na amen. Ona naprawdę bardzo przeżywa tę swoją włoską podróż. Dla Mamelona i mła to troszki powszedniość i znajome włoskie lotnisko, raz nawet się na nim przespałyśmy, bo lot miałyśmy o nieludzko wczesnej porze. No a dla Irenki to wszystko świeżynka będzie.
Dziś za ozdóbstwa robią kartki z motywem chrząszczy majowych a w Muzyczniku Starsi Panowie, w wiosennej piosence.
poniedziałek, 28 kwietnia 2025
Codziennik - rekonwalescentnik
Mła dziś w takiej se formie psychicznej, miesiąc mija od rozstania z Najpiękniejszą a mła nadal ma wrażenie że to jakby zaledwie tydzień minął. Taa... podróż na południe pomogła ale nie tak do końca. Kocie towarzystwo jakoś sobie układa, mła jest znów cenna, bowiem Sztaflik postanowiła troszki z nią przysypiać, bo w końcu "Spadek jest Sztaflika, po siostrze". Kiedy Sztaflik ponownie zainteresowała się mła to natentychmiast objawiła się zazdrość Mrutka. Nie jest to już co prawda taka walka o pozycje w jego wykonie jak z Cesarzową, bo Sztaflik tłuściutka i np. nie przylega tak mocno do mła jak Szpagutek, ale Mrutek stosuje technikę nawalania, która zmusza Sztaflika do ustępowania mu kawałka miejsca. Mrutek też robi wszystko, by karmić go pierwszego, niestety Ryjek jest chamowaty i Mruciu nie do końca może zaznaczyć swoją rolę nowego szefa. Okularia mła odejścia Szpagetki nie wybaczyła, owszem zjada co mła daje ale patrzy na mła brzydkim oczkiem i nawet zaczęła pyskować. Ryjek jest młodocianym głąbem na poziomie rozwoju Lucasa. Wicie rozumicie, walnąć się w pioch i wytarzać, interesować się tym co gołębie jedzą, tego typu głupoty. Mła widzi że stado dochodzi do siebie, no i upatruje w tym nadzieję także dla swojej osoby.
Na dworze piękna wiosna ale mła ostrożna z korzystaniem z uroków otwartej przestrzeni. Słaba cóś jestem, w związku z czym na siebie bardzo uważam. W pewnym sensie to tradycja że z wojaży na Sycylię przywożę choróbsko, poprzednio była to "zdziwna grypka". W 2020 w marcu do Catanii nie poleciałyśmy z przyczyn oczywistych, granice nam zamknięto przed nosem z powodu srovida złego. Mła się pociesza że inni glutają bez tego zobaczenia Sycylii, tyle mojego że sobie Palermo poczułam. Myślę że wirusiska szaleją, bo tzw. walka z pandemią mocno osłabiła społeczeństwo. Podobno dekadę będzie trwało zbudowanie ponowne odporności zbiorowej na wirusy grypy i grypopodobne. No i na wuj to było? Te izolacje, czepienia, zamykanie dostępu do lekarzy. Tęskni mła się do ogrodu ale prawda jest taka że na to żeby porządnie w ogrodzie porobić mła po prostu nie ma siły. Nie za cenę mroczków w oczach te przyjemności. Dziś fotki jeszcze z okolic świąt, w tym te zrobione u Babci Halinki, babci naszego Jądrzeja. Na fotkach dwa ponad czterdziestoletnie żółwie i kotka Misia, ciężko obrażona. W Muzyczniku muzyka lekka, ale nie w tym potocznym znaczeniu. Po prostu Debussy napisał swoje dwie "Arabeski" tak żeby były leciutkie jak te łuki z chiesa di San Giovanni degli Eremiti w Palermo.
sobota, 26 kwietnia 2025
Palermo - Chiesa di San Giovanni degli Eremiti
Do chiesa di San Giovanni degli Eremiti czyli kościoła pod wezwaniem Świętego Jana Pustelnika podchodziłyśmy parę razy, zazwyczaj całując klamkę albo usiłując wleźć nie z tej strony co trzeba. Miejsce kultu stareńkie, bowiem założone w roku 581, mła uznała że kąsek godny obejrzenia, w końcu paręset lat starszy od naszej państwowości. Niby trafić nie było trudno, bo charakterystyczne kopułki kościoła widoczne, ale Palermo jak miasto Ódź miejscami rozkopane i nagle proste dojście do kościółka już jakby mniej proste. Mła była twarda i mimo pojękiwania Mamelona, nasyconej kościółkizmem po uszy, co i raz ponawiałam próby dostania się do tej świątyni. Udało się nam wdrapać na pagórek na którym stoi kościół dopiero ostatniego dnia. Było warto być "upierdliwie upartą", nawet Mamelon to przyznała. Dobra, zacznijmy od historii tego miejsca. Fundację świątyni w tym miejscu łączy się z osobą świętego Grzegorza Wielkiego i jego matki, świętej Sylwii. Kim był Grzegorz I, zwany Wielkim? Był rzymskim patrycjuszem z rodu Anicia, znanego już w IV wieku p. n. e. ( choć znaleźli się złośliwcy twierdzący że Anicii z czasów Republiki Rzymskiej nie mieli nic wspólnego z tymi z czasów późnego Cesarstwa Rzymskiego oraz tego co po nim nastąpiło i że mamy tu do czynienia z uzurpacją! ), który to ród potęgę osiągnął wżeniając i wmężając się w odpowiednie rodziny. Ród był naprawdę potężny, miał gałąź bizantyjską i włoską, spokrewnieni byli Anicjusze z cesarzami, członkowie tego rodu zostawali też czterokrotnie biskupami Rzymu.
Taką "duchową" ścieżkę kariery wybrał dla siebie Grzegorz, został 64 papieżem. W VIII wieku uznano go za Doktora Kościoła, z powodu nawyku pisania jak mniemam. Grzegorz walczył z korupcją możnych i to zarówno świeckich jak i duchownych, usiłował chrystianizować Anglię i zaciekle zwalczał schizmę trójkapitolińską oraz Jana Poszczącego, patriarchę Konstantynopola. Miał też fioła monastycznego, jak niemal wszyscy w jego czasach. Dla mła jednakże Grzegorz miły sercu z inszego powodu, promował bowiem liturgiczną formę śpiewu, którą od jego imienia nazwano chorałem gregoriańskim. Jak tu nie mieć sentymentu? Słusznie został świętym Kościoła Katolickiego i Kościoła Prawosławnego. Jego matka, święta Sylwia, najprawdopodobniej pochodziła z Sycylii i dlatego szczególnie dbała o to by na ojczystej ziemi ruch monastyczny kwitł. Pobudowano zatem w Palermo kościółek i klasztor, który
należał do zakonu benedyktynów i był pierwszą siedzibą opactwa Kongregacji
Benedyktynów na Sycylii. W tymże klasztorze w VII wieku habit zakonny nosił kolejny z biskupów Rzymu, Grek rodem z Palermo - Agaton. Agaton ponoć w chwili wyboru na 79 papieża miał lat 103, a Kościołem rządził do wieku lat 106, kiedy kipnął. Przez te niecałe trzy lata pontyfikatu zdołał zwołać dwa sobory i zostać świętym Kościołów Katolickiego i Prawosławnego.
Niestety albo i stety, w roku 842 życie mnichów w murach klasztoru się skończyło. W tym roku klasztor został zniszczony przez Saracenów. W okresie
arabskim na tym miejscu wzniesiono budowlę islamską, prawdopodobnie
meczet, w tym tzw. "salę arabską". Budowla islamska składała się
prawdopodobnie z trzech jednostek architektonicznych: prostokątnej sali
( właśnie tej " sali arabskiej" ), portyku i ogrodzenia. "Sala arabska" ( 17,76 x 5,62
m ) miała główną oś zorientowaną z północy na południe, w kierunku Mekki.
To co z niej zostało przykryto trzema dużymi sklepieniami krzyżowymi w XVI wieku. Kiedy chrześcijaństwo powróciło na Sycylię, w roku 1132 zarządzono z rozkazu króla Rogera przebudowę obiektu. Klasztor został wówczas
przekazany Guglielmo da Vercelli, założycielowi Zakonu
Montevergine, benedyktynowi i przyszłemu świętemu Kościoła Katolickiego. Różne zdziwne sprawy przytrafiały się świętemu Guglielmo, a to olśniło go podczas pobicia że nie trza się pchać do Jerozolimy żeby porządnie głosić słowo Boże, a to wilka oswoił, a to zwierzątka z Altamury namówił do stawienia się przed gubernatorem. Inną razą dał odpór prostytutce przekupionej przez Rogera II, chcącego wystawić bogobojnego człeka na próbę. Guglielmo jak na świętego przystało zamiast skorzystać ze sprzedajnej kuciapki, czym prędzej cisnął do wyrka płonące głownie, na których się następnie położył. Ogień nie poparzył ani tyłka, ani przyrodzenia i na widok tego cudu prostytutka o imieniu Agnes została natentychmiast nawrócona na dziewiczą skromność i czym prędzej postarała się o zostanie mniszką.
Za czasów Guglielmo pierwotny klasztor Sant'Ermete zostaje
poświęcony świętemu Janowi Apostołowi i Ewangeliście. Obok klasztoru
stał wówczas kościół San Mercurio ( po grecku Ermes ). Ze względu na pustelniczy
tryb życia mnichów, których nazywano pustelnikami, z powodu asonansu,
zniekształcenia lub słownego zanieczyszczenia terminem "Hermes",
odbudowane miejsce kultu stało się znane jako klasztor San Giovanni
degli Eremiti. Wraz z przebudową Rogera nadano klasztorowi tytuł "królewski" i obdarowano go licznymi przywilejami. W latach 1157 - 1163 opat Giovanni Nusco, uczeń Guglielmo, założył liczne
klasztory zależne od klasztoru San Giovanni degli Eremiti.
Na przestrzeni wieków kościół przechodził pewne przebudowy, które jednak
nie wpłynęły w żaden sposób na jego wewnętrzną strukturę. Wszystkie narosłe przez wieki dodatki zostały wyeliminowane około 1880 roku przez architekta Giuseppe
Patricolo, który chciał przywrócić pierwotny wygląd budynku. Giuseppe odrestaurował nawet jaskrawoczerwone kopuły, zgodnie z
oryginalnym kolorem opartym na starych śladach ciemnoczerwonego
tynku.
Kościół został wzniesiony na planie krzyża łacińskiego z trzema apsydami. Nawa główna podzielona jest na trzy przęsła, z których każde zwieńczone jest kopułą z pendentywami, koniecznymi ze względu na kwadratową wieżę, na której się znajdują. Ściany są z rzeźbionego kamienia, co często można zobaczyć w arabskich zabytkach bez żadnych figuratywnych dekoracji. Całość budynku oświetlają okna o ostrołukowym kształcie. Kościół, z zewnątrz nakryty wspomnianymi wcześniej czerwonymi kopułami, wspartymi z jednej strony na kwadratowym korpusie z przodu, zbudowanymi na planie krzyża komisarycznego podzielonego na kwadratowe przęsła, na których spoczywa półkula. Prezbiterium zakończone jest niszą i zwieńczone jest kopułą, podobną do kopuły dwóch czworokątnych budynków po jego bokach, z których ten po lewej stronie wznosi się jak dzwonnica.
Obecnie budynek ma gołą ścianę osłonową wykonaną z kwadratowych bloków tufowych; Wnętrze składa się z trzech półkolistych apsyd i jest podzielone na pięć kwadratowych wnęk nakrytych małymi kopułami, które łączą się ze ścianami za pomocą nisz. To prawda że przypomina adaptację budowli islamskiej do potrzeb chrześcijańskiego kultu. No ale taka była architektura sycylijska powstała za czasów panowania Normanów, z tygla kultur wychodziły budowle które miały genialną prostotę normańskiego stylu i zarazem elegancję rodem z Bagdadu czy innej Granady i przepych godny stolicy Bizancjum. Trzeba zobaczyć żeby uwierzyć. Jednakże to nie kościół z udokumentowanym dziełem Tommaso De Vigilia, malarza, którego obrazy podziwiałyśmy w Palazzo Abatellis, zrobił na nas największe wrażenie ( może dlatego że tak jakoś śladowo się zachował ), ani okolice, czyli budynek, w którym mieści się Towarzystwo Madonna del Deserto, znane również jako Towarzystwo Madonna della Consolazione w San Mercurio, założone w 1572 roku. Absolutnym najnajem tego miejsca są krużganki. Dla nas obydwu było to wyjątkowo klimatyczne miejsce. Krużganek są najlepiej zachowaną częścią pierwotnego klasztoru. Rzędy podwójnych kolumn z głowicami w formie liści akantu, podtrzymujące podwójne ostrołuki. Leciutkie i wyrafinowane, wręcz wyróżniające się nieco nadrealnie z otoczenia. Przepiękne. Do tego w ramach bonusu znajduje się tam również arabska cysterna. Bajkowo!
Krużganki otaczają dziedziniec przecięty czterema ścieżkami, niczym czterema biblijnymi rzekami płynącymi w ogrodzie Eden: Piszon, Gichon, Chiddekel czyli Tygrys i Perat czyli Eufrat ( chyba powinnam napisać kolejny wpis o ogrodach Mezopotamii, utknęłam na tym sumeryjskim ogrodowaniu ). Na trawnikach rosną drzewa takie jak: oliwka, granat, figowiec, palma daktylowa. Drzewko pomarańczowe z lekka schowane na uboczu, jakby czuło że w tym stworzonym do kontemplacji hortus conclusus jest z lekka na krzywy ryj, tzn. na krzywy korzeń. Ogród do rozmyślań był tym najważniejszym ogrodem, pośród tych, które otaczały benedyktyńskie opactwa. By zrozumieć, dlaczego klasztory były tak bogato uogrodowane , trzeba przypomnieć sobie regułę świętego Benedykta. Wprowadzona przez niego zasada ora et labora czyli "Módl się i pracuj" to postawienie na etykę pracy i zasady samowystarczalności zakonów. Klasztor był jednostką w pełni samowystarczalną, co oznaczało w praktyce, że wszystkie potrzeby zarówno fizyczne, jak i duchowe musiały być zaspokajane w obrębie jego murów. Miało to bezpośrednio przełożenie na architekturę zabudowań i organizację całego terenu wokół klasztoru, otoczonego murem. Święty Benedykt nie był głupi, wiedział że ogród to nie tylko miejsce produkcji zielonego do spożycia, to także pokarm dla duszy. Od 2015 roku to bajkowe miejsce, kościółek z krużgankami klasztoru i ogrodami, znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO w ramach "Arabsko-normandzkiej trasy zwiedzania Palermo, Cefalù i Monreale".