wtorek, 30 czerwca 2020

Nie łąkajcie się!




Mła się wzięła i zainspirowała wpisami na blogach zaprzyjaźnionych, znaczy wpisem o szalonych zającach,   o potrzebie bio różnorodności i przekleństwie tyrawniczkowym, o podróżowaniu wśród robót drogowych, kwitnących pól i opadłych samolotów. Mła podreptała do sklepu dla kotów i przy okazji tego podreptania sfociła pobocza. W mieście Odzi od pewnego czasu tnie się  na zielonych  poboczach ulic tylko to co może kierowcom kłopot z widocznością sprawiać a resztę zostawia się ku uciesze owadów dość długo niekoszoną. Dla mła to też radość bo ma   kwitnącą bzyczącą łąkę na wyciągnięcie własnej  krótkiej nogi tuż za  bramą  posesji.




Wszystkich kleszczofobów niniejszym informuję że ze zdobytych info nie wynika że koszenie jakoś specjalnie zmniejsza częstotliwość ataku kleszczy. Wydawa się że jedynie kompletne zabetonowanie otoczenia może kleszcze powstrzymać. Oczywiście pod warunkiem że mniejszej żywinie typu szczur wędrowny pozwoli się w tych betonowych okolicach pomieszkiwać. Bo kleszcze to cwane są, mła je podejrzewa że z czasem nawet do betona się dostosujo  a jak żywiny drobnej na nim  nie spotkajo to się rzuco na żywię większą czyli ludzia. A kleszcze się nie szczepio i są nosicielami, czyli jak to  się teraz przyjęło kretyńsko w mediach zapodawać są "chorymi bezobjawowymi".





Oczywiście w zielonym łąkowym poboczu siedzą nie tylko kleszcze, cała masa innych pierdonek, chrząszczyków brzydali, puchodupnych trzmieli, pszczółek i ich krewniaczek korzysta z kwitnienia roślin. No to zupełnie insza inszość niż zielone trawsko. Tfu, jakie zielone?!  Lipiec za pasem i zaraz takie trawsko będzie żółtawe a odpowiednio przycięte podczas upału zamieni się we wspomnienie po trawie. Szczególnie tam gdzie gleba piaszczysta a wody cóś niewiele ( dzięki dziurwie w Bełchatowie to jeszcze troszeczkę i wszędzie w okolicach miasta Odzi będziemy mieli takie warunki  glebowo - wodne ).





O ile nie będzie się straszyć roślin zbyt często kosiarką to nawet  na suchych piochach pięknie zakwitną. Kole  mła takie suchawe łąki teraz zaczęły występować. Co prawda panie starsze w mojej kamienicy cinżko oburzone na ten brak koszenia bo to nieporządek jest. No ale natura ma swój porządek, ludzka wizja porządku to może tak bardziej na koncepcjach powinna się kończyć. Hym... jak się tak solidniej nad tym zastanowić to w ogóle dość dziwny pomysł podporządkowywać insze życie, całe ekosystemy ludzkiej potrzebie układania i porządkowania świata. No i jeszcze to przeświadczenie że się nad tym wszystkim panuje. He, he, he, panuje! Histerie się urządza z powodu mało zjadliwego wirusa a nad naturą tyrawnikową to się niby panuje. Mój boszsz... jakież złudzenia pielęgnujemy w sobie.




Ciekawe czy miłośnicy koszonej jednolitej zieleniny pomyśleli kiedyś o tym że tyrawniczki to nic  inszego jak paskudna monokultura, która zawsze źle się kończy bo zdycha sama z się. Nadal boimy się natury, wiemy jaka z niej suka, podtopić potrafi, wysuszyć, popalić. Namiętnie próbujemy ją zmienić  i pokonać zamiast klasycznym damskim sposobem uświadomić jej że to że pojawiliśmy się na świecie to był jej  pomysł i w związku z tym możemy sobie podpatrywać i kombinować z różnymi innymi jej pomysłami, no  bo ona przeca ma  same fajne pomysły ( nieprawda ale niech jej będzie ). Dobrocią z nią, pochlebstwem,  bez napinki bo na cholerę  nam ta konfrontacja?! I tak ona  górą bo my się przeca w kompost zamienimy albo w proszek popielny w sam raz pod róże. Jak to leciało? - Jak nie możesz ich pokonać to się do nich przyłącz.



poniedziałek, 29 czerwca 2020

Codziennik - końcoczerwcownik



Mła  się zabiera do wpisu różanego ale cóś ciężko jej idzie bo na dworze lejnik z padalcem przetykany upałami a to nie jest aura w której róże prezentują się najlepiej.  Mła się w tym roku mocno nastawiła na kwitnienie swoich "chińskich" róż.  Pod nazwą chińskie róże  kryją się  krzewy z dużym wkładem  genów róż z Orientu.  Krzewy tego typu  pojawiły się po raz pierwszy w połowie XVIII wieku, a ich długi okres kwitnienia zachęcił ogrodników do uprawy. W ciągu  XIX wieku powstało wiele  odmian takich róż. Róże chińskie charakteryzują się  raczej  gładkimi  niż kolczastymi pędami ( może poza głównymi pędami które lubią pokazać  solidne kolce ), na słoneczku kwitną niezwykle obficie. Mają na ogół zwarty pokrój a ich pędy są drobne. Kwiaty pachną delikatnie, niektóre mają zapach którego na ogół nie kojarzymy z różanymi krzewami. Kwitną wielokrotnie w ciągu sezonu. Wadę mają jedną za to bardzo poważną - nie znoszą ostrych zim. Mła uprawia  w swojej różance dwie takie róże - 'Cécile Brünner' i 'Bloomfield Abundance'. Ostatnio dość leniwie zastanawiała się czy aby nie sprowadzić uroczej 'Frédérick II de Prusse'. Krzew jest solidny, dorasta powyżej 250 cm wysokości a szerokość ma niewiele mniejszą. Kolor kwiatów uroczy ( pasiłby do "Cyganka", hym... Fryderyk II i Cyganek w wykonaniu Pana Janka, taa... tylko tęczy brakuje ), jak na chińską różę zapach silny. Stanowisko miałaby osłonięte i zaciszne, takie w sam raz.

Kuszą też mła róże piżmowe, są urodne bo mimo tego że to "zaawansowane"  hybrydy to sprawiają bardzo naturalne wrażenie.  Mła im dłużej ogroduje tym bardziej sobie taki naturalny look ceni. Najbardziej jej się podobają stareńkie "Pembertony" ale i niektóre z nówek Lensa powodują u niej szybsze bicie serca. Taka na ten przykład 'Guirlande d'Amour®', jej kwiaty przypominają kwiaty  klasycznej  multiflory ale w przeciwieństwie do kwiatów Rosa multiflora pojawiają się na krzewie  przez niemal cały sezon. Ich zapach nie jest  tak delikatny i słodki jak zapach kwiatów  multiflory ale zapach róż piżmowych jest równie piękny jak zapach kwiatów "dzikich" róż. Nieco niższa odmiana tego samego hodowcy o arystokratycznej nazwie 'Chateau de Munsbach®' ma nieco większe kwiaty niż  'Guirlande d'Amour®' i cytrynowy odcień płatków, które w miarę wykwitania kwiatów bieleją.  Tak szczerze pisząc to mła nie przepada za kolorem cytryny na różanych płatkach ale z fotek w necie zamieszczonych ta cytrynowość  jakoś straszliwie nie wrzeszczy. Hym... plany mła snuje ale tak naprawdę żeby nacieszyć się w tym roku różami to mła musi jej ciąć do wazonów, takie domowe cieszenie  ma.




Mła sobie słodzi życiorys różami bo zasłużyła. Ku  uciesze Małgoś - Sąsiadki mła wykonała dżemy, powidełka a nawet chutney. Zasłoikowała to wszystko i postanowiła dłuuugo nie pojawiać się w okolicach spiżarnianych. Co prawda Małgoś roztacza jakieś  wizję jagód "na krótko" i "prawdziwego soku malinowego" ale  już ja z nią pogadam o szastaniu trzynastką i się skończą lube rojenia. Poza tym mła uważa  że trza zjeść jeszcze zeszłoroczne owocowe smażeninki a nie kombinować z nowymi. Lepiej by nam  było nad  ogóreczkami popracować bo  dobre ogórki trudniej namierzyć niż  przyzwoite owocowe słodkości, które się trafiają a jedyną ich wadą jest cena delikutasowa. No ale do Małgoś ogórki jakoś nie przemawiają tak jak garaletka z malin albo przecier agrestowy. Zdaje się że z przetworami z warzyw  mła będzie uprawiała domową partyzantkę, znaczy Małgoś będzie broniła słoików pełna nadziei  że mła się złamie i obrobi morele  czy tam inne śliwy a mła będzie te słoiki wykradała  coby  w nie warzywka nakłaść.




Politycznie to się mła wczoraj na wyborach rozerwała. To jeszcze były wybory a nie plebiscyt, za to teraz to będzie się działo. Mła sądzi że  prawie  połowa tych co do wyborów ruszyli  wierzy w zaklinanie rzeczywistości, znaczy że będzie dobrze i socjale  da się utrzymać ( przeciętny wyborca nie rozróżnia prerogatyw prezydenta  czy parlamentu ). Mła się za bardzo nie podnieca ponieważ jak wiecie  wieszczy od pewnego czasu że kryzys który już do nas zawitał i tak nam gospodarką bujnie że nikogo  nie oszczędzi, ani zarzundu ani głosujących i wymieni nam wszystkich u steru. Z ekonomią  jeszcze żaden polityczny  nie wygrał więc i teraz nie wygra.  Nie wierzę że kwestia  "dumy narodowej" czy tym podobne sprawy są w stanie wygrać  z ceną kaszanki, stara jestem, pamiętam jak to z pierwszą Solidarnością było. Mła sobie na dwa tygodnie odpuszcza netowanie  info - info bo przeca się bedo okładać niemiłosiernie i jad się będzie sączył z monitora i eteru. Jedyne nad  czym  mła się będzie przez ten czas politycznie zastanawiać to czy 500 z plusem zdechnie w wyniku inflacji czy zamieni się to na bony czy też po prostu będzie ograniczenie świadczeń. Szczerze pisząc wersja  pierwsza byłaby tragiczna  dla wszystkich, wersja druga jest do przyjęcia, podobnie jak i wersja  trzecia.



Zdaniem mła byłoby lepiej  żeby to się  wszystko szybciej wyklarowało i dało jakąś gwarancję na wyłażenie z kryzysu, no ale widać że nauka na temat nie występowania w przyrodzie "drzewka pieniędze rodzącego" jest z tych ciężej do głowy wchodzących zatem będzie musiała wleźć  przez obity rzeczywistością tyłek. Pisałam już o tym nie raz  i nie dwa. O czym nie pisałam? No  pisałam o  tym że prędzej czy później ekonomia uczy  ludzi jeszcze jednej rzeczy - że  równość społeczna nie istnieje bo ludzie to powinni  być równie wobec prawa ale żadna konstytucja na świecie nie gwarantuje bo nie jest w stanie zagwarantować równości społecznej. Raz na jakiś czas nawet do najbardziej  opornych dociera że człowiek zwierze stadne a stado wytwarza hierarchię  bo bez tego ma nikłe szanse na przeżycie ( determinizm taki ).  No właściwie o wszystkim politycznym już pisałam, no może poza tym że mam uczulenie objawiające się wysypką na obecnego "prezdęta" bo  rolą głowy państwa  nie jest bycie notariuszem partii politycznej tylko między innymi  bycie strażnikiem konstytucji a w tym wypadku najwyższy urzędnik w kraju dał ciała. Nie wiem czy pan D. czy też pan T. zostanie wybrany w drugiej  turze, wiem jednak że niezależnie od wyników  połowa ludzi w tym kraju  będzie niezadowolona. A może więcej niż połowa?  Frekwencja w prezydenckich wyborach nie była aż tak wysoka a to znaczy że niemal połowa uprawnionych do  głosowania nie raczyła się wypowiedzieć. Może prezydencki plebiscyt będzie miał większą  frekwencję? Pożyjemy, zobaczymy.




Poza polityczną rozrywką mła się głównie rozrywkowała  z kotami i lekturą. Szpagetka  jak zwykle mła martwi tym że nie chla  dużo, choć nie wiem czy słusznie bo jak przyuważyłam wszystkie koty cóś jakby znacznie  mniej żyrte. Może to kwestia pogody a mła ma po prostu obsesję  na punkcie wyżerania przez koty konkretnej  ilości gramów. Wszystkie koty ożywają wieczorem, w chłodku. Za dnia jest zaleganie w ogrodzie albo na wyrku. Tak po prawdzie to mła też jakoś przesadnie  nie chla, za gorąco jej, oko się przymyka. Letnie lenistwo się w niej zagnieżdża, wiosenny zapał do prac ogrodowych  ulatnia  się wraz z letnią duchotą. Może jak temperatura zrobi się bardziej znośna mła ruszy w piel, chwasty postraszyć. Może.  Na razie to mła walczy z opadającymi powiekami co jest dziwne  bowiem wstała ledwie  trzy godzinki temu. Czyżby znowu ciśnienie spadało? A może będzie opad co go w mieście Odzi całe dwa dni nie było? Przydałoby się po tym wczorajszym prażeniu. Byleby to nie  była "siła wodospadu", bo to niebezpieczne dla mojego dachu. W muzyczniku przebój z czasów młodości  mła, w klasycznej  dla lat 80 aranżacji.

czwartek, 25 czerwca 2020

Dżem session


Mła dziś miała bardzo pracowity i niespodziankowy dzień. Gryplany miała co prawda zupełnie inne ale się wzięło i pomieszało i mła zamiast w ogródku dzielnie pracować, najsampierw szybciorem zrobiła zakupy, potem odwaliła obowiązek który odwalić miała w sobotę  ( mła  dziś wszystkich lokatorów dorwała w domach i już szczęśliwie jest po obowiązku ) a na koniec się odstresowała żeby jej gulgot z globusem nie zadusiły. No to do rzeczy.




Jak już mła wyrwała na zakupy to dostała klapeczki ( do rozchodzenia ale skórzane więc nie powinno być problema ). Potem się zabrała za całkiem cóś inszego. Zaczęło się od tego że po powrocie z polowania na klapeczki ( na Górniaku  nie dostałam bo to co było akurat dla mła odpowiednie miało numer 40 i było ostatkiem, skończyło się na osiedlowym ) mła zobaczyła na suficie nad swoim  łóżkiem plamsko. Cudnie deszczyk, kap, kap, kap a właściwie to sam deszczyk nie tyle co deszczyk  + rynna Fabrycznego co to wyłazi nie tam gdzie trzeba. Jutro czeka mła niemiła rozmowa telefoniczna  bo jasne jak  słoneczko jest że odprowadzanie wody deszczowej z dachu  fabryki nie powinno się odbywać na jej dach. Nawet Fabryczny pokuma. No i mła musi wykombinować cóś żeby sytuejszyn się nie powtórzyła ( znaczy zagnać biednego Włodzimierza z palnikiem  na dach coby zobaczył  gdzie jest problem ). Mła w nerwach odwaliła przegląd lekstryczny  a potem na ukojenie nerwów mła sobie  zaordynowała dżem session z odsłuchiwaniem jam session  Dave Brubeck Quartet.

Przed dżemowaniem mła zastosowała wewnętrzną maseczkę antyzmarszczkową ( musiała albowiem gniew z powodu zalania sufitu wykrzywił jej twarz, co jak wiadomo sprzyja powstawaniu zmarszczek ). Sama nie żarła, Małgoś - Sąsiadka sprytnie się przewinęła  coby się na kurację antyzmarszczkową załapać. No i mła pokrzepiona na ciele i duszy wzięła się do roboty. Po domu zapach smażonych z cukrem owocków się niesie, niektórzy sprytnie naszykowali kawałki  chałeczki coby degustować i dać znać  mła  czy aby konsystencja i słodkość odpowiednie ( mła ma wrażenie że Małgoś to nie stąpa normalnie tylko cóś jakby  tańczyła  przy tym dżem session ). Koty w ogrodzie wykorzystują przerwę w padaniu, tylko Mruciu zalega na wyrku. Na całym wyrku, tak się postarał. Mła zaraz wyparzy słoiczki i też zalegnie. Dżizaas dziś dzwoniła i poleciła  jej filmik do oblookania, mła się weźmie i odpręży.




środa, 24 czerwca 2020

Codziennik - padalcownik



Mła postanowiła że jak  mamy niby ten Midsommar to niech sobie Czachórska siedzi w tym ogrodzie ile chce, tylko się ją tam nakarmi ( nawet z ręki  bo chciała żeby inne koty widziały i zazdraszczały ) ale mła się napraszać o kocie łaski nie będzie i przywabiać ją coby zechciała nockę w domu spędzić. Kole jedenastej w nocy niespodziewanie chińska cesarzowa raczyła nadciągnąć w pełnym pretensji majestacie. Normalnie  Gloriana Regina, zdołała nawet wyskrzeczeć z wyrka Carewicza zanim  zajęła uprzywilejowaną pozycję na mojej klacie. Zostałam udeptana, uśliniona a Szpagetka w poczuciu dobrze spełnionego  obowiązku zasnęła tuż obok mła, od czasu do czasu solidnie opierając o mła chromą "nóżkę" coby mła nie zapomniała że ona jest i czuwa. Od rana popaduje także po porannym chlaniu Jej Upierdliwość zażyczyła sobie podniesienia na wyrko i obecnie zalega z Carewiczem i Killerem ( Sztaflik lała się wczoraj z Ocelotem 2 i teraz ma ksywkę  Killer ). Pasiak okupuje stół a Okularia pociesza w ogrodowej szopce Ocelota 2.

Epuzerowi w taką pogodę nie chce się tyłka z domu ruszyć, więc ni ma porannej wizytki sprawdzającej  czy u nas  aby lepiej nie karmią. Tyle o kotach. Małgoś - Sąsiadka  przygotowuje się na wizytę Irenki, mają się nagadać. Mła przeczuwa  pewne problemy, zarówno  Małgoś jak i  Irenka są głuche jak   pnie.  A ponieważ wzajemnie się nie słyszą wymyślają część  dialogów więc nie ma zmiłuj,  będzie się działo. W sobotę mła ma przegląd lekstryczny po całości ( no  bo raz na jakiś czas trzeba  a poza tym nigdy nie wiadomo co ludziom przyjdzie  do główek w związku z nowym  przyłączem ). Z wydatków osobistych to mła postanowiła kupić dla się cóś pożytecznego, znaczy klapki ( stare rozwaliły się dokumentnie ) i w tym celu udała się z odliczoną kwotą do sieciówek. Zaoszczędziła  ponieważ tzw. propozycje obuwia letniego jej nie odpowiadajo ze względu na: design, jakość materiałów oraz jakość  wykonania. Mła rozważa własnoręczne wyplecenie łapci z łyka, w porównaniu z  letnim obuwiem sklepowym to i tak będzie cóś. Prognozy pogody  szczęśliwie takie  że klapeczkowanie  może poczekać. Na pociechę mła kupiła sobie męski  podkoszulek bawełniany ( mła zauważyła że podkoszulki  męskie są zrobione z lepszej  bawełny niż te damskie ) i obrusik w lumpeksie za cenę  pięciu złociszy. Cenowo te zakupy wypadły znacznie  milej  niż ewentualny zakup  klapeczków, mła się od  tego od razu lepiej zrobiło.

Obrusik wyprany i odprasowany,  mła od razu do niego niebiewską fylyżankę  wyciągnęła ( w mieście Odzi z lubością mówią wyciągła )   i jej się różanie zrobiło. A jak różanie to znaczy że miło. Proszę, pięć złociszy a ile mła  ma radochy kiedy sobie  kawunie zapoda. Co prawda  Małgoś cóś tam  pituli że na jej  stół obrusek  by się przydał ale po pierwsze primo to Małgoś  ma stół prostokątny a nie okrągły jak ma mła, a po drugie secundo różyczki są moje najmojejsze a Małgoś swego czasu dostała lniane cudo co je mła w lumpeksie wypatrzyła a to cudo to była  nówka sztuka a nie używek do renowacji. Mła dała stanowczy odpór ( Małgoś ma cóś pecha do mła w tym tygodniu ).   W ogóle  to Małgoś   nie  w humorze, jak stwierdziła pogoda jest  padalcowa, obruska nie wyłudziła a słodkie się skończyło. Mła obiecała że zrobi jej dziś na deser banana  w karmelu. Przyjemności duchowe nie zawsze wystarczą do szczęścia. No cóż, dość że pogoda jest padalcowa, mła padalcem być nie musi.  W muzyczniku Pan Boguś w roli ducha  kochanka zastrzelonego przez męża który  wrócił z Sochaczewa. I w tej piosneczce pobrzmiewa tęsknota za tzw. konkretami.