sobota, 22 kwietnia 2023

Tyrka ogrodowa

Mła korzysta z pogody i ogroduje na całego, co trza wycina, przecina, kopie i to nie sama. Dlatego nie sama bo ogrodowe sprawy już dawno temu przerosły mła, jako ogrodniczka mła się nie sprawdziła, za dużo tego jak na małą ale za to grubą osobę mła. Nie nie że mła zadyszki dostaje przy kopaniu, tak źle nie jest. No ale na drzewo to mła nie wlezie, kasku nie założy i się nie przypnie uprzężą, piły motorowej nie odpali, nie przytnie czego trza. Nie potnie też tego co przycięte, może co najwyżej oskubać nożycami drobniejsze gałązki. Nie myślcie że mła nie podjęła próby, mła miała w rękach piłę i nawet ją odpaliła , po czym natychmiast zabrano jej narządko z łap i odebrano od niej uroczystą przysięgę przy świadkach  że mła nigdy więcej nie  tylko nie będzie miała takiej  piły odpalonej w rękach ale że nawet nie będzie na nią patrzeć. Było mówione o teksańskiej masakrze i wogle.

No dobra, jak nie dają piły do rąk to mła  zostaje  tzw. sprawstwo kierownicze.  Mła zatem udawa się dziś do ogrodu i siewki oraz zbyt ciasno posadzone krzewy zostaną naznaczone do wycinki.  Mła przejrzała wczoraj starannie czy gdzie gniazdek nie ma, bo przeca mła ma świadomość że to nie jest pora na tego typu działalność jak przecinanie i wycinanie, no ale mła nie jest tu zależna tylko od siebie.  Miało być w lutym ale się pokręciło przez niespodziewane odejście Wujka Jo, w marcu pilarz był wyjechany, dwa tygodnie kwietnia mła wypadły przez chorobę Ciotki Elki i Małgoś i dopiero teraz mła się może zabrać wraz z pilarzami za robotę.  Część Podwórka jest już załatwiona, została ta druga  plus ogród. Roboty od cholery i pewnie dziś  wieczorem padnę i nie będę w stanie nic napisać.

Po wycince, przecince mła zostaje sprawa nasadzeń zadarniających. Chwała niech będzie barwinkowi, mła go namiętnie sadzi wszędzie gdzie tylko może.  Hym... mła go sadzi nawet tam gdzie teoretycznie  barwinek nie powinien sobie dać rady. No ale daje i kwitnie urodnie błękitnymi, fioletowymi i białymi kfiotami. Na piochu, na glinach, gdzie tylko jaki kawałek gleby. Kochana roślinka, cacy ścierwko ogrodowe. Gorzej mła idzie z zadarniaczami sezonowymi. Mój Ty Najwyższy Ogrodowy czy nie mógłbyś popędzić odmianowych zawilców gajowych żeby te miejsca pod nie przeznaczone cóś szybciej zarastały. Rosną te Anemone nemorosa w odmianach jakby chciały a nie mogły. Szlag! Za to ciemierników małych w bród, mła będzie miała co rozsadzać. Ale to już po powrocie z wakacji, teraz nie da rady. Cdn.

Mła obecnie usiłuje nie zejść po wczorajszym ogrodowaniu. Cinżko bo mła musi jeszcze chałupę odgruzować przed wyjazdem, wobec tego wyzwania, przerażona kolejna tyrką padła, spała snem kamiennym i dopiero rano poleciała do Małgoś.  Na szczęście Małgoś też spała snem kamiennym, wiec mła odetchnęła z ulgą że Małgoś dopilnowała się sama. Mła się napakowała wzmacnianiem farmakologicznym i teraz odgruzowuje stękając. U Star wystarczyło do ogarnięcia ogrodu pięciu facetów, mła nie jest pewna czy u niej wystarczyłaby kompania. Wczoraj pracowało dwóch i w końcu padli. Troszki przejrzało ale to dopiero początek. No i mła ma różne takie dziwelągi w ogrodzie o których nawet tacy zawodowi od  ogrodów nie bardzo majo pojęcie. W każdym razie ruszyło. Teraz mla odpoczywa i pije kawę, sukinkulenty grzeją się na dworze, koty takoż, Małgoś śpi przy telewizorku. Jeszcze chwileczkę posiedzę i ruszam w odgruzowywanie chałupy. Zamieszczam zdjęcia  inszych magnolkowych kakadu. Kocurek nie daj się złemu, Mrutek mruczy w Twoim kierunku. Ostatnio mruczał na Pi  i piesa Hani oraz Rysia Doro i pomogło.

A tak w ogóle to magnolki  w tym roku nie kwitną wcale zjawiskowo poza ukochaną "pierwszą magnolką w ogrodzie". Zdaniem mła, sąsiedztwo trza skorygować, solidnie nawieźć, niektóre egzemplarze poprowadzić bardziej w górę, inszym pousuwać ostrożnie niepotrzebności. No nic, zostawiam rodzinę i sąsiedztwo z bananami, niech jedzą, ogród pozyska nawóz ze skórek. Magnolki bardzo go lubią. Oprócz tego nie ma zmiłuj, mła musi nawieźć mineralnie, w końcu jej magnolki namiętnie owocują. Magnolki kupione okazyjnie w tym roku pauzują, poza "Maliniakiem", dobrze, niech pracują nad bryłą korzeniową. Po powrocie z wakacji mła czeka taka tyrka ogrodowa aż strach się bać  i to tego typu że dopuścić niewtajemniczonych nie sposób. No cóż, ogrody same się nie robią jak rzekł Najwyższy stwarzając Eden. I tak mła ma lightowo z Alcatrazem  bo tu głównie nasadza drzewa i krzewy i koryguje a nie lata na szpadlu. Sucha - Żwirowa to insza - inszość. 

W Muzyczniku dziś wiosenna piosenka, Starsi Panowie dumają wiosną nad Prosną, mła bardzo lubi ten kawałek. 

czwartek, 20 kwietnia 2023

Kwietniowa prasówka

Mła  dawno info - info nie zapodawała bo  mła ma prawo  do chwil bez obecności ględzących  głównie o pierdołach ludzi polityki i mendiów. Co nowego na świecie?  Wszystko po staremu tylko w nowym opakowaniu. Śmiesznie jest, Rosjanie pierwszego kwietnia ustawą Dumy Państwowej zalegalizowali brak publikacji danych statystycznych przez Rosstat. Na tym nie skończyli  bo zrobili numer jak za komuny - z dnia na dzień urzędowo zmniejszyli inflację z nastu procent  do cóś ponad trzech. I wiecie co? To nie był prima aprilis. Zaprawdę powiadam Wam - sankcje "nie działają", he, he, he, nawet któś tak ogarnięty jak Nabulina, szefowa rosyjskiego banku centralnego,  nie pomoże. Nie tylko Rosjanie bawią się w gospodarczą ciuciubabkę, to co wyprawia zarzund w UK sprawia że mła otwiera ślepia tak że mało gałki jej z oczodołów nie wypadną.  Oczywiście cała dupanda w królestwie to wina Wujka Wowy a brexit był błogosławieństwem. Mła ma wrażenie że Monty Python ma siedzibę na Downing Street 10. Jeżeli myślicie że na kontynencie jest lepiej to się nie mylicie. Tylko że to jest nieco lepiej i w dodatku na krechę. Gospodarczo wszędzie jest do dupy ale za to zabawa w covid była świetna. Co się nakradło i wykombinowało z tymi co kradli  i kombinowali zostanie.  No chyba  że z jakiej niewinności typu wskaźnik śmiertelności wśród  młodych po zapreparatowaniu  cóś się urodzi.

W Stanach postanowiono oskarżyć Ryżego. No rychło w czas, oszukiwał latami a teraz się wzięli i postanowili ukarać. Wiecie że mła za Ryżym nie przepada ale jednak nie może się oprzeć wrażeniu  że to proces nie w porę. Ciekawe kiedy jaki republikański prokurator poczuje w sobie moc i ruszy na tego kombinatora, syna  Bidena? Mła w tej całej sprawie dziwi jedno - postawa ludzi wobec kłamliwych polityków.  Nie wiem czy zauważyliście tako prawidłowość że kiedy politycy,  zarówno tzw. prawicowi konserwatyści jak i tzw. lewicowi postępowcy,  kłamią lub łamią prawo i na tym ich złapano, to ich elektorat  dostaje szału. Wszak nie można takich polityków wg. ich elektoratów  źle oceniać, bo najważniejszy jest ten szczytny cel - rzundzenie po naszemu. Otóż jest  to głupie, krótkowzroczne, problemogenne. Od czasu Billa Possij Cygaro, kiedy Amerykanie doszli do wniosku że  jeśli ktoś jest niemoralny w życiu prywatnym to wcale nie znaczy że  jako polityk będzie postępował niemoralnie, w Gabinecie Owalnym zasiadają coraz ciekawsze figury. Ach, bo Kennedy to dopiero był niemoralny.  Kennedy żaden święty, poza tym leczenie testosteronem nawet świętego by ruszyło. Taki był skutek wybrania schorowanego człowieka na najwyższy  urząd w kraju, dziś  ten numer  by nie przeszedł. Przechodzi za to relatywizm moralny.  Kiedyś od polityka wymagano  aby praktykował to, co głosi  ( practice what you preach ) pod rygorem utraty wiarygodności, co  przekładało się na wypad z polityki. Nixon to poczuł całym sobą. Dziś się  utraty wiarygodności woli nie widzieć.

Mła w kwestii tej wiarygodności polityków zmieniła pogląd  i jest obecnie zajadłą konserwą, jej zdaniem osoby publiczne mają ograniczoną prywatność, zwłaszcza te sprawujące urzędy. Dla mła właśnie takie podejście jest właściwym konserwatyzmem a nie składanie winy za niepowodzenia życiowe  na barki tych innych, wskazanych przez polityka. Hym... mła jest chyba bardzo konserwatywną konserwą. Mła na ten przykład uważa że romansowanie z kolegą z pracy w organizacji takiej jaką jest fundacja Ordo Iuris, uchodząca za  walczące ramię katolicyzmu, niczym się nie różni od postępowania tych głośno walczących z prywatną edukacją posłów partii lewicowych, którzy  posyłają swoje własne dzieci do szkół prywatnych.  To się nazywa zakłamanie i jest tym co odstręcza ludzi od polityki i sprawi w końcu że zastąpią polityków kimś lub czymś innym. Może nawet prędzej niż nam się zdawa bo ostatnio polityczne i niektóre koncernowe bardzo się przestraszyły AI, o której do tej pory ćwierkały że to samo dobro.  Kiedy się okazało że AI to broń obusieczna i można za jej pomocą kontrolować tak społeczeństwo jak i polityków i piniężnych, to teraz nagle aj, aj. Memorandum schwabisty wymyśliły.  Tylko że to nic nie da, mła się przypomniały takie ludzie co maszyny tkackie parą napędzane niszczyły. 

Ciekawe jakie autorytety sobie upatrzymy jak nam polityków braknie? Niektórzy ludzie muszą kogoś w roli autoryteta mieć, potrzebę zawierzenia mają. Dla mła  to troszki ograniczające  zdolności poznawcze, no ale wiadomo że mła pokręconą szurą jest, że sobie tak feminiatywnę. U nas myli się radośnie mądrość z wykształceniem. Można być akademikiem w dziedzinach fizyki, matematyki, medycyny i niekoniecznie mądrym człowiekiem. Do niedawna dobroć i tzw. właściwą postawę moralną przypisywaliśmy duchownym ale zdawa się że to już pieśń przeszłości. Obecna lewica wróciła do radykalizmów typu nowy człowiek, nie daj  boszsz dać jej władzę a współcześni  konserwatyści, to tacy którzy chcą żeby inni żyli tak, jak oni udają że żyją. Strach się bać że za autorytety mogo zacząć robić celebryty albo, nie daj Najwyższy, boty.

Co do sztucznej yntelygencji, taka z niej inteligencja jak z koziej... tralala. To model językowy,  jak zadajesz pytanie, to na podstawie słów kluczowych i ich powiązań sztuczna generuje odpowiedź będącą zlepkiem tego co ma w bazie. Wyciąga jakieś fragmenty tekstu i skleja w jeden  względnie spójny tekst. To nie jest taka AI o jakiej myślicie, do zrozumienia tekstu temu daleko, to się dopiero uczy a znając zmienność kontekstu słów cholera wie czy kiedykolwiek się nauczy. Natomiast pojawienie się Chat GPT uzmysłowiło ludziskom skalę problemów które nas czekają, o czym oczywiście te barany zafascynowane czwartą rewolucją przemysłową nie myślały intensywnie "bo to jeszcze nie teraz".  Choćby kwestia odpowiedzialności prawnej  za działania sztucznej: wypadki aut autonomicznych, roszczenia dotyczące praw autorskich, odpowiedzialność za fałszywe informacje, błędne diagnozy. Jak komputer naliczy zbyt duży rachunek to da się wyprostować, jak  usuną dwie nerki w wyniku błędu, to z prostowaniem będzie cóś ciężko. A najlepsze że to wszystko yntelygentne sztucznie na prund, któren cenny niezwykle. Na razie ludzie się zastanawiają czy z roboty wyleci 5% czy 75% pracowników i to jest ich główny problem.

Makaron był w Chinach i sprzedał airbusy, niestety przy okazji się wypowiedział, niepomny słów poprzednika nie skorzystał z okazji żeby siedzieć cicho. Nie że cóś głupiego ogólnie  ćwierkał, głupie było to że zdawało mu się że on Napoleon I i Ludwik XIV w jednym a jest smętną nastą wodą po de Gaulle'u. W dodatku brudną, szczery miłośnik autorytaryzmu. Tako mówkę jak on to mógłby  palnąć prezydent zjednoczonej Europy, nie EU tylko federacji, a nie prezydent kraju, którego wojska są przewożone na miejsce konfliktów amerykańskim transportem. To się nazywa palnąć jak łysy grzywą o kant kuli. Niemce się cieszą, któś z europejskich polityków okazał się jeszcze większą purchawką niż ich obecny kanclerz. To że Makaron musiał odreagować po wylaniu się na niego miłości ludu w związku z reformą emerytalną, słuszną zresztą, to jasne, tylko dlaczego qurna musiał udawać Ślepego Ziutka? W zeszłym roku udawał Człowieka w Moro i też nie wyszło, zdaniem mła jedyną osobą którą Makaron może spoko udawać jest nasz Prezydęt. Be specjalnego wysiłku wejdzie w rolę, pauzy w przemówieniach tylko poćwiczy.

Tzw. faszystowskie Włochy wreszcie się ogarniają. Wbrew temu na co wielu liczyło, zarzund Meloni się utrzymał. Chyba głównie dlatego że baba ma zdolności koncyliacyjne i tnie po skrzydłach. Durnowaty Salvini z lekka spacyfikowany, Człowiek z Botoksu w szpitalu z białaczką, Unia dojona bo Włochom się przypomniało że kiedyś mieli gospodarkę i umieli produkować. Drzewiej  to w UE uchodzili za szurniętych bo zarzundy zmieniali, wiec wpływ był znikomy, może teraz cóś się zmieni. Niemce w zasadzie pod hamerykańskim zarzundem, przynajmniej jeśli chodzi o politykę zagramaniczną, podobnie jak u nas nie myśli się tam obecnie o europejskich sojuszach obronnych a to z tego powodu że żeby myśleć to trzeba mieć czym. Część ichnich polityków, baaardzo duża część, sprawia na mła wrażenie jakby narządka do myślenia nie miała. To że u Niemców z myśleniem tak se, nie zwalnia naszych zarzundów od  wciągania Niemców w grę po naszej stronie i o nasze interesy. Tymczasem nasze jakby się blekotu opiły, tak się cieszą z tego że Niemcom rok temu  nóżka się podwinęła i Europa zobaczyła że król nie tylko nagi ale to cóś mało urodny, że pieją jakby Amerykanie po cichu już Reich rozmontowywać zaczęli A tymczasem Amerykanie nic takiego nie robią bo Niemce zostały zdyscyplinowane i teraz karnie pieniążki ślą gdzie trza, licząc na jasyr czyli uchodźców z chęcią do pracy i konfitury ukraińskie po wojnie. Nawet się ostatnio na Chiny oburzali, wrrr, wrrr.  Zupełnie jak Matołżesz, któren pojechał złożyć hołd lenny Kamali, bo żadnego inszego powodu  jego wizyty w Stanach mła nie jest w stanie wymyślić.  

U nas jazda z ukraińskim zbożem co to jechać miało tranzytem ale przyjechało na stałe. No cóż mła Wam może napisać? Państwo mamy z góowna i patyków,  ci na górze byznesy robią, dojąc szaraczków ile wlezie i odpalając im w ramach jałmużny przedwyborczej ich własne cinżko wypracowane piniądze w myśl zasady zabieraj cicho rozdawaj głośno. Do tej pory lud się w dużej części z rozdawania kasy cieszył, teraz jakoweś wątpliwości go nachodzą, najczęściej po wizytach w spożywczaku. No cóż, ludzie sobie to same zrobiły a jak wiadomo chcącemu nie dzieje się krzywda. Mła jeżeli komuś współczuwa to samej sobie, bowiem już w 2015 miała świadomość jak to się skończy. I się niestety, qurna, nie pomyliła, choć bardzo by chciała. Ech... dupanda. Ponieważ info - info z lekka dołujące to obrazki są ogródkowe dla polepszenia nastroju. W Muzyczniku jaaz, a właściwie to  jaazik  który kołysze. 

poniedziałek, 17 kwietnia 2023

Wojenka Pasiaka

Pasiak został pobity! Ciężko. Sam się o to prosił i w końcu mu wlano. Było tak - Okularia od pewnego czasu prowadza się z niejakim Krawatkiem spod Siódemki. Krawatek wysterylizowany, miły i nienachalny, sąsiad Pusia. Od czasu do czasu siada na parapecie zewnętrznym, czasem wejdzie na króciutko do domu  ale do misek nie podchodzi bo kurturalny jest. Podczas takiej Krawatkowej wizytki wpadł był do domu z ogrodu Pasiak, zoczył Krawatka i się w nim zagotowało. Co innego Pusiu rezydujący na stole czy Epuzer zalegający na parapecie ale Krawatek cichutko siedzący na krześle to obraza. No i oszalał, z pazurem i zębem wystąpił i z takim wrzaskiem że słyszalny był w całej kamienicy   ( udało mu się obudzić Włodzimierza i  głuchą Małgoś, która od razu miała wielką niespokojność ). Krawatek większy więc niby miał przewagę ale Pasiak zajadły jak czułej pamięci Felicjan a zdeterminowany jak równie czułej pamięci Laluś podczas wymierzania kary Puszkowi. Mrutek w czasie  tej akcji stał jak wryty, nie bardzo wiedząc kogo lać ( Mrutek kocha Pasiaka ale i Krawatka darzy sympatią, jak to Mrutek ), dziefczynki przybiegły bo sensacja ale się nie włączyły do tego prania. Skutek taki że kocurki  mało nie potłukły wszystkiego na stole i parapecie, mła łapała w powietrzu,  ale to prycho przy tych  pogryzieniach głowy i uszu. Pasiak gonił Krawatka aż do jego domu, dobrze że niedzierla była i samochodów mało koło nas jeździło bo kotowskie w tym szale po jezdni biegały. Pasiak ma rany na głowie takie że od razu z antybiotykiem  wystąpiłam, pani od Krawatka tak samo, z tym że nakładała na uszy i łapę a nie na łepek jak mła. Pasiak obrażony, zapodanie leku zdzierżył ale postanowił że do domu nie wejdzie. Noc spędził na parapecie zewnętrznym pilnując chałupy, jakby Krawatkowi się masochizm uaktywnił albo jakieś inne koty postanowiły nas odwiedzić. Mła ma nadzieję że obędzie się bez weta, Pasiak nad ranem przylazł do wyrka, żre, znaczy nie jest jakoś tragicznie. W Muzyczniku bardzo stosowna muzyczka, relaksująca.


niedziela, 16 kwietnia 2023

Gandawa - z wizytą u Mistycznego Baranka - część pierwsza

Mła pozazdrościła Koniku Polskiemu czyli Agniesze, która była jakieś parę lat temu u Mistycznego Baranka na party. Mła zawsze chciała go odwiedzić i jak padło na Belgię, podczas na chybcika skrzykniętej wakacyjnej wyprawy,  to mła umieściła Mistycznego na liście  zwiedzalniczej w rubryczce zobaczyć bezwzględnie. Wiecie, naprawdę bezwzględnie, Mamelon wie co znaczy taka kategoryzacja u mła - należy się przygotować na to że jakby co to się człek o kulach doczłapie. Dżizaas jedynie podejrzewa mła o ośli upór w kwestii zobaczenia tego co mła chce zobaczyć, a Jądrzej jest błogo nieświadomy. Półświadoma ekipa odwiedziny u Mistycznego zaakceptowała, choć Mistyczny się ceni. No ale co się ma nie cenić skoro jedyny w swoim rodzaju. Mła obiecywała im rozkosze dla oczu i rzeczywiście zrobili wow, choć to nie pierwszy ołtarz flamandzki wysokiej klasy jaki widzieli. Mistyczny Baranek mieszka w Sint-Baafskathedraal czyli katedrze świętego Bawona. Święty Bawon jest lokalnym świętym, urodził się w regionie Hesbaye, gdzieś niedaleko Liège, jako Allowin, w hrabiowskiej rodzinie van Haspengouw. Wg. legenda miał być synem Pepina z Landen. Jak Allowin zamienił się w Bawona? W dzieciństwie zdrobniale nazywano go Bawo lub Bawon, nie pytajcie dlaczego. Nie wiem czy to ksywka, nie podejrzewam zdrobienia imienia, choć w języku flamandzkim i to może być. W młodości Bawon, jak wielu innych świętych, prowadził tzw. hulaszcze życie. Jednakże hulaszcze życie nie wykluczało ożenku, zatem Bawon wstąpił był w święty związek małżeński z którego urodziła mu się córka o imieniu Agletrudis. Po przedwczesnej śmierci żony i pod wpływem niezwykle pobożnej córki oraz po wysłuchaniu szczególnie przekonującego kazania wygłoszonego przez mnicha Amandusa, Bawon nawrócił się był. Tak na bardzo poważnie, sprzedał wszystkie swoje posiadłości, pieniądze przeznaczył na budowany przez Amandusa klasztor w Gandawie. Przeniósł się do tego klasztoru, został mnichem benedyktyńskim i razem z Amandusem głosił słowo Boże.

W klasztorze jednakże Bawonowi było zbyt światowo i cóś skupić się nie mógł. Wystąpił do Amandusa o pozwolenie na spędzenie reszty życia jako pustelnik. Po uzyskaniu zgody polazł do pobliskiego lasu i zamieszkał w wydrążonym pniu drzewa. Po pewnym czasie pozwolił sobie na rozpustę i zbudował lepiankę. Żywił się jak przystało na średniowiecznego świętego korzonkami i wodą. Insza wersja nawrócenia Bawona jest taka bardziej mistyczna. Ponoć Bawona oskarżono kiedyś o podprowadzenie rzadkiego białego sokoła, co w owych czasach było karane śmiercią na szubienicy bowiem sokół był dla posiadacza odpowiednikiem prywatnego odrzutowca albo garażu wypełnionego  limitowanymi modelami ferrari. Kiedy wyrok już miał być wykonany, nadleciał zagubiony biały sokół i usiadł na szubienicy pokazując że Bawob to niewiniątko. Bawon  uznał to za znak  boży i mu się świętość zalęgła. Zmarł Bawon śmiercią naturalną 1 października roku 653 lub 654. Pochowany został w klasztorze w Gandawie, wtedy ten klasztor nazywano Portus Ganda, dziś nazywa się Sint-Baafsabdij, klasztorem świętego Bawona . W czasie jego pogrzebu miał zdarzyć się cud, opętana przez demona kobieta dotknęła ciała Bawona i bies odstąpił. Cóś nie bardzo wiadomo kiedy Bawon został świętym, czasy były takie że papirkami się nie przejmowano specjalnie, jak lud czcił, biskup klepnął i wystąpił do kolegów i szefa to uznawano że znaczy się już święty. Przypuszcza się że świętość spłynęła na Bawona gdzieś pomiędzy rokiem 680 a 1010. Bawon jest bowiem nie tylko świętym Kościoła Katolickiego ale też świętym Kościoła Prawosławnego. W Kościele Katolickim wspomnienie liturgiczne obchodzone jest 1 października. Jego atrybutami są miecz, mała waga i sokół. Święty Bawon miał uczynić jeszcze jeden cud nad cudy. W 1268 roku miasto Haarlem było oblężone przez wrogów, mieszkańców wsparł ukazując na niebie święty Bawon z mieczem w prawej i sokołem w lewej ręce. Wystraszyło to oblegających miasto, którzy natychmiast uciekli, a mieszkańcy Haarlem obrali sobie Bawona na patrona. Święty patronuje też diecezji gandawskiej no i rzecz jasna sokolnikom. 

Mistyczny Baranek wraz z adorującymi zamieszkuje katedrę gandawską, taką typową europejską gotycką katedrę, której budowę skończono dopiero w XIX wieku a w XX zabrano się za solidną konserwację wszystkiego tego co  wzniesiono najdawniej. Mła od razu zaznaczy że nie jest to zdaniem mła najpiękniejsza z katedr i w samej Gandawie są od  niej ciekawsze budowle sakralne.  No dobra, o gustach się nie dyskutuje, być może są tacy którym  katedra tak przypadnie  do serca  że ochom i achom nie będzie końca. Mła jednakże sądzi że gdyby nie obecność Baranka z ferajną w katedrze, to w innych gandawskich kościołach byłoby więcej zwiedzających niż w tym średnio urodziwym budynku. Pierwszym kościołem  wzniesionym w tym  miejscu był nieznany nam  bliżej nawet z wykopków  budynek.  Nieznany bowiem był  budowlą o  drewnianej konstrukcji a takowe są cóś mniej trwałe niż kamienne czy ceglane. Był to kościół parafialny pod wezwaniem świętego Jana Chrzciciela, wiemy to bowiem w roku  942 Transmar vel Transmarus, biskup Tournai i Noyon, przybył aby dokonać w Gandawie  konsekracji  Sint-Janskerk. Znaczy zapiski są. Kolejną budowlą był  romański kościół  na planie krzyża powstały w połowie XII wieku, pod tym samym wezwaniem, z którego zachowała się krypta a w niej  freski. Ten romański budynek stopniowo był zastępowany przez konstrukcje wznoszoną w innych stylach architektonicznych. Tak po prawdzie to budowa kościoła  przebiegała w trzech fazach. Na początku XIV wieku  został po raz pierwszy "odnowiony" lub tak  bardziej po prawdzie podmieniony chór. Tu możemy mówić o   gotyku północnofrancuskim skrzyżowanym z gotykiem Skaldy. Nawa chóru czyli ambit z wieńcem kaplic pochodzą z początku XV wieku. W drugiej fazie budowy, która przypadła na  lata  1462-1538, zbudowano 89-metrową wieżę zachodnią w stylu gotyku brabanckiego, z cegły silikatowej tzw. kamionki Dilbeek .

Wieża katedry św. Bawona jest jedną z trzech wielkich wież w Gandawie, obok kościoła św. Mikołaja i dzwonnicy. Kiedy człek się ustawi w takim miejscu przy kładce tramwajowej to ma widok na wszystkie trzy, ponoć to jedyne miejsce w Gandawie z którego  można naraz wszystkie trzy wieżyczki oblookać. Sama wieża składa się z czterech pięter i jest zwieńczona czterema sterczynami znacznych rozmiarów ale sprawiła na mła zdziwne wrażenie niedokończonej.  Mła wyczytala później że  pierwotnie wieża zwieńczona była niewielką iglicą, która jednak spłonęła w 1602 roku od uderzenia pioruna i jakoś nigdy jej nie zrekonstruowano. Na wieży wisi siedem dzwonów, z których najcięższym jest dzwon o imieniu   Bavo, ważący 5500 kg, dostarczony przez Florenta Delcourta. W 1533 roku rozpoczęto trzeci etap przebudowo - rozbudowy czyli wznoszenie  korpusu nawy głównej, transeptu i ośmiu kaplic bocznych. To że wieża, której budowę rozpoczęto w szóstej dekadzie XV  wieku  jest wzniesiona w stylu gotyku brabanckiego  jest jasne jak słoneczko ale to że późniejsze części katedry wzniesione są w tym samym stylu świadczy albo  o odporności na nowe prądy albo o zrozumieniu potrzeby zachowaia stylu budynku. Mła tak sobie myśliwa że troszki i to i to. Nie do końca jest bowiem tak że konstrukcyjnie  ten budynek to gotyk czysty, o nie. To raczej wrażenie obcowania z gotykiem, he, he, he. Jakby było mało to widoczna jest nie tylko różnica w stylach budowania, widać także wyraźny kontrast pomiędzy niebieskim granitem z Tournai, użytym przy budowie chóru na początku  XIV wieku, a piaskowcem i cegłą, których użyto do budowy naw. Późniejsze dobudówki to już w ogóle wykonano w stylu renesansowym, barokowym i klasycystycznym czy co tam było modne. Wyszedł z tego patchwork czyli paczworek. Niby tak samo jest w inszych  gotyckich z założenia katedrach ale w tym wypadku całość wyszła mniej harmonijna.

A jak to się stało że Jan Chrzciciel zamienił się w świętego Bawona? Tu trza nam pogrzebać nieco w historii Flandrii.  Głęboko. Historia miasta zaczyna się od opactwa benedyktynów, które było prężnym ośrodkiem gospodarczym. Po atakach Wikingów w IX wieku duch przedsiębiorczości wypełzł był z klasztoru i  nieco dalej na zachód wzdłuż Skaldy powstała osada handlowa Portus Gandavum.  Najstarsze średniowieczna wersja  Gandawy było obszarem około 6 hektarów zamkniętych w obrębie muru, który graniczył z rzeką. Z czasem na Skaldzie powstał mały port, blisko kościoła świętego Jana. W tym okresie, pod koniec IX wieku, na miejscu obecnego zamku Gravensteen, Boudewijn II de Kale ufundował stare castrum. Był kościół, był zamek, no i było miasto pełną gębą, na tyle dobrze stojące pod względem gospodarczym że rozbudowało się aż   nad brzegi rzeki Leie. Od roku 1000 do około roku 1550 Gandawa była  największym miastem w Niderlandach i jednym z największych miast w Europie, na pewno tej północno - zachodniej jej części, zaraz po Paryżu i Londynie. Gandawa była większa niż Kolonia,  która była największym  miastem Świętego Cesarstwa Rzymskiego w średniowieczu. W XII i XIII wieku  centrum zostało otoczone  pasem obronnym nie tylko naturalnych dróg wodnych ale też  wykopanych kanałów pomiędzy rzekami Skaldą, Ottogracht, Leie, Houtlei i Ketelvest. W  XIII wieku miasto liczyło od pięćdziesięciu do sześćdziesięciu tysięcy mieszkańców.  Kraków w XIV miał w porywach paręnaście tysięcy zamieszkujących. To się nazywa przepaść demograficzna.

Gandawa była centrum, miejscem tworzenia bogactwa, a  o władzę nad nimi walczono wyjątkowo zajadle.  Dla Gandawy czas próby przyszedł po śmierci Marii Burgundzkiej, kiedy władztwo nad Flandrią przypadło jej wnukowi,  cesarzowi  Karolowi V  Habsburgowi.  Tak,  tak, temu urodzonemu w Gandawie Flamandowi, bo za Niemca się nie uważał, który  powiedział o rodzinnym mieście  "Je mettrais Paris dans mon Gant/d" ( "Włożyłbym Paryż w moją rękawiczkę/Gandawę" - to gra słówek  - gant to rękawiczka a Gand to po francusku Gandawa, można to tłumaczyć też "Umieściłbym  Paryż w Gandawie ).  Co prawda twierdził też  że "Paryż nie jest miastem ale całym światem", ale nie wiadomo czy nie należało się bać uświatowienia Gandawy. No  w ustach faceta, który   miał kasę, wpływy i armię, oraz połowę  Europy  wszystko brzmi cóś groźnie i nawet jakby sprawczo.  Karol V miał swoją wizję dotyczącą  Gandawy, problem polegał tylko na tym że jego wizja  kłóciła się z wizją mieszkańców miasta. Może to dlatego że Karol postanowił zostać Hiszpanem a mieszkańcy Gandawy  ani myśleli upodabniać się do ludzi z Kastylii czy Aragonii ( nie wiadomo dlaczego bo mieszkańcy hiszpańskich prowincji też okazywali Karolowi V przywiązanie wzniecając bunty, może to były  bunty za mało buntownicze czy cóś ).  Gandawa była miastem starym, ludzie w niej mieszkający byli potwierdzeniem porzekadła "Miejskie powietrze czyni wolnym". Budowali własne fortuny na handlu  i nie czuli się zależni od feudałów żyjących z posiadania ziemi i pracy osadzonych na niej chłopów. Gandawa właściwie od zawsze była zbuntowanym miastem. Jej mieszkańcy  walczyli z monarchami przez setki lat, aby zachować swoje przywileje i wolności. Karol był władcą imperialnym, bezkarnym jak Komisja Europejska i podobnie jak ona związany z mieszkańcami ziem, które wchodziły w skład domeny. Niby trza było dbać o  wszystkich ale tak się jakoś złożyło że jedni płacili podatki, innym się dostawało, jeszcze inni mieli nieustającą rozrywkę zapewnioną bo to wojenka albo inne prześladowania religijne - tak się jakoś porobiło że w sumie wszyscy byli na Karola w różnym stopniu wkurzeni. Karol z tego wszystkiego dobrego słanego w jego kierunku poczuł że zarzundzanie to marność nad marnościami  i osadził sam siebie w klasztorze.

Zanim jednak geny mamusi, Juany la Loca,  się mocno w cesarzu odezwały i Karl zwany Charles, zwany Carlos doznał rozstroju nerwowego w klasztorze w Estramadurze,  zdążył powojować z rodzinnym miastem.  Hym... jako gandawianin czy też gandawczyk  z urodzenia powinien wiedzieć na co się pisze, od roku 1128 licząc bunt przeciw  niemu  był  czternastym  poważnym buntem w Gandawie. Poważny to taki który trafia do podręczników historii a nie jest jedynie wzmianką w przypisach w książce dotyczącej czegóś innego, bardzo poważnego. My w XIX wieku mieliśmy dwa powstania i myślimy o sobie jako o narodzie buntowników. Taa... Jak na porządny bunt przystało, bunt Gandawy nastąpił w wyniku  odbierania swobód, czytaj piniąchów.  No wicie rozumicie, jak zawsze gadka o wolności ale naprawdę to mało co tak ludzi wścieka jak bezczelne yumanie kasy i udawanie że to na szczytne cele. A Karol potrzebował kasy na kolejną wojenkę. Karol wydał edykt pogardliwie zwany Ghent Calfvel, w którym wyraźnie ograniczał miastu prawa samorządowe, zamierzał  skończyć z wyborami,  w związku z czym miejscy się zbulwersowali  bo świetnie wiedzieli że tu nie chodzi o nic innego tylko o zainstalowanie swoich ludzi coby zajęli się dojeniem miejskiej kasy do skrzyneczki z napisem Karol. Żebyż to była skrzyneczka, o Gandawie piszemy - Karol liczył że to będzie skrzynisko. Wygląda sytuejszyn cóś znajomo? Ten światek skacze z technologii w technologię ale ludzie ciągle takie same. Chciwe.
 
 


28  sierpnia 1537 roku dokument Ghent Calfvel zostaje publicznie rozdarty i ponoć rzucony w tłum rozwścieczonych  mieszkańców,  którzy podarli go na strzępki, które następnie pożarli aby nic nie zostało z tego pisania. Taki numer stanowił bezpośrednie naruszenie suwerenności Karola V jako Zwierzchności Niemal Że Boskiej i przyczynił się do cesarskiej interwencji w Gandawie w 1540 roku, która tak po prawdzie była wisienką na torcie, bo w mieście cesarz interweniował od dawna. Pisząc o cesarskiej interwencji nie mam na myśli zmarszczenia brwi, pogrożenia palcem i wydobycia z gardła "No, no, no!",  tylko najsmapierw lokalną rozpierduszkę a  później cztery kompanie niemieckie, czyli parę tysięcy uzbrojonego luda celujące z armat w zabudowę miasta i ścięcie przywódców powstania w liczbie dwudziestu pięciu, umieszczenie ich głów na pikach i rozpięcie  ciał na kołach, wystawienie tego wszystkiego na widok publiczny, wydojenie z miasta kasy tak że ciężko mu się było ze dwa stulecia podnieść i urządzenie procesji patrycjatu gandawskiego, który w pohańbieniu,  czyli boso i w czarnych opończach,  miał przejść przez miasto a procesję zamykać mieli najbardziej zaangażowani w bunt w liczbie pięćdziesięciu, w samych koszulach i z wisielczymi pętlami na szyjach. Miasto zapamiętało, choć inaczej niż to sobie zaplanował Karol V.  Do dziś stroppendragers czyli bycie nosicielem pętli  to powód do dumy dla Gentenaars,  co roku  podczas Gentse Feesten  ludzie z Gandawy noszą na szyjach czarno - białe ( w kolorach herbu miasta - białego lwa na czarnym tle ) pętle, jako znak sprzeciwu wobec tyranii. Jeżeli Karol liczył że sytuacja się uspokoi to się przeliczył, wojna osiemdziesięcioletnia, Republika Kalwińska i wreszcie pokój gandawski zakończył pomysły Habsburgów na zabawy militarne na dużą skalę w Niderlandach i Flandrii. Ostatecznie Habsburgów pozbyto się podczas rewolucji brabanckiej w 1789 roku.
 


No dobra, miało być o zmianie patrona katedry. Jedną z kar dla mieszkańców miasta miała być przymusowa rozbiórka części pamiętającego czasy Merowingów opactwa św. Bawona i zbudowanie w tym miejscu hiszpańskiej fortecy, tzn. obsadzonej przez hiszpańskie wojska Karola V.  Z dzwonnicy zniknął symbol niepodległości miasta Klokke Roeland a z opactwa duchowni, zmusiło to kanoników ( oni bowiem od czasu Ludwika Pobożnego zamieszkiwali opactwo  ) do przeniesienia w  inne miejsce kapituły i tak znaleźli się w Sint-Janskerk . Kościół stał się kolegiatą i odtąd był znany jako Sint-Baafskerk. Wraz z reorganizacją biskupią Holandii w 1559 roku utworzono diecezję Gandawy a  kościół świętego  Bawona został podniesiony do rangi katedry. Jeszcze kilka lat temu kościół świętego Jana był nadal kościołem parafialnym parafii świętego Jana, a także katedry św. Bawona, głównego kościoła diecezji Gandawy. Jednak kilka lat temu parafie Sint-Michiels, Sint-Niklaas i Sint-Baafs zostały połączone i od tego czasu Sint -Michielskerk służy jako kościół parafialny dla trzech dawnych parafii. Znak czasu, liczba wiernych się kurczy. Katedra św. Bawona funkcjonuje teraz tylko jako katedra. No i jako  mekka dla turystów, bo prawie każda i każden kto Gandawę najeżdża czuje się w obowiązku Baranka nawiedzić, a co bardziej wrażliwi na artystyczne podniety to adorować. W związku z tym że Baranek robi za tzw. danie główne mało kto sobie głowę zawraca co tam jeszcze w katedrze wisi. Głupio bardzo bo w katedrze są inne całkiem niezłe obrazy. Najbardziej znanym z nich jest "Nawrócenie świętego Bawona", powstałe w latach 1623-1624 pędzla  Petera Paula Rubensa. Jest na co popatrzeć.

To ten pierwszy mały obrazek po prawej, z kobitą odwróconą do widza tyłem, w zieleni na tym tyle. Dla mła ta obwieszona dziećmi madka to najlepsza cześć obrazu, Bawon jakoś przy madce blednie. Szczerze pisząc to on blednie też i przy świętych kobitach stojących z boczku - Gertrudzie z Nijvel i Bedze z Andenne, utożsamianych z siostrami Allowina vel Bawona. Dla  mła  ciekawe i zarazem zabawne było że Rubens podkreślił że historia z nawróceniem Bawona zdarzyła się w średniowieczu  ubierając obie kobiece postacie w coś co wydawało mu się flamandzkim XV - wiecznym odzieniem pań ze sfer wyższych a co tak naprawdę jest swobodną wariacją mistrza na temat burgundzkiej mody. Jedynie  henin na głowie modelki ma cóś z realu czasów van Eycków czy Memlinga. W każdym razie ten obraz, którego szkic olejny można podziwiać w zbiorach National Galery w Londynie, wart jest zobaczenia. tak zresztą jak i czarno - biała kaplica z koronkowymi rzeźbieniami.  Rubens wisi sobie luzikiem, z dawnej oprawy zachował się tylko fragment rzeźbionego fryzu alabastrowego z ołtarza , wykonanego w latach 1615 - 1626 przez braci Jana i Robrechta de Nole. W tym ołtarzu był pierwotnie zainstalowany obraz Rubensa. Niestety ołtarz z alabastrowej koronki rozebrano w 1702 roku,  sprzedano a następnie w zmienionym układzie zainstalowano w Sint Gummaruskerk w Lier. W 1887 roku został ponownie rozebrany i częściowo sprzedany; większość rzeźbionych elementów jest nadal zachowana w Lier i tam można oglądać byłą "ramę"   obrazu Rubensa. Oprócz tego obrazu w Sint Baafskathedraal  można zobaczyć tzw. Tryptyk Kalwaria z XV wieku, przypisywany Justusowi van Gent , oraz Tryptyk Viglius autorstwa Fransa Pourbusa Starszego, datowany na rok  1571. Spod ręki  tego malarza wyszło też  czternaście paneli przedstawiających historię św. Andrzeja, datowane są na rok 1572). Są  też prace Gaspara de Crayera.

Do najciekawszych elementów wnętrza katedry należy również barokowy ołtarz główny ( powstały w latach 1702-1782) z białego, czarnego i czerwonego marmuru płomienistego, groby biskupów Gandawy, w tym Antoniusa Triesta, zrobiony z białego i czarnego marmuru ( powstał w latach  1652-1654 ), główne dzieło Hieronima Duquesnoya Młodszego. Oprócz ołtarzowych  obrazów nawę chóru zdobi kolekcja portretów biskupów i członków honorowych kapituły świętego Bawona.W zbiorach diecezjalnych znajdują się różne elementy sreber i naczyń liturgicznych.  Relikwie św. Machariusza zamknięte są  w relikwiarzu autorstwa de la Vigne,   nieco mniej znany wśród amatorów, hym... metaloplastyki,  jest  relikwiarz  Jana Chrzciciela.  W zbiorach znajdują się też prace złotników takich jak: Lesteens, Van Campe, Bourdon , Van Cauwenbergh, Vermandele, Lenoir. Kolekcja szat liturgicznych, tkanin i koronek zawiera arcydzieła tekstylne powstałe od XV do XX wieku. Najsłynniejsza jest szata, dalmatyka,  z opactwa świętego  Bawona, która należała do Lievena Hugenois. Zdobią ją piękne renesansowe hafty przedstawiające  sceny biblijne, takie jak Maryja odwiedzająca swoją kuzynkę Elżbietę czy  Zwiastowanie. Czerwona szata ze scenami z Ołtarza Gandawskiego autorstwa Arte Grossé to także jedno z arcydzieł haftu. W krypcie wystawiony jest wybór z kolekcji szat noszonych przez gandawskich biskupów. Pozostałe zbiory katedralne  przechowywane są w zakrystii biskupiej, przylegającej do kaplic chóralnych.

Oczywiście w katedrze są i stosowne organy, takie z XVIII - wiecznym prospektem organowym, barokowym frontem i wogle. Ten  rzeźbiony front organowy to prawdopodobnie dzieło snycerza z Gandawy, przypuszczalnie Boudewijna van Dickele. Instrument składa się z dwóch niezależnych części. Na starych organach w transepcie zachowały się jeszcze charakterystyczne rejestry z pierwotnej  konstrukcji ( z lat 1653-1656 ) autorstwa Pierre'a Destré i Louisa Bisa z Lille wykonanej  na zlecenie  biskupa Antoniusa Triesta . Organy były odnawiane w 1767 roku przez Lambertusa Benoit Van Peteghem z Gandawy. Nowe organy zostały przedłużone wzdłuż empor nad chórami, tak że otaczają chór po prawej i lewej stronie piramidami piszczałek organowych. Johannes Klais zbudował je na Wystawę Światową w Brukseli w 1935 roku, gdzie został nagrodzony przez międzynarodowe jury. Organy zakupiono na zlecenie biskupa Coppieters i chwała mu za to. Instrument posiada 90 rejestrów,  co sprawia, że ​​są to największe organy w całym Beneluksie. Zaszczytny tytuł organisty Sint Baafskathedraal  przez długie lata nosil Edward De Geest, od  2020 roku tytuł ten należy do Nicolasa De Troyer .  W 1928 roku  założono Schola Cantorum katedry św. Bawona, w  obecnym składzie jako chór mieszany dla dorosłych. Schola jest prowadzona przez Filipa Martensa, cotygodniowa próba odbywa się w Sint-Lievenscollege w środę wieczorem. W katedrze chór występuje z okazji świąt, nie tylko religijnych. Na mła największe wrażenie zrobiła rokokowa ambona powstała w latach 1741-1745. Zrobiono ją z  z dębiny, obficie miejscami złoconej, białego i czarnego marmuru. To jedna z tych fantastycznych odjechanych ambon, które wprowadzają tyle niepokoju do wnętrz gotyckich kościołów Flandrii. Jej autorem jest  Laurent Delvaux ,  kutą żelazną kratę wykonał niejaki J. Arens.  

Latem 2005 roku rozpoczęto zakrojoną na szeroką skalę renowację katedry, zaplanowaną  w ośmiu fazach, przeprowadzaną w  czasie  co najmniej 15 lat. Wszystko to miało kosztować co najmniej 25 mln euro i to co najmniej szybko uległo inflacji. Kampania restauracyjna miała na celu przede wszystkim zachowanie katedry, której  zróżnicowanie materiałów budowlanych użytych do jej wzniesienia specjalnie nie służy. Wiosną 2013 roku rozpoczęto bardzo potrzebne prace konserwatorskie na wieży katedry. Bardzo, bardzo potrzebne. Oczywiście była jazda, bo odgradzanie katedry coby w spokoju ją remontować zdaniem miejskich nie wchodziło w grę.  Pod koniec lutego 2013 roku, aby zapewnić bezpieczeństwo konserwatorom, wyłączono oświetlenie budynku i usunięto wszystkie kable elektryczne,  co przyjęto niechętnie, patrz turyści i kasa, no ale wyjścia nie było. Tak kombinowano z tą konserwacją żeby zawsze wypadała poza  szczytem sezonu turystycznego. Nie ma się co dziwić, ołtarz van Eycków znajdujący się in situ, że tak to określę, przyciąga więcej turystów niż przyciągałby ich w muzeum. Jedno dzieło uchodzące za opus magnum XV - wiecznego flandryjskiego malarstwa jest turystycznie łatwiej strawne. Mła była w Museum Voor Schone Kunsten w Gandawie, stała przed "Naigrywaniem" Hieronimusa Boscha i tłumy jej nie przeszkadzały. Mła podejrzewa że o rzeźbach Rodina, świetnej kolekcji XVII - wiecznej sztuki czy pracach surrealistów znajdujących się w zbiorach tego muzeum turysta raczej nie wie. O Baranku jest głośno, Baranka w mieście się widzi, Baranek wabi jak gadżet. No pokupny jest i robi za celebrytę. Dlatego do Baranka to trza po schodkach albo windą do nieba wjechać, Baranek w katedrze wywyższony i osobny. No i oczywiście płatny bo Baranka trza utrzymać, skoro i Baranek utrzymuje całkiem spore grono. Mła miała wrażenie że wchodząc do Baranka wstępuje z wizytką do żyjącej jeszcze wówczas brytyjskiej monarchini.