niedziela, 12 lipca 2020

Cotehele czyli wyprawa za rzekę Tamar do Kornwalii




Cotehele leży po zachodniej stronie rzeki Tamar, w parafii Calstock, znaczy to już Kornwalia ( w języku kornwalijskim nazywa się Kosheyl ). Dom leży na wzniesieniu niby niezbyt wysokim ale Mamelon w drodze do Cotehele bardzo się starała coby nie zrigolettować. No bo trasa, że tak to określę, malownicza. Dom jest prawdziwie średniowieczny, z dobudoweczkami powstałymi za Tudorów , zbudowany z porządnego granitu ( takiego narzutowego ) i łupku znad brzegów rzeki Tamar. Chałupa zachowała się w dobrym stanie tzn. mam na myśli to że dom niewiele się zmienił przez ostatnie pięć wieków   ( uchodzi za jeden z najmniej zmienionych domów  z epoki Tudorów ).  Został zbudowany przez rodzinę Edgecumbe w 1458 roku po rozebraniu pierwszego dworu. Sir  Richard Edgecumbe wszedł w posiadanie Cotehele posiadłości po bitwie pod Bosworth ( tej w której Ryszard III  wg, mistrza Willa  wołał "Królestwo za konia!" ). Popierał właściwego pretendenta czyli Henryka Tudora zwanego później Henrykiem VII. Za to poparcie został wynagrodzony zarówno pieniędzmi jak i majątkiem ziemskim. Pierwszy dwór powstał w tym miejscu najprawdopodobniej około 1300 roku. Był chyba zbyt mały jak na potrzeby Sir Richarda albo zbytnio zniszczony ( czasy walk pomiędzy Lancasterami i Yorkami nie pomagały zbytnio w bogaceniu się takim zwyczajnym właścicielom ziemskim ). Pierwsza faza odbudowy dworu miała miejsce w latach 1485–1489, a następnie syn Sir Richarda, Piers Edgcumbe dobudował resztę w latach 1489–1520.




Szczęśliwie  nie tylko sam  "manor" się zachował, całkiem  dobrze zachowały się budynki gospodarcze ( np.  kamienny gołębnik, który uchodzi za niezmieniony od  pięciuset lat ).  Przez stulecia dwór w Cotehele (  drugi dom rodziny Edgcumbe, był jeszcze  Mount Edgcumbe House ) sobie trwał w stanie niezmienionym a właściciele swoje architektoniczne marzenia realizowali gdzie  indziej ). Cotehele  było  pierwszym majątkiem  przyjętym przez Skarb Państwa w ramach przepadku  związanego z karą śmierci . Dziś  dom i posiadłość są w zarządzie National Trust.  W środku chałupy ( interiora  nie zwiedzałam ) zabytki  typu  szafka z  szafkę Cotehele oraz zegar Cotehele ( zainstalowany między 1493 a 1521 rokiem ). Oprócz tego mnóstwo  gobelinów, starych mebli które nie są oryginalnymi częściami wyposażenia. Prawie wszystkie pochodzą z Mount Edgcumbe House.  W dodatku tych przeniesień antyków  dokonano w sposób barbarzyński, znaczy  przycinano  gobeliny coby się zmieściły w nowych wnętrzach.




Dom uznawany jest za zabytek pierwszej klasy,  ogrody otrzymały klasę drugą ( odwrotnie ma się rzecz w Mount Edgcumbe House, gdzie dom  jest uznawany za zabytek klasy drugiej, a o ogrody i parki są zaliczone do klasy pierwszej w rejestrze parków i ogrodów o szczególnym znaczeniu historycznym dla Anglii - hym... narodowa kolekcja kamelii, kopce z epoki brązu, amfiteatry i insze ruinki ogrodowe, te klimaty). W Cotehele, po zachodniej stronie tzw. Hall Court, znajduje się plebania i kaplica połączona z głównym budynkiem małym przejściem prowadzącym do jadalni. Patronkami domowego świętego przybytku są św. Katarzyna i św. Anna . Kaplica należy do najstarszych pomieszczeń w domu ( równie stara jest Wielka Sala ). W tej kaplicy właśnie znajduje się ów słynny zegar.   Nie jest to jedyna kaplica na terenie Cotehele, na wschód od domu, w pobliżu rzeki Tamar znajduje się jeszcze jeden sakralny niegdyś budynek pod wezwaniem św. Tomasza Becketa. Dziś nazywa się go Kaplicą Leśną. Zdaje się że rodzina Edcumbe była z tych pobożnych, bo w kościele w Calstock też jest  Edgcumbe Chapel.




Teren posiadłości zajmuje około 1300 akrów, rozciąga się aż do brzegu rzeki Tamar ( gdzie znajduje się placówka Narodowego Muzeum Morskiego na dawnym nabrzeżu portowym Cotehele Quay ). W dolinie budynki folwarczne, młyn ( odrestaurowany, kiedyś mielił zboże kupione w Plymouth i przewożone barkami, dziś mieli się w nim mąkę używaną w restauracji National Trust i sprzedawaną jako eko produkt, ponadto młyn napędza generator prądu ), tego typu atrakcje. Co prawda dla nas największą atrakcją była przejażdżka nationaltrustowym busem z dworu aż nad Tamar i spotkanie po drodze ze stadem krów rasy Jersey. Kierowca kulturalnie czekał aż krowy obejrzą sobie dokładnie turystów, turyści przymilali się do krów, pastuszki szalały bo krówska generalnie nieusłuchane i mające własne zdanie. Jak się oglądaniem znudziły to sobie poszły, leniwie kroczyły dając jasno do zrozumienia gdzie mają pastusze nawoływania. Żeby pooglądać ogrody inne niż tarasowe nasadzenia przydomowe ( tzw. east terraces, z których rozciąga się wspaniały widok na dolinę z niemniej wspaniałym wiaduktem kolejowym   - niestety na zdjęciach niemal niewidocznym, pogoda nie sprzyjała ) ) należy udać się teren położony powyżej dworu. Znajdują się na nim zarówno ogrody formalne, jak i takie mniej formalne, noszą nazwę ogrodów  górnych. Oczywiście  w  ogrodach są i architektoniczne  atrakcję. Oprócz gołębnika z czasów Tudorów, trafimy na wiktoriańską altankę i XVIII-wieczną wieżę Prospect ( została wzniesiona dla upamiętnienia wizyty Jerzego III w Cotehele w 1789 roku ). Południowo-zachodnia strona posiadłości graniczy ze strumieniem Morden, którego wody wpadają do  Tamar. Wspominkowany przez mła młyn jest zasilany tym strumieniem.




W 2008 roku w Cotehele posadzono cóś co nazwano  matecznikiem sadowniczym,   złożonym z ponad 250 odmian jabłoni, głównie odmian zachodnich.   Teren sadu obejmuje osiem hektarów,  został  podzielony na stanowiska na których uprawia się odmiany spożywcze, to co  Anglicy nazywają odmianami kulinarnymi ( jabłka  tych odmian używane są do przetworów  ) i  odmiany cydrowe. Może gdyby  mła była wiosną, w czasie kwitnienia jabłoni, to z zachwytu by zaryczała ale mła była w  Cotehele w lipcu a lipiec to taka sobie  pora jeśli chodzi o urodę jabłoniowych sadów.




Najważniejszym z górnych ogrodów jest ogród ze stawem ( jest takie  angielskie określenie stewpond  oznaczające  staw w którym hoduje się ryby ). Mocno formalne założenie obsadzone jest  rabatami bylinowymi i krzewami ( angielska  klasyka czyli  bordery inspirowane ogrodami edwardiańskimi ), atrakcyjnymi o różnych porach roku. W lipcu najlepiej prezentowała się rabata od strony północy, obsadzona roślinami w ciepłych  kolorach, młą szczególnie zauroczyły na niej ciemnokrwiste driakwie ( w naszych warunkach niestety jednoroczne, mła  przeca po zauroczeniu nie odpuściła i testowała ). Rabata po stronie zachodniej  obsadzona jest roślinami w kolorze złota i srebra. Za tymi nasadzeniami kryje się wielkie nazwisko, zaplanował je w latach sześćdziesiątych XX wieku sam   doradca National Trust do spraw ogrodów  - Graham Stuart Thomas.




Teraz mła pokaże zdjęcia stawu uchodzącego za jedną z największych ogrodowych atrakcji  Cotehele. Nazwa stewpond sugeruje że zanim staw zaczął pełnić role ozdóbstwa ogrodowego był miejscem gdzie hodowano ryby, być może inne niż oferowały wody  rzeki Tamar. W średniowieczu w takich stawach trzymano ryby odławiane z rzek,  jezior żeby w okresie zimowym mieć je "pod ręką". Wicie rozumicie, spiżarka z żywymi rybami. Takie stawy często znajdowały się przy klasztorach, postów było w roku co niemiara a o rybkę  zimową porą nie trzeba było się martwić.




Dziś w tym stawie rezydują  głównie żaby, rybek mła nie widziała mimo intensywnego wpatrywania  się w toń. Na wysepce  znajdującej się w centrum stawu rosną  paprocie i błękitnolistne funkie ( pewnie z tych najtwardszy, których otwór gębowy ślimaka użreć nie może ). Na mła oko rośnie  tam też młodziutka  aralia, ale tego czy to akurat ten gatunek drzewa to mła pewna nie jest. Jednakże za największą atrakcję tego stawu robią  grzybienie. Posadzono  odmiany o białych i czerwonych kwiatach, nawet w pochmurny i dżdżysty dzień w którym zwiedzałam tę posiadłość, stawek z kwitnącymi w kontrastowych kolorach grzybieniami robił wrażenie.  W słońcu  musi być  uroczy!




Oczywiście  wokół stawku trawniki , w kornwalijskim klimacie to są prawdziwe trawniki a nie tyrawniki. Trawsko jest należycie zielone bo jest tu i ciepło i wilgotno a zimą nic nie wymarza. Kosić tylko trza nieustannie.  Na szczęście  nie cały ogród  jest zatrawniczkowany, w sporej części ogrodów górnych  wrócono do ich pierwotnego  użytkowego znaczenia. Znajduje się tam całkiem przyzwoity  warzywnik, choć   nie jest to nic powalającego to pozwala uświadomić sobie  że kiedyś tam nawet uroczy stawek z liliami wodnymi był tylko  miejscem do przechowywania ryb a przy rabatkach kwiatowych westchnąć nad pomysłem specjalnego pomieszczenia przeznaczonego do układania kwiatów, który nam współczesnym wydaje się odlotowy.




"Dzika" twarz Cotehele jest chyba jeszcze ciekawsza niż ogrodowe nasadzenia. Miłośnicy paproci mogą odlecieć. Miłośnicy psów też  bo w UK do wielu posiadłości można wprowadzać zwierzaki ( warunek jest taki że trza po nich sprzątać ale ludziska  uskuteczniają dog walk namiętnie, mła wsłasnoocznie to stwierdziła ). Oczywiście niby na dziko rosną tam też rośliny które u nas trza okrywać zimą  i na nie chuchać, choćby takie jak  "swojska" hortensja 'Ayesha', czy też może raczej  jakiś jej   pomiot. Generalnie jest gdzie dreptać i co zwiedzać.



4 komentarze:

  1. Dech zazdrość bierze. Budynek z czasów Kazimierza Jagiellończyka, cały czas mieszkalny. Pozazdrościć, doprawdy. I z ogrodem, który jest cały czas ogrodem..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to wszystko to na wyspie i to na jej najbardziej od kontynentu oddalonym krańcu. ;-)

      Usuń
  2. Roślinki śliczne, nawet staw, ale domki mnie się nie podobają...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień był paskudny i szary ale mła ma wrażenie że w słońcu to domiszcze zyskuje na urodzie. Materiał szlachetny z którego wzniesione urody dodaje. Chałupy w stylu Tudorów rozciągliwe są, mła to nie przeszkadza ale wiele osób odbiera te budynki jako hangary z ozdobnymi oknami.;-)

      Usuń