środa, 14 czerwca 2023

Codziennik - rozmyślanka po wizycie na blogu Ani Bzikowej


Ponieważ nie powinno się zaczynać zdania  od więc  to zaczynam od ponieważ. U nas po staremu, Małgoś zmierza  na spotkanie z Cichą śniąc, koty niedobre - Okularia na gościnnych występach przychodzi do domu raz na dzień albo i na dwa dni, a teraz jej nie ma ponad dwie doby i mła  cała jest w nerwach. Sztaflik znosi  upolowane myszki i kładzie na nocnym stoliku Małgoś, Szpagetka pobiła Pasiaka ( nikt w to nie wierzy ale to prawda ), Mruti ma leczone antybiotykiem uszko  bo pogryzł madkę kiedy chciała zapuszczać na świerzbowca i nici były z profilaktyki. Rodzina opanowana jako tako, mła może jutro uda się wyjść do Mamelona. Na razie spoko, bo udało się mła zapłacić ten straszliwy rachunek za wodę. Teraz zostało  spłacenie pożyczki samolotowej i kaski za sklerotyczne wakacje, znaczy za mieszkanie. Uff. W ogrodzie z dwóch jeży zrobiło się sześć, są cztery malutkie. Gienia  je ślepym oczkiem wypatrzyła. Jeden z maluchów  jest na tyle odważny że popitala już po Podwórku.  Mła wszędzie porozstawiała pojemniczki z wodą, żywina pić musi a susza okrutna. Teraz siedzę i wyczekuję na Okularię, może raczy przyjść. Mła się o nią bardzo  niepokoi i martwi. Bardzo, bardzo.

Mła połaziła po znajomych blogach, mła włazi gdzie się jej udaje, w niektórych może nawet pisać, choć często tylko jako anonim. Mła się już z tym pogodziła i tylko paciorki zanosi do Najwyższego Sztucznego żeby gugieł tak oberwał od sztucznej pseudointeligencji żeby mu w te kody poszło. Przeczytałam u Bzika wpis na temat zdziwności świata i konsekwencji wyborów, nie zawsze naszych, które postrzegamy często gęsto z perspektywy  późniejszych wydarzeń jako szczęśliwe bądź nieszczęśliwe, tak jakby tylko jedna konkretna decyzja stanowiła o naszym losie. Mła się przyzna że takie postrzeganie jest jej obce, mła ma bowiem umysł usposobiony do szukania wieloprzyczynowości zdarzeń. Coś jakby katastrofy badała, to silniejsze od niej i zawsze mła ma za dużo przed oczami. Owszem, mła wie że jedne zdarzenia mają wagę większą a inne mniejszą ale wie też że poruszamy się w świecie wzrastającej entropii, wszystko ma wpływ na wszystko a gdybanie na temat co by było gdyby jest w gruncie rzeczy bezsensowne. Dobrze rozumiem zadziwienie Ani zadziwieniami innych i ich patrzeniem na świat. Mła jest stara ale też ją zawsze dziwi że ludzie przeceniają znaczenie jednych zdarzeń a o innych, które miały na ich losy największy wpływ,  nawet nie wiedzą. Hym... tak po prawdzie to wszyscy jesteśmy radosnymi ignorantami, przekonanymi w masie o tym że tylko od nas samych zależy jak nasze życie wygląda. Taka to perspektywa, jakby żabia czy cóś. Taa... Mła odpada przy temacie przeznaczenia, bo gubi się już w samej wieloprzyczynowości zdarzeń i odnosi wrażenie że wzrastająca entropia jej  łepek rozsadzi, jak ładunek od Unabombera.

Insza percepcja u mła niż u Ani zachodzi w kwestii Męczennika. Bziczek oglądała serial w którym za ukrzyżowanego robił powieszony, mimo że Bziczek nie ortodoks to zrobiło jej się dziwnie. No tak, ten inszy odbiór to pewnie przez to że kiedy mła była młoda to czytała zbiór felietonów Hamiltona, czyli Jana Zbigniewa Słojewskiego, pod tytułem "Maleńka złota szubienica". Chyba już kiedyś pisałam o tej lekturze. Pamiętam felieton, który dał tytuł całemu zbiorowi, przyjrzenie się religii chrześcijańskiej bez oślepiającego zawierzania ale i bez równie oślepiającego ateizmu wojującego. Ot, patrzenie na zjawisko, które wyrosło w świecie jeszcze okropniejszym niż nasz, w którym ludzie oczekiwali na rychły koniec świata, apokalipsę i nazywali to  "dobrą nowiną". Coś w stylu mojego sąsiada świętej pamięci, który był przekonany że świat już doszedł do takiej deprawacji że "to wszystko zaraz pieprznie, spali się i dopiero będzie dobrze".  Pod koniec jego życia miałam wrażenie że rozmawiam z buddystą dążącym do nirwany a nie z osobą, która twierdziła sama o sobie że jest chrześcijaninem "do szpiku kości". 

Może był bardziej chrześcijański niż to się mła zdawało? Taki w typie wczesnego a więc najbardziej "prawdziwego" chrześcijaństwa. Do dziś zostało też ze mła zdanie kończące felieton; "Osoby noszące na piersiach złoty krzyżyk powinny sobie czasem uświadomić, że noszą miniaturowy model obozu koncentracyjnego albo maleńką złotą szubienicę". Bardzo rozumiejące, chrześcijańskie z ducha spojrzenie miał ten "komuch" Hamilton na to czym jest w istocie tzw. tajemnica krzyża. Mła było to spojrzenie  bliskie, a ponadto  nie kłóciło się z tym co wyniosła z lekcji historii sztuki.  W czasie  nastolęctwa mła była intensywnie nauczana o związkach religii  i filozofii z ikonografią i niemal z przyzwyczajenia rozbierała i  nadal rozbiera sztuki wizualne, nie tylko te religijne,  na czynniki pierwsze i datuje pojawianie się motywów, które to datowanie sprawia że mła jest świadoma tego że przeogromna, wręcz przytłaczająca  część motywów chrześcijańskich w sztukach wizualnych, dla pierwszych chrześcijan ze względów religijnych byłaby czymś nie do przyjęcia. Tak, tak, czciciele świętych obrazów i krzyża. No cóż,  religia jest też procesem zmiany wierzeń i ikonografii będącej ich wyrazem. Nieustającym, aż do wypalenia się kultu. 

Teraz będzie tzw. refleksja ogólna. Chrześcijaństwo nam się wypala, pospołu z judaizmem i islamem, czego nie zauważamy bombardowani info o islamie atakującym Europę. Religie wyrosłe na gruncie judaizmu w wielu miejscach nie  przystają już do współczesnych wrażliwości, kształtowanych przez technologię i zaczynają się kurczyć. Proces trwa już około 300 lat, tak mniej więcej tyle co rewolucja przemysłowa, do tej pory najlepiej trzymał się islam ale i tu się kruszy wraz z coraz nowszymi  technologiami stającymi się naszą codziennością. Im bardziej wyznania się kurczą, tym bardziej są ortodoksyjne. Hym... mła się tu podeprze autorytetem Kościoła Katolickiego, o takim procesie w odniesieniu do chrześcijaństwa pisał Benedykt XVI, który zresztą uważał że czystość doktryny ważniejsza niż synkretyzm i rozmywanie istoty. Mła sądzi że wzrastanie Josepha Ratzingera i kształtowanie jego osobowości w czasach totalitarnego faszyzmu miało nieoczekiwane implikacje dla instytucji w której był przez długie lata szefem od doktryny, ciekawe czy zdawał sobie z tego sprawę?  Pewnie tak, był inteligenty w o wiele większym stopniu niż inni watykańscy oficjele.

Co zatem będzie kiedy chrześcijaństwo czy islam nam się wypalą do małych ale ortodoksyjnych wspólnot? Cóś tam będzie oprócz tych grup przekonanych o tym że są strażnikami wiary, człowiek istota duchowa, nawet materialiści przyznawają że te hormony i neurony tworzą nową jakość i człek tzw. duchowość posiada. Ludzie lubią odczuwać komfort  wspólnoty zawierzeń, wydają się w tej  wspólnocie bardziej bezpieczni, mniej narażeni na grozę istnienia. Podejrzewam stojącą za tą ucieczką w stadność czystą biologię, pewnie macki darwinizmu oplatające mój umysł każą mła tak sądzić. Jak na razie mła widzi dwa scenariusze rozwoju religijności - zawierzenia ezoteryczne w stylu New Age i o zgrozo, wiara w naukę, która nie  jest zdziwna,  jeśli zważy się na to że nauka to kwestia opinii mniej lub bardziej dowiedzionych doświadczeniem. Znaczy są kandydaci na  guru a może i mesjasz by się znalazł. Dla mła, która wzrastała w świecie w którym nauka była przeciwstawiana wierze, sprawa jest nie tylko nie do strawienia, nawet z przełknięciem jest ciężko. Młodsi nie mają problemu, wierzyli w świętość  czepionki równie mocno jak dziadki wierzyły w pseudonauki Łysenki. Nie odróżniają, tak samo jak ówczesna  intelektualna  elita komunizmu nie odróżniała, nauki od pseudonauki, powtarzalności empirii od założeń. Skupieni na pozyskiwaniu danych mają masowy, być może pokoleniowy,  problem z ich analizą. O tworzeniu struktury powiązań tego co się analizuje lepiej zmilczeć. Gotowy ludzki materiał do wykorzystywania w imię prawd wyższych. Może to nie cecha tego pokolenia, może to tylko zwyczajne naiwniactwo młodych? Mła cóś nie ma wyrobionego zdania w tej kwestii.

No i wychodzą tym młodszym  kfiotki, takie zdziwne formy quasi religijne jak ekologizm, mało mający wspólnego z nauką o strukturze przyrody, jej funkcjonowaniu i oddziaływaniu wzajemnym organizmów i środowiska. Mamy za to klasyczną, ściągniętą z chrześcijaństwa apokalipsę, oczywiście klimatyczną i dążenie do ascezy, "Dobra nowina" jest zaś taka że jak się we wszystkim ograniczymy to na pewno będzie raj na Ziemi a zmienny klimat zostanie constans, bo Słońce  będzie się wypalać regularnie i bez wyrzutów masy.  A jak będziemy niegrzeczni i rozpasani to wszystkie gazy  które produkujemy przez lat 10 a których ilość jest mniejsza niż tych, które wydobywają się z okazji jednorazowego pierdnięcia  jednego średniej wielkości wulkanu,  nas wezmą i ocieplą tak że będziemy mieli epokę lodowcową w następstwie zmiany prądów oceanicznych, których reguł powstawania i zamierania co prawda nie bardzo kumamy ale wierzymy że tak będzie. Alleluja! Żadnej refleksji na temat tego że ludzie  do zmian klimatu  się po prostu od zawsze dostosowywali a nie z nimi walczyli bo byłaby to walka z wiatrakami. Zero, null!

Po prostu zawierzenie typu wiara góry przenosi i wogle to dżihad klimatyczny uskutecznimy, czyli po staremu ale w nowych "naukowych" szatkach. W erzac religijny zamienia się też feminizm, który ostatnio zaliczył coś na kształt synkretyzmu, zassał nietypowe feministki - kobietą można zostać posiadając penisa, pod warunkiem deklaracji że się jest kobietą i to wojującą z szowinistycznymi prześladowcami ( mła nie pisze o ludziach  z rzeczywistym problemem płciowym, tylko ludziach,  którym wydaje się że problem, jaki mają jest problemem płciowym i są oni np. ono czy też właśnie kobietą z penisem, znaczy fiksum dyrdum i to wcale nie lekkie ). Także  w tym wypadku mamy do czynienia z walką, czasem o naprawdę zdziwne sprawy. Mła przyuważyła że  współczesne feministki mniej grzeje temat równych wynagrodzeń dla kobiet i mężczyzn za tę samą pracę, co wcale nie jest  oczywistością w krajach uchodzących za szczyt demokracji i postępu, niż temat karania mężczyzn na podstawie oświadczenia kobiet, które  to oświadczenia zdaniem wojujących feministek  powinny  być  uznawane   z urzędu za najprawdziwszą prawdę w randze dogmatu. Cóś rodem z pyskówek małżeńskich, w których logika, będąca podstawą rozumienia prawa, po prostu nie działa.

Radykalne feministki zdają się żyć w świecie w którym powszechnie wiadomo że kobiety nie kłamią, he, he, he, świętość w sobie  niosą masowo i zawsze mają rację ( coś to podobne  do postawy hierarchii katolickiej wobec świętości stanu kapłańskiego, obmacywanie dzieci przez niektórych jego przedstawicieli ukrywane przeca tylko dlatego żeby świętości nie kalać - zadziwiające jak zapluwający się hierarchowie i feministki zarówno cinżko zradykalizowane jak i cinżko myślące są do siebie podobni  - taa... "unikaj głośnych i napastliwych, są udręką ducha" ). Feminizm i LGBTyzm są wymieniane na jednym oddechu w wyznaniu wiary choć feministki niekoniecznie zgadzają się na z wszystkimi postulatami środowiska LGBT a to środowisko niekoniecznie zgadza się ze wszystkimi założeniami feminizmu. Spoko, zlot zrobią, znaczy sobór i ustalą w co wolno wierzyć i co trzeba myśleć. I pewnie dumnie nazwą to wolnością ducha, he, he, he. Mła jakby co to ma kandydatów na trójcę świętą - ekologizm pambuk, feminizm córka, LGBTecizm duch śnięty. Nazwa wyznania postępizm, credo - wyznawanie jedynie słusznej wolnomyślności,  zdaniem mła to dlatego jedynie słusznej bo nie o niezależność myślenia tu chodzi a o jego tempo. Dobra, wyzłośliwiłam się, jak to starsza pańcia słabo pamiętająca własne zaślepienia młodości. 

Te quasi religijne ruchy są radykalne do bólu, jak to zawsze młode wyznania ale wydawa mła się  że nie  niosą w sobie tego ładunku  emocjonalnego,  prawdy zakładającej dualizm natury ludzkiej, archetypów ubranych w  nową religijną mitologię, które zapewniły  religiom opartym na Biblii ich trwałość. To raczej coś jak komunizm, wyznanie krótkotrwałe zweryfikowane w ciągu wieku przez człowieczy charakter i ekonomię. Może bardziej trwałe niż covidianizm, mający w sobie też coś z tych quasi religijnych uniesień.  Wicie rozumicie, ta walka ze złem, która tradycyjnie doprowadza do jeszcze większego zła, czyli w  wypadku  covidianizmu do nadmiernej ilości zgonów i  dwucyfrowej inflacji w bonusie.  Jak na razie tworzą się zastępy ekomęczenników - przyklejacze, prześladowani na tle religijnym, he, he, he.  Z drugiej strony to niektórzy foliarze też popłynęli w stronę religijnych odjazdów, takich z wszechmogącym Trumpem, który jednocześnie jest  męczennikiem covidiańskim ( nie mam zdania w sprawie jego aresztowania za papirki, za mało wiem na ten temat, może go wrabiają a może nabroił, nie wiem ), tym radosnym hipokrytą Tuckerem w roli syna i duchem w postaci ćwierćgroźnego Wujka Wowy. Nikomu z zawierzających foliarskich nie przeszkadza że wszechmocny Donald sam się kłuł na wszelki wypadek, o czym szeroko informowano i kochanego doktora Fauci jednak nie wywalił, a jedyne do czego się ograniczył  to do gadek o wybielaczu i palcem nie kiwnął w sprawie łamania praw obywateli zwalając ich obronę na republikańskich gubernatorów. Bardzo dużo ćwierkał a działał jak wszyscy politycy Zachodu, znaczy głupio. Pomarańczowy miał dużo szczęścia że administracja Ślepego Józka była jeszcze bardziej ogłupiała i miejscami zaczadzona ideolo.

Na takim tle to nawet nasz zarzund, który jest w ścisłej czołówce kretyńskich zarzundów, wypada w miarę przyzwoicie a co dopiero przypilony wyborami Trump. Mało komu wśród foliarzy też  przeszkadza że najpopularniejszy dziennikarz FOX robił za propagandzistę, głosiciela wiary w Donalda, głęboko do pojemnej kieszeni chowając zarówno info, jak i własną opinie na temat wszechmocnego. Opinią się dzielić nie musiał ale z faktami to  już coś nieładnie. Najbardziej zrozumiałe jest dla mła ustanowienie  przez dużą część środowiska foliarskiego Wujka Wowy duchem śniętym, propaganda rosyjska bardzo dobrze wykorzystała związaną z  covidem głupotę i chciwość zachodnich polityków i ich wlazłodupność względem Big Pharmy i  Big Techu, nawet nie musieli się uciekać do dużej ilości kłamstw, w niektórych wypadkach wystarczyła zwykła prawda. Srandemia jaka była każda i każden rozumie, o ile liczyć potrafi. Ilość skoszonych przez zarazę w stosunku do tych skoszonych przez działania zapobiegające i naprawcze cóś malutka. Wyznawcy rozciągnęli srandemiczną prawdomówność propagandy Wujka Wowy na całokształt i  wyszło im z tego że Wujek Wowa to całkiem prawidłowo napadł na inny  kraj, bo w końcu się bronił. W historiografii rosyjskiej, tak jak i w radzieckiej, bardzo popularnym jest pogląd że Rosja prowadziła zawsze wojny obronne, bo to naród miłujący pokój, he, he, he. Wiadomo skąd ten radykalizm u foliarzy, do których mła przecież też się zalicza, jest reakcją na akcję tylko co z tego?  Niemyślenie spotyka się z niemyśleniem, każdy ma swojego guru i jest impregnowany na fakty, bowiem zawierza. Mła ma uczulenia na zawierzenia, wieloprzyczynowość zdarzeń się znów się u niej kłania  i mła się pojawiają na mózgu wypryski i zaczerwienienia. Zawierzenia na pograniczu kultu parareligijnego, nawet w bliskim mła środowisku  foliarskim, ją odrzucają.

Wychodzi zatem na to że mła będzie nadal anarchizującą zakałą społeczeństwa,  bo mła zakłada  że rzundzące sobie religii  w każdej  możliwej nowej odsłonie nie odpuszczą i mła jako osobnik areligijny będzie mało pasząca do tych co będą za a nawet do tych co będą przeciw. Nie odpuszczą zarzundy, bo wprowadzenie  jakichś nowych form kultu wydawa się niektórym zarzundzajuncym  konieczne, no bo jak bez religii opanować duchowość człowieka?  Jak bez rządu dusz rządzić?  Jak to leciało? - "Dla ludu religia jest prawdą, dla mędrców fałszem, a dla władców jest po prostu użyteczna". Seneka dawno temu rzecz  wyłuszczył, mła się wydawa że niegłupio.  Nie piał peanów na temat  roli wspólnototwórczej religii bo lud generalnie wydawał mu się stadem baranów, nie był ci on lewicowcem z przekonania, oj, nie był. Ech... New Age ma zdaniem mła większe szanse na długotrwałe i masowe zagnieżdżenie się w społeczeństwach, jak to wyznania synkretyczne. Wszystko łączy się ze wszystkim, wysiłku intelektualnego nie wymaga. Jest tu astrologia, szczypta nauki, niezweryfikowane jeszcze założenia typu kosmici, zweryfikowane jak najbardziej podstawy psychologii, jak to mawia jeden mój znajomek - "Samoleczenie z samogwałtem w pakiecie". Wszystko jest tu tak płynne, słabo dogmatyczne i radośnie letnie że tylko wyznawać.

Każdy sobie coś tam znajdzie a jednocześnie będzie czuł wspólnotę z innymi newageowcami, którzy zazwyczaj wierzą że każdy ma prawo wierzyć w co chce. Tu pojawia się drobny problem dla zarzundzających ale do pokonania, bo zarzundzające zrobią się strażnikami wolności wyznania. Może nawet zostaną kapłanami wolności, tej wolności, że tak klasykiem polecę. Czy to byłoby takie złe? Nie wiem, w porównaniu do wojen religijnych nie wygląda strasznie ale mła coś ćwierka w główce że pojawią się zagrożenia o których nam się nie śni. Samoleczenie z samogwałtem w pakiecie też może przynieść samookaleczenie, każda religia czy parareligia miała fazę prześladowań heretyków i innowierców. Wicie rozumicie, natury ludzkiej nie da się oszukać a ludzie kochają  władzę. Znaczy mła upatruje że problemem jest kapłaństwo, pambukowe urzędnictwo, tłumacze z boskiego na nasze. Cała ta  merytokracja zawierzeń, świetnie zorientowana że nie ma większej władzy niż rząd dusz. Coś mła mówi że tacy od odpowiedzi na każde pytanie już się postarają żeby newageystów  sformatować i czerpać korzyści jakie niesie ze sobą społeczne wyznawanie wiary. Newageyzm nie chroni przed mesjanizmem i radykalizacją postaw, choć teraz taki letniutki. Na czym mła opiera takie domniemania? Na istnieniu czegoś co nazywamy wojującym ateizmem, który to prund umysłowy posiada wiele cech wspólnych z wojującymi wyznaniami czy quasi wyznaniami. Ateiści też chcieli mieć tylko prawo do własnego zdania a jak wyszło? Hym... mła wzrastała w strefie zadekretowanego ateistycznego "wolnomyślicielstwa", świetnie pamięta jak to wyglądało. Normalnie ta wolność to pod kneblem aż buzowała. Taa...

W ramach ozdóbstwa ku zabawienia oczu mła wkleja różane fotki a dla ucha w Muzyczniku zapodaje Bacha i Mahlera, którzy akurat jej w duszy grają. Okularii nadal nie ma.


17 komentarzy:

  1. Wszystko wpływa na wszystko. Ale my jesteśmy ostatnią instancją i dokonujemy takich a nie innych wyborów. Nie bez określonych przyczyn, to oczywiste. Poza tym wciąż wmawia się ludziom, że wszystko mogą, że ich życie zależy tylko od nich, że mogą być szczęśliwi, że to po prostu kwestia ich osobistej decyzji. Całe masy poradników, terapii i dobrych rad zalewa nas ze wszystkich stron. Jak napisałaś, brak nam umiejętności analizowania tych niesamowitych ilości danych, których nie potrafimy albo po prostu nie możemy zweryfikować. Błędne koło, bo do weryfikacji potrzebujemy rzetelnej wiedzy i prawdziwych danych. Czyli wiem, że nic nie wiem, co podobno było ze strony Sokratesa podpuchą, hrehrehre. Co do dążenia do wspólnoty, wszelkie, najogólniej mówiąc, wierzenia mnie odrzucają. Dopuszczam niewielką grupę swobodnie wyrażających poglądy, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto uważa, że to on ma najlepszą i najwłaściwszą rację. Sama popadam ostatni w rodzaj ortodoksji na punkcie koszenia, a raczej niekoszenia trawników. Może zacznę rozpowszechniać religię taką. NATURA - Nie Koś, Albowiem Trawa Uratuje Rodzaj Adamowy (nic poza adamowym mi do głowy nie przyszło na poczekaniu).
    Róża na szóstym zdjęciu jest przepiękna, po prostu idealna, taka wycyzelowana w każdym szczególe, i pewnie przepięknie pachnie.
    No i niech ta Okularia wraca, co ona sobie myśli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła coraz częściej myśli że jeżeli coś ma znaczenie to suma naszych wyborów, cóś się zawsze z tego wykroi. Co do analiz i wyciągania wniosków na przyszłość to o przyszłości wszyscy tylko gdybamy, może z wyjątkiem wróżka Jackowskiego, który uwielbia wieszczyć post factum. Nie jesteśmy w stanie samą analizą faktów i kształtowaniem naszych indywidualnych wyborów wpłynąć samodzielnie i wyłącznie na takie a nie inne zdarzenia w przyszłości. Za dużo zmiennych. Mła zapoda przykład - mła zawsze uważała się za osobę która myśli o zielonym i działa na rzecz tego by nam nie zaniknęło i rozwijało się po swojemu, niezagrożone łupieżczym bytowaniem naszego gatunku. A teraz mła widzi co dzieje się z ideą zrównoważonego rozwoju i nóż się jej w kieszeni otwiera i tak sobie brzydko uświadamia że dobrymi chęciami to piekło wybrukowane. Zawsze znajdzie się masa głupków, którzy podążą jak w "Żywocie Briana" za tykwą a starannie oleją osobę mało seksownego a wymagającego poświęcenia dla innych choć części siebie cieśli. Na tle tych wszystkich od ekologicznych samochodów, które są tak ekologiczne że ich produkcja, użytkowanie i złomowanie dopiero załatwi środowisko, święte niekoszenie tyrawników to pikuś. A w ogóle to co za zboczeńcy koszą tyrawniki w upał? :-O Na stos za zaprzaństwo, he, he, he. ;-D To samo zażenowanie co przy ekologicznych pieniach tzw. aktywistów, mła odczuwa słuchając głupoty ubranej w szatki feminizmu. A przecież mła odczuwa siostrzeństwo i zawsze darła japę kiedy kobiety "się nie nadawały". Niestety mła też odczuwa braterstwo a coraz częściej odnosi wrażenie że niektóre siostry to tak dalej na etapie walki płci a nie na etapie uświadamiania godności ludzkiej kobiet. Z LGBT jest inaczej, dla mła tu działa prawo leszczyny, leszczynka nagięta odbija i może zranić naginającego. Zdaniem mla mamy obecnie do czynienia z takim przegięciem, będącym wynikiem kompensacji zbyt długiego siedzenia w szafach. Teraz jest szaleństwo i wszystkowolnizm, który z czasem będzie się zmniejszał a normy obyczajowe w tych środowiskach nie będą się znacząco różniły od norm ogółu społeczeństwa. Z powodu prawa leszczyny mła jest bardziej wyrozumiała dla LGBTów niż dla tej głupoty przebranej za feminizm. Mniejsza żenada znaczy odczuwana jest przez mła.
      Ta róża to mój "Henio" znaczy 'Dr. Hermann Schulze-Delitzsch'. Okularii nadal nie ma. :-(

      Usuń
    2. Ci zboczeńcy, co koszą w upał, chcą chyba mieć od razu siano. Dwa dni temu widziałam, jak taki jeden kosił kompletnie wyschnięty trawnik. I w ogóle masz rację; fanatyzmy kwitną, leszczyna odbija, a my, małe żuczki, możemy tak mało albo nic zgoła.

      Usuń

  2. Już jestem bardzo ostrożna w wyborach, coś zawsze trzeba wybrać, a ja w stuporze, co też fatalne. Za długo się waham, przyglądam, no i zonk, po czasie się okazuje że trzeba było tak i tak, brak decyzji jest złą decyzją. A co dopiero w kwestii idei, zawierzeń. Ogromny temat. Dane zawsze niepełne, za dużo ich lub za mało.
    Bo. Futerka. Twoje.

    Same fakty są takie, że ciężko je przyjąć za fakty. Szpagetka pobiła Pasiaka! Trójnoga malutka kiciunia przywaliła zabijace co dawał sobie radę "na wolności" !!!. Twardziel Sztaflik chce dokarmiać myszkami Małgoś!!!!, Słodziak Mrucio pokazuje że coś w słodyczy mu się kwasi, bije, gryzie!!!!.
    Tylko Okularia trzyma formę, macarena jedna!
    Okulario/Macareno do domu!
    O wszystkim mamy takie pojęcie jak Ty o swoich futerkach, niby znamy a tu zaskoczka godna sensacyjnego tytułu w kocim tabloidzie😀😀😀. No to trzeba wziąć pod uwagę, że może z wszystkim jest tak jak z futerkami, jak z księżycem, widzimy część, reszta słabo znana, ale przecież jest. I jak tu być pewnym że się zna, wie?
    Okulario do domu!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No a ja nie uwierzyłbym gdybym nie zobaczyła, że moja słodka Yuumi jak ma zły dzień to siedzi na kuwecie i wali każdego kto korzysta???!!!! A potem dziwota że Aimee nasika przed kuweta. Albo na skarpetkę 🙀
      Ale już Yuumi w obroży chodzi. Oby nieco przukrocilo te wiosenne zapędy do wojowania

      Okularia do domu!!!!!!!!🫶🫶🫶🫶🫶🫶🫶🫶🫶

      Usuń
  3. Okularia do domku!!!
    Mam taką szwendaczkę Milutkę. Mój syn mówi na nią: stary klamot :) Ale ją bardzo lubi. Potrafiła zniknąć małpa na cały tydzień. Teraz teraz też tak dwie, trzy doby czasem. Niby wiem, ale się stresuję, bo ma 12 lat i kuśtyka.
    Moje zdziwienia dały ci do myślenia :) Ludzie naprawdę dziwne rzeczy opowiadają w bibliotece. Ale ja lubię, mnie samą zmusza to do myślenia. Z wisielcem to konkluzja też mi wyszła, że odczuliłam się. Zapodawano mi zwłoki na krzyżu tyle dekad, że uznałam to za normalne. A wisielec wstrząsnął. Przypomniał czemu wyrzuciłam z domu krzyże. Nawet czasem nie wiemy jak bardzo kulturowe rzeczy w nas siedzą. Niektóre fajne, niektóre jednak trzeba odkurzać. Bardzo ciekawe to z tą ikonografią. Pogrzebię głębiej.
    No i "maleńka złota szubienica",widzisz, ja zaciekle czytałam science-fiction, trochę mnie ominęło. No ale mogę sobie wyobrazić łańcuszki z maleńkimi wisielcami na szubienicy :D
    Wieloprzyczynowość wiąże się z wieloskutkowością. Trudne do ogarnięcia. Ale ogólnie chodzi o to by się w tych życiowych niespodziankach jakoś wygodnie urządzić. Na to mamy wpływ. Choć wymaga wysiłku i pewnej trzeźwości umysłu.
    A jeśli chodzi o new age, Taba, pomyśl, religia zawsze związana z polityką jest. Jak ja sobie wyobrażę polityków podlizujących się tym wszystkim mistrzom, szamanom i kołczom :) Jak oni razem z nimi włażą do szałasu potów, tańczą przy ogniskach, medytują na kamieniach, chodzą po węglach , jeżdżą na jednorożcach i wdychają tęczowe pierdy...no po prostu padam ze śmiechu :D
    A z siostrami feministkami i reszto, mam tak samo...kurde...

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy ostatnim razem wdałam się w rozważania na temat wpływu przeciętnej jednostki na świat zewnętrzny i jej możliwej sprawczości, mój rozmówca zdiagnozował u mnie ciężką depresję. W sumie miał prawo, jako psychiatra, ale trochę mnie to zaskoczyło, myślałam, że tak objawia się tzw. zdrowy rozsądek i doświadczenie życiowe :)))
    Świat durnieje, zdrowie szwankuje, więc dziś w ramach pocieszek kupiłam sobie śliczną różyczkę Baronesse- dawno nie widziałam tak zdrowo wyglądających krzewów, jak ta odmiana, posadzę ją w wielkiej donicy i niech cieszy oczy kwitnieniem aż do jesieni.
    Trzymam kciuki za szczęśliwy powrót marnotrawnej Okularii .

    OdpowiedzUsuń
  5. No no, dziewczęta, ale żeście się tu rozpisały wszystkie, ja może nie jestem specjalnie zacięta w szukaniu przyczyn, ale szarość jest zdecydowanie zbyt piękna i różnorodna, by zgodzić się na istnienie świata wyłącznie czarno - białego.
    Męczy mnie to parcie do posiadania jednej słusznej racji, przyczyny, wizji świata...
    No i często, podobnie jak Romana, błąkam się po rozdrożach bezdecyzyjności....
    A poza tym, nastąpiła awaria internetu.
    Róże piękne.

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiedzi
    1. Uuu, niedobrze. Że też muszą nas tak tresować! Jest pora która sprzyja nie wracaniu do domu, no ale bez przesady. Od razu przypomina mi się jak to było z szukaniem zagubionych futer. Mój pies, psy Bobusia, koty sąsiadki. Rozumiem że wszystkie możliwe miejscówki sprawdziłaś, fabryka, pani od kotów, szopki i lokale kochasi. U mnie Feluś kabluje gdzie chowa się Jacuś i Rysia, czy żadne z Twoich futerek nie ma takich ciągot? Schronisko i listy gończe z podobizną, do schroniska trafił pierwszy piesek Bobusia, mój powędrował na tfudziałkę. Koty - jeden odnaleziony w schronisku, drugi wcale. O rany, no. Jutro znowu zapytam.
      Może wróci.

      Usuń
    2. Okularia wróciła przed chwilą, po prawie 5 dniach! Cała i zdrowa ale dość głodna. Przymilna i mrucząca, wydaje mi się że była gdzieś u ludzi, bo jak na ten czas co jej nie było to w dobrej formie. Zamknęłam wszystkie okna, koty siedzą w chałupie, do jutra rana zero wychodzenia dla wszystkich. Uff! Teraz jest granda bo ona oczywiście cała chętna do wyjścia, jestem głucha na te ryki i ślepa na trzęsienie tyłkiem.

      Usuń
    3. Może byla u,ludI,a mkze gdzies podjadala z cudzych misek tylko. Dobrze zrobilas, niech towarzystwo siedzi na doopach i nie marudzi.

      Usuń
  7. Uffffffff. A to macarena, no. Też bym była głucha. Ufff.

    OdpowiedzUsuń
  8. 5 dni łazikowania, na pewno ma jakąś metę :)

    OdpowiedzUsuń