Wyprawa, wyprawa i po wyprawie. Było, minęło i jak to powiedziała Irenka - "Wydaje się niemożliwe że to się wydarzyło". Irenka cała i zdrowa znów doma, z lekka zszokowana światem. No bo wicie rozumicie, to nie tylko pierwszy raz Italia, to też pierwszy raz samolot. Nie taki samolot jak ten o którym się drzewiej myślało jako o luksusowym połączeniu ze światem a zwykły latający autobus, w wykonaniu linii na R bardzo mało wspólnego mający z jakimkolwiek luksusem. To także zmiana obrazu współczesnych lotnisk, komunikacji jako takiej czy wreszcie zmiana obrazu tzw. Zachodu i wszystkich tych rzeczy i spraw, jakie człowiekowi, który większość swojego życia spędził za Żelazną Kurtyną, z tym pojęciem Zachodu się wiążą. Zaprawdę powiadam Wam - podróże kształcą, choćby przez weryfikację w realu naszych wyobrażeń. Dla Irenki, której ostatnią zagraniczną wycieczką była ta odbyta do NRD za czasów komuny, ta wyprawa włoska była "powiewem chłodnego wiatru w ciężki od upału dzień".
To o tym wiaterku orzeźwiającym i upale to padło z ust Irenki, uwielbiającej poezyje. Irenka nie jest zwiedzaczem bezrefleksyjnym. W wieku osiemdziesięciu lat ciężko jest skonfrontować z realem własne mniemania, mła jest pełna podziwu dla pani starszej, która taki numer wykonała. Technicznie z Irenką dobrze nam poszło, kula umieszczona w samolocie we właściwym miejscu, Irenka wykonywała samodzielne wdrapy po schodach trzymając się mocno poręczy, przedreptała górki i dołki, choć do pełnej sprawności wiele jej brakuje. Nie chcąc nam sprawić kłopotu usiłowała jeść same suche bułki, trzeba jej było troszki zwykłego jedzenia wciskać. Szczęśliwie dała się skusić na lody, dzięki czemu przełamałyśmy jedzeniowy impas. Polazłyśmy w Città Bassa, znaczy w Dolnym Mieście, do lodziarni "Gelato al Quadrato", takiej z lepszymi lodami i Irenka uległa czarowi włoskich lodów w stylu dubajskiej czekolady i klasycznym "bergamskim pistacjowym" ( mła skusiła się na rewelacyjne fiołkowe! ). Lody stały się obowiązkowym posiłkiem dnia, he, he, he.
Wyprawa pani starszej przyniosła całkiem nieoczekiwany skutek, Irenka zdecydowała się na rehab sanatoryjny. Mła jest z tego bardzo zadowolniona, bo do tej pory Irenka bała się takiego wyjazdu do sanatorium z powodu swojej niepełnosprawności. Tak, wiem że to się może wydawać nieco dziwne ale dla Irenki wcale dziwne nie było. Do sanatorium pojedzie razem ze swoją przyjaciółką ze szkolnej ławki, Elżbietą. Wczoraj zapadły pierwsze ustalenia, Irenka już ma wyznaczony termin wizyty lekarskiej i obecnie z Elżbietą, bywałą w sanatoriach, jest ustalana opcja wyjazdu, znaczy kiedy i gdzie. Irenka dysponuje taką liczbą schorzeń że praktycznie może do każdego sanatorium się załapać. Po wyprawie w Alpy Bergamskie przestała się bać wyjazdu w góry, co otwiera przed nią możliwość skorzystania z sanatoriów znajdujących się w górskich miejscowościach. Elżbieta rozłożyła jak wachlarz przed Irenką możliwości wyjazdów tu i tam. Hym... Irenka uzbrojona w nowe włoskie perfumy już zdecydowana na bycie gwiazdą sal rehabilitacyjnych i tężni. Na wszelki wypadek zaleciłam nieoglądanie "Sanatorium miłości".
Mamelonowi i mła wyjazd też dobrze zrobił, Irenka nie jest upierdliwą staruszką, tak jak my lubi oglądać starocie, sklepiki ze wszystkim a to że chodzi nieco wolniej niż reszta ludzi pozwoliło nam dokładniej przyjrzeć się miastu, które podczas ostatniego pobytu potraktowałyśmy z powodu pogody po macoszemu. No wicie rozumicie, niby widziałyśmy ale nie do końca nas to widzenie usatysfakcjonowało. Deszcz, wiatr i dwa stopnie Celsjusza na plusie w ostatnim tygodniu kwietnia to nie były czynniki sprzyjające zwiedzaniu. Teraz całkiem insza bajka, temperatura powyżej dwudziestu stopni, śnieg widoczny tylko w najwyższych partiach Alp, wokół szalejąca zieleń, jaśmin gwiazdkowy Trachelospermum jasminoides rozsiewa po bardziej zazielenionych uliczkach Bergamo nieco przyciężką woń, podobną do zapachu lilii i jaśminu, nad człowiekiem niebieskie niebo, co najwyżej z paroma chmurkami i mnóstwo słonecznego światła. Pogoda i okoliczności wręcz wymarzone na czas zwiedzania.
Przede wszystkim zawiozłyśmy Irenkę do Città Alta, Górnego Miasta, by zobaczyła najpiękniejsze widoki z weneckich murów a także same mury, wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Nie pominęłyśmy Bazyliki Santa Maria Maggiore, o której nieco info mła zamieściła w poprzednim wpisie o Bergamo. Tym razem szczęśliwie nie było żadnych wycieczek bambini i mogłyśmy w spokoju podziwiać urodę wnętrza tego kościoła. Tak szczerze pisząc to mła nie wie czy bardziej zachwyca ją to co wewnątrz bazyliki, czy jej wystrój zewnętrzny, który w połączeniu z fasadą sąsiedniej Cappella Colleoni robi niesamowite wrażenie. Mła postanowiła nacykać mnóstwo fotek, nie uraczyła Was bowiem odpowiednimi fotami z pierwszej wizyty w Bergamo. Tym razem obfociłam budynek z każdej możliwej strony, tylko na dach mła się nie udało wleźć. Przepiękne XIV wieczne lwie portale, ślady średniowiecznej polichromii, grube mury z kamiennych ciosów. Tak nawiasem pisząc to właśnie z murów można wyczytać że budynek bazyliki został wzniesiony w dwóch fazach: apsyda, północne ramię transeptu i dolna część południowego ramienia zbudowane są z szarego piaskowca, z kwadratowych ciosanych bloków a pozostałe części z jasnoochrowego piaskowca z dość małych ciosanych bloków. Ponoć pierwotnie budynek był wzniesiony na planie krzyża greckiego z siedmioma absydami, trzema centralnymi i czterema w transepcie, z których trzy się ostały. Północno-zachodnia absyda została zburzona w 1472 roku przez Bartolomeo Colleoniego, który tym sposobem wygospodarował sobie miejsce pod własne mauzoleum.
Bazylika w przeszłości pełniła nie tylko rolę świątyni, odbywały
się w niej zgromadzenia ludu, zgodnie z praktyką rozpowszechnioną w
tzw. "okresie wolnych gmin". To ten czas przed panowaniem Viscontich,
czyli gdzieś tak przed końcem XIII wieku. Wraz z Viscontimi skończył się
czas pełnej swobody i bazylika
stopniowo traciła swoją rolę polityczno - społeczną, pozostała już
tylko świątynią. Urodzie kościoła to nie zaszkodziło, za panowania
Viscontich, jak i za czasów kiedy Bergamo połączyło się z Republiką
Wenecką budynek bazyliki tylko zyskał. Mła już o tym pisała. Nie pisała za to o niezwykłej urodzie kaplicy, która powstała aby zaspokoić wielkie ego trzyjajecznego Bartoleomeo Colleoniego ( herb familijny widoczny na fotce nr 10, rzeczone trzy jądra dobrze widoczne! ). Najsampierw mła napisze o samym Bartolomeo. Urodził się na zamku w wiosce Solza, leżącej nieopodal Bergamo. Data urodzenia cóś niepewna, przyjmijmy że urodziny miały miejsce w ostatniej dekadzie XIV wieku. Colleoni co prawda uparcie twierdził że urodził się w roku 1400 ale robił to ze względów politycznych, bowiem tenże rok uchodził błędnie za tzw. rok jubileuszowy a dla człowieka epoki tak zanurzonej w chrześcijaństwie urodzenie się w roku związanym z inną pamiętną dla religii datą było czymś ważnym, niemalże prestiżowym. Rok
1400 był uważany za wyjątkowy, pełen symbolicznych wartości, które
dobrze pasowały do bohaterskiej biografii wielkiego przywódcy, nie ma się zatem co dziwić że zlecając napisanie swojej biografii Antonio Cornazzano zadbał by ten opisał urodziny bohatera w pożądanej dacie. Co prawda w 1976 roku z otchłani historii wychynęła zdradziecko brązowa tablica nagrobna Colleoniego z datą śmierci i ilością ukończonych lat, która wskazywała na datę 1395 jako rok urodzin, ale co to Colleoniego teraz obchodzi? Tym bardziej że wiadomo już że rok jubileuszowy był błędnie obliczony.
Zapiski dotyczące rodziny Bartolomeo Colleoniego zaczynają się w XI wieku. Związane są Gisalbertusem Attonisem, synem Attone z rodziny Suardi, należącym do gens nova. Znaczy szlachetny z urodzenia był Bartolomeo, o czym świadczyć ma także tzw. herb mówiony czyli taki który graficznie przedstawia nazwisko.
Gisalberto jest
wymieniony po raz pierwszy pod imieniem, które będzie właściwe dla
rodziny - Colione. Rodzina trzymała z gibelinami ale tak z ostrożna. Byli przeważnie sędziami albo notariuszami, szczwanymi lawirantami. Kiedy gens nova udało się w roku 1168 roku wygnać z Bergamo rządzących miastem hrabiów Gisalbertini, Colleoni wraz ze spokrewnioną rodziną Suardi zaczęli w mieście rozdawać karty. Colleoni politycznie kombinowali, w XIV i XV wieku wspierali Księstwo Mediolanu albo Republikę Wenecką, w zależności od tego co się im opłacało. Bartolomeo był chyba najwybitniejszym i jednym z najbardziej szczwanych przedstawicieli roku, trzykrotnie zmieniał na bardzo poważnie polityczne zapatrywania, skończył jako kondotier w służbie Wenecji ale można śmiało stwierdzić że w Bergamo i okolicach jego słowo liczyło się jak żadne inne. Stały rzecz jasna za nim pieniądze, które rodzinie udało się przez dwa stulecia hym... odłożyć i rozległe stosunki z innymi możnowładcami. W XIV i XV wieku wokół Bergamo istniało coś na kształt państewka Colleoni, taka to była rodzinka. Bartolomeo był osobowością bardzo przeżywającą swoje jestestwo, ambitną do bólu i przekonaną o swojej nadzwyczajności. Największym z jego pragnień było, co typowe dla ludzi z rodzin gens nova, takiej bardziej mieszczańskiej szlachty, było stanie się rycerzem co się zowie. To marzenie uzyskało kształt w tytule głównodowodzącego armią wenecką. Bartolomeo Colleoni został nim pod koniec swojego życia w 1455 roku.
Przeżywanie własnej wielkości popchnęło Colleoniego do dodania w herbie do trzech jąder przodka, lilii andegaweńskich i pasów Burgundii oraz do wybudowania kaplicy mauzoleum, uchodzącej dziś za jeden z najświetniejszych renesansowych budynków na północy Włoch. Bartolomeo Colleoni d'Andegavia, jak go nazywano, zmarł w swoim zamku Malpaga w 1475 roku. Kaplicę Colleonich zaczęto budować w roku 1470, miało to związek ze śmiercią ukochanego dziecka Bartolomeo, córki o groźnym imieniu Medea. To wzruszająca historia, Medea zmarła w wieku 15 lat, po ciężkiej chorobie. W pobliżu łoża dziewczynki stała klatka z wróblem, jej towarzyszem zabaw. Ptaszek umarł tego samego dnia co Medea. Bartolomeo uznał to za znak i nakazał wróbelka zabalsamować a następnie umieścić w trumnie córki. Medea wraz z wróbelkiem zostali najpierw pochowani w kościele Santa Maria della Basella w Urgnano ale w roku 1842 przeniesiono ich zgodnie z życzeniem Bartolomeo do Kaplicy Colleonich. Ptaszka wyjęto wówczas z sarkofagu Medei, aby zachować go pod szklaną kopułą. Budowę kaplicy zakończono na rok po śmierci Bartolomeo, w 1476 roku. Kaplicę zaprojektował Giovanni Antonio Amadeo. Tak po prawdzie to Amadeo został wezwany do dokończenia prac po wcześniej zatrudnionych mistrzach: Guiniforte i Francesco Solari . Amadeo był odpowiedzialny w latach 1470 - 1475 za budowę fasady z polichromowanymi dekoracjami i kilkoma rzeźbami w stylu antycznym, kilkoma medalionami, małymi kolumnami, popiersiami, płaskorzeźbami przedstawiającymi opowieści ze Starego Testamentu oraz Prace Herkulesa. Jak to określają historycy sztuki; będąc pod wpływem florenckiego Filareta , Amadeo łączy motywy zaczerpnięte z rzymskich łuków triumfalnych z niekonsekwencjami w stosunku do kanonów klasycznych, wykazując osobiste przetworzenie starożytnego modelu. Hym... efekt wali po oczach.
Popiersia Juliusza Cezara i Trajana wyrzeźbione przez Amadeo, umieszczone nad oknami nie tylko nawiązują do starożytnego Rzymu, te postacie w średniowieczu symbolizowały odpowiednio Siłę i Sprawiedliwość. Posągi kobiece najprawdopodobniej symbolizują Cnoty, ale utraciły podczas stuleci atrybuty, po jakich można by stwierdzić któreż to cnoty symbolizują. Posąg który wieńczy centralne okno rozetowe to prawdopodobny portret samego Colleoniego jako "Domitor Fortunae". Okno rozetowe robi tu za koło fortuny, w średniowiecznej ikonografii często tego typu okna były symbolem Koła Fortuny.
We wnętrzu, w którym focić nie wolno, znajduje się grobowiec Colleoniego. Złożony jest z dwóch nałożonych na siebie sarkofagów, nad którymi dominuje drewniana statua Bartolomeo, która została stworzona we współpracy z innymi artystami. Amadeo wykonał wysokie reliefy dolnego sarkofagu ze scenami Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa , prawdopodobnie we współpracy z Lazzaro Palazzim. Na mniejszym górnym sarkofagu spod jego dłuta wyszły sceny z epizodami dotyczącymi narodzin Jezusa, oprócz siedmiu posągów Cnót i trzech przywódców w medytacji , elementów niespotykanych dotychczas w rzeźbach funeralnych.
Amadeo zaprojektował również pomnik Medei Colleoni, ten przeznaczony do kościoła Santa Maria della Basella w Urgnano, który w XIX wieku przeniesiono do mauzoleum jej ojca. Sarkofag, sygnowany imionami i nazwiskiem autora, zwieńczony jest leżącą postacią zmarłego.
To jednak nie bazylika, nie romańskie baptysterium czy kaplica Colleoniego jest najważniejszym miejscem kultu w Bergamo. To katedra Sant'Alessandro jest główną świątynią miasta. Jest poświęcona świętemu Aleksandrowi , patronowi Bergamo i jak to z włoskimi katedrami bywa nadała nazwę głównemu placowi górnego miasta - Piazza del Duomo - mimo tego że obok stoi ratusz czyli Palazzo della Ragione i najsłynniejszy kościół miasta, Bazylika Santa Maria Maggiore. Pierwotnie kościół katedralny poświęcony był osobie świętego Wincentego, który w tymże kościele został pochowany. Zmiana patrona to był mały skandal, świątynia zmieniła nazwę, gdy budynek kościelny pod wezwaniem świętego Aleksandra musiał zostać zburzony w 1561 roku na polecenie administracji weneckiej, która w tym czasie wznosiła wokół Città Alta mury, te słynne, wpisane na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. Decyzja o rozbiórce tego kościoła miała wpływ na wybór patrona przyszłej katedry. Mimo tego że kult świętego Wincentego obecny był w Bergamo przynajmniej od końca starożytności, za sprawą chrześcijańskich
jeńców rzymskich pochodzenia wschodniego, Damnati ad Metalla,
którzy zostali skazani na pracę w kopalniach żelaza i kamienia w górnej
dolinie Seriana ( ci jeńcy stali się z czasem stali się wyzwoleńcami a ich pozycja na tyle wzrosła że miejsce kultu świętego, którego sobie upodobali, było naprawdę spore a w dodatku zostało zbudowane w centrum ówczesnego układu urbanistycznego ), postanowiono że kościół zmieni patrona, po długiej wojence toczonej za pomocą szczątków osób świętych.
Tak naprawdę to była wojna dwóch kapituł, duchowieństwo cóś mniej się zajmowało duchowością za to mocno poświęciło się walce o przyziemności i racje najmojejszą. Tam gdzie dziś stoi katedra było miejsce kultu, które wg. prac archeologicznych datuje się na V wiek. Taki wiek kościoła oznaczało prestiż, było o co się bić. Historia prestiżu tej lokalizacji jest zresztą starsza niż chrześcijaństwo, podczas
wykopalisk przeprowadzonych pod katedrą znaleziono w dobrym stanie
fragment murów należących do willi patrycjuszowskiej i mozaiki
datowane na I wiek. Ponadto odkryto
grobowce z epoki longobardzkiej i napomknę tylko o freskach przypisywanych mistrzowi Rocca di
Angera, również autorowi innych dzieł w kościołach miasta w drugiej
połowie XIII wieku.
Pierwszym dokumentem potwierdzającym istnienie kościoła pod wezwaniem
San Vincenzo jest ten z maja 774 roku zachowany w bibliotece Angelo Mai
( to testament niejakiego Taido fu Teuderolfo z zapisem dla ecclesia Beatissime semper
virginis et Dei genitrice Marie et Sancti Vincenti ecclesie Bergomensis ), natomiast datowany na 840 rok jest przywilej Lotariusza I
nadający biskup Bergamo, Aganone i upoważniający do zbadania majątku
ecclesiae Alexandri scilicet et Vincentii beatissimorum martyrum. Zagrzebanie w dokumentach naprowadza nas na przyczynę sporu, wychodzi bowiem z nich jasno że... relikwie świętego Wincentego nigdy nie
znajdowały się tam, gdzie twierdzono że się znajdują. Biskup Ambrogio I
( gdzieś w latach 971 - 973 ) udał się do Cortony, aby odebrać sprowadzoną relikwię, ale przybył kilka
dni później niż zamierzał i relikwią "zaopiekował się" biskup Metzu, złodziejski Deodato.
Miejsce, w którym przechowywane są te relikwie, jest nadal nieznane,
snuje się przypuszczenia że relikwie znajdują się w Se w Lizbonie. Kiedy podczas budowy murów rozebrano kościół Sant'Alessandro in Colonna, duchowieństwo z nim związane zostało następnie
przeniesione do San Vincenzo, umożliwiono współistnienie
dwóch nabożeństw i kanonów dwóch różnych kapituł.
No i się zaczęło. Praw dochodzone przez następne stulecie, w końcu
połączono dwie kapituły w jedną a kościół, który miał wówczas status
bazyliki została ostatecznie poświęcony świętemu Aleksandrowi, bo w
końcu te kosteczki rzeczywiście posiadano. Rzecz miała miejsce w 1704
roku, wtedy też uroczyście przeniesiono relikwie nowego patrona do
nowej srebrnej urny
umieszczonej pod głównym ołtarzem. Pozostali święci z Bergamo, w tym
święty Narno z Bergamo i święty Viatore z Bergamo, święty Jan,
Esteria, Proiettizio i Jakub zostali zachowani w drewnianych urnach w
dwudrzwiowym relikwiarzu, wystawionym w kaplicy poświęconej papieżowi
Janowi XXIII (
są piękne te skrzyneczki ale niestety zdjęcia słabo wyszły, dlatego z
tej kaplicy mła Wam tylko pokazuje potrójną papieską koronę ). Świętego Wincentego z Saragossy jako nieobecnego pozbawiono patronatu,
mimo że biskup Luigi Ruzzini podarował trumnę z
ciałem męczennika z katakumb w Rzymie o imieniu Wincenty, ale Wincenty Wincentemu nierówny. Taki numer nie mógł zrekompensować braku oryginalnych relikwii i dlatego obywatele miasta nigdy
nie zaakceptowali tej świętości. Skończyło się na tym że boczna kaplica prezbiterium została poświęcona San Vincenzo, całkiem niezła, dzieło
Bartolomeo Manniego z ołtarzem autorstwa Carla Ceresy, a o pierwotnym patronie Bergamo starano się zapomnieć. Muzeum katedralne
pozwala na zwiedzenie pozostałości pierwotnego kościoła i jego
transformacji.
Dobra, teraz do info o samym budynku. Już w połowie XV wieku biskup Giovanni Barozzi postanowił
wybudować nowy, większy kościół w miejscu poprzedniego,
powierzając projekt florenckiemu architektowi Filarete, który zaprojektował budynek na planie krzyża łacińskiego z jedną nawą z trzema
małymi półkolistymi kaplicami po każdej stronie i ośmiokątną kopułą
pawilonu.
Nie
było to
łatwe zadanie wpasować tę nową konstrukcję, konieczne było przejęcie
części nieruchomości
miasta.W 1459 roku położono pierwszy kamień a już w 1467 roku
ukończono pierwszą kaplicę po lewej stronie, poświęconą świętej
Katarzynie i
świętemu Hieronimowi . Jednak po kilku latach prace zostały nagle
przerwane z
powodu śmierci Filareta i jednoczesnego wyboru biskupa Barozziego na
patriarchę Wenecji. Porzucenie prac,
pożar w 1513 roku sąsiedniego Palazzo della Ragione, kiepsko cóś szło z
tą budową.
Przez około trzydzieści lat prace stały w miejscu, po czym powoli
kontynuowano. Bardzo powoli. W 1611 roku architekt Vincenzo Scamozzi
został mianowany
kierownikiem prac . Budowa odzyskała rozpęd pod koniec stulecia, kiedy w
1689 roku budynek przeszedł renowację pod przewodnictwem samego Carla
Fontany, który podniósł kopułę, wydłużył absydę i ostatecznie ukończył
prace w 1693 roku . W międzyczasie, kościół zmienił status z bazyliki na katedrę. W XIX wieku budynek przeszedł kolejne przebudowy, które objęły
dzwonnicę, kopułę, kaplicę Krucyfiksu i wnętrze. Z tego okresu pochodzi
również fasada, którą odsłonięto w 1889 roku, w dzień
święta św. Aleksandra. Ta XIX wieczna fasada z białego marmuru
Botticino wychodząca na Piazza del Duomo, umieszczona
prostopadle do tylnej fasady Palazzo della Ragione, bardzo ładnie wpasowuje się w tę średniowieczno - renesansową zabudowę placu. naprawdę jest na czym zawiesić oko. Zrealizował ją Angelo Bonicelli, chwała mu za to. Do mła najbardziej przemawia portyk, lekki i uroczy, dziwnie paszący do gotyckiego, kolorowego portalu bazyliki Santa Maria Maggiore i koronek kaplicy Colleoniego. Paszą te
schody z różowego granitu z Baveno, te słodkie dwie kopułki, rzeźby Paganiego i Sozziego, no wszytko bardzo me gusta. O ile fasada z portykiem się udała to z kopułą poszło nie bardzo. Nie zrealizowano projektu Fontany, zabierano się za budowę jak pies do jeża a jak już zbudowano te kopułe to trzeba bylo na gwałt ją poprawiać, coby nie walnęła. Najlepszą rzeczą w tej kopule jest figura autorstwa Carla Broggiego przedstawiająca świętego Aleksandra Chorążego. W XVII wieku, pod sam jego koniec, bazylika została katedrą pod wezwaniem tegoż świętego Aleksandra.
Po stronie południowo-zachodniej nadal czytelne są różne etapy budowy
bazyliki, rozpoznawalne po blokach ciosanego piaskowca. Górna część to
mur pozostawiony w stanie surowym z XVIII wieku. Pod portykiem Palazzo della Ragione znajduje się
dostęp do obszaru archeologicznego, który prowadzi bezpośrednio pod
bazylikę i pozwala zrozumieć różne etapy historii katedry od wczesnego
okresu chrześcijańskiego. Teraz do wnętrza katedry, które zdaniem mła nie wytrzymuje konkurencji z wnętrzem bazyliki Santa Maria Maggiore ( dlatego mła zamieszcza zdecydowanie więcej zdjęć z bazyliki a nie z katedry ). Nie znaczy że wnętrze katedry ubogie, nic z tych spraw. katedra jest duża, nie olbrzymia ale ma te swoje 45 metrów
długości i 24 metry szerokości. Można w niej zobaczyć fragment
mozaiki podłogowej z V wieku, miejsca pochówku biskupów, freski wczesnochrześcijańskie, które trzeba wytropić i dzieła przypisywane mistrzowi Drzewa Życia, pochodzące z XIV wieku. W kaplicy świętej Katarzyny Aleksandryjskiej i świętego Hieronima w ołtarzu
znajduje się obraz Madonna z Dzieciątkiem w chwale ze świętymi Katarzyną
Aleksandryjską i Hieronimem autorstwa Giovana Battisty Moroniego,
namalowany w 1576 roku. Prace tego wybitnego malarza znajdują się też w zakrystii, tak jak i też części XV wiecznego drewnianego poliptyku,
pięknie rzeźbionego i złoconego.
w absydzie za głównym ołtarzem można obejrzeć Męczeństwo
św. Jana Biskupa autorstwa Giambattisty Tiepolo ( obraz namalowany w latach 1743-1745 ). Wrażenie też robi prezbiterium, do prezbiterium wchodzi się po schodach składających się z siedmiu
dużych, białych, marmurowych stopni, prowadzących do balustrady z
czarnego marmuru.
W centrum znajduje się nowoczesny ołtarz wspólnotowy, dzieło wykonane po
Soborze Watykańskim II ale w tym nowym otoczeniu, na marmurowym stole stoi cenne
srebrne antepedium z XVII wieku, w którego centrum znajduje się srebrna
urna zawierająca szczątki męczennika świętego Aleksandra, wykonana przez
złotnika Pietra Robertiego i podarowana przez radę miejską w 1702 roku.
Jest pięknie, jest zabytkowo, jest bogato ale mla jakoś za serce nie chwyta tak jak wnętrze Bazyliki Santa Maria Maggiore. Mimo tego że jasno, że lekko i ze wielkie nazwiska sygnują obrazy. Bardziej mła ciągnie do bazylikii, w ktorej wnętrzu przeplatają się style, gdzie barokowe malowidło sąsiaduje z gotyckim nagrobkiem, gdzie XIV wieczne freski walą po oczach tuż przy złoceniach z XVII wieku, nieukryte, bezczelnie prezentujące warsztat włoskich mistrzów doby gotyku. Katedra bardziej jednorodna, elegancki barok i neobarok ale mła bliższe to przemieszanie, cudowny bałagan wielowiekowych nawarstwień bardziej widoczny w bazylice. Wiem, wiem, w katedrze kaplice z cudownymi krucyfiksami ale mła od zawsze pełna wątpliwości wobec możliwości pozyskania świętości przez przedmiot, choćby nie wiem jak symboliczny, więc kuszenie mła świętościami odpada. No, może jeszcze Krypta Biskupów robi na mła wrażenie. To niby barokowa krypta pod chórem, ale została odrestaurowaną w latach 1979 - 1980 pod kierunkiem architekta Bruno Cassinellego w duchu modernizmu. W sali, do której można wejść, schodząc po dwóch biegach schodów przed prezbiterium, znajduje się dwanaście grobowców rozmieszczonych w okręgu po bokach, w których spoczywają ciała biskupów. W centrum, nad cylindrycznym ołtarzem, znajduje się zmartwychwstały Chrystus z brązu, dzieło Piero Brolisa. Największe "Och!"zrobiła mła na widok listy biskupów Bergamo, sięgającej IV wieku.
Jednakże kudy tam modernistycznie chłodnej przestrzeni do cudowności intarsjowanego chóru w Santa Maria Maggiore? Do cud gobelinów, zwariowanego sklepienia, odlotowego konfesjonału w którym wyznawać grzychy i grzyszki to nie sposób, bo cóś forma rozprasza. Do tego wysokiego chóru z bazyliki ten katedralny wyrzeźbiony przez Gian
Carlo Sanza z końca XVII wieku się nie umywa, choć piękny. Dobra, teraz mła Wam napisze troszki o baptysterium. Naprzeciwko fasady katedry, po drugiej stronie
Piazza del Duomo, znajduje się baptysterium. Zbudowane zostało na planie ośmiokąta w 1340 roku przez
Giovanniego da Campione jako chrzcielnica dla bazyliki Santa Maria
Maggiorej. Zostało rozebrane w 1660 roku i złożone ponownie w 1856 roku
wewnątrz dziedzińca Kanoników, a następnie w 1900 roku złożone ponownie w stylu
neogotyckim w swoim pierwotnym miejscu w z pewnymi zmianami.
To wygląda tak że budynek Bmaptysterium jest otoczony ogrodzeniem z XIX wieku, nad XVII wieczną podstawą z ciemnego marmuru znajduje się XIV wieczny rząd kolumn z czerwonego marmuru z Werony i czerwonego marmuru Musso, dzieło da Campione. Liczby mają tu znaczenia, liczba osiem dla symboliki biblijnej jest znakiem pełni, dopełnienia jedności i symbolem Łaski, dniem po stworzeniu a także ósmy dzień po narodzinach jest w tradycji żydowskiej dniem obrzezania, zatem uważano symbolikę dnia ósmego za odpowiednią za odpowiednie dla baptysteriów. Budynek jest skladanką autentycznych rzeźb da Campione, rzeźb XIV wiecznych pochodzących z innych budynkow oraz XIX wiecznych uzupełnień. Baptysterium zatem jest, jak to mła określa, zabytkiem ćwierćfałszywym. We wnętrzu babtysterium znajduje się jednakże staroć stuprocentowa -
chrzcielnica, dzieło wspomnianego wyżej Giovanniego da Campione, który stworzył ją w 1340
roku. Za chrzcielnicą, w linii z portalem wejściowym,
znajduje się ołtarz, zwieńczony marmurową statuą przedstawiającą św.
Jana Chrzciciela, umieszczoną w trójpłatowej ostrołukowej niszy. Ściany
zdobi osiem płaskorzeźb ze scenami z życia Jezusa, również dzieło
Giovanniego da Campione. Historia baptysterium sięga o dwa wieki wcześniejszych niż te w których żył da Campione. Na miejscu Baptysterium stał budynek kościelny, pochodzący z
pierwszej połowy XI wieku, choć wzmiankowano go dopiero w dokumencie notarialnym z 1133 roku, w dokumencie
notarialnym, w którym donoszono o ecclesia sancte Crucis. Od 1169 r.
oznaczono budowlę jako cappella episcopi, jednakże przed XIV wiekiem miejsce to nigdy nie pełniło funkcji baptysterium. Tak w ogóle to pierwszym baptysterium w Bergamo była Fontana Antescolis, hym... stara pralnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz