poniedziałek, 20 stycznia 2014

Ciemiernikowszczyzna

Ciemiernikowszczyzna jest zdecydowanie za mała aby uznać ją za pełnoprawną alcatrazową rabatę. Zajmuje stosunkowo niewielką część zacienionych stanowisk w ogrodzie. Istnieją co prawda plany rozbudowy Ciemiernikowszczyzny ale nie ma się co zajmować rabatą in spe tylko pokazać to co już jest ( no, niekiedy to było bo stara kępa Mamuśka odeszła w niebyt a na jej miejscu pojawiły się nowe sadzonki ).
Moim pierwszym ciemiernikiem był ciemiernik biały noszący w języku dawno wymarłym zmyłkowe miano Helleborus niger. Nawet nie bardzo już dziś pamiętam gdzie go kupiłam, dość odległa to przeszłość. Za to jak mnie pamięć nie zawodzi to posadziłam tego pierwszego ciemiernika na pięknym słonecznym stanowisku. Nie rósł więc musiałam doczytać o wymaganiach i mimo ostrzeżeń na temat grymasów rośliny przy przesadzaniu zaryzykować zmianę stanowiska. Ciemiernik przeprowadzkę zniósł z nieksiążkową wręcz godnością i w szybkim tempie zaczął zmieniać się w Mamuśkę!

Z jednego ciemiernika nagle przeszłam na etap Ciemiernikowszczyzny. Nasienniki ze "zmumifikowanym" kwiatem są tak ozdobne ze prawie nigdy ich nie usuwam i w tym leżała cała zagadka błyskawicznej ekspansji ciemiernika. Najpierw niedaleko Mamuśki przyuważyłam małe ciemierniczki, później znajdowałam je nawet w dość odległych od przyszłej Ciemiernikowszczyzny zakątkach ogrodu. Jak się okazało nasionkami ciemiernika zajęły się mrówki i poroznosiły je po ogrodzie. Poprzenosiłam całe to młodociane towarzystwo w pobliże Mamuśki i nagle odkryłam że mam całkiem porządne nasadzenie z ciemiernika. I tak narodziła się Ciemiernikowszczyzna.

Apetyt jak wiadomo rośnie w miarę jedzenia, im bardziej było u mnie ciemierniczo tym więcej wyczytków na temat ciemierników robiłam i tym bardziej pragnęłam rozszerzyć o inne gatunki moje ciemiernikowe nasadzenia. Ciemierniki wschodnie Helleborus orientalis nabyłam w jednym z moich ulubionych ogrodniczych sklepów na Gojawiczyńskiej ( czegóż fajnego roślinnego ja z tego dobrego miejsca nie mam ) i to grupowo - trzy dobrze rozrośnięte, kwitnące rośliny w bardzo porządnej cenie. Największym atutem tych żywcowych zakupów była możliwość wybrania egzemplarzy o pięknie wybarwionych kwiatach. Ciemierniki orientalne uzyskane z siewu mają różne zabarwienie płatków dlatego czasem następuje zdziwko gdy kupuje się rośliny bez kwiatów. Odmiany ciemiernika orientalnego to albo selekty albo też "podpinane" pod gatunek mieszańce Helleborus orientalis x Helleborus niger. "Czysty" gatunek wschodni ma zdaje się kwiaty ciemnoczerwone, szeroka paleta barw, te wszystkie nakrapiania, lamóweczki i tym podobne ozdóbstwa wydają mi się raczej przynależne mieszańcom. Nie jestem botanikiem i przyznam się że wyśledzenie tego co u mnie pod nazwa ciemiernik wschodni rośnie przerasta moje możliwości. W każdym razie wszystkie ciemierniki wśród których dokonałam wyboru trzech moich egzemplarzy miały ciemno zabarwione płatki co skłania mnie do uznania że nawet jeżeli trafiły mi się mieszańce to jakieś takie do gatunku zbliżone. Nie wiem dlaczego na hybrydy ogrodowe rozciąga się nazwę gatunku, tajemnica handlowców jak przypuszczam.

Jak już byłam usatysfakcjonowana tym że na Ciemiernikowszczyznie zagościł inny kolor kwiatów niż biały, jak grom z jasnego nieba spadło na mnie chciejstwo posiadania ciemiernika o pełnych kwiatach. Wystarczyło jedno, dobrze zrobione zdjęcie odmiany 'Mrs Betty Ranicar' żeby wywołać ślinotok! Helleborus x hybridus 'Mrs Betty Ranicar' bo tak brzmi pełny tytuł Jej Ciemierniczej Wysokości została oczywiście kupiona jako ciemiernik wschodni a ja postanowiłam sobie odpuścić dochodzenia ciemiernicze bo doszłam do wniosku że wystarczy mi walka z określeniem gatunku Iris pumila używanym wobec irysów SDB. Śledzenie zawiłości gatunkowo - odmianowych nie miało zresztą sensu po wysępieniu od naszego tabazowego coolegi Marka pięknych siewek ciemiernika, przy których powstaniu pracowały pszczółki.

Marek postanowił nas obdarować siewkami już kwitnącymi ( i przy tej okazji po raz kolejny składam wielkie podziękowania ) żeby być pewnym że kwiaty sadzonek będą miały zwiększoną ilość płatków. "Marczanki" okazały się przepiękne, nie dość że pełnokwietne to jeszcze z lamówkami zwanymi picote albo z kropkami. Pełnia ciemiernikowego szczęścia! W tym niej więcej radosnym czasie Miłka dorwała w OBI ciemiernika o kwiatach typu daliowego, już pierwsza fota zrobiła duże wrażenie ( spotęgowane jeszcze potem przez oblookanie w sieci pozyskanej przez Martę odmiany 'Tutu' ). Dotarła do człowieka wiedza o różnych typach ciemiernikowych kwiatów. Przyznam się że ślinotok miał siłę Niagary! Jakoś na szczęście nie udało mi się nabyć wymarzeńca przed okrutnym lutym 2012 roku, na szczęście bo Ciemiernikowszczyzna bardzo ucierpiała owej pamiętnej złą pamięcią dla ogrodników pory.

Ciemierniki dość dobrze znoszą nasze zimy, pod jednym wszakże warunkiem - kołderka śniegowa musi być! Bardzo powoli odbudowuję stan sprzed paskudnej, bezśnieżnej zimy. Nie udało mi się uratować Mamuśki która z racji pochodzenia powinna być bardziej odporna niż ciemierniki wschodnie, 'Mrs Betty Ranicar' cudem przeżyła ale jej stan pozostawia wiele do życzenia, jedna z "Marczanek" odeszła bezpowrotnie. Nie tylko mnie zalewała fala żalu, lament po ciemiernikach niósł się od Wrocławia do Zamościa! Ogrodnicy to jednak wieczni optymiści, nie trzeba było długo czekać żeby zaczęli uskuteczniać zakupy ciemiernikowe. Ja postanowiłam skoncentrować się głównie na mieszańcach ogrodowych. Przed zimową hekatombą podjęłam próby dogadania się z ciemiernikami Helleborus foetidus i Helleborus sternii ale to był raczej monolog z mojej strony. O ile jestem w stanie zrozumieć fochy tego ostatniego to postawa cuchnącego jest dla mnie wielką niewiadomą. Miał w zasadzie wszystkie potrzebne ciemiernikom do rozwoju warunki a jednak złośliwie postanowił odmówić współpracy.

Normalne jest że po kwitnieniu cuchnący lubi odlecieć zostawiając po sobie w charakterze wspomnienia mnóstwo siewek ale mój miał tendencje do odlotu jeszcze przed kwitnieniem. Nie to nie, użerać się z opornym nie mam zamiaru! Teraz troszkę o roślinach towarzyszących ciemiernikom. Moje rośliny rosną w bluszczowisku, mają wycięte ( dosłownie ) okręgi wypełnione dobra dla nich ziemią ( z dolomitem ). Bardzo pilnuje tego żeby bluszcz ciemierników nie atakował ale w zamian za to mam piękne tło dla kwitnących kwiatów co szczególnie jest ważne przy ciemiernikach wschodnich i mieszańcach, gdyż ich liście nie są specjalnie ozdobne po zimie a niekiedy nie ma ich w ogóle. Dosadzam na Ciemiernikowszczyźnie narcyze, niekiedy nienajlepiej dobierając odmiany ( 'Bridal Crown' to była pomyłka , znacznie lepiej wypadło towarzystwo z odmiany 'Thalia' ). Obecnie Ciemiernikowszczyzna powoli ale nieustająco rozpełza się na drugą stronę kamiennej ścieżki prowadzącej w stronę fijołkowiska pod kasztanowcem zwanym Kasztanem. Myślę że takie nasadzenie będzie nieźle wyglądało choć z klasyczną rabatą niewiele ma wspólnego. Ciemiernik w roli rośliny "obwódkowo - przyścieżkowej" jest jak najbardziej na miejscu, mimo pełnych "ogrodowych" kwiatów ma w sobie jakiś urok "dziczyzny" pasujący do ścieżki z nieobrobionych kamieni ( no i jednak trochę o przyszłości Ciemiernikowszczyzny wcisnęłam, he, he ).


6 komentarzy:

  1. Ten bluszcz w charakterze tła wyjątkowo do mnie przemawia, bo ciemierniki aż się proszą o podsadzenie czymś. Czy utrzymywanie bluszczu w ryzach, to jest bardzo heroiczne zajęcie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety tak, bluszcz jest ekspansywny i jego kontrola musi być przede wszystkim systematyczna ( i tu jest ten heroizm, bo ja mam problem z systematycznym robieniem pewnych rzeczy ). Może barwinek będzie bardziej łaskawy, trza wytestować Faficzku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kasiu piszesz szybciej nie mogę Cię dogonić z czytaniem:) Ale za to mam potem frajdę jak przeczytam kilka postów hurtem:) Pisz, pisz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisanie już jest wolniejsze, blog w końcu trochę wypełniony. Nijak nie mogę się zebrać do spraw technicznych. Linki sobie w powietrzu wiszą, a jak już się dobiorę do błogiego to zamiast przysiąść nad wyglądem i uporządkować całą pisaninę piszę nowy post. Po łatwiźnie znaczy lecę co sobie zresztą wyrzucam. A potem wracam do starych nawyczków.

      Usuń
  4. Wydaje mi się, że bluszcz jest bardziej "plaskaty" na rabacie, a barwinek jak mu miejsce przypasi to rozrasta się i na boki i nieco w górę, tak sobie sterczy niektórymi pędami w lekkim pionie i te jego kwiatuszki, gdzie indziej fajne, a z ciemiernikami, czy to nie byłoby za dużo grzybków w barszczu?

    OdpowiedzUsuń
  5. No o kwiatach barwinkowych to ja się przyznam z nie pomyślałam. Z plaskatością bluszczu to nie jest tak do końca plaskato, niestety. A może zapuścić barwinek o białych kwiatach albo ten o purpurowych, pasiłby do ciemierników.

    OdpowiedzUsuń