środa, 8 stycznia 2014

Sprawy hostowe

Zacznę od tego że hosty inaczej zwane funkiami przez długi czas dla mnie nie istniały w spisie roślin niezbędnych do ogrodowania. Wynikało to z tego że Alcatraz po wycięciu drzew owocowych nie był ogrodem w którym było wiele miejsc cienistych. Owszem gdzieś tam w okolicach kasztanowca zwanego kasztanem czy w miejscu gdzie cień rzucały klon i jesion można by się pokusić na zapuszczenie funkii ale pod kasztanowcem urządziłam fiołkowisko a w okolicach klonowo - jesionowych znalazły swoje pied-à-terre rododendrony. Przyznam się bezczelnie że gdyby nie inwazja chwastów w okolicach rodkowych to kto wie czy hosty zaszczyciłyby swoją obecnością Alcatraz. Byłaby to oczywiście niepowetowana strata bo rośliny z nich świetne i nadające się do różnego rodzaju kompozycji ale nie ma co udawać że to ich uroda zadecydowała o tym że pojawiły się w Alcatrazie

Głównym powodem ich sprowadzenia do mojego ogrodu była chęć oszczędzenia sobie tzw. pielu. Mamelon, którego ogród był należycie zahostowany, nie musiał tak często schylać grzbietu żeby powyrywać nieproszonych gości. Z natury jestem wręcz patologicznie leniwa więc roślina której posadzenie przyczyni się do zmniejszenia zachwaszczenia i zaoszczędzi wysiłku, wydała mi się wręcz cudem wypaciorkowanym od Wielkiego Ogrodowego. Zaczęłam rozglądać się solidniej za hostami. Na szczęście wspomógł mnie Mamelon, więc początek miałam całkiem dobry bo udało mi się uniknąć zawirusowania przenoszonego przez marketowe tanie hosty. Mamelon obdarzył mnie odmianami 'Blue Angel' i 'Patriot' oraz całkiem sporą gromadką undulat oraz tzw. "zwyczajnych zielonych". Z Szewczykowa przywiozłam sobie sieboldianę 'Elagans' a później otrzymałam wspaniałą paczkę od Wukarencjusza ( zwanego inaczej Talibrą ) z dużą ilością host różnych i różnistych. No i stało się - podłapałam bakcyla! Zaczęłam od przeglądania sklepów i sklepików gdzie trafiałam na egzemplarze pochodzące z podziału. Nie wszystkie miały nazwy, nie o wszystkich mogę powiedzieć że kupiłam roślinę która nie rozczarowała jednak te wczesne zakupy miały przyjnajmniej tę zaletę że szybko orientowałam się jak będą wyglądać dorosłe kępy.

Potem było znacznie trudniej, bo zaczęłam kupować rośliny pochodzące z in vitro. W błogiej nieświadomości byłam pogrążona, więc widok pierwszych sadzonek mną wstrząsnął. Spodziewałam się kopii roślin matecznych a otrzymałam "hostę małoodróżnialną", ledwie półprodukt. Zanim dałam upust niezadowoleniu ( na piśmie miałam zamiar się wylać ) szczęśliwie przyszło mi do głowy doczytać o roślinach uzyskiwanych za pomocą technologii in vitro. Wielki Ogrodowy ochronił bo bym zabłysnęła głupotą jak supernowa. Z doczytków jasno wynikało że uzyskanie odpowiedniego wyglądu trochę czasu zajmie. Nie zostało mi zatem nic innego jak oczekiwać kiedy moje invitrzaki nabiorą cech dorosłej rośliny. Nie da się ukryć że dość długo czekałam, moja 'Frances Williams' i 'Color Glory' zaczęły przypominać siebie po około czterech latach. Bardzo wolno się rozrastały, choć nie są to odmiany uznane za tzw. "powolnice". Przyczyną była zapewne jednokielność sadzonki. Nie nastrajało mnie to jakoś specjalnie miło do hostowych zakupów. Na szczęście przez forumowe łącza ( A -tka, Pumka ) dotarłam do Złotozębnej Muszki i Pollutona, no i otworzył mi się hostowy raj! Ogrody Edenu ( część hostowa ) znajdują się a Holandii i Belgii i to ze szkółek w tych krajach pochodzi olbrzymia większość moich host.

Sprowadzane są ściepowo ( Wielkie Pozdrówka dla Wielkich Ściepatorów ) czyli w ramach wspólnych zakupów i tzw. ściepki. Oczywiście mając dostęp do olbrzymiej oferty miałam tzw. kolorowy zawrót głowy. Wybierałam funkie jarzeniowe, z daleka widoczne - 'Golden Meadows', 'Linda Su', 'Time Tunel', 'Jewel Of The Nil' to pamiątki po tym zachłyśnięciu się ofertą "zagramaniczną". Na szczęście zachłysnęłam się też dziećmi 'Sagae' - odmianę 'Liberty' kupiłam w większej ilości sztuk. Potem już było troszkę spokojniej, choć nadal zdarzały się ekscesy ( nie mogłam się oprzeć innym dzieciom 'Sagae' - od Muszki wyłudziłam 'Magic Fire' a potem donabyłam 'Majesty' ). W Polsce kupiłam swego czasu odmianę 'War Paint' i stwierdziłam że najbardziej ta hosteczka podoba mi się wtedy kiedy zielenieje i całą jej ozdobę stanowią piękne 'karbowanie' liści i falbanki. I tak zaczęło się moje polowanie na jednobarwne hosty z falbankami. W Alcatrazie pojawiły się 'Niagara Falls', 'Neptune', 'Sea Gulf Stream' a w ramach rozbestwienia nabyłam troszkę bardziej kolorowe 'Spring Fling', 'Spartacus' i 'Seducer'. Przy okazji pojawienia się w ogrodzie 'Neptune' dotarło do mnie że piękna hosta niekoniecznie ma liście o sercowatym kształcie. Z Szewczykowa przyjechała wtedy do Alcatrazu wspaniała 'Regal Splendor' zwana "Splendorką" a ze szkółki Fransena przybyła 'Atlantis'. Rok ich przybycia w ogóle okazał się rokiem hostowym. Podczas tabazowego spotkanka w Łodzi, forumowe siostrzaństwo i bractwo uszczęśliwiło mnie nadwyżkami ze swoich ogrodów - dużo tego było, he, he! Nagle okazałam się posiadaczką kilkudziesięciu odmian host, zresztą ku własnemu zaskoczeniu.

Hosty, które zaczęły się rozrastać uświadomiły mi że jak tak dalej będę sobie nabywać i sadzić gdzie popadnie to grozi mi tzw. sałatowisko. I będzie to sałatowisko w słusznym rozmiarze bo jakoś do mnie przemawiają duże hosty, na wdzięki maluchów jestem odporna. Groza sytuacji ukazała mi się po "przybraniu w sobie" odmian 'Sum And Substane' i 'August Moon'. Nic innego tylko rozrastające się hosty odpowiadają za wprowadzenie do Alcatrazu paproci i rutewek. Szukanie roślin towarzyszących hostom to obecnie moje największe zadanie ogrodowe dotyczące cienistej strony Alcatrazu. W pobliżu host sadzę sporo małych cebulaczków wiosennych, zanim wyjdą hosty mogę się nimi cieszyć. Niestety brak "łysych placków" wiosną ma swoją cenę. Ściółkować mogę tylko czymś takim jak zmielona kora czy ścięta trawa, niestety nie dla mnie numery z kartonami, odszczędzające tyle niewdzięcznej pracy ( zanim hosty się rozrosną coś tam zawsze chwaścistego będzie usiłowało rosnąć w ich pobliżu ). Oprócz cebulaczków i paproci hostom towarzyszą bodziszki korzeniaste, dąbrówki, prunelki i całą masa trochę mniej znanych cieniolubów. Staram się żeby na ich tle liście host jaśniały urodą. Usiłuję taki stan rzeczy uzyskać poprzez podkreślenie kontrastu wielkości, faktur i kolorów. Tylko największe hosty sadzę "jednosztukowo", lubię grupy odmianowe i jeżeli sobie mogę na to pozwolić ( kochane finanse wrrrr ) to staram się mieć parę egzemplarzy roślin jednej odmiany. Alcatrazowi dobrze robi takie podejście do sprawy, z jednorodnymi grupami host mój ogród lepiej się prezentuje niż z pojedyńczymi sztukami "rarytetów". W ostatnim czasie kupuję głównie hosty olbrzymki, cóż dla mnie rozmiar ma znaczenie, he, he! Są pięknie zielone i właściwie to kolor i wielkość są w stanie absolutnie mnie uszczęśliwić. Chyba kolorowe fascynacje już mi przeszły, bo oglądając najnowsze oferty oko zawieszam głównie na olbrzymich zielonościach. Mój Wielki Ogrodowy, a dwa lata temu uważałam że może powinnam zapuścić hosty typu streaked ( głównie o te mniejsze mi chodziło - dobre tło dla wielkich zieloności - już wtedy się zaczynała mania zielonej wielkości ) . Co to mi się porobiło.......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz