sobota, 28 czerwca 2014

'Mme Hardy' - prawdziwa dama albo dyskretny urok tajemniczej róży

'Madame Hardy' jak przystało na prawdziwą damę jest nieco tajemnicza. Pochodzenie trochę niejasne ale sugeruje się że niewątpliwie dama pochodzi z "tych". Ponoć chodzą plotki, dyskretnie powtarzane w towarzystwie, że 'Mme Hardy' ma pochodzenie hym....tego.....mieszane. Nie do końca wiadomo czy to był mezalians, bo rodzina Rosa x alba ( Rosa canina x Rosa gallica ) mimo tego że niespecjalnie liczna czy eksponowana jest jednak rodziną wielce dla różaństwa zasłużoną. Oficjalnie 'Mme Hardy' zalicza się do grupy róż damasceńskich Rosa x damascena ( Rosa gallica x Rosa moschata ) , napomknienia o portlandzkich czy białych lub nawet stulistnych korzeniach nie przebijają się do świadomości ogółu. Pochodzenie nazwy róży też nie jest sprawą do końca wyjaśnioną, wiadomo jedynie na pewno że imię nadał jej na cześć własnej małżonki Monsieur Jules-Alexandre Hardy, kurator Ogrodu Luksemburskiego. Co prawda Monsieur Hardy różami zajmował się ten...tego, na boku bo głównym jego zadaniem była hodowla drzew owocowych, lecz historia zapamiętała go dzięki temu niby pobocznemu zajęciu. Istnieje wersja jakoby 'Mme Hardy' pierwotnie nazywała się 'Félicité Hardy' co wywołuje lekką konsternację zważywszy na to że żona Monsieur Hardy miała na imię Marie-Thérèse ( Monsieur Hardy poślubił pannę Marie-Thérèse Pezard, swoją kuzynkę ). No cóż, w przypadku dam są rzeczy, których lepiej nie dochodzić. Spuśćmy zatem na tę sprawę zasłonę milczenia niczym dyskretną woalkę na zaróżowioną z zażenowania twarz damy.
'Mme Hardy' jak to często z prawdziwymi damami bywa jest solidnym hardcorem! Mrozoodporna mimo delikatnych pędów ( kolce jak każe dobre wychowanie baaardzo, baaaardzo subtelne ), kwitnie długo a wytrwale ( 5 - 6 tygodni ) i nie powtarza kwitnienia ( wrażenie robi się raz a dobrze, jak to mawiała moja Babcia Wiktoria ). Ma bardzo delikatne, jasnozielone, matowe liście, których nie często imają się choroby grzybowe. Niestety ten chamski skoczek korzysta z tego że liście delikatne i bezczelnie je podgryza ( niczym szalony anarchista )! Krzew dorasta do około 120 cm wysokości i 200 cm szerokości. Damom wieku się nie wypomina ale 'Mme Hardy' czaruje nas od 1832 roku. Mimo niemal dwóch setek na korzeniu ta róża nadal jest chętnie sadzona w ogrodach na całym świecie. Teraz o najważniejszym - kwiaty 'Mme Hardy', początkowo z niemal tylko wyczuwalnym odcieniem różowym , w miarę wykwitania czysto białe, mają budowę ćwierćrozetkową. W pełni rozwinięte, mimo dość płaskiego pokroju przypominają troszkę półpompony. Rozwijają się całkowicie tylko przy ciepłej pogodzie. Oko przywabia dyskretna ale bynajmniej nie niezauważalna ozdoba - malutki zielony punkcik, centralnie usytuowany stożek w odcieniu nefrytu. No sam szyk! Do tego trzeba dodać zapach - nie jest to ciężka woń , niemal czarnych od antocyjanów, aksamitnych płatków czerwonych róż mchowych. Nie jest to też owocowa nuta charakterystyczna dla róż portlandzkich. Mam wrażenie że zapach, mocny ale nie przytłaczający odziedziczyła 'Mme Hardy' po domniemanych przodkach z grupy Rosa x alba. Róże damasceńskie bowiem pachną zazwyczaj bardziej słodko niż "Biała Dama". Zapach 'Mme Hardy' jest po prostu elegancki, jak perfumy prawdziwej damy.
'Mme Hardy' trafiła do Alcatrazu z podpuszczenia Walentyny, jak zresztą większość moich historycznych róż. Sprawuje się bardzo dobrze, należy do tej grupy róż, które człowieka nie rozczarowują. No, prawdziwa dama!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz