wtorek, 3 lutego 2015

Luty czyli nadzieja na szybkie nadejście wiosny

Skończył się styczeń i zaczęło się bezczelne odliczanie.  Niby zima jeszcze w pełni, na przemian mrozi i pluszy. Wspominki strasznego lutego 2012  przejmują grozą moje ogrodnicze  jestestwo, ale zaraz będzie półmetek kalendarzowej zimy. A potem to już  z górki. Jedno wielkie oczekiwanie na  wiosnę - z bocianami, alergizującymi pyłkami  i wszelką  dobrocią  inwentarza. Grzebię  na potęgę w netowych szkółkach, na szczęście kupuję  bardziej rozsądnie niż bywało to dawnymi czasy. Znaczy decyzja ostateczna ( a wydawałoby się że  już przyklepane ) o zakupie kolejnego kielichowca jeszcze nie została przyklepana.  Z jednej strony 'Aphrodite'  kusi szerszymi tepalami i większymi plamkami  koloru kremowego na tepalach wewnętrznych, niż te które ma odmiana 'Hartlage Wine', ale z drugiej strony magnolie atakują.
Piękne sieboldy o kwiatch większych niż te kwitnące na "czystym" gatunku, albo  o większej ilości tepali.  Niesamowicie kusząca Mamelona i mnie Magnolia grandiflora 'Edith Bouge', czy nowozelandzka 'Honey Tulip'.

Oj, jest się nad czym zastanawiać. Dodatkowo pojawiła się możliwość wysyłkowego zakupu rodków i azalek z Pisarzowic. W  ofercie azalki, które zawsze mnie kręciły - 'Freya', 'Corneille' i takie nad którymi się zastanawiam np. 'Jock Brydon'. Jest też malutki rodek 'Babette',  krasnoludek  w sam raz nadający się  do Rododendronarium  przy oczku wodnym. Na szczęście nie samymi planami zakupów człowiek żyje. Nęci mnie sekator, czas na wiosenne przycinania. Rączki aż świerzbią, gdy patrzę na berberysy czy irgi. Ba, nawet przycięcie za pomocą  nożyc naszego drzewkowatego głogu 'Paul Scarlett' jest mi w tej chwili niestraszne ( a zazwyczaj  jest to przycinanie, którego nie cierpię, wykonywane przy pomocy Dżizaasa albo  Pana Andrzejka ). Oczywiście jestem świadoma że zapał minie mi wraz  z pierwszym bąblami, które pojawią  się na dłoniach. Jednak na razie obudziła  się we  mnie Wielka Sekatorowa. Na razie  obserwuję kocie  przemykania pod  nie przyciętymi krzaczorami i snuję sekatorowe wizje.

Koty  prowadzą bujne życie towarzyskie, normalnie karnawał w pełni. Większość imprez odbywa się na naszym podwórku ale ponieważ odgłosy imprezowe kojarzą mi się z nadchodzącą wiosną nie gonię gości do ich domów. W związku z tym wysłuchuję wieczorem koncertu głębokich, niemal basowych miauków  przerywanych wściekłym prychaniem. Sąsiedzi znoszą to z godnością, też czują wiosnę u drzwi anonsowaną kocimi śpiewami.
Dżizaas  złożyła publicznie oświadczenie o wykonaniu w najbliższym czasie róż karnawałowych i  faworków, znaczy wraca powoli do siebie po zanurzeniu się w mętnych odmętach niezbadanej historii, czyli tworzywie jej pracy naukowej. Zakłada kolorowe ciuszki i bijoux, planuje podróże i  nie żyje sprawą "wrednych kolanek".  Ciotka Elka przeszła już tradycyjne zimowe zapalenie  oskrzeli i radośnie bredzi  o pączkach, wypiekach wielkanocnych i tym podobnych ciotkowych akcjach -  życie normalnieje, witajcie stare, dobrze znane  koleiny po których toczy się nasz światek. Budzimy się z zimowego odrętwienia, gryplanujemy na potęgę  i szukamy ogrodowych ( i nie tylko ogrodowych ) atrakcji.
Wpis  dzisiejszy "okrasiłam" pięknymi akwarelami autorstwa Janusza  Grabiańskiego,  uwielbiam książeczki ilustrowane jego pracami. Sam wdzięk i lekkość!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz