czwartek, 21 stycznia 2016

"Trendowata" - romans blogerski w stylu retro z dreszczem

W Alcatrazie dniało. Wesoły, z lekka zapylony blask łódzkiej jutrzenki rozświetlał ogród, ptaszęta świergoliły niemal wiosennie, maszyny budowlane stojące nieopodal żółciły się słonecznie w białym puchu a do ptasząt dołączyły głosy  operatorów słonecznego ustrojstwa - "Co jest , karrrrwa?!","Marcin, to pierdolnie! Ja ci mówię to pierdolnie!". Sielski poranek w całej swej krasie rozpylił tęczowe blaski na jestestwo Tabazelli. Nie wstała ona jak to zwykle jak ma dzień luźny zimą, bladym świtem koło południa, tylko ruszyła swej wysokiej  klasy arystokratyczny pulchny  tyłek  o jutrzence, gdyż oczekiwała na dowiezienie paliwka. Zamiast obmyślać zemstę na hrabim Romanie, który miał utwardzić dojazd przez podwórko a nie zdążył z powodu pilnych spraw międzynarodowych, intryg dworu carskiego i tajemniczego zniknięcia Jego Wysokości  Księcia  ze Spychacza, zajęła się głupotami czyli oglądaniem wiadomości blogerskich. Może powinna jednak spróbować skusić operatorów sprzętu do zajęcia się jej podwórkiem w chwili odwilży ( "Panie Marcinie, mam taki mallly interes....." ) ale słoneczne maszyny dalej, "karrrrwa", stały i przeraźliwie wyły,  a prognozy nie zapowiadały odwilżowej pogody i Tabazelli się po prostu nie chciało ruszyć. No i czytała ze szkodą dla delikatnego zdrowia wiadomości blogerskie.

Tabazella dowiedziała się z wiadomości blogerskich że ona nie jest marką. Co prawda nie wiedziała że powinna być, ale natychmiast poczuła się niedowartościowana ( pewnie dlatego że w czasach bujnej jej młodości marka zachodnio - niemiecka,  znaczy ta prawdziwa,  to była twarda waluta ). Potwierdziły się najgorsze przypuszczenia Tabazelli, inni mają blogi przynoszące krocie a Tabazella pituli sobie beztrosko w klawiaturę na chwałę Wielkiego Ogrodowego. Tabazella w dzikim porywie namiętności, zazdrości a nawet jakby lekkiej zawiści chciała podrzeć prawdziwą, materiałową chusteczkę do nosa, ale przypomniała sobie że to chusteczka z równie prawdziwą co materiał  koronką robioną przez Basię, więc wyjęła chusteczkę papierową i zadowoliła się podarciem takowej. To ukoiło jej nerwy rozedrgane jak struny gitary po koncercie Paco de Lucia. Tabazella postanowiła znaleźć receptę na zdobycie środków na godniejsze utrzymanie i wysłanie kotów na studia do jednej z uczelni Ivy League. Zapoznała się ze znaczeniem słów placemet, trend i casch. Mimo łódzkiego pochodzenia ciężko jej szło, więc zapoznała się jeszcze raz. Wtedy ją olśniło! Przeczytała ponownie  tekst na blogu Megi Moher  Jak uczynić ogród trendnym i stwierdziła że zostanie Trendowatą. Co prawda nie wyobrażała sobie w Alcatrazie cortenu ( żelastwa jest pod dostatkiem na sąsiednich działkach ), warzywnika ( Tabazella jako Chemiczny Ali ), zielonej ściany ( jedną miała, sama się zrobiła  i trzeba było izolować fundamenty ), kolorów roku ( Tabazella preferuje byliny a nie jednoroczne ). Po prostu tzw. proposition nie były po Tabazellowej linii i Tabazella zaczęła przewąchiwać że bycie Majfeszyn blogów ogrodowych może jej słabo wychodzić. No i to Tabazellę ruszyło! Normalnie ogień zamknięty w kielichu białej lilii ( orienpeta w pąku )!

Dlaczego do cholery Tabazella ma małpować innych ( he, he inspiracje ) a nie sama wyznaczać trendy ( ogród kolekcjonerski to jest ogród kolekcjonerski a nie zieleń miejska )?! Dlaczego ma udawać że Alcatraz jest bezproblemowym czyściuchnym ogródkiem a nie wiecznym placem budowy, w tej chwili jeszcze zaniedbanym totalnie z przyczyn arystokratycznych przypadłości Tabazelli? Dlaczego Tabazella ma nie pisać na tematy które interesują  Tabazellę tylko pisać na tematy które interesują czytających? Co to ma być, koncert życzeń?! Tabazelli mało się nie wyrwało "Kusnij mnie w rzec", w języku pół obcym, czasem zbliżonym do mowy Goethego. No i dotarło - nikt Tabazelli za jej wypociny nie zapłaci, a już na pewno nie ci którzy mają prawdziwą kasę czyli producenci nawozów i środków ochrony roślin! Tabazella może nie ma ekologicznego świra ale w zamierzchłych czasach miała całkiem solidne prowadzone lekcje chemii ( profesor Mątwa wyuczyła jak związki przechodzą w inne związki ) i Tabazella wolna i samorządna jak związek zawodowy nie będzie się podpinać pod coś do czego nie ma przekonania. Szkółki raczej nie zasponsorują bo Tabazella już większość podstawowej oferty szkółkarskiej  zaliczyła w swoim ogrodzie ( z różnym skutkiem ) i czasem jej się taśta co skąd przywlekła. Producenci ciuchów ogrodowych nie zasponsorują na pewno, bo Tabazella nie może pozować w ciuchach ( obiektyw zazwyczaj dodaje "łoptycznie"  dziesięć kilo ale nie wiadomo dlaczego w przypadku Tabazelli dodaje dwa razy więcej ). Sprzęt ogrodniczy Tabazella niszczy zapamiętale  go używając , więc producenci sprzętu też się wypną. Projektanci zieleni jako sponsorzy odpadają w przedbiegach, bo Alcatraz jest w wiecznej przebudowie i wygląda niewyjściowo. Cóż nadszedł ten ciężki czas kiedy niełatwo dorwać sponsora. Tabazella nawet się nie zdziwiła specjalnie, dla  hrabiny z pewnym stażem niektóre rzeczy są oczywiste.

No ale jak nie zapłacą to może choć polubią publicznie i Tabazella stanie się w inny sposób Trendowatą. Będzie miała wpływy, być może przekładające się na finanse. Tylko trochę tych, tych lajków jej potrzeba. Problem się urodził bo Tabazella nie udzielała się i nie zamierza się udzielać w Fejsbukowie. W ogóle to siedzi w tej blogosferze i ani myśli podpinać swojego Pinteresta i innych netowych własności. Nawet jakby coś tam na jakimś społeczniaku założyła to i tak  jej ciężko arystokratyczny charakter i grandezza stanowią problem, no jak ona traktuje czytelników?! Znowu będzie pisać o pierdołach, które czytuje ledwie parę osób. Coś ten romans Tabazelli z forsą i wpływami źle się układa. Tabazellę przeszedł dreszcz, czyżby była chora albo co? Szczególnie martwiła ją możliwość albo co.

Szczęśliwie naszła tekst Ogrodnicza blogosfera komercją stoi? na pewnym weekendowo - ogrodowym  blogu  Hym....Tabazella poczuła że wizja grożącego jej  albo co,  jakby się oddaliła.  Dreszcz się rozdreszczył czyli rozlazł po aksamitno - jedwabnym ciele, i tych fragmentach z flauszu też. W gruncie rzeczy Tabazella jest Trendowatą, nie żeby miała markę ale wpisuje się w pewien trend.  Tabazella nigdy nie czuła jakichś specjalnych wzruszeń ( do dnia dzisiejszego )  z powodu tego że ktoś na blogu  ogrodowym usiłuje zarabiać, choć dziwił ją czasem nazwijmy to nachalny placement. No ale komercha ma swoje prawa a Tabazella jest z natury prawie tolerancyjna. Inną kwestią jest to że Tabazella nauczona telewizornianym doświadczeniem tak jak nie wierzy w bardziej inteligentne od niej proszki do prania, bezkaloryczne jogurty i lekarstwa na kaszel i raka wszystko obejmującego, tak nie wierzy w cudowności ogrodowe np. te z Wielką Chemią związane. Teksty "sponsorowane" Tabazella wyczuwa całym hrabięcym ciałkiem jak ten groszek  pod dwunastoma materacami. Reklamy wyskakujące Tabazella ma za nic bo jej podświadomość została wytresowana przez lata sączenia się reklamo - sraki  z mediów . Ta niby wrażliwa ma stępiony podpróg i nie ma się o co podprogowo zahaczyć. A w ogóle ten delikatny acz solidny kwiat wyrosły na łódzkiej fabrykowiźnie z reguły jest słabo wierzący, a już szczególnie  we wszelakie zachwalania  ( "Jak ten szmat jest franel to kukurydz jest zbóż" ). Tabazella blogi ogrodowe czytuje ale jakoś tak się dziwnie składa że te najczęściej przez nią czytane są bezreklamowe. Taki trend Tabazella u siebie zaobserwowała, a jak zaobserowała u siebie to "inne ludzie" też tak mogą mieć. Komercha na początek ogrodowania a im dalej w las ( w uprawy ) tym częściej poszukujemy czegoś, nazwijmy to,  bardziej prawdziwego. Blog dla zaawansowanych, elitarne towarzystwo, dobrani znajomi niespecjalnie interesujący się ogrodnictwem ale wpadający z towarzyską wizytą - toż to salon. A Tabazella jest kobietą salonową, lwicą z wypukłą piersią fechtującą słowem jak floretem ( stara szkoła wywodząca się od greckich heter  ). Normalnie Trendowata w swoim żywiole!

Zmierzchało. Niebo zapadało w coraz bardziej szary błękit, ptacy umilkli, maszyny takoż. Operatorzy znudzeni oczekiwali na nadejście kierownika zmiany - "Karrrrwa, spóźnia się!". Tabazella nie czuła już tych dziwnych emocji targających nią rano. Jej jestestwo wypełniało szczęście i spokój, zmącone tylko lekko zaniechaniem obowiązku ciężkiego objechania hrabiego Romana. Liczyła chwile które oddzielały ją od zasięścia przed ekranem komputera i otworzenia swojego saloniku. Ciekawe kto dziś wpadnie i komu ja złożę wizytę, rozmyślała intensywnie do tego stopnia że przeszło to w bujanie w innych sferach. Koty bez szans na lepszą edukację zaczęły pruć sznupy, dopominając się przynależnego im kuszania. Nadszedł wieczór.

Dzisiejszy wpis ozdabiają wczesne zdjęcia

Jadwigi Smosarskiej, pierwszej Trędowatej.

15 komentarzy:

  1. Pękłam. Ze śmiechu.Duszę się. Janie ! Wody !

    OdpowiedzUsuń
  2. Choć ogrodu nie posiadam (jeszcze) i tylko grubosze rosną u mnie w tempie czarodziejskiej fasoli, jednak wpadam na herbatę do Twego salonu (po wcześniejszym wytarciu łap) właśnie dla takich postów! :)))
    Pozdrawiam serdecznie!
    Bezmarkowy, bezfejsbukowy, bezprinteresi i w ogóle niszowy Pies w Swetrze

    OdpowiedzUsuń
  3. Ah, droga Baronowo cieszymy się z wizytki wnaszym trendnie niszowym salonie. Gruboszom rzecz jasna kibicujemy ( w naszym pałacu niestety hrabicz Felicjan je katował, było pranie hrabiczowskiego tyłka ale gruboszom juz to nie pomogło:-( )

    OdpowiedzUsuń
  4. Całe szczęście, że: "inne ludzie" też tak mogą mieć. Wiadomo trądo, trendo - trędowatość zaraźliwe są.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, trend jak trąd, nie ma zmiłuj ani gdzie się schować. Chyba że kwarantanna na pustyni.

      Usuń
  5. Kasiu jesteś Wielka :)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam ! jak zwykle zresztą :)
    klu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaa, zdaje się że Trendowata ma swój klubik. Nie wiewm dlaczego bo wrendawa z niej hrabina i w ogóle podejrzana postać. Ja na ten przykład Trendowatą ledwie toleruje, z tymi jej manierami.;-)

      Usuń
  7. Może po prostu lubimy poczuć życie wyższych sfer :)

    OdpowiedzUsuń
  8. a no widzisz, jeden dzień, a tak wiele zmienia :-)
    co jakiś czas (za rzadko) aktualizuję sobie listę czytanych (powiedzmy) blogów i dopiero dzisiaj tu dotarłam, excusez moi. Chociaż wcześniej też wpadłam, żeby obejrzeć bodziszki. I irysy.
    To teraz będę częściej na salonie, skoro już sobie zapisałam wreszcie. Coś mi się wydaje, że rzeczywiście nie ma tu za co płacić, żadnego lokowania, tylko pożyczone fotki T. A może te żółte maszyny przy pracy, może ich producent/dystrybutor doceniłby trudne warunki i urok Alcatraz?
    Zapraszam i na swoje salony. Jak się nie chwalę, co ja to nie posadziłam, to bywają tam całkiem inni ludzie :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Żółte maszyny jako placement przynoszący cash raczej się nie sprawdzą, wyły i coś z nimi było nie tak ( "karrrrwa" ). Za fotki T. to ani ja nie zapłacę ani mnie nie zapłacą, sprawa od ładnych paru lat już nieaktualna ( a szkoda bo mam słabość do starych polskich filmów i mogłabym taki produkt lokować ). Jedyną rzeczą jaką chyba tutaj lokuję jest Alcatraz ( nie jest taki jak na fotkach ) ale cicho sza, bo lepiej żeby się nie dowiedział że użyłam w stosunku do niego słowa rzecz. W Twoim saloniku zaczęłam bywać niedawno bo ja mam tak dziwnie z tymi prawdziwymi od zieleni tzn. czasem nie wiem o czym czytam, mimo tego że mam się za osobę inteligentniejszą od proszku do prania. Żeby uniknąć niskiej samooceny i nie popaść w depresję na wszelki wypadek nie zaglądam w takie rejony ( choć mam cooleżanki i coolegów, którzy chlebowo zajmują się projektowaniem zieleni ). Szczęśliwie na Twoich pokojach nie czuję się wyobcowana i nie zalęga się we mnie podejrzenie że mam albo coś, bo Alcatraz nie jest "pod kancik" ( od pewnego czasu mam alergię na nadmiernie wypielęgnowane ogrody, nigdy nie sądziłam że można z tym przedobrzyć ale byłam ciężko nieuświadomiona ). Najśmieszniejsze jest to że trafiłam na Twój blog z powodu dziesięciu cudnych roślin kwitnących zimą ( od zimy 2012 z lubością czytam takie kawałki ) i Twojego komentarza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hłe hłe. Wypadałoby więcej komentować, lubie czasem pojechać moim bardziej profesjonalnym kolegom, ale albo mi się nie chce, albo nie mam czasu ;-p
      Wróciłam tu po cytat :-) zara zobaczysz :-)

      Usuń
    2. Spoko, spoko,u Tabazelli można przycupnąć w ciszy. Co do pojechania to lepiej żebym ja nikomu nie jechała, bo jak się rozjadę to dochodzi do słuczek ( a potem jest dopiero ciekawie i w ogóle ad personam ).;-) Zdziwne takie to, bo na ogół grube ludzie są miłe. No ale u mnie temperament ognisty. Zara lecę zobaczyć cytata.

      Usuń