czwartek, 9 listopada 2017

Rzecz o potrzebie jesiennego Święta Lasu

"Pięć elektrycznych przewodów
Pięciolinia pod napięciem
Rozwieszona na gołych słupach w polu
Od hen, hen po hen, hen


Jesień, zrudziałe ścierniska
Płoną łęciny, wiatr porywa dym
W sadzie jabłonie gubią jabłka
Na zgniłe liście padają pac, pac


Rzeka wystygła, płynie cicho
I wrony, wrony, muzykalne wrony
Przysiadły na pięciolinii elektrycznej
Od hen, hen po hen, hen


Re do si la sol sol fa
Mi re do si la la sol
Sol fa sol mi fa re mi
Fa mi fa re mi do re


Nuty pierzaste, nuty skrzydłopióre
Na pięciolinii z metalu
Kto wam podpowiedział Adagio
Od hen, hen po hen, hen"







Są takie dni w listopadzie  że tylko smętek i  Albinoni, nostalgia, Panie, nostalgia! Nie depresja i gorzkie  żale, prędzej smakowanie  smuteczków. W doopie za przeproszeniem mam listopadowe bombkowanie sklepowe, handlowe kolędowanie, całą tę  komerchę zarzynającą magię  świąt z nachalnością wpychaną mi przy zakupach "kocich puszków" czy "miącha" ( które to zakupy uskuteczniać muszę bo ni ma  że ni ma ). W  necie niewiele lepiej, jeszcze niezmasowany atak Mikołajów,  ale pierwsze bałwanki  i renifery już atkujo! A tymczasem na świecie listopad, muzykalne wrony i ostatnie  złote liście na drzewach, nie mam  ochoty na radosne "Ho, ho, ho!". Amerykanie nadal dyniują, zaczynają modlić się o indyki, dekory w jesiennych coolorach na  odrzwiach domowych wieszajo.  No jesienniujo po całości. U nas jesień kończy się drugiego listopada, a potem to już zima i oczekiwanie na  śnieg.  Nie podobie mi się takie zamienianie listopadowych dni w nie wiadomo co, nieistniejącą porę roku, niejesienne wyglądanie zimy, przedłużony do niemożliwości adwent. Jakoś podświadomie człowiek nasiąka "gwiazdką" i  tak w okolicach połowy grudnia rzyga kolędami, dostaje dreszczy na widok faceta w czerwonym  ubabranku i rzuca się do  ucieczki przed sępiącymi "na okoliczność"  aniołkami.  Nic tak skutecznie nie obrzydza świąt jak ich namiętna celebracja na długo przed terminem. Mnie na ten  przykład natentychmiast przeszło  zauroczenie  bałwankiem  w  śniegowej kuli.





No cóż, trudno żebyśmy dziękowali za indyki zesłane przez Najwyższego, nie nasza to bajka ale może tak krótki paciorek w intencji  Puszczy Białowieszczańskiej.  Wicie rozumicie, rodzina zbiera się wokół stołu na którym wypieczony cudnie pieniek po byłym drzewku.  Co bardziej ambitni wypiekacze to nawet wykarcz z korzonkami będo uskuteczniać.  Nostalgia listopadowa zapewniona bo mało  jest tak smętnych rzeczy jak pieńkowy wspominek po dużym drzewie. Popierający działania wiadomego mynistra też mogo  świętować, święta w końcu majo  łączyć a nie dzielić ludzi należących do różnych opcji politycznych ( święta narodowe jak wiadomo  nie nadajo się do tej roli ). Oni tylko  będo wypiekać szyszkę zamiast pieńka. I  możemy obchodzić nasze jesienne Święto Lasu, które proponuję tak gdzieś w końcu listopada wyznaczyć ( no wybuch Powstania  Listopadowego i Andrzejki to nie ten, data musi  być insza ). W tzw. placówkach handlowych dyskretnie towarzyszyć nam będą w listopadzie dźwięki lasu, ludność z wypiekami na twarzach będzie poszukiwała co ładniejszych sztucznych ptoszków, jeży, wewiórek, rysiów i  żubrów ( koniecznie żubrów żeby  Niemce zazdrościły ) dla ozdóbstwa domów, formy na ciastowe pieńki  będo schodzić na pniu. No jesień, Panie tego, będzie w listopadzie rozpełzała się po handlu jak te  puszkinowskie  tumany po paljach. A ja kupując kocie  żarło będę nuciła  cichutko pod nosem słowa  pięknie zebrane,   do końca nie wiem czy  Michała Górnego czy Piotra Abla,  wyśpiewane kiedyś przez Igę  Cembrzyńską.






"Mistrzu ukojenia, mistrzu harmonii
 Zwróć mi niepokój wczesnej wiosny
 Pochylam się ku ziemi
Sięgam po kamień długowieczny w polu

 
Spłoszę was, nuty niewesołe
Odfruńcie, muzykalne wrony
Kołujcie wściekle na wietrze
Od hen, hen po hen, hen


Re do si la sol sol fa
Mi re do si la la sol
Sol fa sol mi fa re mi
Fa mi fa re mi do re"

18 komentarzy:

  1. Taba idziesz do Muzeum Herbsta na nowa wystawę? Powiedz mi prosze, czy to jest to muzeum,które kiedyś opisywałaś w poście?
    "Wystawa będzie opowieścią o losach rodziny Herbstów, znaczących łódzkich przemysłowców. Nie opowie ona jednak dziejów rodziny w sposób tradycyjny, faktograficzno-chronologiczny, a podejmuje próbę wniknięcia w sferę prywatności, uchwycenia atmosfery i klimatu lat 20. XX wieku. Głównymi bohaterami opowieści o „domu ze snów” będą Aleksandra i Leon Herbstowie, którzy zamieszkali w pałacu na Księżym Młynie właśnie w latach 20. XX wieku. Na potrzeby wystawy wnętrza pałacu Herbsta wypełnione zostaną strojami, bibelotami i przedmiotami codziennego użytku przywołującymi minioną epokę. Wchodząc do tak zorganizowanej przestrzeni, widz stanie się uczestnikiem swego rodzaju gry wyobraźni. Na rzeczywiste obrazy wnętrz mieszkalnych nałożony zostanie oryginalny „komentarz” do wystawy – teatralizowane słuchowisko, które pozwoli widzowi pełniej odczuć ducha lat 20. Autorem tekstu słuchowiska jest Andrzej Bart, a w nagraniu zrealizowanym w Teatrze Polskiego Radia wzięli udział wybitni polscy aktorzy, między innymi Grażyna Barszczewska, Olgierd Łukaszewicz i Ewa Dałkowska."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yes, to właśnie to muzeum opisałam. Na wystawę dotrę, pytanie tylko kiedy bom zalatana.:-)

      Usuń
  2. Udało mi ostatnio powłóczyć po listopadowych buczynach.Nawet w "ołowiane" dni zachwyt. Ubawiłam się Twoją wizją Święta Lasu choć był to ubaw z łezką gdzieś w kąciku oka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, to czas buków i dębów. Radość dla oczu, po cholerę te renifery i aniołki teraz do życiorysu wpuszczać. Taa, listopadowe święta zawsze mają smuteczek "na dnie".:-)

      Usuń
  3. No tak, takie święto jak najbardziej być powinno, ale jak? Jak, pytam, takie święto, przy takim szyszku? Nie ma i nie będzie. Prędzej Dzień Ostatniego Dzika wymyślą, niż Święto Lasu. Mój "las", las osobiście posadzony ma święto cały rok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trza nam świętować, żeby Nadszyszkownik pokumał że Las to świętość. Taki oddolny trynd świąteczny, rodzinne spotkanko w ostatnią niedzielę listopada w domu ustrojonym w stylu brzezina kole chałupy, bór sosnowy, grond lub dla tych lubiejących wilgotniejsze klimaty ols. Rodzina zasponsoruje dżefka Lasu ( kwitki wpłat do wglądu na świątecznym stole ), pomruczy piosenki o Lesie i pożre rogalki z nadzieniem grzybowym, integrując się solidnie ( znaczy promile mogą wyjechać na stół ). Nadszyszkownik to może by i wprowadził Dzień Ostatniego Zwierza jako nową mało świecką tradycję ( Nadszyszkownik nie może być tak całkiem świecki, dyniowa karoca biskupa Dydycza jest zbyt silną pokusą ) ale co bardziej świadomi rzundzący wiedzą że to mogłoby się skończyć uznaniem przez większość ludność Cebulandii że Nadszyszkownik to dopiero jest zwierz groźny i wymaga odstrzelenia.;-)

      Usuń
  4. Żubra! Żubra chcę! A na razie zamykam oczy i odwracam nos od bałwanków i bombek, bo już przed Mikołajem 6.12 mi się ulewa ho ho ho dzwoniącymi dzwoneczkami.
    Ale, że odpuściłaś bałwanka!?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żubr zwisający nad stołem lub ustawiony w rogu pokoju - miodzio! Niemce by padli z zazdrości!;-) Rodzina zbiorczo ryczy "Idą, idą leśni", zapija dary lasu żubrówką, dynia z doprawionymi kółeczkami zdobi próg domu ( na pamiątkę przejażdżki hubertusowej Nadszyszkownika słynną dyniową karetą ) - no święta pełną gębą. I to nie hamerykańskie importy tylko nasze rodzime, nasza "nowa świecka tradycja" że zacytuję klasyka.
      Bałwanek mi natychmiast obrzydł jak zobaczyłam te stada ciężko uduchowionych chińskiej produkcji aniołków, które mu dostawiono dla towarzystwa.:-/

      Usuń
    2. I nie ma co kłaść tamy wyobraźni producentów! Żubry mogą być w kolorach i brokatowe, a nawet same mogą wyśpiewywać o szumiących kniejach. W końcu jak były znicze z melodyjką (i to nie ble jaką, bo na topie był przebój Ich Troje "Wstań, powiedz nie jestem sam...") któregoś roku, to muzyczne żubry też być powinny!
      Masz rację. Bałwanek w otoczeniu aniołków stracił na bałwankowości. Musisz poszukać hawajskiej laleczki dla równowagi :)

      Usuń
    3. Żubr w brokacie, tupiący żubrzą nóżką i śpiewający "Keine Grenzen" ( żeby Niemce nie zapomniały co zrobiły żubru, któren miał polskie obywatelstwo i w ogóle narodowy był ). Tak, takowego żubra nabyłabym drogą kupna, walcząc z tłumem rodaków mających podobne pragnienie.;-)
      Hawajka to może nie ale taka Cubanka, he, he.:-)

      Usuń
  5. Bardzo podoba mi się Święto Lasu jako że mieszkam na obrzeżu Puszczy Augustowskiej... Będziemy chyba sobie ze Starym świętować przy nalewce i grzybkach, nawet trochu konfitury z owoców leśnych mamy do tych rogalików. Powiedz, Taba, nie wiesz przypadkiem jak utrwalać suche liście na dekoracje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A świętujcie, należy Wam się takie święto tym bardziej że Wy leśni. Co do liści to cóś mi się tam kiedyś obiło o uszy czy też napatoczyło pod oczy ( oj, skleroza ) o roztworze gliceryny. Poszukawszy w necie i naszedłszy:
      Utrwalanie gałęzi zusammen z liśćmi z drzew takich jak buki, dęby, graby, brzozy wygląda tak: długość utrwalanych gałęzi nie powinna przekraczać 50 cm, bo dłuższe "nie naciągajo". Świeżo ścięte gałęzie trzeba oczyścić, umyć , końce gałęzi przyciąć ukośnie i rozszczepić tak na 4-5 cm. Nacięte gałęzie wstawiamy do roztworu który robimy z 1 części gliceryny i 2 części wody. (50 % roztwór). Woda używana do zrobienia roztworu ma być gorąca, trzeba dokładnie roztwór wymieszać i ostudzić. Naczynia z gałęziami wstawić jest najlepiej do jasnych pomieszczeń, dość ciepłych ( o temp.15-18 stopni C ). Preparowanie trwa od kilku dni do 3 tygodni. Wszystko zależy od jaki gatunek preparujemy, czy gałąź starawa i jakie warunki stworzyliśmy. Tzw. gotowość poznajemy po jedwabistym połysku liści. Achtung, za długo moczyć w glicerynie nie można, bo liście stają się lepkie i zamieniają się w kurzołapy! W roztworze można też preparować same liście, poprzez zanurzenie. Czas utrwalania ok. 5 dni, ale grube nawet 3 tyg. Jesienne liście za to nawet tylko kilka godzin. Po wyjęciu z roztworu suszymy na rozłożonym papierze. Inne rośliny załatwiamy następująco - świeżo ścięte, konserwujemy w 50 % roztworze lub w roztworze z dodatkiem kwasku cytrynowego (100-200 mg/l). Możemy wówczas obniżyć stężenie gliceryny do 15-20%. Czas preparowania wynosi zwykle 3-5 dni o ile preparuje się je w jasnym pomieszczeniu w tzw. optymalnych warunkach ( 18 stopni C ). Takoż samo preparujemy kłoszące się trawy. Trawy "naciągajo" najszybciej, ledwie 2- 3 dni im trzeba. :-)

      Usuń
    2. Najlepsze (według mojego doświadczenia) do konserwacji w glicerynie są gałązki bukowe.Są piękne przez lata.Tyle , że cała tajemnica trwałości polega na trafieniu w czas kiedy buki zaczynają się złocić czy brązowieć.Można też konserwować zielone gałązki buka ale po napiciu się gliceryny mają niezbyt atrakcyjne barwy.Za to te brązowe są piękne.Liście pozostają na gałązkach..Można jeszcze teraz próbować jeśli trafią sie nie pomarszczone a nuż się uda.Próbowałam też tak konserwować czeremchę udawało się ale nigdy liście nie trzymały się gałązek tak jak bukowe.

      Usuń
    3. A ja tak się zastanawiam czy roztwór z dwóch części wody i jednej gliceryny to aby na pewno roztwór 50%. Tak mi wyłazi że to roztwór 33 i cóś tam %. Przepisałam netową mundrość i nawet się nie zastanowiłam czy wszystko się zgadza. A teraz mnie męcy.:-/

      Usuń
    4. Dziękuję Wam, dziewczyny. Coś mi z tą gliceryną smędziło, ale chciałam sprawdzone recepty. A roztwór 50% to pół na pół, nauczycielka matematyki to mówi :)

      Usuń
    5. Wydawa mnie się że tej gliceryny to musi być mniej, czyli jednak dwie części wody a jedna gliceryny. Gliceryna wszak ciężka.

      Usuń
  6. Święto lasu... jakie to piękne. Mnie przerażają święta bożonarodzeniowe i ta masówka zabijanych drzewek... Nie rozumiem jak w tak piękne i radosne święto można trzymać umierające drzewo w domu i jeszcze się nim zachwycać :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego dobrze mieć "choinkę zastępczą" albo drzewko wynoszone do ogrodu. I niekoniecznie musi być to świerk. :-)

      Usuń