sobota, 3 lutego 2018

Codziennik - złości, rechoty, snuje, zakupy

No tak, od czego by tu zacząć?  Może od  tego że  zamówiwszy u Roberta maluchy, irysy SDB znaczy. Niestety w tym roku  ściepy do Mid - America nie będzie.  Kochane  polskie urzędy i opłaty. Robert zamawia przez  holenderskiego kolegę, może tą drogą na cóś  i ja się kiedyś załapię.   Może powinnam zostawić bez komenta tę chciwość urzędów umiłowanej Cebulandii, która skończy się tym że  cło  za  hamerykańską przesyłkę zapłaci się w innym państwie ale  nie zostawiam. Stare polskie porzekadełko "Chytry dwa razy traci" pasi  jak ulał. Najsampierw opłatę celną, potem opłatę za fitosanitarkę, na sam koniec opłatę kurierską,  o tym że utrudnia się dostęp  do najnowszych krzyżówek roślin  i tym samym utrudnia pracę  rodzimym  hodowcom ledwie napomknę. Napisałabym że brawo, osiągnęliśmy kolejny szczyt  głupoty i pastwiłabym  się niemiłosiernie  przez kolejne akapity  ale nie napiszę i pastwić się nad tematem  urzędowej chciwości   nie będę  bo po cotygodniowym przeglądzie prasy i portali  info już wiem  że numer z opłatami to picoletto, jakaś  skromniutka Babia Góra przy K2 absurdu, który udało się naszym rzundzącym zdobyć ( zdaje się że w stylu alpejskim, bez tlenu co tłumaczy zaniki świadomości, znaczy brak  poprawnej oceny  rzeczywistości - przy niedotlenieniu  odjazdy są  częste ).

Dobra, przyznam się - płakałam i to ze śmiechu a  nie z  żalu nad oplwaną Ojczyzną. Numer jak z Monty  Pythona, facio z fundacji co to miała  walczyć z "polskim obozami śmierci" pochylił się nad problemem i teraz to mało która nazwa dotycząca obozów śmierci  będzie tak popularna jak  "polish death camps". Po prostu hit, bije na łeb  nawet San Escobar poprzedniego ministra spraw zagramanicznych. A potem wisienki na torcie, nocne obrady  Senatu i przede wszystkim tłumaczenie przemówienia premiera, wygłoszonego na okoliczność awantury jaka wybuchła  kiedy ten cud legislacyjny wypłynął na szerokie wody  polityki międzynarodowej. Ryłyśmy  z Mamelonem do rozpuku, normalnie profeska całą gębą tylko  dziewczynkom i chłopakom zawody się pomyliły. Owszem, polityk musi być niezłym aktorem ale  żeby od razu komikiem?! A te smętne dupki od przygotowań aktora  do występu, co do cholery  robił inspicjent, he, he? Gdyby to nie było groźne jak  cholera to może bym nawet  na obecnych rzundzących  zagłosowała, na ogół wkarwiam się na politycznych ale tym razem udało im się rozbawić mnie do łez, no a w końcu  śmiech to zdrowie.

Oplwana  Ojczyzna jakoś przeżyje, nie takich idiotów u steru przeżywała.  Gorzej  jest z ludźmi którzy w obozach zagłady i obozach koncentracyjnych  siedzieli albo stracili  bliskich.  Szczególnie polskim więźniom i  ich rodzinom musi być przykro  że z powodu działań ludzi, którzy co najwyżej na stanowisko  pomocnika referenta się nadają, ta nieprawda o polskości lagrów się utrwali w świadomości innych nacji.  Moim zdaniem szkoda niemal nie do odrobienia.  No ale tak  to jest jak matoł jeden z drugim  bierze się do uprawiania polityki  historycznej. Politykę historyczną na ogół  uprawia się wtedy kiedy nie potrafi uprawiać się tej zwykłej, każdy rząd na świecie miewa takie zakusy. Rolą dyplomacji jest tonowanie przekazu co przy tzw. zaszłościach wymaga mistrzostwa świetnego  tancerza baletu  klasycznego. U nas jednak pojechano  siermiężnie, jak na remizową dyskotekę  przystało i nawet nieprofesjonalne rozemocjonowanie ambasador  Izraela nie przykryło tej naszej dyplomatycznej  mizerii.  Rączki opadajo do poziomu przednich łapek orangutana. Na szczęście na politycznych  świat się nie kończy. Co wcale nie znaczy  że lektura inszych wiadomości ze  świata była błoga.

Przeczytawszy ja  trochę o wyprawach wysokogórskich, tak łącznie z komentami pod  tekstem redakcji i dowiedziawszy się  z komentów że himalaiści nie powinni mieć  dzieci.  Nie mogą  bo mogą  kipnąć w górach. Oni  himalaiści a nie  dzieci.  Hym... a policjanci dzielni i strażacy nieustraszeni , że o wojskowych  tylko napomknę to mogą te dzieci mieć? A zabronić im wszystkim ustawowo! Co będą tacy miłośnicy adrenaliny ( przeca nie ma przymusu żeby taki  zawód akurat wybrać ) maleństwa na sieroctwo narażać. Wiadomo, człowiek  żyje dla dzieciów a nie dla  realizowania siebie, jak się poświęca to jest cichym  bohaterem. Macierzyństwu i  ojcostwu wielbicieli adrenaliny  nasze stanowcze nie! Z tych komentarzy cichych  bohaterów w moim odczuciu  to zaczęła jak dupa z pokrzywy wyzierać smutna gęba niezadowolonych ze swojego życia  ludzi. Nikt nie  jest w stanie  nikomu zagwarantować  że mu cegła w drewnianym kościele na  głowę nie spadnie, są profesje w których ryzyko jest większe , są takie gdzie jest minimalne ale absolutnie bezpieczny to człowiek  na tym świecie nie jest nigdzie. Odniosłam jakieś  takie  wrażenie że opowiastki o dzieciach sierotkach mają zrobić dobrze  ich autorom, potwierdzić  że są cool, są odpowiedzialni i że się realizują.

Tylko że jak się człowiek  realizuje to w dupie ma cudze pasje, ma własną  i na niej  się koncentruje, nie marnując czasu  na komentowanie na forach informacyjnych portali. No i przede wszystkim  rozumie innych którzy mają pasję.  Pasjonatki macierzyństwa czy pasjonaci tacierzyństwa to raczej czas pociechom poświęcają a nie snuciu w necie opowieści o swojej odpowiedzialności ( po sobie samej wiem że jak czegóś mało  to się w nety idzie ). Takie podejrzanie wyglądające na   hejterzenie wpisy przydarzają się prędzej   bezpasyjnym, którzy muszą  się utwierdzić sami bo Dzidek opuścił przewód  albo cóś. W hejcie jest coś strasznie smutnego, w zwalaniu  bezpasyjności  na  te biedne dzieci tyż.  Może tak  to odczuwam bo moi  rodzice i owszem kochali mnie ( niekiedy ocierało się  to o bałwochwalstwo ) ale dość szybko pokumałam że nie jestem  treścią wypełniającą całkowicie ich  życie. Mieli swoje sprawy i spraweczki, gdy miałam 10 lat zrozumiałam  że zawód mamy to coś znacznie więcej niż zarabianie na chlebek. Nie znaczy  że nie kombinowałam jakby tu pozostać numerem  1 na liście maminych  priorytetów ( cały czas  nim byłam ale uważałam że  zagrożenie detronizacji istnieje ).  Przeszło mi dość szybko, dzieci błyskawicznie dojrzewają o ile  im się na to pozwoli, z tuptusia słodkiego do  rozwydrzonej  nastolatki  w trzy chwile. Potem sama  szukałam swojej pasji, swoich spraw i spraweczek. Szczęśliwie nigdy nie udało mi się usłyszeć "A tyle  dla ciebie poświęciłam/ poświęciłem". Niczego na mnie nie zwalono i może dlatego mój stosunek do rodziców jest  jaki jest ( taa, kochanie, kochanie -   ja ich zwyczajnie lubię ). Publiczne, mimo  że niby anonimowe wpisy na temat czegóż to ja dla dzieci nie poświęcam, rany, okropnie to odbieram! Może jak to takie poświęcenie to  ci ludzie nie powinni byli   zostać rodzicami. Taki bagaż z poświęceń to dla dziecka musi być uwierający, wszak ono  na świat się nie prosiło.


Tak sobie rozmyślałam o tej  odpowiedzialności i możliwości wydawania koncesji na posiadanie ( bardzo głupio używane  słowo, powinno być na wychowanie ) dzieci. Nawet myślałam  żeby do Magdzioła, tej ostoi macierzyństwa w naszej rodzinie zadzwonić i przedyskutować ( ja z pozycji luzaka ona z pozycji  mateczki ) ale sobie w porę przypomniałam  że Magdzioł jest w tej chwili w fazie buntu  bo  nasze bachores mają  już swoje latka a Magdzioł swoje własne zabawki i usłyszę jak ostatnio że dzieci są kochane, słodkie i w ogóle przemiłe ale muszą znać wyporność mamusi ( Magdzioł nie z tych co się dadzą zatopić ). Magdzioł kiedyś samokrytycznie określiła się  jako fabryka potworów, potem stwierdziła że  dzieci są przereklamowane  więc jej mateczkowatość jest jakby  lżejszej próby. Owszem, bachores są ciamkane i przytulane, w swoisty sposób rozpieszczane, padają twierdzenia że złe  czai się głównie w innych dzieciach ( choć szczęśliwie poprzedzane przypuszczeniem że  być może  ) ale nie jest przekonana że  urodziła  geniuszy, w dodatku  absolutnie bezgrzesznych i ma w stosunku do synków tzw. wymagania.  Po mojemu to w miarę zdrowe ale kudy mnie się tam o macierzyństwie  wypowiadać. Może  to nie jest matkizm  zaangażowany i w związku  z tym zdanie Magdzioła o odpowiedzialności macierzyńskiej będzie tylko  zdaniem  Magdzioła , mateczki zdystansowanej, która twierdzi  że jeszcze trochę a chłopaki pofruną w świat i ona dopiero sobie odpocznie?  Przy czym snuje  jakieś rojenia na temat  przyspieszenia procesu dojrzewania bachores, he, he. Mój boszsz... a w naszej rodzinie to moja "średnia siostra" robi za wzór Matki Polki! Na tym etapie życia rodzicielki to chyba nie ma co pytać o  stosunek do macierzyństwa i do pasji.





Moje cooleżanki i cooledzy?  Popytać? Hym... większość  jest solidnie zakręcona, nie da się ukryć że lubię się z ludźmi którzy "cóś" lubią.  Mają sobie swoje zwyczajne życia ale zawsze w nich mają miejsce na swoje  własne  "cóś" ( mój boszsz... znam  nawet takich dwóch którzy  po  Himalajach łazili, może to już wstyd  się przyznać, he, he ).  Wielu z nich ma dzieci i wiem że  z masy rzeczy dla tych dzieci  rezygnowali, ale zdarzało się że  stawiali  "cóś" jako bezdyskusyjną sprawę do realizacji, nawet kosztem uszczuplenia czasu poświęcanego dzieciom bądź czasu potrzebnego na zdobywanie  kasy dla tychże dzieci ( wicie rozumicie, ten dodatkowy angielski na ten przykład ). Czasem podejmowali ryzyko na które niewielu ludzi sobie pozwala. Jak tak sobie o znajomkach rozmyślam to granica  między  odpowiedzialnością rodziców a  pajdokracją robi się jeszcze bardziej niewyraźna. Może  nie ma się co zastanawiać, to po prostu wybór indywidualny, postępujesz  jak  ci sumienie dyktuje i szlus. Nie  piszę tu oczywiście o przypadkach degeneratów których pasja do życia kończy się zejściem dzieci, mam na myśli ludzi w  miarę normalnych. Nie ma recepty  i gotowego przepisu na odpowiedzialność rodzica, są w końcu ludzie którzy dla dobra dziecka robią rzeczy naprawdę dziwne,  na ten przykład oddają je innym na wychowanie i to wcale nie zawsze dlatego że tak jest najłatwiej ( czasem przeca bywa najtrudniej ).  No i dlatego dochodziwszy  do wniosku  że moje  początkowe wrażenia że te utyskiwania na nieodpowiedzialność rodzicielską himalaistów to  cóś innego miały przykryć są chyba  zgodne z prawdą. Podejrzewawszy takie pieprzenie w bambosz ludziów co to swój sposób na świat chcą uczynić jedynie słusznym.  Znaczy te dzieci to  alibi dla hejterzenia. Jak tak sobie wysnułam snuja i się utwierdziłam w mniemaniu to temat spospoliciał do tego stopnia że przestałam się nim zajmować.




Doszedłwszy do wniosku  że dalsze przeglądanie info albo skończy się zejściem ze śmiechu albo będę jakieś niedotyczące mnie ( no dobra, jestem odpowiedzialna wobec kotostwa ) snuje wymyślne uprawiała i zakończyłam szybko ten przegląd. Znaczy tylko się upewniłam  że jeszcze nikogo nie zaatakujemy, he, he, he,  a potem odpuściłam.  Przegląd  prasy dwutematyczny i  w zasadzie stwierdziwszy że dalej nic  nie wiem ale tyż nic nie wskazuje na to żeby świat się kończył. Uspokojona zabrałam się do przeglądu szklarenek oferowanych na Alledrogo. Większość w ogóle nie kwalifikowała się na szklarenkę parapetową, jakieś  wymyślne  tunele  foliowe ( taa, folia i  Felicjan  ) paropiętrowe foliowce i niespecjalnie urodziwe   mnożarko - inspekty.  Znaczy nic  przydatnego. Potem poszukawszy szklarenek  po sklepach netowych z  dekorami , gadżetami  itd i tam  powaliły mnie ceny.  Na sam koniec potupawszy do kwiaciarni w której dostawałam już nieraz  poszukiwane przeze mnie akcesoria ogrodowo - domowe i tam wreszcie wypatrzyłam moją szklarenkę. No cena też nie była z tych najniższych ale jeszcze do przeżycia. Westchnąwszy i wysupławszy.

Na tym nie koniec zakupów,  Mamelon działając w szale wyprzedażowym  nabyła dla mnie dwa swetry. Szczęśliwie  wyprzedaże się kończą i Mamelon niedługo się  uspokoi, znaczy różowy kombinezonik mi nie grozi ( Mamelon jak widzi kombinezonik ma ten swój błysk w oku i jak kombinezonik nie pasuje na nią to może zakombinezonikować kogoś innego - nie wiem  skąd w niej taka miłość do kombinezonu, stroju który jest dość  kłopotliwy "w noszeniu" ). Cio Mary tyż mnie usiłowała zasweterkować ale sweterek okazał się być  cóś przyciasny w płucach, tzn. jakbym nabrawszy  powietrza to na pierwsiach mógłby mi pęc i w związku  ze związkiem zasweterkowanie się nie odbyło ( ku wielkiemu żalowi Cio, która dzieli z Mamelonem pasję łowiecką ). Kupowanie  ciuchów traktuję  jako ciężki dopust, bezczelnie przyznaję się do abnegacji w dziedzinie mody. Znaczy lubię pooglądać kreacje prezentowane na dużych pokazach mody, zawsze miałam słabość  do happeningów, ale mi się to w żaden sposób nie przekłada na przymierzalnie w sklepie.  Mamelon i  Cio Mary bywają załamane tym w czym potrafię dumnie paradować i od jakiegoś czasu przejęły zadanie strojenia  Tabazelli. Jej  Leniwość łaskawie zezwoliła na takie działania ( nie muszę się wysilać, Mamelon i Cio cóś  dla mnie  wypatrzą, ja z bolesną miną przymierzę i w trzech na cztery przypadkach zaakceptuję ich wybór ).

Jak to określiła  Gajka ostatni wpis był ambitny, więc ten  jak widzicie  nie jest. Totalne domowe pitu - pitu i opowieści o dupencji Maryni. Zero ambicji ogrodowego ( w zasadzie ) blogera w dziedzinie  uogrodawiania ludności miast i wsi. Znaczy leżę w temacie Marioli ale obiecuję  że się poprawię i będzie więcej ogrodowszczyzny ( na ten przykład szalenie interesująca i wciągająca czytelników sprawozdawczość z parapetowego wysiewu roślin, he, he, he ). I nie ma że zima, że karnawał i  że znów zapowiadają śniegi - ogrodowo  będzie  i już! Teraz o obabrazkach ozdabiających ten wpis. Ich autorką jest Lucy Grossmith, chwała Suffolk. Lucy, podobnie jak  Marcelle jest piewcą życia w country. Macie  obabrazki przedstawiające ten life w każdej porze roku.  Mam nadzieję że  wam się spodobają jako i mnie się  spodobały. Cóś mi ostatnio paszą prace Brytyjek,  nie są pretensjonalne, są  niezwykle  zwykłe i takie jakoś optymistycznie nastrajające.




10 komentarzy:

  1. Szkoda, że jest taka trudność w kolekcjonowaniu roślin. Zgadzam się z Tobą i buntuje wraz z Tobą, ale co do nazewnictwa tak ważnej sprawy już nie. Za chwilę historia będzie totalnie przez Niemców przekłamana. Nie, nie wolno do tego dopuścić. Skoro to takie nic to czemu Niemcy tak pieczołowicie próbują zatuszować swój wkład w II wojnę światową? Skoro na Afroamerykanina nie można powiedzieć murzyn to tym bardziej coś takiego nie może pozostać bez echa skoro pojawia się coraz częściej.
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agatku, Niemce niczego się nie wypierajo, wiem co piszę bo troszki ten kraj z tzw. autopsji znam. Problemem to jest nazwa utrwalona w powszechnej zachodniej świadomości za sprawą historyków brytyjskich i amerykańskich, która zresztą była używana jako pewien skrót. Przecież w historiografii zachodniej istnieją też niemieckie obozy, znaczy takie które znajdowały się na terenie dzisiejszych Niemiec ( w końcu ta nieszczęsna nazwa powstała odterytorialnie, że się tak wypiszę ). Moim zdaniem wpadanie w histerię z jej powodu niczego nie poprawia, a jak widzisz gdy się za prostowanie nazw bierze stadko niekompetentne jak rzadko to skutek jest odwrotny od zamierzonego. Sama sprawa z nazwą obozów nie jest dla nas komfortowa ale sposób załatwienia tej sprawy sytuację tylko pogorszył i obawiam się że odkręcić coś takiego będzie strasznie ciężko. A co co tego słynnego murzyna, to określenie słówkiem negro czarnoskórej osoby w Stanach jest podobne do polskiego określenia żydek. Niespecjalnie to nobilitujące dla określanego. Ciekawe ilu z nas chciałoby być nazywanych polaczkiem a nie Polakiem? Wiesz co mnie w tej sprawie najbardziej złości? Fundacja która miała o to nasze dobre imię dbać dostała na działalność 150 dużych baniek. No i zadbała! Osobiście to wolałabym żeby ta ciężka forsa poszła w system służby zdrowia na ten przykład a nie na promowanie nazwy "polskie obozy koncentracyjne".:-/
      Ale co tu się politycznymi przejmować, niby śnieg idzie a ja tu szklarenkę szykuję!:-) Jakby mi wiosenniej! :-D

      Usuń
    2. Edukacja niemiecka przeczy temu co piszesz, sorki ale ja też sporo wiem. W każdym razie ja dzisiaj będąc w hipermarkecie dłuższą chwilę ... dłuższą chwilę (zamierzenie powtórzone) stałam przed nasionami :) To już wiosna niemalże , chociaż straszą od jutra powrotem zimy, a ja czuję, że rzeczywiście jakoś mroźniej dzisiaj :/

      Usuń
  2. Agatku a poziom naszej edukacji? Jakby kto społeczeństwa miał po programach nauczania oceniać to lepiej żeby nas pod lupę nie brać.;-) Nie tak dawno dane było mi przejrzeć cóś co nazwano podręcznikiem do nauki historii dla szkoły średniej . Nie było mi do rechotu ale jeszcze ciekawiej było gdy cooleżeństwo oglądało podręcznik podstawówkowy he, he. U Niemców co land to inny system edukacji u nas niby centralnie ale nie mniej głupio, he, he. Ja zresztą tak sobie myślę że II W Ś to akurat młodych tyle obchodzi co mnie swego czasu powstanie styczniowe, no czas robi swoje i nic się na to nie poradzi. Poziom wiedzy o niej będzie malał tak i u nas jak i za granicą. Przeżywać coś czego zmienić nie można to bezsens, a u nas z tego robi się tragedię narodową która na dodatek przekłada się brzydko na teraźniejszość. I jeszcze wydaje się na to wszystko ogromne pieniądze!
    Z nasionami nie jest do końca tak jakbym chciała żeby było.:-/ Wiesz marzą mi się ciekawe odmiany a tu że się tak wypiszę - program podstawowy. Duużo miksów! Swego czasu w okolicznych sklepach z nasionami było ciekawiej , teraz muszę internetowo szukać, mimo że niby mieszkam w dużym mieście i jakby dostęp do handlu większy. Naszłam w końcu te nasturcje, które mi się podobały ale z groszkami pachnącymi nadal kicha.:-/

    OdpowiedzUsuń
  3. Politycznie poprawnie. Ale wtrącę na temat poświęcania się dzieciom. Było tak, że starsza, już myśląca i licząca, zapytała ile wydaliśmy na nianie różnego sortu przez tyle i tyle lat i ile to było na miesiąc. Liczyła z mozołem, policzyła. Zdumiała się niepomiernie i zapytała, czy nie woleliśmy zamiast ich, dzieci znaczy, dobrego samochodu. Kiedy usłyszała odpowiedź powiedziała, że nie rozumie, jak można się tak poświęcić, bo ona jednak wolałaby ten samochód. Dziś sama bardzo poświęcona.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bo ja wiem czy poprawnie. Raczej szczyrze, bo poprawnie to się powinnam cinżko oburzać a ja tu rechoczę bo całe "załatwianie sprawy" jest jak z kretyńskiej komedii. Co do poświęceń - każdy ma to co lubi, dzieci, koty, samochody. I to jest OK, problematycznie robi się kiedy ci od dzieci, kotów i samochodów obiorą za jedynie słuszną drogę tę którą akurat kroczą. No i cały świat, wszystkie te różne i różniste ludzie majo być tacy jak jest jedynie słuszna linia. I każdy argument , choćby nie wiem jak z czapy wzięty jest dobry żeby innym dowalić. Strasznie wkurzył mnie ten hejt i pastwienie się nad trumną, której raczej nie będzie albo będzie pusta. Tak sobie pomyślałam przy tej okazji o kibicowaniu skoczkom - "Leć , Adaś, leć" ale jak się rozpieprzysz to po coś leciał?! Jest w tym trzymaniu jedynie ze zwycięzcami coś obrzydliwego, fałszywego i niskiego! :-(
    Nic to, staram się teraz nie czytać niczego coby mogło mnie zdenerwować zbyt mocno. Hym, może niedługo tylko "zielona" lektura mi pozostanie.:-/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorzka prawda...
      Wczoraj ktoś mi powiedział z ekranu, że nie jestem patriotką, bo z Kościołem mi nie po drodze. A że z Bogiem blisko, to się nie liczy? Cholerny palant obraził mnie! Mnie patriotkę.
      Musiałam Ci odpowiedzieć.

      Usuń
    2. Bo to teraz mogą wymyślić jakąś punktację, zaliczysz wszystkie punkciki to jesteś patriotą, nie zaliczysz to jest pół albo nawet ćwierć.;-) Jak zwykle głupota a faktyczny nie podlany radosną propagandą stan finansów państwa jest jaki jest. No bawią się dziewczęta i chłopcy jak to zwykle u politycznych bywa, media przygrywajo i wszyscy oni takie fête galante sobie urządzajo. A złośliwe jajko za złocisza i dwadzieścia groszy wraże miazmaty sieje w mózgach, nawet w mózgach tych co to pińcet dostali. Zastanawiam się czy jak już, za chwileczkę będziemy mieli zostać Gierkowym rajem, drugą Japonią, Zieloną Wyspą to złośliwe jajko nie pierdyknie, jak swego czasu pierdyknął cukier a potem cała reszta. Doświadczenie mi podpowiada że mało rzeczy jest tak groźnych dla rozbawionych cud wymysłami politycznych jak realna kaszanka w nieodpowiedniej cenie.;-)

      Usuń
  5. Patrząc dziś przez okienko uświadomiłam sobie, że ciepię na "białą depresję" spowodowaną obecnością białego puchu, który skutecznie dobija moje ogrodowo-glebowo-roślinne chęci. Niby to normalne w lutym, że śnieg leży, ale niemiło jednak. Zasypało rabatki i za cholerę nie widzę, gdzie postanowiłam grzebać i przesadzać na wiosnę. A mam ferie i coś bym mogła już działać, a tak tylko pożeram pyzy z cebulką i faworki. Pozostaje jeszcze przeglądanie internetowych ofert sklepów ogrodniczych i szkółek i latanie za nasionami w sklepach rzeczywistych. W nosie mam problemy polityczne i napięcia międzynarodowe o podłożu wiadomo jakim. To rozrywka dla gawiedzi, żeby miała czym pasjonować się i temat zastępczy, jak zwykle. Prawdziwe problemy i kwestie wielkiej wagi załatwiane są przez możnych tego świata tak, że do hołoty czyli nas pozostałych, nie dojdzie ani strzęp informacji. Tylko, że nas będzie to dotyczyć w pierwszym rzędzie. Dlatego patrzę sobie na rosnące heliotropy - mają już drugą parę listków i kobeę pnącą (wsadziłam w doniczki patyk od szaszłyków) i zaraz posieję aksamitki.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nad obecną polityką naszych rzundzących to ja się staram w ogóle nie pochylać bo któż zrozumie chaos. No i rację masz, kto i komu to teatrzyk ( jacy aktorzy taka publika, he, he ). Natomiast tzw. polityka historyczna niemal od zawsze służy mi za źródło rozrywki ( "Kopernik była kobietą!" ) i z lubością od czasu do czasu rechoczę z co lepszych pomysłów na przeszłość ( to nie moja wina ze ktoś sobie robi z trupów schody do dobrobytu, więc rechoczę bez większych wyrzutów sumienia ). Najśmieszniejsze w tym wszystkim to jest to że polityka historyczna zwyczajnie się nie sprawdza, nie wiem po co tyle energii wydatkować w coś z góry skazanego na niepowodzenie. No chyba że chodzi o tzw. wielką doraźność czyli albo chap póki jesteś u koryta lub ratujta się kto może. Żenua ale dla obserwatora zabawne. Szkółki ogrodnicze i zielone sklepy odwiedzam i natentychmiast z lekka mam nerw - nie ma tego czego pożądam. A nie pożądam znowu jakichś strasznych wymyślności, chciałabym po prostu żeby był większy wybór odmian nasion roślin jednorocznych i dwuletnich. W pocie niskiego czółka napisawszy teraz post o siejstwie i groszku pachnącym, stwierdzam w nim znacznie niedopieszczenie mojej osoby przez handel nasienny a właściwie to przez producentów, których nasiona zdominowały rynek.:-/

    OdpowiedzUsuń