poniedziałek, 12 listopada 2018

Po Ojczyźnianym Świętolas




Spędziliśmy Ojczyźniane Święto cudnie bo Sławencjusz pojechał na ryby i wrócił z łupem a Mamelon w ramach dopieszczania dzielnego łowcy i mła,  spoiła nas kawą i z resztek ciasta pierogowego upichciła podpłomyki z czarnuszką  ( uwielbiamy ).  Wicie rozumicie, wypiek prosto z pieca, chrupiący, smak oliwy, soli i czarnuszki.  Pochłonęliśmy to wspomnienie dzieciństwa, tych wszystkich okrawków makaronowych placków  przypiekanych na blasze, podkradanych resztek ciasta które tak pięknie się bąbliło i napełniało słodką wonią dawne kuchnie. Dzisiejsze dzieci mam wrażenie są uboższe o doznania przeżywane w domowej kuchni, mają za to radości McDonalda czy KFC. Czas jak rzeka i tak dalej... Oficjalnie patriotycznie to  jesteśmy jakby do tyłu bo od czasu obowiązkowych pochodów pierwszomajowych mamy alergie na wszelkie marsze,  włączając w to procesje i nie znamy rozmiarów zadymy ( to że była jakaś zadyma jest dla mła rzeczą jasną, cóś jak to że na  imprezie sylwestrowej korki od szampitra będą strzelać ) bo nie obserwowalim celebry nabożnie  i w świętoojczyźnianym skupieniu. Zdecydowanie nam bliżej do takiej formy obchodów państwowych  czy narodowych  świąt jaka ma miejsce z okazji świąt majowych - zasiadamy do tego grilla znaczy i przepijamy zdrówko Najjaśniejszej.  Na szczęście listopadowy narodowy szał za nami a przed nami takie bardziej  kameralne imprezy typu Katarzynki czy Andrzejki ( lajlajlajlaj, lajlajlajlaj ).




Poprawiny vel dobitka   Święta Ojczyźnianego, zwana z racji trybu uchwalenia Świętem Chaosu przeszła równie miło  jak święto właściwe.  Po mojemu to było nawet milej bo pojechaliśmy na spacer do lasu pod pretekstem zbierania grzybów.  Zważywszy na to że niedługo minie nam  połowa listopada, zbyt mokro u nas nie jest, noce zimne a listopadówek nie odróżniamy od tzw. psiarków  to wykazaliśmy się  optymizmem ( teraz go tylko propaństwowo ukierunkować ).  Optymizm okazał się tylko częściowo uzasadniony, znaczy podgrzybki które dobrze widzę występowały nader nielicznie a gąski których w ogóle nie widzę ( na fotce obok, wskazana palcem przez Sławencujsza, powędrowała do Mamelonowego koszyka ) w liczbie nieco większej ale niezbyt  imponującej.  Za to las... las jak zawsze działa na mnie jak plasterek na ranę. Tylko parę wdechów leśnego powietrza nabrałam w płuca i już mózgu się przypomniało że listopad  to  miesiąc w którym obchodzimy ustanowione przeze mła w zeszłym roku Święto Lasu i że jest to rzecz jasna  dla mła najważniejsze z listopadowych świąt.




No dekory  trza szykować i w ogóle odświętność jakąś zarządzić ( koty wymiauczą wierszyk,  Małgoś Sąsiadka wykona program pod tytułem  ćwiczenia z podwieszeniem na drążku a ja może cóś słodkiego upiekę ). A las sobie będzie  świątecznie  trwał, listopadowy i z lekka groźny.  Taki las jak z bajek  braci Grimm, pochłaniający domostwa i plączący  ścieżki grzybiarzom. Tajemniczy  i  zmieniający konary przyjaznych ludziom jabłoni w groźne szarpidła. Atakujący mchem, grzybami i siewkami młodych drzew, wilgocią przenikającą wszystko na wskroś i tajemniczymi odgłosami tajemniczych  istot.  Ha, takiemu lasowi to nawet eksminister Szyszko nie jest straszny, taki las podpełznie, zamszy, zapleszy porostem i  grzybem a na koniec  weźmie  i korzonki zapuści. Taki to Las  Niezyciężony, co to sam sobie z siebie pomnik wystawia.

A teraz dzisiejsze fotki - trzy pierwsze to Mamelonoison  w listopadowej odsłonie ( w ogrodzie u Mamelona jeszcze róże   mają pąki ), pozostałe to leśne zdjątka. Ostatnie foty to Szpagetka w pozach, wzywająca mnie  do uwalenia się  i oglądania wraz z nią filmów ( ona  podsypia lekko pomrukując, mła drapie czarnokota za uchem i może oglądać jakieś krimi ).


2 komentarze:

  1. Fajny listopadowy przegląd ogrodowo-leśny z kotem na finiszu. Bardzo lubiłam przez babcię pieczone na blasze węglowej kuchni (pieca) kartoflane placki. A w drugiej kolejności kapelusze pieczarek, lekko posolone. U nas grzyby się skończyły. Sucho jest i ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas też cóż jak ostatnie grzybowe polowanie, czas zdomowieć bo pogoda ponoć nam się zmieni na gorszą. Pozostaje roślinki domowe sobą straszyć. :-)

    OdpowiedzUsuń