niedziela, 10 marca 2019

Codziennik - o radościach życia zwyczajnego


Sto pięćdziesiąt póz wszelakich  na różniste okoliczności hrabiego Falubaza - to mam serwowane  codziennie. Razem z podrapkami i pobiciami ( znów machał łapą przy mojej twarzy i musiałam po raz enty wprowadzić metody  wychowawcze niecieszące się uznaniem  w Skandynawii ). Dziewczynki tylko ciut grzeczniejsze, znaczy  leją się między sobą pańcine ciałko uznając za świętość ( no, Sztaflik robi podchody, brak wychowawczego wpływu Lalusia obserwuję ). Okularia znowu przyniosła kleszcza i była prawdziwa  opera z wyciąganiem pasożyta ( "Maumo, maumo, on jest mój! Ambhhhrrrooożżży się nazywa, maumo, nie morfuj Ambhhhrrrooożżżego! Maumooo, nie morfuj!" - tak leciała jej  aria ). Ja głównie wydawałam z siebie recitativo, brzydkie w treści. Ruch sceniczny był spory i o mało co byłoby krwawo jak u mistrza Pucciniego. Kleszcz został wyciągnięty i za karę utopiony, wbrew Felicjanowi który chciał się nim bawić ( koci baryton "Maumooo, maumooo, daj muaaa!" ).  Na szczęście duet czarnul nie włączył się do akcji, w tym czasie miały swój własny balet pod tytułem "Gender wyżera Merkantylii" czyli lały się ostro w kuchni.



Na dworze cóś równie niespokojnie znaczy wieje jakby się  klub samobójców  umówił na zbiorowe wieszanie.  Na szczęście wychodzącej przyziemnej zieleninie takie  powiewy nie szkodzą. Problemem jest tylko dla mła focenie tych  niziołków bo migawka wyraźnie się stawia. Z dobrych rzeczy to przynajmniej żaden  ogon czy tam inszy kawałek kociego ciała nie pojawia się w obiektywie bo futrzaste  towarzystwo wiatru nie lubi. Lepiej przygrzewać tyłki na kaloryferach i słoneczkować za szybami okien, zdaje się że taka wersja wiosny im teraz najbardziej odpowiada. Ja też w zasadzie  siedzę doma bo te powiewy cóś zimne, chałupa wymaga ogarnięcia, Małgoś - Sąsiadka pogadanki  na temat "Ciasteczka a problemy z niedoborem insuliny w mocno starszym organizmie",  rośliny domowe  kąpieli i co  niektóre przesadzenia do nowych doniczek, obiad na dni parę wymaga najsampierw koncepcji a potem choć częściowego jej wykonania ( trza wspomóc Małgoś przez przygotowanie półproduktów ) a ja sama powinnam jak  to się mawia, zadbać o siebie.

Tym bardziej że właśnie wysprzątałam łazienkę coby zachęcała do przedłużonych ablucji. Zresztą słowo wysprzątałam jest trochę nieadekwatne, mła co nieco w łazience zmieniła. Na ten przykład zadziałała przy lustrze nad umywalką, jest teraz  hym... tego... bardziej sciulo.  Nie żebym  wierzyła że sycylizacja  lustra zamieni wodę w wannie w wody Morza   Śródziemnego, po prostu oblepienia zwierciadła muszelkami wydawało się mła  lekarstwem na jego wątpliwą urodę ( kupione dawno, dawno temu, w epoce przedmarketowobudowlanej, moje lustereczko nie było obiektem wymarzonym a obiektem możliwym do dostania ) i starczą złośliwość przedmiotu martwego objawiającą się brzydkim nalocikiem na krawędziach. Lepiąc te cholerne muszelki ze zbiorów Mamelona i własnych, co nie było zadaniem łatwym, myślałam o kasie której nie będę musiała wydawać na nowe lustro i o tym że być może urocza ramka w jakiś cudowny sposób wzmocni te resztki urody mła które się odbijają w szkle. Taa... nadzieja umiera ostatnia, he, he, he. Na razie  moje specchio sciulo jest wykończone w 90% a i jego  obstawa wymaga troszki zakupów.  Na ten przykład do paru dziesięcioletniego słonia z muszelek co to zaraz będzie zabytkiem potrzebuję szklanego klosika  z jakąś ładną podstawką ( co wcale nie jest proste  bo podstawki są z tych co to mła nie powalają ). Powinnam też pomyśleć o zakloszowaniu zbioru trupków  morskiej  żywiny które kiedyś tam, w czasach  słabej świadomości ekologicznej trafiły do mła.


No trochę tego jest, przyznam że tak całkiem koncepcji wystroju łazienkowego to ni mam. Mła chciała  żeby  pojawił się w jej pomieszczeniu łaziebnym stojak  czyli cóś w rodzaju dużej żardiniery z żeliwa malowanego na biało na której  da się postawić kosze z ręcznikami, suszarkę do włosów czy tam insze oprzyrządowania łazienkowe ale żeliwo zdaje się teraz mła towarem deficytowym, znaczy nic godnego jej w ślepia nie wpadło.  Mła zgodziłaby się nawet na insze metalowe tworzywo ale i z inszym  metalowym tworzywem cóś kiepsko. Co prawda mła nie szukała w sklepach tylko na wysortach i śmieciach, bo jej przyszło do głowy że w sklepach to co najwyżej jakieś  zdziwne konstrukcje z rurek metalowych najdzie. Swoje podejrzenia w tym temacie mła nawet skonsultowała z Mamelonem, coby nie wyszło że mła szuka nie tam gdzie trzeba. Mamelon jednak tylko mła utwierdził w tym że złomowiska, ryneczki i insze wystawki są właściwym miejscem poszukiwań. No i przede mną wielkie polowanie

Zapowiada się długi sezon myśliwski! Jak na razie mła się solidniej rozejrzy  za wspomnianymi kloszami bo sprawa wydaje się prostsza niż zakupy metalowe. A w ogóle to zaraz pójdzie ratować te resztki co jej zostały po urodzie glinką którą Dżizaas przywlókł był dla niej z Izraela ( wg. Dżizaasa  skóra mła się po owej glince zrobi tak jedwabista że tylko ją ubić,  sprawić i rarytetne oraz bardzo luksusowe portfele  dla miliarderów z niej szyć ).  Oczywiście świeczki zapalone, olej zapachowy wlany  gdzie trza, drzwi  starannie zamknę i włożę zatyczki do uszu coby ryków nie słuchać - amatorów zielonej glinki z Morza Martwego u nas w domu sporo, koty zachowują się jakby  były przekonane że użycie glinki zamieni ich sierść we włos  kotów perskich ( w przypadku wyjątkowo nachalnej Szpagetki to pewnie jeszcze ten włos ma być ondulowany ).


Na koniec tego niedzielnego wpisu o niczym czyli o zwyczajnościach zacytuję Pana Peppo, autora "Il Gatopardo" - "Zazdrość osobista, niechęć bigota do pozbawionego przesądów kuzyna, pretensje głupca do obdarzonego wyjątkową inteligencją młodzieńca, to wszystko przystroiło się w piórka argumentacji politycznej.". Takie mła skojarzenie naszło kiedy dziś przypadkiem włączyła internet nie tam gdzie trzeba i władza się na nią z monitora wylała. Aż  się mła otrząsnęła od tego wylania ale szybko kliknęło jej się w ciekawsze rejony neta. Pokuszenia ogrodowe i brytolskie programy ogrodnicze - właściwą strawą netową na niedzielę!

16 komentarzy:

  1. Ach te koty i ich świat :D Jak czytam opowieści o nich zawsze staje mi przed oczami bajka o przygodach kota Filemona, pamiętasz?
    Te małe iryski nie zdobyły mego serca. Ale może kiedyś jak stworzę jakieś fajne miejsce dla takich karłów to może zmienię zdanie. Jak na razie okazały się mega niewypałem u mnie, ale to moja wina, bo przecież urosły tam gdzie wsadziłam ich cebule :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wysmarowałaś taki długaśny post, że musiałam go sobie podzielić na dwa. Śliczne te muszelkowe propozycje, bardzo mi się podobają... może i ja coś zmienię w swojej łazience? Pozdrawiam :D

      Usuń
    2. Najdziwniejsze że ten koci świat nie jest tak obok mnie tylko mocno zachodzi na mój. Jeszcze są żądania ( podkreślam że żadne tam prośby, wyraźne żądania ) żeby pozwolić im wleźć w ten mój świat głębiej. Filemony i Boniface jedne!
      Co do irysków to one potrzebują specyficznych warunków, nie w każdym ogrodzie się udają.
      Co do muszelków to lepiej uważaj, klejenie czasochłonne i trza delikatnie odkurzać. :-)

      Usuń
  2. Felicjan - cudo! Kotostwo jak kotostwo, daje w kość. Mimo wiatru wczoraj u nas było ciepło i zanim pojechałam na nocną szychtę do fabryki, to coś nam się udało w ogrodzie porobić sensownego. Nie było źle. Bardziej martwią mnie zapowiadane wciąż przymrozki.
    Lustro wyszło SUPER! Ale ta meduza w szkle trzepnęła mną o ziemię! Siedzę i dostaję kolorów wiosennych z zazdrości!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudo tak się opycha przed moimi rzymskimi wakacjami że aż się boję. Cio Mary podejrzewa że żre na zapas bo zamierza zaniknąć, coby ją w afektowaną półbiegunową wpędzić.;-)
      Te przymrozkowe natręctwa to proszę natychmiast trzykrotnie przepluć przez lewe ramię a następnie wypłukać usta. Jak nawrót będzie to wypłukać usta rozcieńczonym domestosem - nie życzymy sobie przymrozków!
      Meduza jak mnie pamięć nie myli jest z jakiejś wyprzedaży, chyba z tego angielskiego sklepu z resztkami tego czego Zgniły Zachód już nie trawił. Zapomniałam nazwy tego handlu ale wiesz o co kaman. :-)

      Usuń
    2. A szarym mydłem wystarczy?

      TKMaxx się zwie ten przybytek. Też kilka fantów tam nabyłam. M.in. łyżkę cedzakową z prawdziwego zdarzenia za psi piniądz. Niby nic, lepszy plajstik i dziurki, ale ergonomia i kształt dziurek wymiatają. Kluchy po wyjęciu są suche a nie w wodnistym sosie.

      Usuń
    3. Dopuszczam szare mydło ale tylko przy natręctwach do -2 stopni Celsjusza, wszystko poniżej tych wartości wypłukać domestosem!;-)
      O, o, o, o ten właśnie sklep mła chodziło, tyż go od strony przyboro - kuchenno - mieszkaniowej nawiedzam, a to w celu dostania takich foremek do magdalenek czy porządnych tarek do warzyw alibo jakichś okrutności typu meduza we szkle. :-)

      Usuń
  3. Lustro wyszło barokowo bym rzeka :-) Bym jakieś putto machnęła na górce, koniecznie dmące w muszlę. I mnie meduza ogromnie się spodobała :-) Ogródka nie mam, ale nam stary sad, kiedyś były tam ogródki. Część roślin, uwolniona z okowów grządek, rozlazła się i żyje po swojemu. Wyłażą. Tylko dzisiaj spadł śnieg...oesu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czego to człowiek nie robi z oszczędności ( ceny bardzo dobrych luster, które nie zajdą brzydkim nalotem w mojej "blokowej" łazience są takie że przeliczam koszty zakupu zwierciadła na bilety lotnicze ). Na razie to przemyśliwam czy aby zamiast barokowego putto nie rąbnąć w pobliżu skórki z kociej putany!;-) Kocie zachowania są karygodne! U mnie też śnieg a sadku zazdraszczam, stare sady to dziś bezcenność. :-)

      Usuń
  4. Meduza w szkle to jest to, co tygryski lubiejo najbardziej. Czy ona dygocze przy poruszeniu onym szkłem?
    Muszelkowa dekoracja przepiękna, ale kurz... chyba że u Ciebie się nie kurzy, bo łapiesz go (kurz) w powietrzu.
    Tkmaxx uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. A kurzy się jak u kury, tylko mła ma takie ustrojstwo do czyszczenia rzeczy delikatnych i ona zamierza to ustrojstwo wreszcie zacząć wykorzystywać. Meduza w szkle jest stacjonarna, zatopiona i nijak jej te zwisy się nie poruszają. Z rzeczy w kuli które się poruszają mła posiada śnieg opadający na bałwanka. Też rzecz nabyta Tkmaxx. :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesteś niezwykłą osobą:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach i te kwiatki a szczególnie iryski miniaturki,no po prostu miłość od pierwszego wejrzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No... należę do klubu niezwykłych, razem z paroma miliardami innych niezwykłych. ;-) Cóś Ty, po szczerości to ja jestem najzwyklejszą babą ( taką z tych bardziej chytrych ), może mam lekką odchyłkę na punkcie źwierząt ze mną mieszkających ( choć taką odchyłkę ma całkiem spore stadko ludziów ).
      Co do irysków to skrobnę o nich bo wcale nie jest prosto z roku na rok się cieszyć ich urodą, irysowe cebulki są wymagalne.

      Usuń
  8. Koty sa najpiękniejsze na świecie w każdej pozie 💓💓💓

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak ale co zrobić kiedy kotów w domu dużo a każdy pretenduje do bycia tym najpiękniejszym? I jeszcze to pretendowanie wspiera pazurem i zębem?

    OdpowiedzUsuń