niedziela, 31 marca 2019

Codziennik - takie tam wiosenne niepokoje i planowania



Mija nam marzec i powoli zaczynam  odczuwać Reisefieber bo zbliża się wielkimi krokami  nasza podróż do Matki Wszystkich  Miast, Roma i wszelkie z nią związane wyzwania tuż - tuż przed nami. Bilety kupione,  wynajem  potwierdzony, podróż obgadana a my w ciągłym, pełnym napięcia przypominaniu sobie  co jeszcze jest do odfajkowania przed wyjazdem. Opieka dla kotów, Małgoś  - Sąsiadki  i Sławencjusza zapewniona, chałupa w trakcie sprzątania, ogród robiony, ciuchy podróżne się dopierają. A potem to nagłe przypomnienie sobie że do wyjazdu to jeszcze spory kawałek czasu i człowiek łapie się na zdziwku z powodu podróżnego szaleństwa jakiemu ulega. Hym... to pewnie przez tę wiosnę co tak ładnie nam się w marcu objawiła krew szybciej w żyłach krąży i ma się te pragnienia przygód. A może to lutowa podróż na Sycylię narobiła smaczku? Nie wiem jaka jest przyczyna tej niespokojności podróżnej ale jakakolwiek by nie była to spowodowała u mnie wysyp objawów - od swędzenia stóp poczynając na nieustannym przeliczaniu wszystkiego na eurosy kończąc.


Felicjan wyczuwa mój niepokój i źle to na niego wpływa. Zrobił mi na czole Harrego Pottera  bo śmiałam położyć głowę na jaśku na którym on się  mości. Zapowiedziałam mu że jeszcze jeden taki numer i  przyjedzie Human Patrol żeby  jemu mła odebrać, jeszcze będzie miał sprawę o znęcanie się na człowieku. Niby przepraszał, tzn. chciał wygryźć mła świeże zastrupienie ale nie pozwoliłam - niech wie że jestem  obrażona! Skutek jest taki że wyszedł w nocy i do tej pory gada nie ma. Dziewczynki też jakby zaczęły osiągać trzeci stopień uperdliwości i nadal dogrzewają -  Szpagetka znowu ma melodie na dokonywanie alblucji razem z mła ( "Zrób  żeby była piana! Tylko duża!" ), Sztaflik po ostrym porannym barankowaniu brexituje przy oknie, a niby mało wymagalna w uprawie Okularia jest nienachlana. Uff, potrafią  mła dojechać! Małgoś - Sąsiadka też jak i ja  żyje in spe, z tym że ona to  imprezką u bratowej na którą  rzecz jasna trzeba sobie cóś tam sprawić. W ramach sprawiania ogólnego  to mła podreptała do Józka w celach nabycia przecenionej meduzy zaszklonej dla Dżizaasa ale nasz Józek to jest wredny, przecenili mnóstwo rzeczy a meduzy nadal w starej cenie. Może w przyszłym tygodniu  Józek się poprawi. Niedobrze się ma  nasza Ciotka Elka, zmiany pogody nie wpływają uśmierzająco na jej bóle  i schorzenia. Pobolewa ją cały człowiek i w związku z tym Ciotka smutnawa, twierdzi że nie ma siły na to by być złą jak osa ( ale obiecuje poprawę bo leki mają ponoć szybko działać i wtedy Ciotka Elka zrobi się nam klasycznie zła jak cały rój ). Cio Mary nadal trenuje wraz z Wujkiem  Jo obsługę kotów, niestety już ją cała czwóreczka  + Epuzer ustawiły więc będzie miała ciężko. Wujek Jo jest bardziej  asertywny ale on jest traktowany jako tzw. odwód. Cio Mary będzie działać na pierwszej linii, hym... bezpośredni kontakt z wrogiem.


Po kwietniowych wakacjach  trza się mła będzie wziąć za malowanie ścian łazienki. Ścian jest co prawda maluczko bo glazurzysko położone wysoko ale za to jest problem sufitowy.  Kura Naczelna, znana malarka, radzi brać osiłkowego coby kark oszczędzić, ale moje doświadczenia z malującymi osiłkowymi to i owszem oszczędzały kark ale za to  kolana  doginały  do podłóg. Tu dochodzi jeszcze wizja szorowania kafli. Cóś mła mówi  że ona sama sobie łazienkę pomaluje na coolor dowolny ( opcja ciepła biel najbardziej mła pasi ).  Kto wie, jak mła dobrze pójdzie z powałą w łazience to może i insze "nieba" domowe  sobie odświeży. Zapach świeżej  farby  o poranku wpływa na mła stymulująco, tak jak na niektórych ciężka woń napalmu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz