sobota, 17 sierpnia 2019

Najgorszy numer jaki wywinął Felicjan!


Do wpisu się zbierałam i zbierałam bo łatwe  to dla mnie  nie jest.  Dosięgło nas  niespodziewane a nieuchronne i bardzo ciężko się z tym pogodzić. Nie tylko mnie ale i bliskim mi zwierzętom i ludziom. W poniedziałek 11 sierpnia odszedł od nas  Felicjan.  Bez zapowiedzi  i nie dając nam  żadnych szans na oswojenie się ze swoim odlotem w insze światy.  No, cały On! Poprzedniego dnia zrobił solidną awanturę że za mało surowej wołowiny dostaje, wlał profilaktycznie Okularii i  ( udało się napuścić na nią  Sztaflika, więc okazywał zadowolenie ),  w nocy  żądał smyrania  za uszami, pod  brodą i jeszcze raz za uszami, w tym wypadku okazał niezadowolenie z powodu niewłaściwej  kolejności smyrniczej, a rano obudził się i bez śniadanka  poszedł na obchód włości ( najsampierw  poostrzył pazury, tak żeby było widoczne, znaczy na wyściełanym krzesełku, w końcu robił wszystko żeby mła  się nie czepiała o tamtą historię zeszłoroczną z usuniętym pazurem za osiem dych ).  Poleżał trochę w bazie pod  forsycją i postanowił zdrzemnąć się pod kamorem, na piaseczku  wygrzanym i przy okazji wyleżeć (  bo  nie wysiedzieć ) kłącza irysów  tam posadzone. I z tej drzemki już się nie obudził. Odleciał we śnie do Krainy  Tygrysów z której pochodził.




Mła zostało znaleźć tylko skorupkę po  Felicjanie, ciałko, które  kiedyś należało do niego ale Felicjana już w nim nie było i to było  natychmiast widoczne.  Pod kamorem jakiś taki obcy,  pręgowany  pojemnik na Felicjana,  zamiast niego spał snem  z którego wybudzić się nie można. Po tej ciszy  i nieruchomości poznałam z daleka  że już Felka  z nami  tu i teraz nie ma.  Był pogrzeb i wszystko ( zero  kocyków, kocyki są dla bab a nie dla prawdziwych złych kotów które są mucho macho ), było opłakiwanie zbiorowe a mła jakoś nie mogła sobie ryknąć  bo musiała sytuację ogarniać i dopiero po tym wszystkim, kiedy załatwiła sprawy które kocie  mamusie załatwić muszą mogła sobie  pozwolić na  gorzkie żale. Nasz Dohtor  mła pociesza  że  gwałtowna śmierć we śnie to najmniej bolesny (  bo ból króciutki, czasem nawet mózg go już nie rejestruje bo  nie zdąży ) sposób odchodzenia dla osobników płci żeńskiej  i męskiej nie tylko kociego  gatunku i że Felicjanowi w pewien sposób się udało.





Wiem że  udało bo  Felek od zawsze kusił los, ryzykant był z niego a zarazem kocurek delikatny ( alergie, podejrzenia zarażenia wirusowego po bójkach, pogryzienia przez psy, wyjście z okna w bloku - nie był to parter, dziąślak który szczęśliwie okazał się  łagodnym guzem ale wymagał dwóch podejść , przeziębienia po  ucieczkach z domu w czasie złej pogody i pomniejsze sprawki, które kończyły się  u veta ) i mogło się najgorsze zdarzyć w wyniku wypadku czy długotrwałej choroby. Felicjan słabował po operacji i długo dochodził do siebie po dziąślaku ale się wykaraskał i był w  dobrej formie, wściekły  jakby nic nie dolegało. A tymczasem w główce czaiło się zło, niewykrywalne a śmiertelnie groźne ( mła myślała  że w serduszku ale  Dohtor że o serduszku mowy być nie mogło bo Feluś był katem bez serca i że to to sprawa mózgu - Dohtor podsumował  odejście Felicjana z lekka tylko zmienionym  cytatem z piosenki  "Shimmy Szuja" - "Alleluja niewesołego  zrobił nam i znikł!" ). W domu  drażniąca uszy cisza i niemiły spokój, nie ma  miauków pełnych pretensji  ( Sztaflikowi wychodzą tylko takie skwierczenia, choć bardzo się stara ), nikt nie wskakuje  na biurko tak że wszystko na  nim ustawione się trzęsie, żadnych odgłosów dzikich awantur z ogrodu. Paskudny i bolesny zastój domowych funkcji życiowych,  "Teraz wszytko umilkło, szczere pustki w domu" jak to pisał Poeta.  W stadku  bezkrólewie, wygląda na to że dziewczyny założą spółdzielnie bo Sztaflik  bez  guru jakoś straciła  chęci do zarządzania a Szpagetka z Okularią  ani myślą  się wysilać. A ja? No cóż, dochodzę do siebie ale  gdzieś tam się we mnie  tłucze - "Szuja, cóż takiego uczyniłam mu ja, Żem jak tuja poderżnięta przezeń dzisiaj jest???". Na szczęście  mam idiotyczne  wrażenie że on gdzieś schowany mła podgląda ( tak jak wtedy kiedy postanowił  "uciec z domu"  by ukarać za sycylijski wypad zarówno mła  jaki i Cio  Mary ) i jest usatysfakcjonowany tą moją za nim  tęsknotą.




14 komentarzy:

  1. O jak mi bardzo przykro, ile Felicjanek liczył sobie lat?
    Ech, ta podstępliwość kostuchy. Żegnaj Felicjanie.


    OdpowiedzUsuń
  2. A życie toczy się dalej jakby nic się nie stało.Bardzo mi przykro.Bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że jest szczęśliwy za Tęczowym Mostem i tam na Ciebie czeka ,♥️

    OdpowiedzUsuń
  4. każde Twoje dłuższe milczenie przyprawia mnie o hercklekot i tym razem słusznie. bardzo mi smutno razem z Toba choć odrobinę zazdroszczę, ze to odejście było tak nagle i "bezbolesne" w pewnym sensie. żaden z moich kotów, a pochowałam już całkiem spore stadko, nie odszedł śmiercią naturalna w słusznym wieku, zawsze to była moja decyzja, za każdym razem okupiona ogromnym rozdarciem.
    ściskam Tabazo, selawi :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ech... cóż rzec. Smutno i pusto. Na blogu bez Felicjana i Lalego jakoś tak wiatr smętnie hula.
    Maila odbierz.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nic, tylko współczuć, takie straty ukochanych pupili są bardzo, bardzo trudne...

    OdpowiedzUsuń
  7. strasznie wspolczuję. Trzymaj się

    OdpowiedzUsuń
  8. Odchodzą. Moich też już dużo odeszło. Trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
  9. Miał szczęście chłopak. Dla nas takie nagłe odejście jest trudne do zaakceptowania, ale dla Nich to najlepsze, co mogło się zdarzyć. Przytulam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Szkoda Felicjana, charakterny byl chopak...

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękuję Wam Wszystkim za pocieszycielstwo, było potrzebne. Felicjan liczył prawie 10 latek i mógł jeszcze pożyć, może jednak odejście w kwiecie wieku i w pełni sił było mu pisane. Mnie się zawsze trudno pogodzić z zwierzątkowym odejściem a tu jeszcze tak z zaskoczki. Z drugiej strony to było hop i już jestem na memłonie Abrahama, bez wielkiego bólu i długotrwałego odchodzenia. No nić, na razie dojrzewam do Kasztanka, który jest ponoć cały czarny. Felka rzecz jasna nie zastąpi, Samo Zuo rzadko się trafia - taki perełek wśród kocich osobowości, może jednak nas Kasztanek inaczej uszczęśliwi ( a my jego ). Jeszcze raz Wam dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiem co czujesz boli,boli ja też to wiem 24 czerwca musieliśmy uśpić Maksymiliana naszego 17 latka (chorował na nerki radziłam się Ciebie wczesną wiosną)Koty to takie kochane tajemnicze istoty ale nie wezmę już innego.Współczuję.Wanda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, 17 lat to w dzisiejszych czasach jest piękny koci wiek. Życie miał dobre. Nerki zachorzałe u kastrowanych kotów to jest problem który robi się coraz bardziej powszechny mimo karm specjalistycznych ( albo z ich powodu - skutki przemysłowego wytwarzania żywności zwierzaki odczuwają szybciej niż my ). Co do adopcji, żaden kot Ci Maksymiliana nie zastąpi - takiej możliwości nie ma. Mła wie bo mła przećwiczyła, Laluś nie zastąpił Danusia, Szpagetka ukochana nie zastąpiła rzundzącej Melki Kompakt. Zwierzęta bliskie nam, znaczy ssaki mają osobowość i są tak jak i my nie tylko przedstawicielami gatunku ale osobami, choć do wielu ludzi to dopiero musi dotrzeć. Żałoba musi być odbyta bo po śmierci bliskich zawsze jest wyrwa w sercu. Jednak tyle jest kociego nieszczęścia które może zamienić się w kocie szczęście że dopuść do siebie myśl że kiedyś tam. Tak dla uczczenia pamięci Maksymiliana i z dla zaspokojenia potrzeby domu dla kota i własnej potrzeby przebywania pod jednym dachem z kimś wyjątkowym. Bardzo pozdrawiam i też współczuwam, Maksymilian był naprawdę kocim kimś.

      Usuń