sobota, 12 czerwca 2021

Codziennik - czerwcowy weekend ( ponoć burzowy )

Mła się przyznawa  do grzychu cinżkiego, mła będąc u siostrzeńców zawędrowała do Pasażu Łódzkiego w którym sklep puszkowo - kotowy znajduje się naprzeciwko Józka znaczy JYSK  i zwabiona słowem wyprzedaż  całkiem niepotrzebnie wlazła  gdzie nie trza. A to wszystko przez to że w jej najbliższym centrum handlowym gdzie sklep Józka  jest w naprawdę bezpiecznej odległości od  puszkowo  - kotowego,  jest remont onego sklepu najważniejszego, znaczy odświeżanie. Mła chciała skorzystać z okazji że jest niedaleko puszkowo - kotowego, zakup dla swojego stada zrobić  i wpadła jak ta śliwka w kompot. No bo wicie rozumicie, ten niebiewski wazon w delikatne paseczki, ze szkła należycie mlecznego, miał cenę bardzo kuszącą, znaczy kosztował jeno ćwierć stówy. Mła najpierw walczyła - A po co, a na co?- ale jak widzicie niebiewskie pasuje  do inszych niebiewskich i już wiadomo i po co i na co. Zgrzeszyłam bo przemówiła do mła wizja niebiewskich irysów, kwiatów podagrycznika i traw umieszczonych zusammen razem do kupy w tym wazonie i ustawionych pośród inszych niebiewskich szkiełek. No zgroza ! Są ciągoty które potrafię opanować i są takie, którym nijak rady dać nie mogę. Te drugie zazwyczaj wiążą się z moimi wyobrażeniami na temat co ja z tym  nowo zakupionym przedmiotem zrobię.  Jak cóś sobie wykoncypuje to cinżko mła się z wizją rozstać no i wmawianie w siebie  silnej woli i asertywności wobec wybuchów rozbestwionej wyobraźni idzie w ... tralala.

Teraz za to mła usiłuje sobie wmówić że los tak chciał bowiem Dżizaas przywiozła jej z Krety niebiewski drobiazg - muszelkę ceramiczną w morskich barwach. Znaczy  tak po prawdzie to w barwie wód opływających Kretę ( te brązy to podwodne skałki ). No  z tym niebiewskim zakupem  to u mła prekognicja znaczy  wystąpiła, mła wyczuła prezent od Dżizaasa i się starała z całych sił dostosować. Intuicyjnie. Mła przedwczoraj   tak usprawiedliwiająco  dywagowała  a tym dywagacjom przysłuchiwała  się  Ciotka Elka, która zaczęła  się dopytywać o insze przeceny. Mła skrupulatnie zeznała  co widziała i w skutek tych zeznań  musiała ruszyć  do Józka ( wybrała tego bliższego, w naszym osiedlowym centrum handlowym ) coby Ciotkę  Elkę i Małgoś - Sąsiadkę zaopatrzyć w przecenione narzuty. No cóż, magia słowa  wyprzedaż swoje robi, człowiekowi się wydawa że portfel wcale nie jest lżejszy, liczy  i wmawia sobie ile to oszczędził, he, he, he.


Szpagetka jak widzicie na załączonych obrazkach w formie. Ten cień widoczny w miejscu w którym  grzeczne i spokojne kotki mają ogonek to  narząd  do wyrażania niezadowolenia z mła i do jej poganiania. Szpagetka w dobrym  humorze ma minę jak ta na fotce obok a  ogonem to jest tak ruszane na znak władzy. Kiedy Szpagetka  leżąc na wyrku ogonuje wszystkie pozostałe koty mają nagle pilne sprawy do załatwienia w ogrodzie. Po wczorajszym ogonowaniu ( mła za wolno podawała śniadanie ) mła się starała podlizać i wpuściła do pokoju obrzydliwą muchę. Potem musiała paskudnego owada  gonić  z packą, bo Szpagetka wcale nie kwapiła się coby muszysko łowić tylko kierowniczo  na mła ryczała. Dopiero jak  mła udało się muchę pacnąć i ta za bardzo fruwać nie mogła, to  Szpagetka rzuciła się jak ta pantera i wykończyła śmieciówę.  Cały Felicjan z mojej Szpagetki wylazł! Potem  mła musiała podziwiać  bohaterstwo i smyrać pod  bródką. Po smyraniu ryk - "Wpuść  następną! ".  Mła nie śmiała odmówić,  w końcu jej kota ostatnio o sobie  wymiauczała że  jest tego... hym... marką. To przez ilość fot w necie. Podobno mła marką nie jest i nie będzie nawet jakby zdjęcia facjaty własnej codziennie zamieszczała. Szpagetka sądzi że mła nie ma ani klasy, ani urody,  ani jeszcze  paru cech które robią ze Szpagetki markę. No tak, mła już nie ma mami która by o niej pisała jaka to mła  słodka mimo parszywego  charakteru.

A tak w  to  ogóle rozbestwiony Szpageton wraca do swoich starych rytuałów i to tak w pełnym wymiarze. Poranne zaleganie smyrająco - gmyrajace ( najlepiej  bladym świtkiem żeby  mła nacieszyła się brakiem snu  o czwartej nad ranem ) to co najmniej pół godziny głaskania, cmokania i opowiadań mła o tym co jej powiedziało lustereczko w sprawie najpiękniejszej kotki świata. Ze strony Szpagutkowskiej  nie ma co prawda  kanarkowania jest tylko mruczenie i mrychanie  bo jak Szpagetka  wymiauczała  do mła - nie będzie kanarkowania dla takich którzy  nie wiadomo skąd wracają i pachną wszystkimi kotami świata.  Szpageton jest nieco zazdrosna o siostrzeńców i daje to odczuć mła i nie tylko mła. Mrutek ostatnio przeniósł się z zaleganiem na  komódkę, wymruczał do mła  że z babonem kocim  nie da się wytrzymać w jednym wyrku bo albo jest przemocowe lizactwo  ( Szpagetka wylizuje  Mrutka a on się musi poddać pokornie tej czynności, przy czym nie wolno mu się odlizać ) albo ostry wpiernicz  ( tu leżę Ja i  tylko Ja ). W  razie oporu innych kotów lub mła Szpagetka stosuje skrzek i prezentację  kikutka ( to ostatnie działa szczególnie na mła ). Mła  śmie twierdzić że z mięśniami grzbietowymi Szpagetki wszystko w najlepszym porządku bo kikutkiem wymachuje się  bardzo energicznie!

W  ogrodzie czas irysów, nie tylko  bródek. Moje sybiraczki wyraźnie cierpią, mła będzie musiała im poszukać lepszego, bardziej wilgotnego miejsca. Muszę wziąć  się na poważnie za roboty na byłym Landrynie, do wsadzenia są magnolki oczekujące na przyszopiu na oczyszczenie stałego miejsca ( długie oczekiwanie na wsadzenie żadnej roślinie nie służy ) i sporo roślin do wysadzenia i podzielenia.  Przy okazji mła przeniesie z Alcatrazu  w okolice różanki piwonie. Do Alcatrazu z kolei  powędrują niektóre  bodziszki.  Na razie jednak mła nie jest w stanie za długo przebywać w ogrodzie, straszna duchota i deszcz wiszący w powietrzu, który jednakże jakoś spaść nie może.  Podlewać trza, mła sennie przeklina Bełchatowską Dziurwę i wlecze się do  domu, starając się nie zasnąć po drodze. Po którejś tam z kolei  kawie wzmacniającej mła ożywa i znów ją do o grodu ciągnie. No i  da capo al fine, ale  na stan ogrodowych robótek  to się słabo przekłada moje  łażenie w tę i nazad - z chałupy  do ogrodu i z ogrodu  do chałupy.

Jakbyście nie wierzyli to mła sie jest gotowa zaprzysiąc że ten oto mak orientalny Papaver orientalis to  został kupiony jako ta sama odmiana co ten  łososiowy na którego nieodpowiedni coolorek  mła tak narzekała. Ta wersja  odmiany  'Prinzessin Victoria Louise' mła się podobie bardziej, płatki są delikatnie różowe, takiego maczka  to mła  mogłaby  mieć całe kępy.  Mła się wydawa że w szkółce w której kupiła obydwie sadzonki miało  miejsce jakieś  zamieszanie odmianowe, ta ładniejsza zdaniem  mła  kępa makowa kwitnie później niż łososiowa paskudka.  Mam wrażenie że to jest jednak inna odmiana. Mła knuje  jakby tu łososia wyeksmitować a różyka rozmnożyć. Musze poszukać w sieci czegoś na temat rozmnażania maków orientalnych, niby z grubsza wiem ale to jest z bardzo grubsza ( mła kiedyś kombinowała z sasankami, które też mają palowe korzenie ).


Rzecz jasna nie samym ogrodem człowiek żyje. Co prawda najmilej mła spędzać czas na przemyśleniach czy zrobienie zestawu z fioletów irysowych ( jak choćby z tych dwóch odmian z fotki powyżej plus jeszcze cóś tam ) i zgrupowanie ich w jednej części rabaty jest na pewno dobrym pomysłem ale mła zdawa sobie sprawę że  wyłączne skupienie  się na sprawach ogrodowych wcale takie dobre dla niej nie jest. Mła musi  główką ruszać nie tylko przy ogródkowaniu, garaletkę szarą trza tresować wielokierunkowo coby mła nie miała fiksacji i żeby  można było z nią normalnie porozmawiać. Mła usiłuje czytać i usiłuje cóś oglądać. Lecz idzie  jej jak  po grudzie, jedyne co mła ostatnio przeczytała oprócz kniżki o  działaniu mózgu to książka kucharska ( ponownie  Julia Child i jej francuskie przepisy ). Hym... przemyślenia z lektury?  Julia Child gotowała od lat pięćdziesiątych XX wieku, mła  po przeglądzie przepisów czuje  się trochę jak archeolog -  nie minęło sto lat a sztuka przygotowywania jedzenia jest dziś zupełnie inna. Foie Gras nie smakuje  bo cóś mało etyczne, masła ludzie nie wiadomo dlaczego się boją, za to nie obgotowujemy wszystkiego co się da bo mniej  boimy się surowizny. Bezwzględny  czas jakoś był łaskawy tylko dla ciast i deserów, ciekawe  jak długo  jeszcze będziemy się cieszyć  przepisami na słodkości  Julii Child w niezmienionej formie?  Dietetycy czyhają.

Zanim nas dopadną z nakazem diety cukrzycowej to mła zamierza się zabrać  za robienie ciasta z garaletką, tylko ponownie musi kupić truskawki.  Te na zdjęciu widoczne pożarłyśmy razem z Małgoś i ciasta nie było z czego robić. Małgoś wykazała zrozumienie w temacie niemożności wykonania wypieku bez tworzywa, w końcu miała udział w jego zniknięciu.  Mła rano musi potupać na rynek więc  idzie spać. Ciekawe o której obudzi ją Szpagetka? W muzyczniku Henry Mancini i temat z "Breakfast at Tiffany's". Muzyczka w sam raz na nocną porę.


18 komentarzy:

  1. Hue hue, i ja tam byłam,miód i wino piłam;)
    Kupowałam nowe kordły i podusie dla synusia,jedną letnią,drugą ciepłą i pościel.Skorupy jednakoż karnie omijałam zwzrokiem,natomiast nabyłam kosze;) I dywanik łazienkowy obniżony ze stówy na 25zeta.
    Wazonik szykowny,podkreśla świeżość i niebieskość irysów,ale insze kolory też się wpasują,z wdzięcznym dodatkiem białego. Szpagetka widzę Cię ćwiczy, niedługo dojdziesz do perfekcji;)
    Dobra,kawka wypita,dziś piekę chlebuś z ziarnami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła bardzo głupio w tym kierunku skręciła, absolutnie nie powinna tego robić bo kasą musi gospodarować oszczędnie. Co prawda wazon kosztował tyle co kobiałka truskawek w sklepikach kole mła ale to nie oznacza że mła może szastać forsą. Mła ma w perspektywie wizytę kontrolną Szpagetki a nie wypada Pana Dohtora naciągać, zakup środków odrobaczających dla towarzystwa, żarciucho którego się kotostwo domaga ( dobrze że perliczek wielkopolskich sobie nie życzą ) i drogi Toskanii. No i jeszcze tak prozaiczną sprawę jak rachunki do popłacenia. A mła tu wazonik!

      Usuń
  2. Ach wy! W ten sposób mogę się spodziewać, że przy najbliższej wizycie w byłym mieście wojewódzkim J.G. zaliczę Józka, kusicielki przebrzydłe. Ale co tam, w życiu trzeba mieć jakieś przyjemności. Tydzień temu udałam się porą bardzo wczesną na lokalny targ sobotni, po raz pierwszy od chyba roku, bo mi brakowało cukini sadzonki i czegoś tam jeszcze roślinnego, i wylądowałam na straganach ze szmatami i te szmaty do mnie zaczęły przemawiać głosem bardzo gromkim; weź mnie ze sobą, ja tu taka sama, biedna, nieszczęśliwa.... No i nabyłam, spodnie z czystego jedwabiu na straszliwe upały, takąż bluzeczkę i jeszcze parę innych drobiazgów. Od razu mnie się humor poprawił.
    A potem, potem to już temat na inne opowiadanie...
    A dziś na żaden targ się nie wybieram, będę się zajmować wyplataniem koszyków z drutu. Niech ktoś zgadnie po co.
    A, no i ciągle nie mamy współpracy pomiędzy telefonem a kompem, więc jeśli Taaba nadal chce wizerunki swych irysków na Pogórzu Izerskim się rozpychających wśród innych bylin, to musi mi wysłać mailem swój nr telefonu, a ja jej poślę zdjęcia na whatsapp lub sms. Takie to sprawy tajemnicze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tych buksów z jedwabiu i bluzeczki to mła zazdraszcza, mła łasa na jedwabie jak jaka XVIII wieczna arystokratka. Szmaty do mła nieczęsto przemawiajo ale jak już przemówio to strach się bać! Koszyk z drutu to pojęcie mła właściwie nieznane, co prawda Mamelon ma cóś jakby koszyk druciany na jajka ale mła się ustrojstwu nie przyglądała bo mła ma traumę po tzw. lekcjach ZPR a później ZPT.
      Co do zdjęciów to ciekawe jak Ty młą na stacjonarny te fotki prześlesz, he, he, he. Mła będzie wgapiać się w wyświetlacz tak na wszelki wypadek, jakby cud się zdarzył. Rehu, rehu. Twój komp ma się poprawić, czy Twój komp mła czyta?! Czy komp Agniechy rozumie?! I żeby mła się nie odszczekiwał jak prześladowcom z pańskiego dworu!

      Usuń
    2. Jejku, Pani na Kotach, nie masz komórki? Szczęśliwy z Ciebie człowiek.
      Jakoś dam radę z tymi zdjęciami, tylko mi się nie chce wgłębiać w temat.
      Już wolę wyplatać te cholerne druciane koszyki, chociaż paluszki mnię bolą od zaginania końcówek. Wykonałam 2 spróbne, za duże i krzywulaśne, i 12 docelowych. Starczy na dziś. Deszcz padał już 4 razy po 5 minut = 20 i mógłby jeszcze ale nie mam pewności czy przychyli się do mych próśb.
      Buziaczki!

      Usuń
    3. Mła jest bardzo asertywna jeśli chodzi o zakomórkowanie, pozbyła się komórki w roku 2006 lub 2007 i poza wyjazdami zagramanicznymi sprzętu nie używa. Mła jako dama jest dostępna tylko wówczas kiedy przebywa w swojej rezydencji ( znaczy ruinie i wspomnieniu po majątku ) a nie kiedy pieli w ogrodzie albo tacha torbę z zakupami. Mła się tak zrobiło po tym kiedy jej szefostwo dzwoniło do niej w sprawach zwłoki niecierpiących ( w ich ocenie ) podczas pogrzebu bliskich mła osób ( komórka wyciszona aż chodziła w torebce ) mimo że mła miała stosowny urlaub, a także podczas świąt. Nigdy więcej obecności on line - w pracy i nie w pracy. Wszyscy pracujący zdalnie powinni swojemu szefostwu zdrowe rachunki powystawiać za bycie on line więcej niż ustaloną w umowie o pracę liczbie godzin, używanie swojego sprzętu, rachunek za zużyty prąd, itd.. Bez litości, żeby się w dupach szefostwu nie poprzewracało bo w głowie to szefostwo bardzo często ma nieodwracalnie poprzewracane.

      Usuń
    4. Asertywność jest ważna. Ja w jej ramach wyłączam w komórce dźwięk.

      Usuń
    5. Młą komórek denerwuje nawet wyciszony, znaczy znak zniewolenia to pudełeczko. Mła nie daje sobie wmuszać np. bankowych aplikacji, itd. Bardzo swobodna postawa nie posiadać komórki. Hym... a na wyjeździe to z kolei sama wygoda.

      Usuń
    6. Komórki vel srajtfona nie miałam do marca ubiegłego roku. Żadnej. Potwierdzam, że da się bez niej całkiem przyjemnie żyć. U mnie sprzętem zniewalającym był swego czasu dawno temu domowy komputer, zapchany służbowizną. Nie mam do tej pory, choć obecnie nie przeszedłby taki numer jak służbowa praca na prywatnym. A teraz komórka nie symbol zniewolenia, uzależnie i wnerwiacz, ale zastępstwo za kompa z dodatkowym bonusem w postaci mobilności. Jak dla mnie wygoda.

      Usuń
    7. Mła się komputrowo wyżywa w chałupie więc komórka jej nie poczebna w tym miejscu, a jak mła wyjeżdża gdzie blisko to bez komórki się bardziej koncentruje na tym co ma zrobić, załatwić, kupić. Na wojażach poza granicami to komórka służy głównie mła do kontaktu z familią, odpraw, wyszukanie dojazdów. Nic ponadto. U Cię po prostu komórka robi za komputra, ot i cała tajemnica.

      Usuń
  3. Po pierwszym spojrzeniu na pierwszy obrazek uznałam że to obrazek. Udany zakup, udany prezent, niebieskości po raz kolejny udowadniają że im u Ciebie pięknie😀 Oczywiście, gdzież im tam startować do zwodniczej słodziutkiej urody Cesarzowej😀. Co do ciemnych irysów, to moim absolutnym faworytem ten z poprzedniego ogólnego posta, przedostatni. Szalenie przemawia do mnie czerwień przebłyskująca w paszczy przedostatniego. Piekielny irys😀 Ciekawe, czy są irysy z dużą jej ilością? Tej czerwieni znaczy.

    Co do wiadomego sklepu, to cieszę się że mam daleko, poprzenosili, pozamykali i wiem tyle, że jest gdzieś tam. Daleko😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakup miły ale jakie wyrzuty sumienia mła teraz ma! Nie wiem po jaką cholerę wyhodowałam sobie sumienie w tym kierunku działające, przyjemność posiadania szkiełka zatruta tym nagniotkami na sumieniu. Co do Cesarzowej to dziś podczas wizyty Cio Mary hulnęła na stół coby Mrutka zaglądającego Cio Mary do kubka z kawą pogonić. Normalnie chyża szczała! Narracja o biednej bezłapkowej kocinie już nie przejdzie z Cio Mary, a tu opieka nad kotami we wrześniu ma być przez Cio Mary sprawowana. Cio Mary stwierdziła że w ramach przygotowań uda się psychologa behawioralnego, najpierw takiego od kotów, potem takiego od ludziów. Ten ciemniak to 'Zawisza Czarny', mła będzie w tym roku sprawdzała stan kłącza.;-) Czerwonawych irysów troszki jest, ciemniejszych i jaśniejszych. Z tych ciemniejszych to 'Midnight Oil', 'Hello Darkness', 'Old Black Magic' są chyba u nas najpopularniejsze. Trochę mnie znany jest 'Czereśniowy Sad'. Z jaśniejszych czerwieni to bicolor 'Fiery Temper' przychodzi mła na myśl.
      Z wiadomym sklepem to masz naprawdę dobrze.

      Usuń
    2. Zachwyt i ranking urody oraz dopytywactwo bezinteresownie stosuję😀. Podglądałam sobie te irydowe czerwienie, fajne. Bezinteresownie podglądałam😀. W sprawie nagniotków, to wychodzę z celem "giełda - zakupy warzywne", ale ponieważ to giełda wszystkiego, to nagniotki mogą się pojawić.
      Szpagetta się zdekonspirowała! Oczywiście nie będzie tego pamiętać, i będzie ciężki wnerw na Cio Mary. Ale czego nie załatwi udawactwem, to załatwi wdziękiem, tu wszyscy polegamy.

      Usuń
    3. No wdzięk to bestia ma, Cio Mary już wczoraj buniolactwo usiłowała z nią uprawiać ( znaczy wszyło tak że Szpagutowska była po główce ciumkana, co oczywiście doprowadziło do dalszych rozbestwień ). Irysem i tak oberwiesz więc lepiej takim który Tobie się podobie.

      Usuń
  4. A wiem, że są promocje ale na razie mówię że mam jeszcze dwa przeswieradla na gumce i jakoś dam radę że zmienianiem ich. Pójdę jak już nie będzie wyjścia. W tym tygodniu już nadam jedzonko dla Cesarzovej bo już trzeba a pudełko zrobię sama. Nie da się znaleźć nic odpowiedniego. Więc zmniejsze jedno z zooplusa odpowiednio :D będzie najwyżej cała taśma użyta jako zabezpieczenie. U nas sennie ale czytam uparcie. Najwyżej jakiś serial włączę. Polecam zabójstwo Versace. Nie polecam filmu kiedy sen nie nadchodzi. Zmarnowali potencjał i bzdura wyszła z tego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła cała drży bo mus jej jechać jeszcze raz po żarło, ale postanowiła sobie że podejdzie z drugiej strony. Żeby było niepokuśnie. U nas włąśnei zaczęło lać i Szpagetka wróciła z dworu razem z dworem. Ona powarkuje na niebo a reszta stada zaczyna wtórować ( szczególnie Sztaflik i Mruciu - prześmiesznie to wygląda, bo cóś jak zapiewajło i chórek ). Mła pokazywała wczoraj Szpagi grzecznie śpiącą Cebulkę, Szpagi udawała że nie wie o co kaman i szalałą po wyrze. Mła dziś od rana na nogach dzięki kocim radościom, po trzeciej dopiero jest wypluta. Kiedy sen nie nadchodzi to nie jest fabuła dla mła. ;-D

      Usuń
    2. Nie no film masakryczny, więc szkoda czasu. Ja czasami takie post-apo lubię pooglądać. Jednak nadal kocham Walking Dead. Nikt ich nie jest w stanie przebić. A będą jeszcze zdjęcia innych śpiochów wrzucać tylko kabel do aparatu mi wcięło, więc na razie foty z fona wrzucam. Gdzieś odłożyłam jak zawsze. "Na wierzchu" i szukaj człowieku - znajdzie się jak nie będzie potrzebny.
      Ja tnę karton zaraz, ale mi tu się licytują, kto będzie spał na resztkach. Etykieta wydrukowana.
      A z tą burzą to jakaś ściema. Przeszła tylko chmura i jest duszno gorzej niż przed tym mikro deszczem.

      Koniecznie trzebaby to nagrać jak oni koncertują! Ciekawe jakby moje koty na to zareagowały! :D Koncert Szpagietki i spółki! :D

      Usuń
    3. Mła w temacie filmowym to jest w tej chwili w stanie opowiedzieć jeno o czołówkach, po czołówkach to mła zaczyna chrapanie a komp przezornie nastawiony sam się wyłącza. Z kablami i z fonami to mła rozumi, oj, rozumi. Mła do dziś jednego kabełka co jest jej potrzebny do starego aparatu nie zlokalizowała. No taki już los kabełków. Co do burzy to u nas zagrzmiało raz i to z oddali, ale za to uczciwie pada. Co do nagrań to teraz mogłaby nagrać sen zbiorowy z mało dyskretnym pochrapkiem. W czasie deszczu najlepiej przyciąć komora.

      Usuń