poniedziałek, 6 stycznia 2014

Ranek Trzech Króli

Zawsze ich lubiłam, tych trzech lepiej urodzonych. W mojej dziecięcej wyobraźni niemal dowrównywali znaczeniem aniołom, stali znacznie wyżej od wszystkich zebranych przy szopce. Szczerze pisząc to te mniejsze anioły w siermiężnych koszulkach właściwie w moim rankingu zajmowały niższą pozycję od koronowanych , tylko dwa przepięknie skrzydlate ze wstęgą z napisem "Gloria in excelsis Deo" były superaniołami ( tak było w kartonowej szopce Wujka Henryka i absolutnie znajdowało potwierdzenie w świątecznych pocztówkach ). Oczywiście było świetnie jak towarzyszyły im zwierzęta na których przyjechali - konie i wielbłąd. Trzej Królowie z wielbłądem to była absolutna ekstaza - egzotyka pod choinkę, niemal jak XIX - wieczne powieści przygodowo - podróżnicze wydawane specjalnie w okolicach Bożego Narodzenia w celach prezentowo - gwiazdkowych ( już w wieku XX a konkretnie to w 1911 wydano "W pustyni i w puszczy" - absolutny hicior mojej nieletniej Gwiazdki, zarówno w wersji książkowej jak i później w filmowej ). Niestety podły towarzysz Wiesław wykombinował że Trzej Królowie nie będą mieli swojego święta. Cóż w naszej tradycji święto istniało od dawna i jego skasowanie oznaczało okaleczenie Bożego Narodzenia. Towarzysz Wiesław zaatakował postacie stojące przy żłóbku bo samemu żłóbkowi nie mógł dać rady. Parę lat temu prezydent Łodzi, ekonomista dyplomowany, co to zupełnie ma inny światopogląd od mojego, wywalczył przywrócenie święta ku zgrozie innych ekonomistów.

Że też ekonomiści nie wyliczają porządnie ile nas kosztuje marnowanie pieniędzy przez rządzących - etatyzm, biurokracja i nepotyzm, te trzy wielkie grzechy polskiej polityki gospodarczej! Te protesty przeciwko "kolejnemu dniu wolnemu od pracy", to "świętujemy najdłużej w Europie", mylenie wydajności pracy z godzinami spędzonymi w zakładach czy urzędach tylko mnie utwierdziło w moim poglądzie że mam do czynienia nie tyle ze słusznym gniewem ekonomistów co raczej z wrzaskiem ekonomów! Ja cieszę się że przywrócono to święto tak wrosłe w tradycję. Podłe knowania towarzysza Wiesława na nic się zdały, równowaga "szopkowa" została przywrócona. Jedno z najstarszych chrześcijańskich świąt znów trafiło do kalendarza obrzędowego. Drzewiej to dopiero od święta Epifanii zaczynał się karnawał ( Sylwester był wówczas w miarę spokojnie obchodzony w rodzinnym gronie, bale sylwestrowe w polskiej tradycji to nie jest znów tak stara sprawa ). Pamiętam też czasy kiedy tzw. chodzenie po kolędzie zaczynano dopiero od Święta Trzech Króli, współcześnie kolędowanie zaczyna się ekspresowo po Bożym Narodzeniu. Jedno co zostało z czasów mojego dzieciństwa to jest rozpoczynanie w dzień Trzech Króli kolędowania amatorskiego czyli tych wszystkich pochodów z gwiazdą betlejemską, dziwnymi zwierzętami, diabłami i aniołami, Herodami i "zwykłymi pastuszkami". W dużych miastach tradycja zanika, w małych ośrodkach jeszcze unoszą się kolędowe pienia, które kończy dopiero święto Matki Boskiej Gromnicznej.

Święto Trzech Króli szczęśliwie nie uległo komercjalizacji, nie dobija go też przymus "absolutnego tradycjonalizmu", który czyni z polskiej Wigilii z jednej strony wyjątkowe rodzinne święto a z drugiej skojarzony z konsumpcjonizmem i brakiem wyobraźni tę rodzinną świąteczność dobija. W marketach człowiek nie jest nagabywany przez stada Kacprów, Melchiorów i Baltazarów usiłujących wprowadzić "świąteczny nastrój", żadnych kolęd polskich nasze ucho w centrach handlowych nie usłyszy - globalne sieci handlowe przygotowują się już do następnego Święta Handlowca jakim jest Valentine's Day. Można zatem odetchnąć z ulgą i świętować jak się komu podoba dzień w którym bóstwo objawiło się światu. Ja zamierzam się pocieszyć jeszcze trochę bombkami zanim tradycyjnie nazajutrz po święcie rozbiorę moją futurystyczną choinkę i namówić Dżizaasa na upieczenie rogalików z migdałowym nadzionkiem ( ciasta z migdałami kojarzą mi się z królewskim świętem ). O ile pogoda dopisze przelecę się też oblookać szopkę ( dziecko we mnie drzemie ), posłucham starych polskich kolęd i kto wie czy nie skuszę się na oblookanie jednej ze sztuk mistrza Willa z cyklu firmowanego przez BBC. "Wieczór Trzech Króli" jak najbardziej paszący, he, he, choć najprawdopodobniej włączę jednak tradycyjnie ( każdy ma swojego Kevina ) "Shaekspeare In Love" jedyny film w którym Ben Affleck "zagrał" ( dla mnie i dla Dżizaasa to Pan Kłoda bo gra jak drewienko ).

Żeby było już całkiem tradycyjnie to powinnam ranną porą obejrzeć jakiś taki wspominkowy film, najlepiej to dziełko pod tytułem "Bajka o Mrozie Czarodzieju", żeby mi się świąteczne klimaty dzieciństwa przypomniały. Teraz troszkę o obrazkach upiększających ten wpis. To stare polskie pocztówki świąteczne zaprojektowane przez jednego z moich ulubionych ilustratorów książek , Jana Marcina Szancera. Ten człowiek uczynił święta mojego dzieciństwa czymś wyjątkowym. Najmilszym prezentem jaki mogłam otrzymać były książki z jego ilustracjami. Do dziś je posiadam, nijak nie byłam w stanie pozbyć się tych książczydeł z mojej biblioteki ( przegląd czytadełek pani starszej niejedną i niejednego mógłby wprawić w zdumienie, he,he ). Rysunki Szancera, piękne, eleganckie i bardzo stylowe powodowały szybsze bicie kolekcjonerskiego serducha. Podobały mi się zarówno te potraktowane akwarelą jak i "czyste" czarno - białe prace mistrza. Namiętnie zdobywałam pocztówki z ilustracjami z bajek, historia Kopciuszka, Jasia i Małgosi ( najbardziej elegancka Baba Jaga jaką widziałam ) czy przegląd krasnoludków z bajki o Sierotce Marysi do dzisiaj leżą na jednej z półek babcinej biblioteczki ( bezczelnie przeze mnie wykorzystywanej jako serwantka ). Od czasu do czasu przy okazji odkurzań zaglądam do tych skarbów i cieszę się nimi - wspominki mninionego świata. A jak minie już Święto Trzech Króli to będę karnawałować, znaczy namówię Dżizaasa na ekscesy kulinarne. Mam szczwany plan dotyczący faworków i róż karnawałowych!

1 komentarz: