czwartek, 25 września 2014

ראש השנה - Rosz ha Szana czyli Szczęśliwego Nowego Roku 5775!

Wróciłam świeżutko z jesiennej Pragi. Jesienna Praga to między innymi jesienne żydowskie święta obchodzone w  w najstarszej w mieście synagodze Staronovej. Właściwie  to jedynej starej synagodze w Pradze spełniającej  funkcję świątyni. Świątynia  baaaardzo stareńka bo  zbudowana w  roku 1270. Jest  najstarszą czynną synagogą w Europie. Skąd  taka  dziwna nazwa?  Kiedy w XVI wieku w Pradze zaczęły powstawać nowe synagogi, trzeba było jakoś nazwać tę romańsko - gotycką budowlę a ponieważ istniała jeszcze wówczas  tzw. stara synagoga, która była starszą budowlą, to budynkowi z końca XIII wieku nadano taką dziwną nazwę. Według legendy  kamienie z których  jest zbudowana synagoga Staronova zostały przeniesione przez anioły po zburzeniu Świątyni  Jerozolimskiej   i czekały w Pradze na pojawienie się dzieci  Izraela. Nie wiadomo  jak długo Staronova postoi  jeszcze w Pradze bo wraz z nadejściem  nadal oczekiwanego przez wyznawców judaizmu Mesjasza, ma ponoć  z powrotem  odfrunąć w kierunku Jerozolimy. Taka mistyczna fruwająca  synagoga to możliwa  tylko w  Pradze na  Josefovie. W tej części  Pragi nie takie cuda się widziało. W końcu  na strychu Staronovej spoczywa unieruchomiony Golem ( stanowczy zakaz wydany w XVIII  wieku przez jednego z największych  uczonych w piśmie zakazuje członkom kahału czyli wspólnoty wyznawców,  wypraw na tajemniczy strych ). Co prawda bezczelnie nic nie robiący sobie z zakazu "szalejący  reporter"   Egon Edward Kisch  podstępem  dostał się na strych i nikogo ani niczego tam  nie znalazł ale to wcale ponoć nie dowodzi że Golem w górnych partiach synagogi nie pomieszkuje. A to dlatego że z  tym  unieruchomieniem  Glinianego  Luda ( choć jego imię tak naprawdę tłumaczyć należy jako  Nieukształtowany lub Niedorobiony ) to chyba jest coś tak nie tego, bo widuje się niekiedy Glinianego przy grobie jego stwórcy, rabbiego  Jehudy Löw ben  Bezalel. Może  po prostu Kisch przeszukiwał zakazany stryszek w czasie kiedy  Golem akurat był wybyty? Ha! Największym jednak cudem mistycznego Josefowa jest fakt że jego stare  synagogi  nie odfrunęły w czasie okupacji hitlerowskiej w niebyt . Większość  starych synagog  Żydów aszkenazyjskich nie miała  tyle szczęścia, wysadzano je  masowo i w wielu miastach europejskich nie został nawet ślad po miejscach kultu ich  żydowskich mieszkańców.
W czasie świąt synagoga  Staronova  ożywa nie tylko za sprawą zwiedzających  wycieczek, na ulicy widać czarne surduty i zakapeluszowanych panów niosących  tałesy. Znak czasu to widok policji  sprawdzającej dokumenty osób chcących  wejść do synagogi na nabożeństwo, te  tłumaczenia kogo zna  a kogo nie zna  rabin, zaproszenia  i potwierdzenia, przeszukiwania torebek - wszystko ponoć konieczne ale jakoś burzy świąteczny nastrój. A święto przecież  radosne, Rosz  ha  Szana to żydowski  Nowy Rok. Święto upamiętnia  stworzenia świata, który jak  wiadomo trwa już nam 5775 rok. Co prawda żeby za słodko nie było w nowym roku, zaraz na początku trzeba zrobić bilans postępowania czyli przypomnieć  sobie dobrutki i grzeszki, wzloty i upadki. Tak na  wypadek Dnia Sądu. No i pokutować  dzielnie  - Jamim Noraim - aż do dnia Jom Kipur, bo wtedy mamy szansę że  zostaniemy odnotowani w kalendarzyku Najwyższej Zwierzchności jako osobniki nie szkodzące zbytnio światu i  tzw. Wielkim  Zamysłom.  Jak zasłużymy i znajdziemy się w kalendarzyku to jeszcze pożyjemy, jak stosowaliśmy Roundup  to kto  wie jak  to z tym wpisem i pożyciem będzie, he, he. Życzenia "Abyście byli zapisani na dobry rok" zawsze dobrze złożyć, co niniejszym czynię.


Święto Rosz ha Szana trwa dwa dni, jednym z obrzędów z nim związanych jest dęcie w baranie  rogi zwane szofar, stąd  polska  nazwa tego święta   - Święto Trąbek. Dęcie w rogi towarzyszy  specjalnym świątecznym modlitwom Musaf. W niektórych ortodoksyjnych gminach praktykuje się też obrzęd taszlich , takie symboliczne strząsanie do wody swoich grzechów.  Obchodzenie świąt jak na obrazie Aleksandra Gierymskiego, to jak mówią Czesi  - "To se ne vrati", choć oni nie zabarwiają tego powiedzonka nutą sentymentu ( właściwym tłumaczeniem tego zwrotu  jest raczej "to się nie opłaca", he, he ). Ja tam sentymentalnie patrzę na rzeczne nabrzeże i świętujących polskich Żydów i wspominam Rosz  ha Szana spędzone  na praskim Josefovie. l'shana tova tikatevu wszystkim!

2 komentarze:

  1. Bardzo miłe wspomnienia wywołałaś, ostatnio często myślę o powrocie do Pragi, no i Josefova. Byłam tam latem, wyobrażam sobie, że jesień jeszcze piękniejsza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Praga jest piękna o każdej porze roku, do takiego wniosku doszłyśmy z Mamelonem. W związku ze związkiem też myślimy o ponownych odwiedzinach tego miasta. Zamierzamy solidnie przedeptać Hradczany z okolicami ( prawą część Pragi, przedeptaną wszerz i wzdłuż sobie tym razem odpuścimy ). Mamelon coś tam co prawda lekko bredzi o możliwości lepszego przyjrzenia się biżuterii w stylu Art Noveau ( pokłosie po oglądanej wystawie w Obecní dům ) ale secesyjną stronę Pragi zastąpimy innym klimatem. Zamierzam zderzyć Mamelona z dziełami Arcimboldo.

    OdpowiedzUsuń