sobota, 17 grudnia 2016

Sezon ogrodowy 2016 - podsumowanie


Kiedy rzeczywistość skrzeczy uciekam  do ogrodu, choćby  tylko wirtualnie. Dziś wpis wspominkowo - podsumowujący. Jaki to był ten ogrodowy sezon w 2016 roku?




Wydaje mi się ze nie był taki zły, pogoda była znacznie bardziej  dla Alcatrazu  i okolic  łaskawa niż w  sezonie 2015. Owszem bywało suchawo, ale szczęśliwie nie było w tym roku ekstremalnych upałów czy długotrwałych bezśnieżnych mrozów, mających wpływ na stan roślin. Oczywiście że mogło być lepiej, no ale straszliwych powodów  do narzekania nie mam. Po mojemu to oceniam ten rok pogodowo na taką solidną czwórkę,  z "małym minusem" z powodu wrześniowej suszy. Sezon rozpoczął się dość  wcześnie,  już w połowie marca wczesnowiosenne rośliny cebulowe i pierwsze wiosną kwitnące byliny ukwiecały na całego Alcatraz. W tym roku szczególnie cieszyłam się z przylaszczek dzielonych i rozsadzanych w  poprzednich sezonach, żadna  z podziałkowych roślin nie wypadła i powoli zaczyna spełniać się moje małe marzonko o przylaszczkowej "łączce". Cieszę się tym bardziej że przylaszczki odmianowe kiedyś wydawały mi się niezwykle rarytetnymi roślinami a tu proszę rosną sobie bezproblemowo. Co prawda nie uprawiam  przylaszczek japońskich, wtedy to stres zimą miałabym jak w banku ( znaczy o ile bank nie byłby  bankiem z siedzibą oddziału na Cyprze ), to jednak delikatesy są. Ale uprawiam za to mieszańce z pirenejską "krwią" i  przylaszczki transylwańskie, bardziej stresogenne od  pospolitych  i mniej pospolitych nobilisek.

Oczywiście  nie wszystko  kwitło tak  jak  sobie  to wymarzyłam, handelek cebulowy jak zwykle przygotował dla ogrodu  parę zaskoczek. Zamiast śnieżyczek i śnieżników pojawiło się stadko puszkinii, Galanthus woronowi  okazały się być cebulicami syberyjskimi a szafirki o białych kwiatach zakwitły kwiatami w  kolorze blue ( no ale  trzeba przyznać że w delikatnym, jasnym błękicie ), jednak bardzo okrutnych niespodziewanek w "dziale cebulowym" nie było. W tym roku jesienną porą postanowiłam sprowadzić cebulki drobnicy wiosennej z pewniejszego niż nasze hurtownie źródełka i mam nadzieję w przyszłym sezonie wreszcie cieszyć się większą ilością gatunków i odmian śnieżyczek. Trochę to smętne że musiały przyjechać do mnie z Holandii a nie z polskiej uprawy, ale co zrobić - drobnica cebulowa nie jest tak efektowna jak wielkokwiatowe tulipany czy narcyzy, w Polsce co ciekawsze rośliny drobno cebulkowe  zdaje się są uprawiane jedynie amatorsko. A mnie się właśnie ta  drobnica  wiosną z cebulek wyłażąca podoba najbardziej z wszystkich wiosennych cebulowych. Na żadne cebulowe  cymesy, nawet hiacynty i narcyzy cudno odmianowe  tak nie czekam jak na te pierwsze cebulaczki.





Zawiodły w tym roku odmianowe ciemierniki o dubeltowych  kwiatach, kwitnienie jakieś tam było ale nic specjalnego wywołującego och i ach na Ciemiernikowszczyźnie się nie objawiło. Za to całkiem nieźle dawały sobie radę siewki od Marka i śliczne ciemierniki wschodnie o kwiatach zbliżonych  do tych porastających górskie zbocza  we wschodnich Karpatach,  zalesione bukami jak należy.  Przyznam się że dla mnie  to właśnie te zbliżone do dziczyzny ciemierniki a nie ich  krewniacy o bardziej  "ogrodowym" wyglądzie stają się największymi gwiazdami Ciemiernikowszczyzny. Z roku na rok  ich kępy robią się coraz większe  i ilość kwiatów która jest przez nie produkowana nie pozwala koło takiego kwitnącego zjawiska przejść obojętnie. Planuję ekspansję Ciemiernikowszczyzny na  inne rejony Alcatrazu ( siewek mam od groma, tylko wsadzać na miejsca docelowe i oczekiwać cierpliwie na pierwsze kwitnienia, mogą się trafiać urocze kwiaty, całkiem sporo  różnych ciemierników u mnie już rośnie ).  To jeden z pożytków z obecności mrówek w ogrodzie, zawsze staram się sobie przypomnieć te ich zasługi dla Alcatrazu kiedy mam z nimi boleśnie do czynienia ( koty i ja nie jesteśmy fanami kochanych  mróweczek, ciężko jadowite potwory w Alcatrazie pomieszkują ).

Prawdziwą niespodziewankę wiosną tego roku zrobiły tulipany. Różne  takie starocie, o których sądziłam już  że dawno temu na tyle  głęboko ich cebule wlazły w glebę że nie będą zdolne  do pokazania nie tylko kwiatów ale nawet liści nie wyprodukują. Całkiem niespodziewanie i dość licznie pojawiły  się w Alcatrazie. Ze względu na to że spora ich część pojawiła się tam gdzie nigdy tulipany nie były sadzone ( stare apeldoorny ) zaczęłam podejrzewać jakieś samosiewy albo srocze działania. Cięłam te  tulipanowe  kwiaty bez litości, zapełniały  wazony w domu bo w ogrodzie sztywne i uroczyste wyglądały trochę nie tego, jak  bohaterowie nie tej bajki. Po cienistej stronie Alcatrazu rozrastały się całkiem nieźle w tym roku cienioluby, najszybciej ruszyły odmianowe konwalie ( dwa, trzy lata przyrastały tak sobie a teraz to tak z  kopytka ), nieco wolniej rozrastają się disporpsisy i parniki. Niestety cóś się porobiło z ułudką kapadocką, co prawda  żyje ale co to za  życie - biedaczyna ledwie dycha. Nie było też w tym roku zarąbistego kwitnienia niezapominajek, owszem nieco kępek się pojawiło ale kudy tam do "normalnych" majowych widoków. Moim zdaniem  winę za ten stan ponoszą ubiegłoroczne upały, młode siewki zeszły w olbrzymiej większości z powodu wysuszenia.



Irysy w 2016 - było w miarę, mogło być znacznie lepiej ale przesadzanie nie w terminie zrobiło swoje.  Moja ulubiona kategoria SDB osiągnęła musztardowo - oliwkowo - niebiesko- fioletowe szczyty, Ciotka Elka miała załamkę nerwową z powodów estetycznych.  W tym roku nie zrobiłam zakupów w Mid - America, co ponoć zaoszczędziło mi nerwów ( Robert walczył z urzędasami a potem uzdrawiał kłącza ) i nie odwiedziłam Irysowa ( za co serdecznie przepraszam, nie złożyło się ). Nie oznacza to jednak że nie było nówek, poprzesadzałam wcześniej kupione irysy, które debiutowały kwiatami dopiero w tym roku. Nie wszystkie się jeszcze odliczyły, czekam np. na kwitnienie sprowadzonej z Hameryki odmiany 'Nosferatu' i nie tylko jej ( podziałkowe kłącza niektórych hamerykańskich  zakwitły już  w Irysowie a u mnie nadal  tylko przyrastanie ). Jednak jestem pełna nadziei że przyszłoroczne kwitnienie SDB to będzie właśnie to, szaleństwo  irysowe, karłowaty  kolorowy zawrót głowy i w ogóle. Podobnie  wielkie nadzieje mam kiedy myślę o  irysach IB i TB, oczami  duszy widzę te łany  wśród zaczynających się kłosić ostnic i czekających na kwitnienie kuliście ostrzyżonych lawend. Jak zwykle irysowe marzenia, będzie dobrze jak połowa się ziści.



Sezon 2016 nie należał jednak do irysów bródkowych, to był rok w którym w Alcatrazie na podwórku pojawiły się masowo azalie, róże i lawendy. Azalie zasiedliły Alcatraz, natomiast róże i lawendy rozpełzły się po podwórku. Azalki i róże to krzewy do których mam słabość od dawna, lawenda to krzewinka w której tak naprawdę dopiero  w tym roku się zakochałam. Pasuje do podwórkowych szałwiowo - perowskiowych nasadzeń, nie jest jakoś specjalnie wymagająca i niemal  cała pachnie. Czego chcieć więcej? Azalki w Alcatrazie jak na razie przyrastają tak sobie, ale całkiem nieźle kwitną i oczekuję  że w ciągu najbliższych lat pokażą się z jak najlepszej strony, czyniąc Alcatraz w maju i październiku ogrodem w którym warto dłużej  przebywać. Róże mają tempo wzrostu znacznie szybsze niż azalkowe, niektóre krzewy osiągnęły w tym roku swoje "dorosłe"  wymiary. Sporo róż powędrowało w tym sezonie z Alcatrazu na podwórko, śmiem twierdzić że piochy zdecydowanie lepiej służą  większości uprawianych przeze mnie róż niż cięższa  i zasobniejsza  gleba Alcatrazu. Dokupiłam też nowe krzewy róż, głównie stare, historyczne odmiany, trochę  "dzikunów" i dwie czy trzy  austinki. Lubię różankowanie, choć nie jest to bezstresowa uprawa  roślin. No ale tak się jakoś składa  że u mnie prawie żadna uprawa nie jest bezstresowa, podejrzewam że  łąkowe klimaty , które zafascynowały mnie w tym roku też spowodowałyby u mnie mały stresik  ( czy już kosić czy jeszcze nie i inne dylematy ).




To byłoby  właściwie na tyle jeśli  chodzi o sezon ogrodowy 2016, wielkich zmian i brzemiennych w skutki ogrodowe decyzji w tym roku nie było. Realizuję wcześniejszą koncepcję  "uleśnienia" Alcatrazu i "zaogrodowania" podwórka.  Jakoś to idzie powolutku do przodu, prace ogrodowe w końcu trwały  jeszcze w listopadzie a parę dni temu wreszcie na swoje miejsce docelowe trafił wykopany w zeszłym  roku głaz narzutowy ( przy transporcie mało nie przeważył transportera, dociążanie  było i w ogóle ). Znaczy sezon ogrodowy 2016 był wyjątkowo długi ( po prawdzie dlatego że październik był zbyt deszczowy na ogrodowanie ).




8 komentarzy:

  1. Fajna i szczegółowa relacja, aż trudno mi się odnieść do całości. Więc tylko wyrywkowo będzie: ciemierniki, tak, to jest strzał w 10. U mnie również bezproblemowe, mimo (podobno, przynajmniej wg pana Helliga ;-) ) kwaśnego podłoża. I też pojedyncze, a zwłaszcza siewki pojedynczych. Zastępują cebulowe, które u mnie są bardzo krótkowieczne i ostatnio jakoś straciłam parę do odnawiania nasadzeń.
    A przylaszczka siedmiogrodzka u mnie właśnie jest tą najbardziej odporną ze wszystkich - co zresztą potwierdza literatura. Nobiliski rosną powoli, nowo posadzone wypadają, acutiloba (tę mam od zawsze, tylko nie byłam świadoma, że onaż to, onaż) daje radę, ale nader powoli jej to idzie, a "drakulka" rośnie sobie, przyrasta i kwitnie w chyba najmniej korzystnym miejscu, z punktu widzenia przylaszczkowych wymagań. I bądź tu mądry, ogrodniku...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też mam zawsze problem z podsumowaniem Alcatrazu jako całości, Alcatraz taki wielowątkowy jest i to pewnie przez to. W przyszłym sezonie powinno się nieco ruszyć i Alcatraz zrobi się bardziej jednolity, umówiłam już panów do robót ciężkich ( przecinki, wycinki i docinki ). Czekam jak przyjdą młodą wiosną i widok byłego oczka ich rozłoży, he, he ( tam, też się szykuje praca z tych ciężkich ). Ciemierniki rosną jak im się podoba, żeby tak zgodnie z książkowymi mądrościami chciały to byłoby prościej miejsc docelowych im szukać. Ale miejsce docelowe to coś więcej niż tylko gleba, cieniek i takie tam. Klimacik ciężko stworzony gady lubieją. Przylaszczek też to dotyczy. Ha, a tak w ogóle to w przyszłym roku nastawiam się na paprociumy i inne epimedia, takowe klimaty w Alcatrazie będą królować.

    OdpowiedzUsuń
  3. no widzisz, jaki pozytywny wpis? Jako i ja, jak przejrzałam i posegregowałam zdjęcia z sezonu, to czuję satysfakcję, moc i motywację :-) Podsumowania są widać potrzebne.
    Post długi niczym sezon ;-) I o ileż ten sezon lepszy od 2015, tamtą jesienią ogrody wyglądały żałośnie, w tym jesienne deszcze dały nadzieję na piękną wiosnę. Kaliny wonne i jaśmin jeszcze nie zakwitły, czekają spokojnie, będzie dobrze.
    Widzę, że i poważne plany są, przycinanie i co z oczkiem w ogóle?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podsumowanie czasem ratuje jestestwo, zwłaszcza wtedy kiedy jakiegoś strasznego babola życiowego się nie uwaliło. Tfu, tfu, tfu - ten rok był w miarę udany. O gryplanach ogrodowych napiszę w styczniu, kiełkuje we mnie parę pomysłów, mam nadzieję że nie rozwalą mi klaty jak ten ósmy pasażer Nostromo.;-)

      Usuń
  4. A czy cyklameny okrywasz na zimę? Marzy mi się podszyt z cyklamenów, ale boję się, że nie dadzą rady bez okrycia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie okrywam, liście opadłe z drzew trochę okrywają ale bez przesady. Kiedyś strasznie drżałam o cyklameny, potem mi przeszło wraz z ich rozsiewaniem się w różnych miejscach. Okazały się znacznie bardziej odporne na warunki klimatyczne centralnej Polski niż sądziłam. Inna rzecz że w mieście jest zawsze trochę cieplej niż poza miastem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja mam słabość do twojego ogrodu :D Nie mogę zrobić podsumowania bo dwa lata temu była okropna susza i nie da się porównać do niej niczego a rośliny nadal dochodzą do siebie. Nawet dzisiaj przy śniadaniu rozmaiwałam z mężem, co by tu zrobić aby je wzmocnić, może Ty mi coś podpowiesz? Ale napisz proszę u mnie bo tutaj się odpowiedź może zagubić.
    Może jakiś uniwersalny nawóz?

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobra, przylezę z tymi radami do Ciebie.:-)

    OdpowiedzUsuń